piątek, 15 maja 2015

Rozdział 14






                     Nibylandia


   Dziewczyny powoli przemierzały las przedzierając się przez krzaki, mijały kolejne drzewa, które porośnięte były bujnymi naroślami. Regina używała swoich mocy do odnalezienia drogi na plaże, szła bardziej z przodu, ciągle przygotowana na atak. Po kilku chwilach zauważyły wyłaniającą się plaże, magiczna kula wytworzona przez Reginę znikła, gdy tylko ich stopy dotknęły piasku.
- Gdzie oni są ? - powiedziała Ruby, gdy zaczęły się rozglądać za przyjaciółmi.
- Nie podoba mi się to - mruknęła Snow zaciskając rękę na broni.
Nim się spostrzegły nie widzialna siła uniosła je w powietrze. Na plaże wyszedł ogr trzymający w ręku ,woreczek z zaklęciem Reginy, która to zauważyła i cicho zaklęła pod nosem. Próbowała rzucić jakiekolwiek zaklęcie, jednak nie dała rady ruszyć rękoma. Ogr zacharczał donośnym głosem i machnął ponownie ręką tak, że zaklęcie trzymające ich w powietrzu znikło.
- Regino ? - spojrzała Snow na przyjaciółkę wstając, gdy ta próbowała rzucić zaklęcie na ogra bez skutku.
- Nie dam rady - szepnęła, w tej chwili ogr zawył i zaczął iść w ich kierunku. Były gotowe do walki, oddychały szybciej trzymając broń gotową do zadania ciosu. Jednak potwór nagle zamarł w bezruchu a na jego brzuchu zaczęła się powoli pojawiać wielką plama krwi, po chwili upadł z głośnym hukiem. Za nim stał David i Bella, którzy jak najszybciej ominęli ogra przedostając się do przyjaciół.
- Mamy serce syreny - powiedział David tuląc ukochaną, gdy się oderwała od niego spojrzała na Reginę.
- Wracajmy do domu, w końcu muszę znaleźć swoje dzieci - powiedziała przez śmiech łączony z łzami. Regina utworzyła ponownie krąg, wypowiadając zaklęcie. Stali wspólnie uśmiechając się do siebie, jedynie Bell czuła się gorzej niż pozostali. Zdrada Rumpla zabolała ją najbardziej, zaufała mu całkowicie a teraz ją zdradził, zostawił wybierając ponownie mrok. Gdy tylko się przenieśli poczuła się słabo, czując, że upadnie zamknęła oczy nie mając sił na nic.


                         Alice


    Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam koło siebie twarz Damona, który leniwie wyczuwając moje spojrzenie otworzył powieki. Czułam na swojej skórze jego oddech, spojrzenie, które wwiercało się w moje ciało oraz ciepło jego ciała. Czułam się bezpiecznie i pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu bym go zabiła,  a teraz jest zupełnie na odwrót.


- Dzień dobry - szepnął zakładając moje włosy za ucho, uśmiechając się przy tym promiennie.
- Jak na razie dobry - mruknęłam odwzajemniając uśmiech.
- Musisz to robić ? - zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc - ten dzień będzie cały dobry.
Podniosłam się na łokcie i pocałowałam go namiętnie, przyciągnął mnie do siebie, aż mruknęłam.
Powoli wstałam ubierając  koszulkę, która zakrywała mi połowę bioder, próbował mnie złapać za rękę i przyciągnąć do siebie, jednak się uchyliłam.
- Wiesz co, może wrócę do dziewczyn, zaczną się dopytywać gdzie byłam.
- Jest dopiero 6 - mruknął się przeciągając, specjalnie to robił bym nie szła.
- Prawie siódma - złapałam spodenki i je nałożyłam - tak czy siak spadam.
- Wiesz to nieładnie uciekać - uśmiechał się cwanie przejeżdżając wzrokiem po moim ciele.
- Wiem dlatego wracam - uśmiechnęłam się wystawiając język i po chwili zniknęłam.
Szłam uliczkami mijając nie których przechodniów rozmyślając wciąż o tym co się wydarzyło. Chyba do końca już oszalałam, ja i on. To jakieś szaleństwo, miałam się skupić przecież na powrocie do domu. Zatrzymałam się widząc przed sobą migające w powietrzu światełko, byłam  sparaliżowana, nie mogłam zrobić ani kroku, czułam jakby wszystko się zatrzymało. Światełko się zbliżało a moje serce biło coraz szybciej, z koloru błękitu przeszło w czarny i nim się zorientowałam wniknęło we mnie. Nie mogłam złapać oddechu, pociemniało mi przed oczami, powoli zapadłam się w mrok.
- Dobrze się pani czuje ? - usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny, dopiero po chwili go zauważyłam.
- Tak chyba tak - złapałam się za głowę, facet patrzył jakbym miała zaraz upaść.
- Może zabiorę panią do szpitala ? - pokręciłam głową i jak najszybciej ruszyłam dalej.
Co to było , dlaczego źle się czułam, pamiętam tylko, że szłam. To tak jakby ktoś wymazał mi kilka minut pamięci. Może to z przemęczenia, pokręciłam głową. Po kilku chwilach weszłam do domu po cichu starając się nikogo nie obudzić. Tylko zdążyłam wejść do kuchni i zaraz zbiegła Elena.
- Hej, jak widzę nie tylko ja wstałam wcześnie - powiedziała z uśmiechem, a ja tylko pokiwałam głową. Na szczęście nie zauważyła tego, że mnie nie było. Usiadłam przy stole, wpatrując się jak wyjmuje kilka produktów z lodówki. Zjadłyśmy w czwórkę śniadanie, cały czas czułam się dziwnie od samego rana. Przecież nie może to być wina porannego seksu z wampirem, aż się pod nosem zaśmiałam. Dziewczyny udały się na zajęcia  a ja prosto do ,, domu ''. Gdy tylko weszłam od progu powitał mnie mój braciszek.
- Widzę, że się udała imprezka ! - stał uśmiechnięty  a ja zamknęłam oczy.
- Ciszej proszę, źle się czuje - powiedziałam łapiąc się za głowę siadając pomału.
- A co kacyk męczy ?! - spiorunowałam go wzrokiem to zaczął się śmiać i wyszedł z domu. Przeleżałam tak trochę, nigdy nie miałam kaca, no przynajmniej nie takiego. Postanowiłam nie ruszać się jakiś czas z domu. Starałam się przypomnieć i wyjaśnić w  jaki sposób nie widziałam tego gościa rano. Może rzeczywiście to sprawka alkoholu, z głową pełną myśli rozmyślałam patrząc w sufit.


                 Mistic Grill


    W barze unosił się charakterystyczny zapach, dźwięczały szklanki, które kelner roznosił do stolików. Tego dnia wewnątrz było mało klientów, rozmowy były mało słyszalne dla ludzkiego ucha, sprowadzane do szeptów. Hook siedział z kieliszkiem w ręce i głęboko wzdychnął podnosząc go do ust po czym wypił go jednym łykiem.
- No widać żeś prawdziwy pirat ! Arrr ! - usiadł udając  a raczej parodiując go Kol.
- Niestety nie nadajesz się - odpowiedział mu Hook uśmiechając się i poprawiając mankiet koszuli.
- Trudno, próbowałem, może gdzieś indziej dadzą mi szansę -  Kol podniósł palec do góry po czym go opuścił i w tej chwili przyszedł kelner. Zamówił sobie to samo co jego towarzysz, obaj się coraz lepiej dogadywali. Mieli ze sobą dużo wspólnego , mimo że pochodzą z dwóch różnych światów. Hook czuł do niego pełne zaufanie takie samo jakim darzy Alice. Jest dla niego bardzo ważna i dlatego nie chce by Damon się koło niej kręcił. Uważa bowiem, że ją prędzej czy później zrani, a tego dla niej nie chce. Rozmawiał razem z Kolem jakiś czas, opowiadał mu o swoich przygodach, z których często ledwo wyszedł z życiem, a ten go słuchał w napięciu , potem obaj śmiali się z jakieś sytuacji, którą każdy przeżył. Po jakiś kilku  godzinach postanowił pójść zobaczyć się z Alice, wstał zostawiając napiwek żegnając się z przyjacielem. Minął kilka stolików, przy których siedzieli różni znajomi. Wyszedł na zewnątrz zaczerpując świeżego powietrza, wdychał je głęboko bardzo powoli. Ptaki latały i ćwierkały , zupełna cisza tylko szum drzew i śpiew ptaków wokoło.
- Prawie jak w domu - pokręcił z uśmiechem głową i ruszył przed siebie. Po kilku krokach zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Za wielkim drzewem dostrzegł mieniące się na wietrze blond włosy, które po chwili zniknęły za drzewem. Ruszył w tamtą stronę będąc pewien, że trafi na Sharon. Szybkim krokiem zmierzał  do celu, jego oddech przyspieszył minimalnie. Jednak gdy już tam był nikogo nie zauważył. Rozejrzał się jeszcze raz i pokręcił głową myśląc, że ma już zwidy. Powolnymi krokami wyszedł znów na ulice i ostatni raz rzucił spojrzenie na drzewa.


                  Salon Salvatore 


     Stefan leżał na kanapie i czytając książkę podrzucał piłkę w dłoni. W tle było słychać tylko tykanie zegara, który był ulubionym jego zegarem. Przewracał kartki, czytając w pełnym skupieniu.
- To naprawdę, aż takie ciekawe ? - spytał Damon siadając na przeciwległym fotelu, marszcząc charakterystycznie brwi spoglądając na książkę a potem przeniósł wzrok na swojego brata.
- Dla ciebie z pewnością nie - odpowiedział mu nie przerywając zajęcia - mogę mieć chwile spokoju od twoich docinek ?
- Nie przyszedłem akurat w tej sprawie wybacz, ale też czasem mam ciebie dość. Te wszystkie zwierzątka powinny się zmówić przeciwko tobie, jesteś strasznie nudny, jakim cudem jesteśmy rodzeństwem ? - poprawił się w fotelu wyciągając nogi i przeciągając się.
- Też się nad tym zastanawiam - Stefan przewrócił kolejną kartkę w książce, jego brat miał dość tego i usiadł zbliżając się bardziej do niego.
- Chyba miałeś rację - to zdanie przykuło uwagę młodszego, który odłożył książkę na stolik i usiadł przyglądając się bratu.
- W czym konkretnie ? - Damonowi ciężko było przyznać, że jego brat ma rację. A jeszcze ciężej było gdy w grę wchodziła rozmowa o dziewczynach. Obaj kochali te same kobiety, teraz sytuacja jest inna. Nowa dla niego i dziwnie się z tym czuje.
- Chodzi o Alice... chyba rzeczywiście coś do niej czuje... - podniósł na brata wzrok pełen niewinności a ten się do niego ciepło uśmiechnął.
- Tylko wiesz, nie pozwól by twój charakter popsuł coś, a znając twój i jej charakter spięcia mogą się zdarzać.
- Wiem wiem - uśmiechnął się i splótł palce - ona też chyba coś czuje do mnie ... Chyba mam dziewczynę...albo będę miał raczej...
Lekko się uśmiechnął, rozmawiali całkowicie ze sobą jak bracia, czuli między sobą tą więź braterską. Młodszy był bardzo szczęśliwy z powodu szczęścia swojego brata. Po raz pierwszy widział na jego twarzy charakterystyczny uśmiech i spokojne niewinne oczy. Miał nadzieję, że nic tego nie zepsuje i jego brat również odnajdzie szczęście.



                     Dom Tylera


      Alice stała roześmiana trzymając w ręku ścierkę, a naprzeciwko niej stał Tyler, który miał w ręku jej książkę. Oboje się mierzyli wzrokiem i robili małe kroczki tworząc okrąg.
- Tyler oddaj w końcu mi tą książkę, mam cię zlać ? - spytała zaciskając dłoń na trzymanej ścierce.
- Nie , najpierw ty powiesz mi co jest z tobą i Damonem. Widziałem cię nocą jak szłaś, nie wypieraj się - zaśmiała się patrząc na niego.
- Coś ci się ubzdurało całą noc byłam z dziewczynami i spałam - zmrużył oczy i wyjął z kieszeni broszkę.
- A to czyje ? Po minie sądzę , że poznajesz to cacko - wyszczerzył się jak szaleniec, z uśmiechem pokręciła głową i się  na niego rzuciła. Zrobił uskok w bok , jednak go pchnęła tak że wylądowali na kanapie. Ona na nim, prawie że całując go w usta i w tym dosłownie momencie drzwi się otworzyły i do środka weszła Caroline. Widząc ich w takiej sytuacji odchrząknęła wystarczająco głośno by oboje ją zauważyli. Alice szybko wstała poprawiając bluzkę. Tyler czuł palący wzrok swojej dziewczyny, jednak był całkowicie spokojny.
- Caro to nie tak jak myślisz - zaczął jednak ona po chwili podniosła rękę w pełni zła.
- Jasne, wiesz tą gadkę mówi każdy facet a najczęściej jest, że to okazuje się prawdą ! Jeszcze w dodatku ta mąka na waszych ubraniach...
- Próbowaliśmy zrobić obiad , Caro możemy na spokojnie porozmawiać ? - podszedł bliżej.
- Jasne przecież rozmawiamy ! - skrzyżowała ręce - czy ja nie wyglądam na spokojną ? !
- Tyler mówi prawdę my... - blondynka jednak jej szybko przerwała nim w ogóle zaczęła cokolwiek wyjaśniać.
- A ty lepiej siedź cicho, pamiętam jak na początku podrywałaś mojego chłopaka.
- To było tylko takie przedrzeźnianie, wybacz - Alice nie miała pojęcia jak już ma wytłumaczyć to przyjaciółce. Caroline coraz bardziej się nakręcała i zaczęła się wykłócać z Tylerem.
- Spałam z Damonem !! - krzyknęła Alice i nagle w pomieszczeniu zrobiło się całkowicie cicho.
- To znaczy, że nie interesuje cię Tyler ? - Alice zaprzeczyła widząc, że w końcu to do niej dotarło - Wybaczcie ... zaraz, zaraz... ty i Damon ? Wy razem ?
- Tylko nikomu ani słowa, jasne ? Nie lubię być w centrum uwagi - uśmiechnęła się lekko  - chyba zapomnieliśmy o cieście - powiedziała wąchając spaleniznę.
W trójkę próbowali coś uratować z ciasta jednak było już za późno. Postanowili zrobić na szybko naleśniki, które zjedli w bardzo dobrej atmosferze. Caroline nadal czuła się zawstydzona rzucając wcześniejsze podejrzenia na nich jednak wiedziała, że ma bardzo wyrozumiałych przyjaciół i chłopaka, który ją zna doskonale.


                    Pałac Śnieżki


   Snow i pozostali siedzieli przy okrągłym stole w pokoju obrad, nie było z nimi tylko Belli, Ruby  i Reginy , która zajmowała się przygotowaniem mikstury lokalizacyjnej. Drzwi do pokoju się otworzyły szeroko i weszła Ruby, która minę miała zasmuconą.
- Co z nią ? - spytał David, który co chwile uspokajał Snow. Bała się, że jeśli coś jej się stało to będzie jej wina, z jej powodu a raczej powodu jej dzieci tam ruszyła.
- Jest już lepiej, potrzebuje tylko dużo odpoczynku. Wiadomo coś o miksturze ? - usiadła spoglądając na Snow, która pokręciła głową zaprzeczając.
- Gdziekolwiek Sharon posłała nasze dzieci... - zaczął David
- I Hooka - dodał Gburek ostrząc miecz.
- Tak - powiedział z lekkim nie smakiem książę - musimy być przygotowani, że będzie jeszcze bardziej niebezpiecznie niż w Nibylandii.
- Mogę zaczarować waszą broń zaklęciem, by była jeszcze silniejsza - zaoferowała się wróżka chrzestna, zwana przez wszystkich Blue. W tym momencie  do pokoju weszła dziewczyna , którą Snow rozpoznała od razu.
- Elsa ? - podeszła do niej powoli - co tu robisz ?
- Tak, byłam uwięziona przez Sharon, razem z Alice, kazała przekazać, że z nią i Willem wszystko w porządku. No to było jakiś czas temu, ale radzą sobie.
Snow cała się rozpromieniła, odwróciła się do Davida patrząc z nadzieją. Nagle drzwi ponownie się otworzyły i weszła  Regina niosąc fiolkę z uśmiechem.
- To kto jest gotów na kolejną wyprawę ? - potrząsnęła delikatnie fiolką. Snow szybkim krokiem wstała i nie mogąc się powstrzymać przytuliła Reginę, która nie była przyzwyczajona do takich gestów, tylko się lekko uśmiechnęła. Snow czuła się coraz bardziej szczęśliwa, że znów zobaczy swoje pociechy, chociaż wiedziała , że na pewno dają sobie radę. Na kolejną wyprawę uzgodnili, że pójdą w trójkę : Regina, Snow i David. Reszta miała zostać na wszelki wypadek i chronić królestwa i całego zaczarowanego świata. Teraz, gdy Rumpel znowu jest Mrocznym nie wiadomo do jakich występków się posunie.


- David, coś jest źle, czuje to. Coś złego się tam stało - mówiła Snow szeptem patrząc na Reginę, nie mogła się pozbyć złego przeczucia. David przytulił ją jeszcze bardziej do siebie, starając się zachować spokój, który jest im obojgu potrzebny. Regina zaczęła rzucać zaklęcie stoją przy ścianie, zakreśliła wielkie drzwi a następnie w środek wrzuciła fiolkę z miksturą lokalizującą. Białe światło ich na moment oślepiło, a później dostrzegli wir tworzący się  wewnątrz utworzonego portalu.  Zgodnie spojrzeli po sobie i jeden po drugim weszli do portalu, który ich wciągną z siłą niczym tornado.


                    Niedaleko domu Tylera 


     Damon szedł spokojnym krokiem mijając po kolei ludzi , rozmowa z bratem go bardzo rozluźniła i poprawiła ich braterską więź. Wie, że może liczyć na brata w każdej sytuacji, wiedział to zawsze tylko przez swój charakter i konflikty jeśli chodzi o dziewczyny stworzyły między nimi mur. Po kilku kolejnych krokach zauważył idącego w tym samym kierunku Hooka, przeczucie mu podpowiadało , że idzie również do Alice. Momentalnie zaczęła krew w nim wrzeć  i zaczął oddychać szybciej. Czuł się chyba zazdrosny...aż nie mógł w to uwierzyć. Przegonił tą myśl i dogonił pirata wyrównując z nim krok.
- Czemu akurat musiała się na ciebie natknąć w tym świecie ? Lepiej, żebyś tam teraz do niej nie szedł - powiedział Hook, cały czas patrząc przed siebie cały się napinając.
- Pff to raczej ty powinieneś uważać - warknął Damon ledwo nad sobą panując.
Hook w końcu miał dość zamachnął ręką z hakiem na swojego nie przyjaciela, jednak Damon zrobił unik i stanął za nim. Chwycił za jego gardło ręką dusząc go. Normalnie by go zabił i tyle, jednak przypomniał sobie o Alice , której na nim zależy. W tym momencie puścił go i uświadomił sobie, że być może ona woli Hooka bardziej niż jego. Ta myśl zaczęła go przerażać bardziej niż cokolwiek innego.
- Damon, Hook ? - usłyszeli głos Alice i dopiero obaj spostrzegli, że byli przed domem Tylera.
Weszli pomału do środka, Damon zerknął na Alice tęsknym wzrokiem, na co się uśmiechnęła lekko. Hook usiadł tuż obok niej w fotelu na którym siedzieli bardzo blisko siebie. A to doprowadzało Damona do białej gorączki. Chciał zabić go na miejscu, tylko Alice była tym czymś co go powstrzymywało przed tym krokiem.
- Już miesiąc zleciał...a to znaczy, że czas zrobić zaklęcie, które pomoże mi odzyskać całą moc.
- Tym samym pokonamy Sharon i znajdziemy sposób na powrót do domu - powiedział wchodząc Will. W tym momencie do Damona dotarło , że może  więcej nie zobaczyć Alice. Spojrzał na nią dosłownie w tym samym czasie, czuł rozdzierającą pustkę i smutek, który krzyczał z wściekłości.



                    Pałac Śnieżki - pokój szpitalny 
     

    Bella leżała na łóżku z zamkniętymi oczami, w głowie wciąż miała scenę zdrady przez Rumpla. Nie mogła tego zapomnieć, wyrzucić z pamięci. To był dla niej duży cios, za jednym zamachem dowiedziała się, że okłamał ją również w sprawie sztyletu mrocznego, który podobno jej oddał. Dzięki temu sztyletowi mogła z łatwością rozkazywać Mrocznemu, myślała, że jej ufa i jej go ofiarował w pełni wiedząc, że ona nigdy by mu niczego nie rozkazała. Myliła się, tak bardzo się myliła. W tej chwili otworzyła oczy i zobaczyła go przed sobą. Na początku myślała, że jej się przywidziało jednak po kilku chwilach usiadła szybko łapiąc w rękę lampę, którą miała koło siebie.
- Czego chcesz ?!!! - krzyczała a jej oddech przyspieszał z każdą sekundą. On tylko uniósł ręce w geście poddania się.
- Odłóż to proszę, nic ci przecież nigdy bym nie zrobił - Bell wciąż trzymała w rękach lampę, jednak po chwili mroczny sprawił, że znikła.
- Nic ?!! Mam ci ufać, że nic by mi się nie stało, Rumpel. Nie po tym co zrobiłeś. Nie potrafię ci już więcej ufać. Powinnam teraz kogoś zawiadomić, żeby cię zabili.
- Ale tego nie zrobisz, bo mnie kochasz tak jak i ja ciebie - pokręciła głową nie dowierzając w jego słowa -  posłuchaj zrobiłem to bo magia Pana na mnie wpłynęła i nie mogłem nic na to poradzić. Robiłem co chciał do momentu, aż dostał to co chciał.
- Ale okłamałeś mnie w sprawie sztyletu ! Może to też jest sztuczka z wpływem mocy Pana - nie mogła się uspokoić, ani drżenia rąk ani drżenia głosu.

- Nie, Bell proszę - złapał ją za rękę lecz ta mu ją wyrwała - pamiętasz to ? - wyciągnął drugą rękę z filiżanką. Jedno spojrzenie na nią przypomniało jej początek z Rumplem, to w jaki sposób się w nim zakochała, gdy był jeszcze zły. Przypomniały jej się szczęśliwe chwile, które spędzili razem. Wszystko wydawało się teraz takie nie realne, jakby żyła w innym świecie. Jej wyraz twarzy nagle się zmienił w pusty i chłodny, przypominając sobie wszystkie kłamstwa, zdrady i obietnice. To wszystko wydawało się tylko szczęśliwym złudzeniem. Złapała filiżankę w dłoń i rzuciła prosto w ścianę.
- Wynoś się !! Nie chcę ciebie znać - krzyczała pełna złości  a po policzkach spływały jej łzy.
Zniknął patrząc smutno na ukochaną  a ona wciąż nie mogąc się uspokoić wstała z łóżka i otworzyła okno wpuszczając świeże chłodne powietrze do środka. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w dźwięki dobiegające z zewnątrz.





                      Polana za domem Bonnie 


     Bonnie nakreślała krąg dookoła Alice wymawiając zaklęcie. Ciemność rozjaśniały lampy i zapalone dookoła świeczki. Will wraz Damonem i Hookiem stali na uboczu przyglądając się wszystkiemu.
- Gotowa ? To może trochę boleć - spytała ją czarownica patrząc jej w oczy, ta tylko pokiwała głową na znak gotowości. Czarownica przecięła lekko swoją skórę pozwalając wypłynąć kropli krwi by ta skapnęła na przyrząd trzymany w jej ręku.
- Mnitsris ominim lastrus voltaris - szeptała w pełnym skupieniu.
Ciało Alice całe się naprężyło, czuła piekące dreszcze przechodzące po jej ciele. A potem nagłe uderzenie mocy, która przez nią przepłynęła. Otworzyła oczy z uśmiechem, spojrzała na stojących chłopaków. Najdłużej zatrzymała wzrok na Damonie, który zrobił krok w przód, jednak w tym momencie Alice się wygięła z głośnym krzykiem.
- Alice ! - jej brat krzyczał zdezorientowany, padła na kolana krzycząc coraz bardziej.
- Bonnie zrób coś ! - Damon nie mógł na to patrzeć, czarownica próbowała podejść bliżej lecz zamiast swobodnie zrobić krok w przód to została wyrzucona w powietrze. Will już miał się rozpędzić do niej chcąc pokonać utworzoną barierę lecz nagle wszystko ucichło. Alice klęczała łapiąc oddech, wszystko wyglądało na normalne.
- Na pewno zrobiłaś dobre zaklęcie ? - spytał Damon rzucając Bonnie ostre spojrzenie czym się mu odpłaciła tym samym.
- Jestem pewna - warknęła na niego  wstając i poprawiając włosy.
- Alice ? W porządku ? - Will powoli podchodził do siostry i nagle niczego nie spodziewając się został wyrzucony przez nią w powietrze. Spojrzała na każdego po kolei, mierząc ich ostrym wzrokiem.
- Niech ktoś tylko mnie tknie, a zginie - powiedziała łamiąc gałąź drzewa magią.
- Coś ty zrobiła za zaklęcie ? - spytał Will patrząc na Bonnie to na siostrę. Czarownica była równie zdezorientowana co przyjaciele. Nie mogła pojąć w jaki sposób mogła zaszkodzić przyjaciółce.
- To chyba moja sprawka - usłyszeli za sobą dobrze znany głos, po chwili ujrzeli Sharon, która się zbliżała. Alice zrobiła ku niej kilka kroków i się ukłoniła.
- Moja pani - powiedziała prostując się. Nie mogli uwierzyć w to co słyszą. Will jak i pozostali byli całkiem zdezorientowani.
- Widzisz Will ja zawsze wygram, prędzej czy później. A pomyślałam, że to nudne już jest was cały czas nękać, więc postanowiłam obrócić was przeciwko sobie. A dokładniej Alice, waszą kochaną Alice, nie będę musiała sobie brudzić rąk. Ona zrobi wszystko co chcę. Zostawiam na razie was, przyswójcie się z nową sytuacją.
Po chwili zniknęła zostawiając ich samych. Alice stała i gromiła każdego wzrokiem, czuła pustkę a właściwie nic nie czuła. Wszystkie jej uczucia wygasły, została marionetką w rękach Królowej Śniegu. Will kręcił głową wciąż nie dowierzając w to co się stało. Nagle rozbłysnęło światło i otworzył się portal. Wpatrywali się w to miejsce, po chwili wyszły trzy osoby a portal zamknął się za nimi.
- Kto to jest ? - spytał Damon będąc już całkowicie zdezorientowany.
- Nasi rodzice - szepnął Will ...