sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 13







                          Alice

    Siedziałam na ganku obok domu, patrząc na ludzi, którzy chodzili spiesząc się do pracy albo w inne ważne miejsca. Było czerwcowe popołudnie, wiatru prawie nie było, robiło się coraz bardziej gorąco. Z oddali ledwo było słychać ptaki, samochody je praktycznie zagłuszały. Co prawda tutaj nie ma dużego ruchu co mnie bardzo cieszy, inaczej bym zwariowała, nie wiem jak Emma może tam wytrzymywać. Nie poznałam jej co prawda tak dobrze, ale jest całkiem fajną dziewczyną, nie zrzędzi tyle co rodzice. Czekałam, aż Bonnie skończy przygotowywać zaklęcie, moja moc się nie do końca unormowała dlatego postanowiłam poprosić ją o pomoc, była początkowo przeciwna, ale się zgodziła. Musimy stworzyć jeszcze portal do naszego świata, wrócić i jeśli Sharon tam jest to ją powstrzymać. Tak myśląc nie usłyszałam otwieranych drzwi, poczułam delikatne dotknięcie na ramieniu. Obróciłam się i zobaczyłam Damona, który patrzył na mnie zamyślony jakby chciał wiedzieć o czym myślę.
- Bonnie mówi, że możesz już przyjść - powiedział, a ja spuściłam wzrok i szybko wstałam wchodząc zaraz do środka nie oglądając się. Miałam za dużo myśli na raz, powrót do domu, powstrzymanie Sharon, znalezienie pierwotnej i jeszcze teraz do tego coś...nie wiem...coś co jest między mną a Damonem.
Bonnie stała po środku salonu a przed nią na stoliku były potrzebne przedmioty i mikstura, zauważyłam też Stefana i Kola, którzy siedzieli z boku obserwując to co się dzieje.
- Gotowa ? - spytała mnie mulatka, skinęłam głową dając jej do zrozumienia że możemy zaczynać.

     Wylała miksturę na mapkę, która przedstawiała miasteczko, w którym się znajdowaliśmy. Złapałam ją za ręce i zaczęłyśmy odmawiać zaklęcie. Czułam przepływ energii, który przechodził między mną a mulatką, płyną z dłoni aż do każdego fragmentu ciała. Otworzyłam oczy i ujrzałam iskierki lecące z naszych dłoni na mapkę, a mikstura zaczęła tańczyć na papierze, stopniowo wzrastała w górę tworząc jakby sopel i nagle się się rozpłynęło po całej kartce, przerywając zaklęcie.
- Udało się ? - spytał Kol wstając i podchodząc bliżej.
Spojrzałyśmy po sobie z czarownicą i pokręciłyśmy zaprzeczając. Niby to zaklęcie powinno się udać, powinno nam wskazać drogę albo cokolwiek.
- Wasza matka chyba bardzo nie chce, żebyście ją odnaleźli - bąknęła Bonn, czułam jak jednak się z tego cieszy. Musiała ta pierwotna nieźle zaleźć im za  skórę. Usłyszałam kroki dochodzące z korytarza i po chwili do salonu wszedł mój braciszek.
- Drzwi były otwarte - powiedział z uśmiechem, jakby to usprawiedliwiało tego pajaca wchodzić bez pukania. Ja nie wiem jak Stefan go znosi, tylko się uśmiechnął do niego, ja go bym pewnie zabiła za to , aż się uśmiechnęłam.
- Jak widzę coś chyba nie wyszło z waszym zaklęciem - spojrzał na mapkę, drapiąc się za uchem.
- Jakiś ty domyślny - mówiąc przewróciłam oczami - musimy znaleźć inne wyjście.
- Zaklęcie przerwało, dobrze je robiłyście ? - zamachał rękami jakby czarował.
- Nie kurwa, mam pięć lat i nie wiem jak się to robi, a jak myślisz pacanie ? - uśmiechał się do mnie szeroko, rozkładając ręce.
- No no sistra, gdyby rodzice to słyszeli to miałabyś szlaban. Dobrze, a teraz bez żartów, pamiętasz jak się dostaliśmy do krainy czarów ? - usiadł na skraju sofy spoglądając na mnie to na mapę.
- Will !! Jesteś geniuszem !! - rzuciłam mu się na szyje ze śmiechem.
- Wiem, to dlatego ja będę rządzić a nie ty - pstryknął mnie w nos.
- Może nas oświecicie ? - powiedział Damon, dopiero po raz drugi tego dnia na niego spojrzałam i znowu poczułam te mrowienie w całym ciele. Musze się uspokoić, natychmiast, czułam, że to się stanie widoczne to co się ze mną przy nim dzieje.
- Zaklęcie w sumie zadziałało - podeszłam i złapałam kartkę, pozwoliłam by cała ciecz spłynęła na podłogę. Zostało parę plam, położyłam kartkę ponownie na stole i wyciągnęłam dłoń nad nią.
- Nimitris omnim - szepnęłam i plamy zaczęły znikać - Kraina czarów była przez wiele lat ukryta między innymi światami, zaklęciem, które je maskowało. Cały czas była w tym samym miejscu, tylko niewidzialna i nie możliwe było wejście oraz wyjście z niej.
Gdy skończyłam mówić, zaklęcie usunęło wszystkie plamy z wyjątkiem jednej, która znajdowała się na obrzeżach miasta.
- Udało ci się - szepnęła mulatka uśmiechając się do mnie - no to teraz pierwotni sobie sami poradzą.

    Spojrzałam na Kola, który podszedł i spoglądając na mnie wziął mapkę w dłonie. Zaczął się przyglądać miejscu wytyczonego przez zaklęcie a mnie naszło dziwne uczucie, czułam jak serce mi lekko przyspiesza i się po chwili uspokaja, gdy podejmuje decyzje.
- Pomogę wam odzyskać siostrę  - zdziwiony na mnie spojrzał z uśmiechem i skinął głową.
- Alice jesteś tego pewna ? - pytał całkiem poważnie mój brat podchodząc - dopiero cię odzyskaliśmy a teraz znowu walka, nie mogę cię stracić po raz drugi.
- Wiem, obiecuje nic mi się nie stanie. I wiem w jaki sposób  to zrobimy a Sharon mogła ją pokonać , ale zwyczajnie oszukała twojego brata. Ona nigdy nie dotrzymuje słowa, coś o tym wiemy - mój wzrok przesunął się z pierwotnego na brata.
Oboje daliśmy się nabrać na jej obietnice jak byliśmy dziećmi, ja bo dałam się nabrać na przygodę z daleka od domu a Will chroniąc mnie. Sharon potrafi wytworzyć dla nowo poznanych osób dobry obraz swojej osoby i zapewnić swoją wiarygodnością.



                     Nibylandia

     Snow i Ruby siedziały między skałami całe pokryte w błocie wymieszane z różnymi śmierdzącymi substancjami. Spoglądały na ogry, które cały czas tarasowały im drogę.
- Myślisz, że nam się uda ? - pytała Ruby pełna obaw - mogę spróbować zmienić się w wilka.
- Damy radę, a ty nie możesz, nie pamiętasz już jak się to skończyło ostatnim razem. Nie będziemy tak ryzykować - odpowiedziała jej wstając i dała znak by wyruszyć.
Szły tak powoli ciągle spoglądając na ogry i będą w pełni gotowymi do ataku. Serce biło im kilka razy szybciej i mocniej. Ogry jakby ich nie zauważały zbierały z ziemi  różne rzeczy, obwąchując je i wyrzucając te potencjalnie nie potrzebne dla nich. Snow stąpała ostrożnie prowadząc za sobą przyjaciółkę, nagle jeden z ogrów zatoczył się tak, że musiały się cofnąć parę kroków, aż wpadły na innego, który zawył spoglądając na nie.
-Mamy problem, biegnij ! - krzyczała Snow wyciągając łuk i strzelając do nich. Ruby ledwo się wymknęła spod wielkich łap jednego z ogrów. Biegły co sił w nogach, przez las starając się zgubić ogry, jednak zaczynały je doganiać. Snow już nie miała czym strzelać, wydawało się, że nie mają wyjścia i zostaną złapane. Obie były gotowe do walki wręcz, z każdą sekundą czuły zbliżającą się walkę.
Jeden z ogrów był tuż za nimi, odwróciły się by walczyć, ale w dosłownie tej samej sekundzie błysnęło fioletowe światło mocy, które powaliło ogra na kolana. Nastąpiło lekkie trzęsienie ziemi i zobaczyły idącą w ich stronę Reginę.
- W samą porę - szepnęła Snow, gdy ta do nich dołączyła z uśmiechem.
- Co byście beze mnie zrobiły - powiedziała trafiając mocą kolejne ogry, które ogłuszyła - lepiej się stąd zmywajmy.
- Widziałaś innych ? - spytała ją Ruby, gdy biegły nie odwracając się.
- Gdybym widziała to nie byłabym sama, znając księcia pewnie ruszył już na plaże myśląc, że nas tam znajdzie, więc się pospieszmy.
  Biegły przed siebie, czując się bezpiecznie i starając się zapanować nad bijącymi mocno sercami. Snow czuła, że jest coraz bliżej odnalezienia swoich dzieci. Nie mogła się poddać, nie teraz, zrobi wszystko dla swojej rodziny. Zrobi wszystko by ich odzyskać, nie mogła stracić ich po raz kolejny.


                       Alice 


     Jechałam razem z Willem samochodem pierwotnego prosto w wyznaczone miejsce. Siedząc z tyłu rozmyślałam jednak o Damonie, ten arogancki wampir ma coś w sobie. Próbowałam go wyrzucić i skupić się na tym co mam zrobić, ale niewiele to pomagało.
- Skup się - nakazałam sobie w myślach.
Muszę rzucić zaklęcie ujawniające dom a następnie wyprosić Ester na zewnątrz, Kol zajmie się swoją siostrzyczką a jego matką głównie ja. Wysiadłam z auta jak już byliśmy na miejscu i przeciągnęłam się rozprostowując każdy mój mięsień. Już chciałam coś powiedzieć, gdy nagle nadjechało duże czarne auto od razu wiedziałam kto to.
- To jaki mamy plan ? - spytał Damon dochodząc do nas, a za nim szedł jego brat uśmiechając się do mnie ciepło, odwzajemniłam go a Damon tylko na mnie spojrzał a następnie na brata z morderczą miną, tak jakby był zazdrosny. Pokręciłam głową odganiając głupie myśli i wtajemniczyłam braci w ogólny plan walki.

   Po kilku minutach każdy znał swoje zadanie, ustałam na przeciwko pustki w miejscu gdzie mapka wyznaczyła miejsce, zaczerpnęłam głęboko powietrza i machnęłam dłonią wymawiając zaklęcie, którego się nauczyłam od białego królika. Nie wiem sama czemu im pomagam, ale czułam że chce pomóc, nie Klausowi, on miał mnie w dupie, robię to dla Kola, który pomógł Hookowi, gdy ten potrzebował jego pomocy. Po paru sekundach ujrzeliśmy dom, był niewielki i ładnie ozdobiony.
- Otrinismis - machnęłam ręką i wiatr otworzył drzwi - Ester, wiemy że tam jesteś, wyjdź ! - krzyczałam czując wokół potężną magię. Zaczęłam się zastanawiać czy to dobry pomysł, moja magia jeszcze nie jest w równowadze. Jednak nie miałam już drogi powrotnej, musiałam robić to co chciałam, nie mogłam się wycofać. Usłyszałam kroki i zaraz po chwili z domu wyszła młoda blondynka, była nie co wychudzona.
- Bex !! - krzyknął pierwotny będąc za mną, podbiegając do siostry - gdzie Ester ?

     Dziewczyna zaprzeczyła z nie wiedzą , za łatwo poszło, coś jest nie tak. Zrobiłam parę kroków w przód, przyglądając się uważnie każdemu szczegółowi. Nagle białe światło oślepiło nas, ledwo dostrzegłam jak tuż obok mnie przebiegła wąska struga magii. Musiałam jakoś uniknąć kolejnego strzału, ale nic nie widziałam, padłam odruchowo na ziemie, odetchnęłam aż poczułam zapach ziemi w nozdrzach. Będąc tuż przy ziemi widziałam prawie normalnie, widziałam jak Ester zmierza w naszą stronę, skupiłam całą swoją moc błagając by ona nie znikła. Złapałam kolejny oddech i rzuciłam przeciw zaklęcie w stronę Ester, światło przestało oślepiać. Wstając spojrzałam na przyjaciół, którzy zaczęli znowu normalnie widzieć.
- Ester - warknął pierwotny widząc ją , a ona nawet na niego nie spojrzała tylko wciąż wpatrywała się we mnie, czułam dziwne poczucie ciężkości. Potrząsnęłam głową wyrywając się z otępienia, znów spojrzałam w tamtą stronę, ale jej już nie było.
- Wszystko w porządku ? - spytał mój braciszek podchodząc, przytaknęłam nie chcąc go martwić.
- Wracajmy do domu - uśmiechnęłam się do niego, już miałam iść w stronę domu, gdy zauważyłam pierwotną przy swoim boku.
- Nie mówię tego prawie nigdy, ale dzięki za pomoc - uśmiechnęłam się lekko i pociągnęłam braciszka ze sobą. Nie minęło wiele czasu a przed sobą miałam Damona, który spoglądał na nas.
- Możecie jechać z nami, miejsca starczy - mówił wskazując samochód do którego wsiadł Stefan, mój braciszek już ruszył, ale go pociągnęłam z powrotem.
- Nie trzeba, przejdziemy się - powiedziałam z sztucznym uśmiechem.
- Ale samochodem będziemy szybciej - zaczął marudzić Will - znowu się pokłóciliście ?
- Nie - oboje zaprzeczyliśmy - trochę ruchu dobrze ci zrobi.
Pokręciłam głową i ruszyłam przed siebie w stronę lasu, słyszałam jak Will im coś mówi a potem jego szybkie kroki i po chwili do mnie dołączył. Szliśmy tak w ciszy przez kilka minut, napawając się ciszą lasu.



                      Will


  Chodziliśmy tak dłuższą chwile, cisze przecinały śpiewy ptaków. Czułem się prawie jak w domu , już teraz rozumiem czemu nie chciała jechać samochodem. Też tęsknie za domem, za tą wolnością w naszych lasach, gdzie można się ukryć przed resztą świata. Usiedliśmy pod wielkim dębem po środku lasu, oparłem głowę czując korę drzewa i jej charakterystyczny zapach.

- Zastanawiałeś się jak to będzie jak wrócimy do domu, czy jeszcze ich spotkamy ? - spojrzałem w jej oczy, które błyszczały nadzieją.
- Nie wiem, ale zrobimy wszystko by móc ich odwiedzić - uśmiechając się złapałem jej rękę w swoje dłonie, ściskając lekko. Też chciałbym móc tu wrócić , co prawda w swoim świecie czuje się o wiele lepiej, ale oni stali się naszą taką rodziną.
- Miałam płynąć z Hookiem...wiesz nie żałuje że nie udało się. Nie żałuje tego co się stało , w pewnym sensie jestem wdzięczna Sharon za to co się stało, gadam bzdury - obróciła głowę w drugą stronę.
- Nie, wiesz co...ja myślę tak samo - spojrzała na mnie uważnie - fajnie jest mieć kolejną przygodę, tylko dobrze by było znaleźć wcześniej drogę do domu.
Zaśmialiśmy się, położyła swoją głowę na moich kolanach i ręką  gładziłem jej włosy. Zacząłem nucić piosenkę, do której się siostrzyczka przyłączyła, patrząc w konary drzew.

This is home
Now I'm finally where I belong, where I belong
Yeah, this is home
Now I've found it, maybe, this is home
Yeah, this is home


 *  switchfoot - this is home 

 

- Lepiej wracajmy, przesiedzieliśmy tu parę godzin , a wieczorem masz być u Caroline - powiedziałem wstając a ona popatrzała z udawanym smutkiem.
- Nie chce - udała dalej obrażoną, ale po chwili zaczęła się śmiać i tarzać, złapałem ją za ręce i tak ciągnąłem przez jakiś czas, aż w końcu wkurzona, gdy walnęła w korzeń wstała i mnie jeszcze za to kopnęła, a raczej chciała zabić i tak biegaliśmy jakiś czas ganiając się.
Po kilkunastu minutach wróciliśmy do domu, siostrzyczka poszła się przygotować a raczej ogarnąć bo cała była w  liściach. Natomiast ja rzuciłem się na łóżko z książką zaklęć od Salvatorów, może jednak coś znajdę, chociaż i tak czułem, że to niemożliwe.



                     Salon pierwotnych

   Bex leżała w łóżku okryta kocami wpatrywała się w stojącego w drzwiach Elijahe, który jej się uważnie przyglądał.
- Nic mi nie jest, możesz przestać - bąknęła wkurzając się, że brat jej się przygląda jakby była trupem. 
- Byłaś nieprzytomna a nasza matka nie wiadomo co ci zrobiła.
Do pokoju wszedł Kol niosąc kubek z krwią nucąc przy tym jakąś starą piosenkę.
- Proszę bardzo - podał jej kubek a ta spojrzała na jednego potem na drugiego brata.
- Eliajha czy ja śnię? To sen prawda.
- Bardzo śmieszne, po prostu chce mieć  komu potem dokuczać - bąknął Kol siadając obok.
- No teraz wiem, że ty to na pewno ty - mruknęła pijąc jeszcze ciepły płyn. Usłyszeli kroki i po chwili do nich dołączył Klaus.
- A to co tajne spotkanie z siostrzyczką ? - spytał wchodząc i stając tuż obok najstarszego z rodzeństwa.
- Powinieneś pogadać z Alice - odezwał się Kol patrząc w zielone oczy Klausa.
- Mowy nie ma, mamy konflikt - powiedział z uśmiechem.
- Mimo waszego konfliktu pomogła znaleźć Bex, nie mówię , że masz przeprosić bo ona i tak wie, że tego nie zrobisz. Ale powinieneś  pogadać  bo przez ciebie mogła odmówić.
Gdy skończył mówić, Klaus wyszedł z pokoju mając gdzieś słowa brata. Jednak przypomniał sobie słowa przysięgi rodzinnej Always & Forever. Rodzina jest dla niego najważniejsza, gdyby nie Alice jego siostra mogła już nie żyć. Pił którąś z kolei szklankę alkoholu, przetrawiając słowa brata, porozmawia z nią, ale nie o podziękowaniach, uśmiechnął się pod nosem.


             Dom Salvatore 



   Stefan pomagał wybrać ciuchy dla swojej dziewczyny. Siedział na łóżku i przyglądał się jej  z podziwem  a ona co rusz zmieniała ubrania. Nagle do pokoju zajrzał Damon, patrząc dziwnie na stos ubrań.
- Już mogłaś wziąć ze sobą wszystko, już to prawie zrobiłaś - mruknął robiąc wielkie oczy.
- Bardzo śmieszne - odpowiedziała mu Elena składając bluzkę.
- Coś się stało ? - spytał młodszy brata poprawiając się na łóżku.
- Nie, wszystko gra, tylko...nieważne ...
- No mów - zachęcał go , ale ten pokręcił głową i poszedł.
- Dobra założę to - wskazała to co miała na sobie  - wychodzę już a ty sprawdź o co mu chodzi.
Pocałowała go i wyszła , a on  zaczął szukać brata w całym domu. Jednak w każdym pomieszczeniu panowała cisza i pustka. W końcu wyszedł na tyły domu czując,  że go  tam znajdzie i się nie mylił, jego brat siedział na schodach patrząc w niebo.
- Myślałem, że szukanie ciuchów zajmie jej tydzień - powiedział z uśmiechem czując jak brat się do niego dosiada.
- Damon jesteśmy braćmi , nie ukryjesz przede mną , że coś cie trapi - starszy wypuścił powietrze splatając palce ze sobą.
- Tylko nie doszukuj się jakiś rzeczy, pomożesz mi znaleźć sposób, żeby stworzyć portale do innych światów ? - spytał bardzo cicho, myśląc i bojąc się, że więcej nie zobaczy Alice.
Młodszy czując jego obawy złapał jego dłoń i ścisnął, spojrzeli na siebie, w tej chwili mimo swoich własnych sporów między sobą było doskonale widać jak ich braterska wieź jest silna.
- Oczywiście, że pomogę - powiedział młodszy z uśmiechem - z resztą też bym tęsknił za nimi.
- Wiesz, że tego nie powtórzę, więc słuchaj uważnie, cieszę się, że jesteśmy braćmi - gdy padły te słowa obaj zaczęli się śmiać.
- A jutro znowu będziesz mnie nie lubić - bąknął przez śmiech Stefan, wstając i spoglądając to na brata to w niebo.
- Jak ty dobrze mnie znasz - oparł się rękoma o schody wciąż się śmiejąc.
- W końcu przeżyliśmy razem tyle lat , wiem co się dzieje i co czujesz, wiem też, że nie chcesz tego roztrząsać i gadać, ale muszę to powiedzieć bo może to do ciebie nie dociera. Czujesz coś do niej.

    Starszy czuł, że jego brat ma całkowitą rację , tylko nie chciał tego przyznać głośno. Po chwili siedzieli wspólnie jak za dawnych lat, z uśmiechami patrząc w niebo i czując, że po tylu nie porozumieniach wciąż mogą na siebie liczyć. Damon czuł oparcie w bracie, którego potrzebował, chociaż udawał, że wcale się tym nie przejmuje i nie potrzebuje nikogo. Jednak jak każdy potrzebował kogoś bliskiego, kogoś kto będzie z tobą nawet w najcięższych chwilach i nie zwątpi w ciebie mimo panujących  sporów.



                          Alice


  Weszłam do domu blondynki, mimo nie ciekawego początku między nami, polubiłam ją. Jednak dalej czułam, że mimo wszystko ona czuje się zazdrosna, gdy tylko znajduje się w zasięgu Tylera.  A mnie to normalnie bawi, dalej lubię ją wkurzać, ale jakoś ostatnio nie miałam do tego głowy. No właśnie przez te wszystkie wydarzenia mam wrażenie, że mój temperament zmalał, nie byłam sobą przez tą śmierć i inne sytuacje. Teraz czuje się wreszcie w pełni sobą , więc niech lepiej wszyscy uważają.
W salonie panował półmrok, na stole stały kieliszki i butelka wina a w tle leciała wolna piosenka.
- No no postarałaś się, hej - powiedziałam wchodząc zauważając Bonnie i Elenę siedzące na sofie.
- W końcu jesteś, myślałyśmy że już się rozmyśliłaś - powiedziała El łapiąc butelkę, usiadłam obok.
- Trochę za długo siedziałam z braciszkiem i teraz czuje, że zgłupiałam - zrobiłam zeza.

   Zaśmiałyśmy się, Elena otworzyła butelkę, która strzeliła bardzo głośno i to w Lampe , która się zbiła i zapanował mrok. Skupiłam się i użyłam swojej mocy by to naprawić, coś tam czasem mi się udaje jak jej używam. Piliśmy i tańczyłyśmy do skocznych piosenek, aż zaczęłyśmy na siebie wpadać wzajemnie, każda z nas wybuchała śmiechem, tego trzeba mi było. Beztroskiego śmiechu, zabawy i zapomnienia o reszcie świata. Po jakimś czasie wszystkie już siedziałyśmy na poduszkach ze zmęczenia.

- Dobra, to mów jak tam z tobą i Damonem.- powiedziała do mnie Bonnie nalewając kolejny raz wino, byłam lekko zaskoczona tym tematem. Nie byłam pijana, mam mocną głowę i nie tak łatwo mnie upić , no przynajmniej nie winem.
- Nic a co ma być. To dupek...ale się chyba zmienił w stosunku do mnie... tak sądzę...chyba, że udaje - upiłam łyk ciepłego już wina.
- Na niego trzeba zawsze uważać - mówiła blondynka zamyślając się, kurcze ona serio myśli - on jak to on, może się zmienić w ułamku sekundy i udawać by się odegrać.
- To prawda, ale wiecie co... każdy może się zmienić, nawet Damon - powiedziała Elena patrząc na nas.
- Tak, mówisz tak bo coś do niego czujesz albo czułaś - wypomniała jej blondynka na co tylko pokręciła przecząco a mnie ukuło to co powiedziała. Nie możliwe, że mnie to w ogóle obchodzi, przecież masz do gdzieś krzyczał mój rozum. Nie prawda, odpowiadało moje serce, które biło się z myślami. Dopiero do mnie doszło, że jestem zazdrosna o relacje jakie ma on z Eleną. Zaczęłam się jej przyglądać, w sumie się nie dziwie, że ją kocha, ładna mądra, zaradna. A ja ? pyskata, wredna i nie grzeszę urodą. Zaraz czy on dalej coś do niej czuje ? Te pytanie odbijało mi się przez myśli przez cały czas. Byłam tylko w połowie obecna w pokoju, większa część mnie odpłynęła daleko stąd.


            Gdzieś na jakieś polanie

  Blondynka stała z uśmiechem patrząc  na stojącą obok kobietę, która jej się przyglądała.
- Możemy sobie wzajemnie pomóc - powiedziała blondynka pocierając broszkę na sukience.
- Ja tobie  z tą Alice a ty mi z synem ? - mierzyły się wzrokiem uważnie.
- I resztą twoich dzieci - szepnęła Sharon wiedząc, że już ma sojuszniczkę.
Wiedziała, że może już zniknąć i spróbować otworzyć portal, ale chciała zrobić jeszcze jedną rzecz. Chciała by serce Alice napełniło się mrokiem, pragnęła by bliscy jej więcej nie odzyskali, żeby cierpieli widząc ją w takim stanie. By to ona ich wszystkich zabiła.
- Pilnuj się Alice, oddychaj, kochaj, żyj, bo niedługo będziesz czuć tylko chęć do czynienia zła - wyszeptała spoglądając w stronę domów, w kierunku gdzie była Alice. Wiatr owiewał jej twarz, tak że jej długie blond włosy tańczyły na wietrze, a uśmiech dodawał jej grozy. Po chwili zniknęła w białych oparach zostawiając swoją sojuszniczkę samą.



                     Alice

   Po zakończonej zabawie wszystkie udałyśmy się do łóżek, spałyśmy w tym samym pokoju. Dziewczyny już dawno zasnęły, nie dziwię im się po tylu kieliszkach wina. Ja jako jedyna się wierciłam w łóżku w dalszym ciągu myśląc o Damonie i tym co powiedziała blondynka. Nie chce, żeby to była prawda, nie chce by coś dalej do niej czuł. Lubie ją, ale w tym momencie robiłam się strasznie na nią zła, jakby to była jej wina. Wstałam z łóżka starając się by nie obudzić dziewczyn i podeszłam do okna , wszędzie panował mrok.
  Tylko lekkie światło księżyca oświetlało las, a oddalone od siebie lampy wyznaczały drogę. Nie wiem co we mnie wstępuje, ale posłuchałam instynktu i otworzyłam okno, spojrzałam jeszcze raz za siebie sprawdzając czy ktoś się obudził. Po chwili już schodziłam po rynnie w dół i skoczyłam na trawnik. Trochę bolało bo źle skoczyłam wprost na kamień i obiłam kolano.
- Kurwa, kto tu kładzie te kamienie - zaklęłam cicho pod nosem i wyszłam na ulicę.

   Szłam tak parę minut napawając się ciszą przerywaną  pojedynczymi samochodami. W głowie wciąż szumiało mi lekko od alkoholu i przez myśli przelatywały słowa blondynki, które utkwiły bardzo w moim umyśle. Nim się spostrzegłam byłam już przed domem braci Salvatore, spojrzałam w okna, pokręciłam głową i zawróciłam do domu. Przeszłam tak parę kroków i się zatrzymałam, poczułam dziwne przyciąganie, każda część mojego ciała mówiła zawróć. Stałam tak chwile nie będą pewną co zrobić, w pewnej chwili moje nogi zrozumiały przekaz i zawróciły, uśmiechnęłam się pod nosem, nie wiedząc co ja wyprawiam. Pamiętałam mniej więcej, który to pokój Damona, wspięłam się na drzewo tuż przy jego oknie. Ustałam na gałęzi i szłam wprost do jego okna, będąc już całkiem blisko zobaczyłam go w oknie, jak je otwiera.
- Co tu robisz ? - spytał zdziwiony a ja w jednej chwili straciłam zapał i chciałam wracać.
- Przepraszam, nie wiem po co tu przyszłam - bąknęłam chcą już zawracać, jednak on złapał moją rękę.
- Zostaniesz ? Skoro tu jesteś - gdy poczułam jego dłoń to po całym moim ciele przeszły dreszcze.
- Chcesz tego ? Nie chcesz innego towarzystwa ? - spytałam mając na myśli Elenę.
- Nie..myślałem o tobie...chcę byś została...proszę - spojrzałam w jego głębie oczu, który wciągał niczym ocean. Pomógł mi wejść do pokoju, jednak przy przechodzeniu zaczepiłam się bluzką o okno, ciągnąc ją wpadłam w jego ramiona. Czułam gorąco w całym ciele, które się wzmocniło przez pożądanie a na plecach poczułam chłód przez wiatr, który wlatywał przez okno.

   Czułam na twarzy jego oddech , który przyspieszał i mieszał się razem z moim. Pragnęłam go, jego dotyku, jego pocałunków, moje wcześniejsze obawy o Elenę wyleciały w ułamku sekundy zastępując je wielką żądzą. Jego ręka powoli wsunęła się pod moją koszulkę, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Poczułam jak jego usta delikatnie całują moje ,miał takie ciepłe i miękkie wargi. Oddawałam pomału pocałunek, pragnąc  z każdą chwilą więcej. W tej chwili zaczął całować namiętnie i żarliwie, w wampirzym tempie znaleźliśmy się na łóżku. Pragnęłam go każdą cząstką siebie, wplotłam palce w jego włosy, gdy ten zaczął pocałunkami schodzić po mojej szyi. Jednym ruchem zerwał mi koszulę, tym samym sprawiając, że byłam półnaga. Ustami powoli zszedł na moje piersi, liżąc je i pieszcząc. Zostawiał na moim ciele mokre wzory, a skóra pod dotykiem jego ust zaczęła płonąć.

   Zaplotłam nogę wokół  jego biodra, wijąc się pod nim jak kotka. Było tak cudownie, ustami schodził coraz niżej po brzuchu docierając do spodenek piżamy. Nim wzięłam kolejny szybki oddech już ich na sobie nie miałam, patrzałam w jego oczy, w których błysnął niebezpieczny błysk, który zwiastował przyjemność jaka nas czeka. Cała drżałam  z podniecenia, moje serce waliło tak jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Uśmiechnął się drapieżnie i już po chwili jego język krążył po mojej łechtaczce, zwiększając podniecenie. Nie mogłam zapanować nad ciałem, wiłam się i jęczałam coraz bardziej i głośniej. Jego język krążył i zatapiał się we mnie. W tej chwili nie myślałam o niczym, po kilku chwilach przestał i znalazł się znów nade mną, całkiem nagi, przyciągnęłam go za szyje całując zachłannie. Na udzie poczułam jego nabrzmiałą  męskość, którą się o mnie ocierał.

   Nadal się całując, poczułam jak we mnie wchodzi i mnie zapełnia sobą , mruknęłam wprost do jego ust czując jak jego twardy penis przesuwa się we mnie. Oplotłam mocniej nogami jego biodra chcąc go czuć jeszcze głębiej. Przeszliśmy w dziki i ostry seks, czułam jego szybki oddech przy uchu z każdą chwilą przesuwał się we mnie mocniej i szybciej doprowadzając do szaleństwa.  Po chwili oboje doznaliśmy spełnienia, wciąż dysząc leżeliśmy obok siebie przytuleni, lepcy od potu. Chłodne powietrze, które wlatywało przez okno było bardzo kojące. Cisza, ciemność, tylko my i nasze głośne oddechy...