niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 12


                                                       



                Mistic Falls - dom Salvatore

  Stefan stał jak zaczarowany przy drzwiach, nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Kobieta stojąca w drzwiach patrzała na niego z uśmiechem z zaróżowionymi policzkami.
- Stefan wpuścisz mnie ? - on nadal stał jak zahipnotyzowany
- Alice... - wyszeptał i się uśmiechnął ta się w niego wtuliła, odsunęła się i weszła  do środka. Dziewczyna weszła pomału do domu, idąc po cichu w kierunku salonu, usłyszała ciche głosy, odwróciła się do Stefana dając znak by wszedł pierwszy. Każdy spojrzał na niego gdy wszedł jednak ten nic nie mówiąc ustał z boku widząc kątem oka jak Alice bierze wdech i robi krok wysuwając się do przodu, aż w końcu wchodzi do salonu.
- Hej - odpowiedziała radośnie spoglądając na każdego. Patrzeli na nią z niewierzącą miną, a Willowi  łzy zaczęły  spływać po policzkach.
- No co braciszku, nogi ci przyrosły do podłogi - powiedziała melodyjnym głosem wyciągając ręce. Will wstał i szybkim krokiem podszedł do niej przyciągając mocniej do siebie. Wtuliła głowę w jego szyje, wdychając jego zapach. Zacisnęła dłonie mocniej nie chcąc go puszczać, on zrobił to samo.
- Myślałem, że straciłem cię na zawsze - wyszeptał wciąż nie dowierzając i mocniej ją tuląc.
- Ciii...już jestem, zawsze i na zawsze razem - odsunęła się trochę, patrząc mu w oczy - przecież jestem niezatapialna.
Puściła mu oko i się roześmiali, po czym odwróciła głowę i zobaczyła uśmiechniętego Hooka , który zrobił mały krok w przód.
- No no no kapitanie, czy mi się zdaje czy  płakałeś ? - powiedziała uszczypliwie na co się nadąsał.
- To tylko przez kurz w tym pokoju, wampiry mają przecież tu po sto lat - zaprzeczył a ta rzuciła się mu w ramiona ściskając, co nie uszło uwadze Damonowi, który przyglądał się temu z ciętą miną. Gdy się od niego oderwała  kolejno wszystkich wyściskała, odwróciła się dookoła, lecz nie zauważyła Damona. Zerknęła na Stefana, który palcem wskazał drzwi od podwórka, reszta zaczęła przynosić zakąski z kuchni i wino, żeby uczcić powrót Alice. Ona wyszła z salonu patrząc jak jej brat jest w znakomitymi humorze siłuje się z butelką wina. Gdy otworzyła drzwi powitało ją chłodne powietrze otulające ciało, zerknęła w obie strony i zauważyła go.
- Ze mną się nie przywitasz ? - spytała podchodząc bliżej, wciąż się nie odwracał i patrzył w dal.
- Są ważniejsi ode mnie, powinnaś z bratem spędzić ten wieczór. - powiedział bez przekonania, ale odrobinę chłodno przez co się poczuła odepchnięta.
- Trzeba było od razu powiedzieć, że nie chcesz mnie widzieć - mówiła pełna złości na co on w końcu na nią spojrzał.
Odwróciła się z zamiarem wejścia do środka, ale w tej chwili została pociągnięta przez niego za ramie, po raz pierwszy od powrotu spojrzeli sobie w oczy.
- Przepraszam, po prostu nie mogę uwierzyć, że tu jesteś - zaczesał kosmyk jej włosów za ucho nie mogąc oderwać od niej wzroku. Nie chciała już nic mówić, tylko się w niego wtuliła. Po krótkiej chwili oderwała się od niego i weszli z powrotem do środka.



                     Alice


   Siedzieli wszyscy z uśmiechami na twarzy, w tle leciała jakaś piosenka, którą włączył Stefan. Czułam się bezpiecznie i bardzo szczęśliwa, będą zamkniętą w tym krysztale naprawdę straciłam wiarę, że tu wrócę. Opowiedziałam im całą przygodę jak tam trafiłam, powiadomiłam też Willa o Elsie. Miał bardzo duży uśmiech, gdy o niej wspominałam.
- Dobra ludzie dziś wszyscy tu świętujemy, ale jutro robimy babski wieczór u mnie, więc Alice żadnych planów - krzyknęła Caro grożąc  mi palcem.
- Oczywiście...ucieknę - szepnęłam do reszty na co się roześmiali - a gdzie Jeremy ?
- Dostał stypendium i wyjechał więc cały dom mam dla siebie - szepnęła Elena z wielkim uśmiechem na co Damon prychnął i odpowiedział jej.
- Może  mój braciszek się do ciebie wprowadzi i nie będziesz zupełnie sama.
Spojrzałam na niego i dosłownie w tym samym momencie on zrobił to samo, jakby wyczuwając moje myśli. Uśmiechnęłam się spuszczając  z niego wzrok. Ciekawa jestem co słychać u Elsy i Anny czy już są razem. Siedziałam wtulona w ramiona Willa, kątem oka spoglądałam na chłopaków, którzy wlepiali we mnie swój wzrok. I co niby mam z nimi zrobić.
- Może teraz zagramy, na przykład w kalambury - krzyknęła Caroline poprawiając się w fotelu wyrywając mnie z myśli o facetach.
- To jest całkiem dobry pomysł - poparł go Stefan uśmiechając się do niej.
- No chyba tylko ty byś chciał w to grać co chce barbie - mruknął Damon przeciągając się, wiem że pewnie chciał być uszczypliwy, już taki jest.
- A ja chętnie zagram - powiedziałam szczerząc się do blondynki , ukradkiem zerkając na Damona, który spoglądając na mnie się uśmiechnął.

Graliśmy tak wykrzykując co rusz swoje hasła, najwięcej było śmiechu jak była kolej mojego braciszka. Robił wszystko by ten dzień był dobrze zapamiętany.
Po kilku godzinach rozmów i zabawy w świetnej atmosferze, wróciliśmy razem z Tylerem do jego domu. Weszłam do pokoju i się rzuciłam na miękkie łóżko, Boże jak tęskniłam za każdym miejscem w tym świecie. Rozejrzałam  się po pokoju, lecz nigdzie nie widziałam swojego misia.
- Gdzieś się schował ... - bąknęłam zaglądając pod łóżko i w tej chwili usłyszałam otwierane drzwi.
- No no siostra, wiele facetów by się zabiło za widok wypiętych twoich pośladków - mówił radośnie i czułam jak zaraz skacze obok na łóżko.
- Jeszcze jedno słowo...widziałeś misia ? - spytałam siadając obok niego poprawiając włosy.
- Nie, po co ci miś, masz mnie i Damona i Hooka - złożył usta do pocałunku i zacmokał za co oberwał w łeb.
- Bardzo zabawne... - warknęłam mrużąc oczy i w tej chwili pociągnął mnie tak, że oboje leżeliśmy.
- Tęskniłem bardzo, już myślałem, że... nie wiedziałbym co powiedzieć rodzicom - mruknął patrząc mi w oczy dotknęłam palcem jego nosa.
- Ale nie musisz nic mówić , jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Musimy pokonać Sharon, to jedyne wyjście, żeby wrócić do domu.
- Dopiero wróciłaś, zostawmy to na razie proszę - miał takie smutne oczy, że nie mogłam się sprzeczać wtuliłam się w niego zamykając oczy odpływając w spokojny sen.



                   Damon 

  Obudziłem się w niezwykle wspaniałym humorze, pierwszy dzień od powrotu Alice. Postanowiłem się do niej wybrać. Szedłem spokojnie ulicą mijając przechodniów i nuciłem pod nosem. Po jakimś czasie dotarłem pod dom wilczka, już miałem pukać gdy usłyszałem śmiechy, jej i tego pirata. Ustałem bliżej drzwi i przysłuchałem się.
- Hook zabieraj swoje łapy ! - krzyczała przez śmiech , usłyszałem odgłos skrzypiącej kanapy.
- Będę dotykać co chce ! - odpowiedział jej, kolejne skrzypnięcie kanapy.
Nie chce więcej tego słuchać, szybko szedłem po schodkach nie odwracając się i zniknąłem stamtąd jak najszybciej. Po kilku minutach dotarłem do Grilla, nim wszedłem do środka usłyszałem Enzo , który z uśmiechem szedł w moją stronę.
- I jak zadowolony z powrotu Alice ? - spytał, gdy tylko podszedł - czyli nie całkiem - dodał zauważając moją minę a ja tylko wzdychnąłem.
- Ten cały pirat - prychnąłem z niesmakiem i weszliśmy do środka.
- Może ją podrywa, ale ona się mu nie daje. No jak na razie - pokręciłem głową i zamówiłem nam drinki.
- Najwyraźniej dziś to się zmieniło, byłem tam - ten na mnie spojrzał i zamrugał parę razy.
- Nie wiem co słyszałeś, ale z całą pewnością do niczego nie doszło - uśmiechał się cwanie i napił się drinka jak tylko kelner przyniósł nasze zamówienie i spojrzałem pytająco.
- Byłem tam i mogę przysiąc, że nic nie było.Czy mi się zdaje czy ty jesteś zazdrosny - zaśmiał się pod nosem biorąc następnie łyk alkoholu. Lekko się nadąsałem patrząc na niego z chęcią mordu, ale czułem się szczęśliwy, czyli mam jeszcze szanse. Upiłem swoją porcje naraz, aż zdziwiłem przyjaciela. Wzruszyłem ramionami i zamówiłem kolejną kolejkę.



                  Dom Eleny 

  Elena wraz z Caroline siedziały w kuchni rozmawiając i plotkując o zarywających do Alice facetach. Nie mogły się nadziwić, że Damonowi zależy na kimś i jest zazdrosny. Kończyły robić ciasto, które miały zanieść na zajęcia w szkole.
- Ok obstawiam dwa dni - powiedziała blondynka oblizując łyżkę z czekoladowej masy.
- Na co ? - spytała, ale zaraz zrozumiała co chce przez to powiedzieć - Oboje mają twarde charaktery, nie sądzę, żeby zajęło im to dwa dni.
- A widziałaś jak ona na niego patrzy - uśmiechała się cwanie Caro - oboje na siebie lecą tylko są uparci, że tego nie przyznają.
- Myślisz, że jednak coś będzie między nimi ? - blondynka tylko się wyszczerzyła w uśmiechu - ale i tak nie długo ona wróci pewnie do swojego świata.
- No to Damon mógłby tam na trochę, ona tu, jeśli to będzie możliwe - zamyśliła się.
Usłyszały dzwonek do drzwi , Elena rzuciła ścierkę na blat kuchenny i poszła je otworzyć. Zobaczyła Stefana z kwiatami, aż się cała rozpromieniła.
- Pomyślałem, że może pojedziemy na wycieczkę, o cześć Caroline - dodał widząc blondynkę, która odpowiedziała mu z uśmiechem.
- Jedź ja zaniosę ciasto - powiedziała mijając chłopaka w drzwiach i puściła Elenie oczko.
- Zabiorę tylko z domu parę rzeczy na piknik - powiedział chłopak wsiadając do auta.
Po paru chwilach już byli na miejscu, weszli roześmiani do salonu, gdzie siedział Kol i Damon. Patrzeli po sobie z dziwnymi minami. Wiedzieli już, że muszą przełożyć swoje plany na późniejszy termin.



                 Dom Mikelson


   Klaus zszedł po schodkach w kierunku wyjścia, gdy nagle wszedł do domu Eliajha. Miał na sobie lekko pomięty garnitur, spojrzał na niego pytająco, lecz on tylko pokręcił głową. Oboje nie mieli pojęcia co się dzieje z Rebeccą, szukali jakiegoś śladu ich matki, lecz na nic się nie natknęli. Zaraz po chwili wszedł do domu najmłodszy z braci.
- Nie ma jej nigdzie - rozłożył ręce Kol, popatrzeli chwile po sobie.
- Ta wiedźma miała pilnować ! - wściekł się Klaus i uderzył pięścią w ścianę.
- Ale tylko ciebie miała chronić, Nicklaus - burknął Kol - o rodzeństwie już nie pomyślałeś.
Spojrzeli po sobie pełni złości, najstarszy złapał klucze od auta i dodał wychodząc.
- Jadę przeszukać obrzeża miasta, jak się na coś natknę zadzwonię.
Po chwili go nie było, bracia poszli w jego ślady wychodzą z domu i dalej szukając jakiegoś śladu Bex czy ich matki. Kol ponowił poszukiwania poza miastem w mniejszych miasteczkach nie daleko Mistic Falls. Klaus natomiast sprawdzał stare domy i podziemia, zapuszczając się nawet w posiadłości Lockwoodów.
Elijaha szedł uliczkami mijając spokojnych przechodniów, przystanął na moment rozglądając się i miał już ruszyć dalej, gdy usłyszał dzwoniący telefon. Powoli wyciągnął go z kieszeni i odebrał.
- Witaj synu - zabrzmiał głos jego matki na co on tylko przewrócił oczami.

- Gdzie jest Rebecca ? - spytał bez żadnych gierek przekładając telefon z jednej ręki do drugiej.
- Hmmm..w sumie bezpieczna. Jak na razie - dodała po chwili.
- Czego chcesz ? - spytał idąc do auta, nastała chwilowa cisza.
- Wiesz czego chce , nie chce dzieci potworów, zrobiłam błąd i chce go naprawić - prychnął w słuchawkę - chce dać wam nowe lepsze życie Eliajha, zaufaj mi.
Po chwili się rozłączyła a najstarszy zaczął dzwonić do braci z informacjami. Co prawda nic za bardzo nie wiedzieli, ale mają pewność, że Rebecca jest z matką.
  Natomiast Klaus po telefonie brata z wściekłością wybrał się w stronę gdzie miał nadzieje znaleźć Sharon. Z każdą chwilą szedł coraz szybciej, miał ogromne pragnienie by rozerwać jej gardło na kawałki. Jeszcze nikomu nie wybaczył takiej zniewagi.
Po kilku chwilach był na miejscu i zobaczył ją siedzącą pośród drzew, natychmiast podszedł, cały wrzał ze złości. Miał już ją zaatakować, ale nagle ona go wyprzedziła machnęła dłonią i przygwoździła go do drzewa. Podeszła powoli patrząc spokojnie na niego.
- Chcesz mnie zabić - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Miałaś nas chronić przed matką - wychrypiał, przekręciła głową mrużąc oczy i go puściła.
- Umowa dotyczyła tylko ciebie, poza tym mi nie wolno ufać. Nie dotrzymuje obietnic - uśmiechała się groźnie - ja już wszystko co chciałam dostałam, mam moc, a dzieci śnieżki są z dala od domu.
Chwile patrzeli sobie w oczy i zniknęła w białych oparach, zostawiając go samego i wściekłego. Wstał ciężko dysząc i zadzwonił do najstarszego by znalazł jakiś sposób.


                    Parking szkolny

  Caroline wychodziła właśnie ze szkoły, gdzie dostarczyła obiecane ciasto. Poprawiła dół sukienki, który się podwinął przez wiatr i w tym momencie usłyszała czyjś gwizd. Spojrzała w tamtą stronę i zauważyła opierającego się o motor Enzo.
- Czego ? - warknęła pod nosem wiedząc , że ją usłyszy i podeszła bliżej.
- Nic, nic. Wyglądało lepiej jak wiatr zrobił swoje poprawki - uśmiechał się i spojrzał na jej nogi, blondynka się cała napięła i wampirzym tempie złapała go za gardło.
- Nie waż się zrobić tego ponownie - powiedziała grożąc mu do ucha i go puściła.
- Chciałem tylko zaproponować podwózkę, ale jak nie to nie.
Wstał i usiadł na motor, blondynka wyjęła z kieszeni dzwoniący telefon, on jej się przyglądał a uśmiech z każdą chwilą się powiększał.
- To jednak podrzucić ? - spytał prawie się śmiejąc, gdy skończyła rozmawiać.
Potrząsnęła głową lekko wkurzona, ale usiadła tuż za nim, obejmując go w pasie. Przez co czuła się dziwnie, gdyby nie to, że Bonnie jej potrzebuje to by nawet nie wsiadła. A nie czuła się na siłach by używać swoich wampirzych mocy. Wtuliła się w niego czując jego zapach, aż ją ciarki przeszły.
- Tylko sobie za wiele nie wyobrażaj - bąknęła całą spięta.
- Oczywiście panno Forbes, tylko nie bądź taka spięta bo nie ruszymy - odpowiedział jej przygotowując się do włączenia silnika. Skupiła się na tym, że ma dziś załatwić dla dziewczyn imprezę, a nie o tym, że przytula tego pacana. Po krótkiej chwili wyraźnie się odprężyła i ruszyli w drogę do domu Bonnie.



                    Salon Salvatore

  W salonie siedzieli obaj bracia wraz z Eleną wysłuchując swojego gościa, którym był Kol. Czekali wszyscy, aż Alice do nich przyjdzie. Damon, aż się cały niecierpliwił, chciał ją zobaczyć , nie wiedział co się z nim dzieje, ale bardzo na niej mu zaczęło zależeć. Długo nie musieli czekać na nią, weszła do salonu razem z Hookiem, który ciągle robił do niej słodkie oczka.
- Co się dzieje ? - spytała spoglądając na Kola, który się do niej uśmiechnął z miną szczeniaczka.
- Potrzebujemy twojej pomocy znaczy ja i moi bracia - na co zrobiła minę pod tytułem nie ma mowy.
- Co Klausowi się nagle zachciało prosić mnie o pomoc ? - usiadła poprawiając się
- Chodzi o Bex, nasza matka ją porwała - pokręcił  głową miał dalej kontynuować lecz pytanie Eleny mu przeszkodziło.
- Ona żyje ? - Kol przytaknął i kontynuował dalej.
- Chce pozabijać nas i blabla jak zwykle - burknął spoglądając na Alice.
- Dlatego potrzebował ochrony Sharon - powiedziała czując jego wzrok na sobie.
- Tylko mój braciszek zapomniał ubezpieczyć rodzeństwa no i ta Sharon go wykiwała - pstryknął palcami, a niepokój włączył wszystkie zmysły u Alice.
- Gdzie jest ? - włączył się do rozmowy Hook spoglądając mimo wszystko na Damona. Obaj siebie nie znosili, czuli niechęć wywołaną przez zazdrość o Alice. Próbowali obaj jako pierwsi dotrzeć i ją poderwać, każdy wyczuwał napięcie między nimi, jednak nie ona, miała to gdzieś i inne problemy na głowie by ciągle myśleć o nich.
- Nie mam pojęcia gdzie ona jest , pomożesz nam ? I pomożesz nam z naszą matką ? - spytał ją Kol , jedynie wzdychnęła i przytaknęła , zamyśliła się na chwile.
- Skoro Sharon zniknęła to nie musimy się nią zajmować , ale za to Klaus będzie winny mi przysługę.
Kiwnął głową wcale nie będąc do końca pewnym tego , ona wiedziała , że pewnie nie ma na co liczyć, ale mimo to chciała pomóc.
- Mogę pojechać z tobą i zabezpieczać tyły - zaoferował Hook swoim szarmanckim głosem.
- To nie jest morze i jesteś zwykłym człowiekiem, więc lepiej znikaj - prawie, że warknął Damon patrząc na niego spode łba.
- Wiele razy obroniłem Alice w naszym świecie, który jest pełen odrażających potworów i to znacznie potężniejszych o których pojęcia nie ma zwykły wampir - prychnął cały się gotując pirat.
- Ale to nie jest wasz świat ,więc nie masz pojęcia z czym się mierzysz piraciku - napięcie było coraz bardziej widoczne, aż Alice zaczęła spoglądać na jednego to na drugiego.
- Przestańcie, Hook zawiadom mojego braciszka o wszystkim - zwróciła się do niego, a on chciał już protestować, ale w końcu się zgodził rzucając Damonowi ostrzegawcze spojrzenie, gdy wychodził. Damon za to wyglądał na bardzo zadowolonego , chciał by ten pirat trzymał się z daleka od niej.
- Mogę skorzystać z waszej biblioteki ? - spytała i gdy otrzymała twierdzącą odpowiedź, wyszła nie oglądając się, usłyszała tylko głos Kola za sobą, że jej pomoże. Bracia zostali sami w pokoju, młodszy ciągle przyglądał się starszemu z uwagą.
- Czego ? - warknął Damon w końcu na niego spoglądając.
- Jesteś zazdrosny - odpowiedział z uśmiechem młodszy z braci - ty krwiożerczy wampir bez uczuć.
- Tak tak, dogryzaj mi ile chcesz, nie obchodzi mnie to - napił się swojego buronu nadal czując wzrok brata na sobie. Sam nie był pewien co tak właściwie z nim się dzieje i czemu jest taki cięty na nią, czemu mu na niej tak zależy, że aż staje się zazdrosny. Na ostatnią myśl prychnął i wypił kolejną szklankę napoju.


                      Nibylandia


    Bell nie mogła znieść zdrady Rumpla, nie mogła uwierzyć, że znów stanął po stronie mroku. Szła na przodzie, nie chciała z nikim rozmawiać, cały czas miała w głowie słowa swojego ukochanego.
- Musimy jakoś znaleźć Ruby nim będzie za późno - szepnęła Snow spoglądając na nich i Reginę, która szła z wyciągniętą dłonią wypuszczając z niej wiązkę światła.
- Wiemy, niedługo ją znajdziemy, ślad jest coraz bardziej widoczny - odpowiedziała jej Regina.
- Nie rozumiem jak Rumple mógł to zrobić, jak on mógł to jej zrobić - szedł za nimi David spoglądając na Belle.
- To szumowina - burknęła Reg - on się raczej nigdy nie zmieni.
- I kto to mówi  - mówiła cicho z uśmiechem śnieżka - zła królowa, która zmieniła front i nastawienie .
- Ja to ja, byłam zła i obwiniałam ciebie o śmierć Daniela a Rumpel kocha swoją moc nade wszystko.
Szli tak dalej w milczeniu, aż doszli do wielkich skał, które zaczęły je otaczać mając za sobą las. Powiew wiatru stał się bardziej odczuwalny, nagle usłyszeli jakieś wycie, które rozprzestrzeniło się przez skały.
- Co to było ? - spytała Bell po raz pierwszy się odzywając i dobywając miecza.


- Nie wiem i nie chce wiedzieć - mówiła Reg cała przygotowana do walki - ale cokolwiek to jest to musimy dać radę, magia prowadzi nas dokładnie tam.
Tylko to powiedziała i nagle zostali zaatakowani przez wielkie wężo podobne stworzenia. Rozbiegli się z różne strony starając się walczyć. Regina rzucała zaklęciami jednak one były szybsze i unikały jej magicznych kul. David starał się przeciąć je swoim mieczem, lecz też nie dawał sobie rady. Potwory każdego zaganiały różne strony, rozdzielając ich od siebie w różne części wyspy.


                         Alice

   Weszłam do salonu niosąc księgę, a za mną Kol, z którym się zaczęłam coraz bardziej dogadywać. Miał fantastyczny charakter, zdecydowanie lepszy od Klausa, który wszystkich z chęcią by pozabijał.
- Ok mam zaklęcie, szczerze mówiąc dziwie się, że nie poszedłeś z tym do Bonnie ona lepiej się zna.
- Ona by nie pomogła, za długa i zła historia z moim rodzeństwem - powiedział z uśmiechem na co się wyszczerzyłam.
- Z tobą też nie jest różowo - rzucił Damon kąśliwie, rany co on tak dziś do każdego się rzuca najpierw Hook a teraz Kol. Co on okresu dostanie, że się tak zachowuje, pokręciłam głową odganiając głupie myśli. Spisałam rzeczy potrzebne do zaklęcia.
- Dobra wy tutaj zajmiecie się tą częścią  i ją przygotujecie, a ja znajdę resztę  w lesie.
Podałam kartkę Stefanowi, wiedząc , że jest najbardziej zdrowy na umyśle z tu obecnych. Kartkę ze swoją częścią schowałam do kieszeni i skierowałam się do wyjścia. Miałam już sięgać do klamki, gdy nagle przede mną staną Damon, spojrzałam pytająco.
- Jadę z tobą, przyda ci się  pomoc - miał tak intensywne spojrzenie że bym pomyślała że próbuje na mnie tej swojej wampirzej sztuczki. Nic nie powiedziałam tylko zerknęłam za siebie i po chwili ruszyłam do drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz, poczułam chłodne powietrze na skórze, aż mi ulżyło upał dawał o sobie we znaki. Podeszłam do samochodu, a on otworzył mi drzwi spoglądając bym weszła.

 Z uśmiechem pokręciłam głową i wślizgnęłam się do środka. Jak jechaliśmy nie mogłam się skupić na niczym, jego spojrzenia i zapach mnie całkowicie rozpraszały. Myślałam tylko o nim, przypomniał mi się nasz pocałunek tuż przed moją śmiercią. Dlaczego ja tak na niego reaguje, lubię jak jest blisko mnie, ale często doprowadza mnie do frustracji. Ale też wiem jaki ma stosunek do kobiet i kogo tak naprawdę kocha, więc lepiej jak przestanę o nim tyle myśleć.
- Tu chyba będzie dobre miejsce - wyrwał mnie z moich myśli i zaparkował samochód na uboczu.
Wysiadłam pospiesznie nie dając mu żadnych szans na zachowanie się jak dżentelmen. Wypatrywałam wśród krzaków potrzebnych ziół, wcale się nie odzywając. Czułam jak mi się co chwile przygląda.

  
               Stary dom - piwnica

  Rebecca leżała na podłodze budząc się i poprawiając ubrania. Usiadła i spojrzała przed siebie zauważając zamknięte drzwi, szybko do nich podbiegła i gdy tylko chciała je otworzyć to poparzyła sobie ręce.
- Werbena - mruknęła , usłyszała kroki i zaraz po chwili zobaczyła przez otwór swoją matkę, która spokojnie na nią spoglądała.
- Spokojnie kochanie, niedługo nie będziesz już potworem - powiedziała łagodnie.
- Chce tylko się stąd wydostać, Elijaha mnie znajdzie. Pożałujesz swojej decyzji.
- Nie sądzę kochanie, tego domu nikt nie znajdzie nawet żadna czarownica - zaśmiała się pod nosem - teraz zbierz siły będą ci potrzebne.
  Zostawiła  ją samą w ciemnej i zimnej celi. Przeszukała kieszenie w poszukiwaniu telefonu jednak tak jak myślała, matka jej go zabrała. Zacisnęła dłonie w pięści, mogła teraz liczyć tylko na to, że jednak im się uda ją odnaleźć. Wiedziała, że tak będzie, nie miała wątpliwości, mogła liczyć na najstarszego z braci w każdej chwili. Nawet, gdy popełniała wielkie błędy, on jej nigdy nie opuścił i nie zawiódł.



                Nibylandia

    Węże ani trochę nie odpuszczały, każdy z nich walczył dzielnie nie poddając się. Żadne z nich nie widziało nikogo z pozostałych. Snow walczyła mając do dyspozycji miecz, machała nim unikając spotkania z zębami tych węży. Jeden z nich przeleciał jej nad głową, czuła jak muska swoim cielskiem jej głowę, w ostatniej chwili padła na ziemie. Dyszała ciężko przez włożony w walkę wysiłek. Nie poddawała się i po kilku następnych chwilach zabiła je wszystkie. Podniosła się i rozejrzała, nie zauważając gdzie się znajduje poszła do przodu tam gdzie kierowało ją przeczucie.  Z każdym kolejnym krokiem zaczynało się robić zimniej, wyszła z lasu na polanę. Spojrzała w niebo i w tej chwili zaczął padać śnieg. Po kilkunastu minutach zauważyła jakąś postać, która broniła się przed atakiem węży. Myślała, że to któreś z jej towarzyszy, biegła powoli zatapiając się w zimnych śniegu i po chwili wiedziała kto tam jest.

- Ruby ! - krzyknęła a dziewczyna na nią spojrzała z uśmiechem.
W tym momencie wąż atakujący dziewczynę zmienił kierunek i zaatakował biegnącą w jej stronę Snow. Wyciągnęła miecz i wciąż biegnąc zamachnęła nim w powietrzu przecinając lecącego na nią węża, który upadł głuchym echem.
- Nie złe cięcie - pochwaliła ją Ruby i przytuliły się obie mocno - a gdzie reszta ?
Spytała, gdy się od siebie oderwały, jednak ona tylko pokręciła głową z niewiedzą. Z uśmiechem ruszyły w drogę powrotną mając nadzieje na odnalezienie przyjaciół. Jednak już po kilku chwilach zatrzymały się patrząc w tą samą stronę z przerażeniem.
- To nie jest to o czym ja myślę, prawda ? - spytała Ruby towarzyszki.
- To ogry, musimy jakoś się prześlizgnąć obok. Tylko tamtą drogą wrócimy na plaże.
- Przecież one mają bardzo czuły węch - rozłożyła bezradnie ręce dziewczyna.
Snow wiedziała, że musi ich jakoś przeprowadzić niezauważenie. Wzięła głęboki oddech i zawróciła bez słowa idąc w góry. Szykując w głowie plan na pokonanie ogrów. Śnieg coraz bardziej padał, więc schroniły się na jakiś czas w jaskini by przeczekać panującą zamieć śnieżną.



                  Damon

   Szukaliśmy tak jakiś czas , większość potrzebnych rzeczy już zdobyliśmy został tylko jeden jakiś chwast. Mimo prób by nie spoglądać na nią nie mogłem się oprzeć, wygląda tak cudownie i apetycznie. Nagle krzyknęła, że znalazła, ale musiała się nieźle nagimnastykować, żeby go dosięgnąć przez co nie mogłem oderwać wzroku od jej wypiętych pośladków, aż się odwróciła trzymając w ręku potrzebny składnik.

- Nie masz co robić ! Tylko się na mnie gapisz ! - warknęła nagle podchodząc bliżej - myślisz, że nie znam twojej reputacji. Otóż ona wyprzedza cię o sto lat świetlnych, nie będę kolejną laską, którą przelecisz i się zabawisz.
Nie wiem co ją ugryzło, pewnie usłyszała ostrzeżenia od mojego braciszka albo od...pewnie ten pirat coś wywęszył i nagadał jej głupot.
- Przecież nie chce tego, nie widzisz jak się zmieniłem.
- No tak bo wampir taki jak ty się kiedykolwiek zmieni, zawsze kochasz Elenę, a reszta to tylko przygody, a ja mam dość takich przygód i facetów.
Zbliżyłem się jeszcze bardziej tak, że staliśmy twarzą w twarz, bardzo blisko siebie.
- Dobrze, więc nie będę więcej tłumaczył ani pomagał ci w niczym i nie musisz mnie więcej ratować - warknąłem czując, że się cały gotuje w środku.
- I nie mam najmniejszego zamiaru - odpowiedziała mi również cała się trzęsąc ze złości.

   Nie mogłem się powstrzymać , złapałem ją w pasie i pocałowałem najpierw delikatnie bojąc się, że będzie się wyrywać. Jednak ona nie protestowała, pogłębiłem więc pocałunek, całując ją coraz namiętniej. Oplotła dłońmi moją szyje, przyciągając bliżej, językiem muskałem jej język. Oparłem ją o drzewo w szybkim tempie ciągle całując. Po kilku chwilach oderwaliśmy się od siebie patrząc sobie w oczy z ciężkim oddechem. Widziałem iskierki w jej oczach, było bardzo czuć pożądanie, które się między nami wytworzyło. Jej usta drżały z podniecenia, słyszałem jej serce jak mocno i szybko bije.
- Nie chce ciebie wykorzystać, naprawdę - szepnąłem - wiem jaki byłem, ale możesz dać mi szanse ?
  Chwile od mojego pytania mijały szybko, czułem jakby minęło kilka godzin a nie sekund. W końcu dłońmi zjechała na moją klatkę i pchnęła do przodu, odsuwając mnie od siebie. Nie protestowałem, spojrzała w bok potem znów na mnie.
- Lepiej wracajmy mamy wszystko co trzeba - złapała wdech i mnie wyminęła.

   Odwróciłem się i spojrzałem ze smutkiem jak idzie, po kilku krokach usłyszałem jak szepcze pod nosem  ,, dam '' uśmiechnąłem się od razu od ucha do ucha. Czując jak całe moje ciało się odpręża i cały w środku krzyczałem z radości. Wyminąłem ją i ponownie otworzyłem jej drzwi, uśmiechnęła się słodko trzepocząc rzęsami i zaraz też wsiadłem. To jest takie dziwne i ja i ona nie jesteśmy osobami, które się zachowują tak jak normalne zakochane osoby. Całą drogę spędziliśmy w ciszy przyglądając się sobie wzajemnie i rozmyślając o tym co właśnie się wydarzyło.


     

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 11



                                                     

                 Mistic Falls - pokój Damona

  Tego samego wieczoru Damon słyszał jak Will szepcze do Alice. Też chciałby ją móc przytulić do siebie. Położył się na łóżku i złapał w dłonie misia, którego miała Alice w pokoju. Uspokajał go i miał poczucie, że ona wciąż tu jest, że przyjdzie i wyrwie mu go z rąk krzycząc. Nagle do pokoju weszła Elena spojrzała na niego smutno.
- Chciałam sprawdzić jak się czujesz - spojrzał na nią z morderczą miną
- Jak ? - warknął cicho a następnie prychnął.
- No tak to złe pytanie - wciąż trzymał w dłoni misia - tęsknisz za nią, nie oszukasz mnie, to widać gołym okiem, że za nią tęsknisz.



Nic nie mówiąc wstał i dał jej misia a następnie złapał coś z komody.
- Zabierz go stąd, nie chce go widzieć.
Elena nie próbowała więcej nic zrobić wiedziała, że musi go zostawić samego. Potrzebował tego, cały Damon, ukrywa to co czuje przed każdym. Gdy tylko Elena wyszła podszedł do okna patrząc w ciemną noc myśląc o niej.


              Nieznane miejsce - kryształ

   Był piękny poranek, Elsa siedziała na podłodze przy łóżku, w ręce trzymała biały kwiat lilii. Obracała go wolno w różne strony i rozmyślała o tym skąd pochodzi, bowiem nie pamiętała niczego sprzed roku. Chciała bardzo sobie przypomnieć kim jest, dlaczego ma tę moc gdzie jest jej rodzina, czy w ogóle ją ma.
- Dlaczego siedzisz na podłodze ? - drgnęła i się odwróciła do obudzonej już Alice.
- Wiesz jak mnie wystraszyłaś, zawału dostanę - złapała ręką za serce i usiadła obok na łóżku.
- Duchy nie mogą dostać zawału - zaśmiała się Alice podnosząc się wyżej na łóżku wciąż patrząc na udającą przyjaciółkę.
- Pomóż mi... Alice ...proszę ja umieram... - trzymała się za serce zamykając oczy.
 Alice nie wytrzymała długo i wybuchła głośnym śmiechem. Złapała poduszkę leżącą obok i rzuciła nią w Else, ta chwyciła dłońmi poduszkę, gdy dotknęła jej twarzy. Zaśmiała się i ją odrzuciła w dalszym ciągu śmiejącą się jej towarzyszkę, która się jednak nie spodziewała tego ruchu, spiorunowała ją wzrokiem, a po chwili się obie śmiały szaleńczo. Po kilku chwilach  leżały patrząc w sufit uspokajając oddechy.
- Musimy jakoś przebić tę barierę. Użyje silniejszego zaklęcia - mówiąc to Alice podparła głowę na ręce. Elsa spojrzała na nią z nadzieją, że  żartuje, jednak mina Alice nie zdradzała niczego.
- Nie możesz tego zrobić, przecież ostatnim razem jak próbowałaś o mało nie...
- Umarłam ? - spojrzały po sobie - przecież i tak nie żyje. Nawet jak wrócę do swojego ciała, to przecież nie ożyje, moje serce nie bije Elso, ciało nie będzie na mnie czekać, taka jest prawda, więc niczym nie ryzykuje. W sumie gdyby Sharon nie korzystała z naszych dusz i magii to byśmy mogły tu zostać.
- Ale jeśli jednak jakimś cudem byś ożyła, miałabyś szanse, chcesz tak ryzykować ?
- Ty wrócisz do domu, będziesz żyć, tego chciałby mój brat - uśmiechnęła się na samą myśl o nim.
- Ale za tobą też by tęsknił , kocha ciebie, ja sobie nigdy nie wybaczę, że to przeze mnie...nie możesz... musi być inne wyjście.
- Sęk w tym, że nie ma...
Westchnęła, wciąż patrząc w sufit przypominając sobie całe dzieciństwo, długi pobyt w krainie czarów, każdą chwilę spędzoną z bratem. Nawet stale podrywającego ją pirata, rodziców, których chciałaby chociaż ten ostatni raz ujrzeć. Na końcu zaczęła przypominać jak trafiła do Mistic Falls, pierwsze dni, nowi znajomi, ale ostatnia myśl wprowadziła na jej twarz wielki uśmiech... Damon...tajemniczy i arogancki wampir, którego polubiła mimo nieciekawego początku. Zaczęła cicho śpiewać pogrążając się w myślach.

Mama, put my guns in the ground            
  I can't shoot them anymore.                    
  That long black cloud is comin' down           
  I feel like I'm knockin' on heaven's door.     

Knock, knock, knockin' on heaven's door  

Knock, knock, knockin' on heaven's door     
Knock, knock, knockin' on heaven's door
Knock, knock, knockin' on heaven's door '

RAIGN - Knocking On Heavens Door


               

              Mistic Falls - przed domem Salvatore


  Elena siedziała na zewnątrz pisząc w swoim pamiętniku, oderwała od niego wzrok w zamyśleniu. Spojrzała przed siebie w kierunku lasu, ptaki cicho śpiewały melodie w cieniu drzew dostrzegła zbliżającą się do niej  Caroline. Wstała i otrzepała biodra z kurzu.
- Jesteś bardzo wcześnie jest zaledwie 9 rano - mówiąc to Elena zamknęła pamiętnik.
- No wiesz, mamy sporo pracy musimy  wymyśleć plan na uratowanie Alice, a to nie będzie łatwe - uśmiechała się blondynka patrząc smutno na szatynkę.
- A właśnie jak Will ? Uspokoił się ? - siedziały przed domem na werandzie, wiał chłodny poranny wiatr, przyjemnie chłodząc skórę.
- Tak, już  z nim lepiej. Tyler z nim pogadał i lepiej się czuje, chyba do niego powoli dociera, że może odzyska siostrę.
- Nie dziwie się mu, też bym nie chciała mieć nadzieje, a potem by się okazało, że nic z tego.
Obie machały nogami, oparły się głowami o siebie i zamknęły oczy. Zatopione w myślach nie zauważyły Stefana, który wyszedł z domu. Spojrzał na nie z uśmiechem i oparł się o werandę.
- Mogę się dołączyć ? - nie otwierały oczu, ale się lekko uśmiechnęły, lecz po chwili przestały - ja wiem, że mnie słyszycie, nie udawajcie.
- Elena, jakaś mucha chyba bzyczy mi nad uchem.
- Tak wyjątkowo wkurzająca mucha...hmmm...chyba trzeba ją pacnąć bo się nie zamknie - mruknęła drapiąc się w ucho.
- Bardzo zabawne - przystanął z nogi na nogę - możecie wejść, Damon całą noc spędził w biblioteczce szukając jakiś wskazówek i już czeka.
- Naprawdę mu na niej zależy - szepnęła Caro idąc za Eleną.

                  Kryształ - sad
         
  Po jakimś czasie obie poszły do sadu. Elsa usiadła pod drzewem jabłoni, opierając się o nie głową patrząc na wspinającą się Alice, która sięgnęła dłonią czerwonego jabłka i rzuciła je w dół. Elsa złapała je  powąchała, a następnie ugryzła soczyste słodkie jabłko. Alice natomiast usiadła na gałęzi trzymając owoc spojrzała na niebo w stronę słońca.
- Szkoda, że to wszystko nie jest prawdziwe - westchnęła skacząc na ziemie, przeciągnęła się i usiadła na przeciwko blondynki. Jadły w spokoju owoce, delektując się przyjemnym smakiem. Nad głowami widniała tęcza, która była coraz mocniej dostrzegalna.
- Może jakoś przekażemy im wiadomość, że żyjemy - szepnęła El , gdy skończyły jeść.
- Nie wiem czy to coś da, nawet jak będą wiedzieć to w jaki sposób nam by pomogli. Sharon nie da im naszyjnika, będzie go strzec jak oka w głowie.
- Mogli by spróbować, nie musiałabyś wtedy używać tego zaklęcia - przyglądały się sobie w napięciu.
- Nie czujesz tego ? Magia Sharon jest coraz większa, nie tylko dzięki nam. Musiała skądś zaczerpnąć magii. Prędzej ja pokonam czar chroniący kryształ niż oni królową śniegu, lepiej niech nawet nie próbują z nią walczyć, jest zbyt potężna.
Wstały po kilku chwilach i szły tak przed siebie ciesząc się słońcem i całym pięknem tej wymyślonej krainy.

                    Mistic Falls - salon Salvatore

  Weszli do salonu, w którym piętrzyło się od książek rozłożonych wszędzie gdzie się da. A po środku stał Damon  z książką w ręku, gdy weszli spojrzał po nich.
- A gdzie czarownica ? - Elena podeszła bliżej jednego stosu książek znajdującego się w rogu.
- Zaraz przyjdzie, ty to wszystko czytałeś ? całą noc ? - spytała nie dowierzając
- I tak spać nie muszę - bąknął cicho, blondynka usiadła na kanapie i wzięła jedną z ksiąg.
- To masz jakiś plan ?  - spytała kartkując
- Ciebie blondi to chyba nie w tajemnicze - powiedział z przekąsem na co ona spiorunowała go wzrokiem. Nagle drzwi się otworzyły i do salonu weszła Bonnie a za nią Tyler, Will i Hook.
- No to jesteśmy w komplecie - powiedział zadowolony Damon - to w takim razie zrobimy tak, ja i Stefek odwracamy jej uwagę. Barbie i Elena atakujecie od tyłu na przemian z szybką zmianą miejsc. Will i Hook wy będziecie ukryci za drzewami i strzelać do niej z zatrutych strzał a nasza kochana Bonnie będzie ukryta znacznie dalej i osłabiała jej magie. Jakieś pytania?
- A co ze mną ? - spytał Ty patrząc na niego z skrzyżowanymi rękami na piersi.

- Ty masz najważniejsze zadanie, gdy tylko królowa śniegu będzie osłabiona musisz wykorzystać okazje do przejęcia naszyjnika. Jeszcze jakieś pytania ?
- Jedno, masz jakieś dobre zaklęcie ? - spytała go mulatka, na co on zaprzeczył.
- Tylko nie wiem czy masz wystarczająco siły by ją trochę unieszkodliwić - dodał z przekąsem na co Bonnie tylko wyciągnęła dłoń i Damon w mgnieniu oka przeleciał przez pokój. Wstał po chwili uśmiechając się do mulatki. Wszyscy zaczęli się szykować do akcji, musieli dać radę, musi się im udać. Damon zerknął na Willa i Hooka, we trójkę najbardziej pragnęli jej powrotu.


                     Kryształ 

  Mijały różne krzaki z dzikimi owocami, szły obok rzeki która płynęła w dolinie. Szum nurtu odbijał się w uszach cichym echem.
- Musze trochę nabrać siły by użyć zaklęcia, wiec teraz chodźmy na wycieczkę po tym świecie. Przecież nie byłaś daleko - skinęły sobie głowami z uśmiechem.
Wędrowały ścieżką wzdłuż doliny, po prawej stronie w oddali widziały góry, wysokie piętrzące się do nieba. Elsa przystanęła na moment patrząc w tamtym kierunku, po chwili zrobiła to samo jej towarzyszka. W ich stronę przybiegł mały jelonek, patrzył swoimi wielkimi oczami na nie z odległości kilku metrów.
- Jest śliczny - szepnęła El, chciała podejść bliżej, ale zwierze uciekło z powrotem  w stronę gór. Spojrzały po sobie z tą samą myślą i już po chwili obie szły w tamtą stronę. W szybkim tempie doszły do podnóża gór. Las obok majestatycznie otaczał i przyozdabiał góry. Alice dostrzegła coś błyszczącego w szczelinie, podbiegła tam i kucnęła.Wyjęła ręką coś na kształt płatka śniegu.
- Tam jest łańcuszek - powiedziała Elsa sięgając po niego, spojrzała na wisiorek i otworzyła usta - pamiętam go, pamiętam naszyjnik.
- Co ? - Alice spojrzała na nią patrząc jak jej źrenice się rozszerzają, wzięła go do dłoni a on zabłyszczał fioletowym światłem. Nagle zaczął padać śnieg prosto z gór.

- Należał do kogoś bardzo mi bliskiego - przycisnęła go do serca - może sobie przypomnę skąd jestem.
- Tylko dlaczego on jest tutaj ? - spojrzały po sobie z niewiedzą - może chodźmy dalej.
Szły ścieżką która prowadziła przez góry , monotonnie się wspinały przez parę minut. Alice ciągle miała w głowie obraz jej brata. Tak bardzo za nim tęskni, chciałaby, żeby znowu jej marudził nad uchem. Nagle przystanęła, aż idąca za nią Elsa także pogrążona w myślach zderzyła się z nią.

- Coś się stało ? Alice? - patrzała na towarzyszkę która nasłuchiwała i rozglądała się.
- Słyszysz ? Szum dobiega zza tej skały - przyglądały się jej z wielką uwagą i skupieniem.
Elsa nie czekając wiele położyła dłoń na skale mrożąc ją, a jej towarzyszka magią ją rozkruszyła na drobne kawałki. Przed nimi pojawiła się grota, powoli do niej weszły Alice użyła magii by oświecić im drogę. Korytarz był pełen pajęczyn i wielkich oślizgłych robali, po chwili doszły do jego końca, naszyjnik zaczął świecić coraz bardziej.
- O mój boże - szepnęła Elsa - Anna...
W ścianie zamrożona była młoda kobieta o kasztanowych włosach patrząc stale z przerażeniem.
- Znasz ją ? - Alice wciąż patrzała to na kobietę w bryle lodu to na Else.
- Tak , to moja siostra, ja pamiętam.
Alice przyłożyła dłonie do lodu bo obu stronach ciała kobiety i zamknęła oczy skupiając na tym moc.
- Ale robiłaś to wcześniej ? Nic jej nie będzie ? - blondynka stała zdenerwowana.
- Nie, ale obiecuje, że nic jej nie zrobię.
Lód topniał z każdą chwilą, najpierw szybko potem wolniej, gdy zbliżał się do ciała kobiety.
Po kilkunastu minutach lód całkiem stopniał, Elsa złapała siostrę, gdy ta miała upaść. Otworzyła po chwili oczy i się uśmiechnęła do blondynki.
- Elsa - szepnęła i chciała coś dodać, ale siostra uciszyła ją ruchem ręki.
- Chyba powinniśmy wracać, jestem Alice - skinęła jej głową i wyszła pomagając Elsie z siostrą.

                 Nibylandia

  Snow szła przodem razem z Reginą przed nimi piętrzyły się skały, z prawej strony mijali wielkie skały. Z każdym kolejnym krokiem robiło się zimniej. Nagle usłyszeli donośne wycie i ujrzeli zbliżające się do nich pół kobiety pół demony.
- Co to jest ? - szepnęła Bell rozglądając się, każdy z nich dobył broni gotowi do walki.
- Pojęcia nie mam, ale zaraz to wszystko zniszczę - warknęła Regina zupełnie wkurzona i rzuciła zaklęciem w bestie. Rumpel zrobił dokładnie to samo i zaczęła się walka. Bestie miały nie naturalnie wielkie kły, które rozdzierały wszystko. Snow zaczęła mierzyć z łuku, po chwili trafiona bestia zawyła. Były bardzo silne, brakowało już im sił do dalszej walki. Nagle usłyszały głośny syk, który wprawiał w ból bestie, łapały się za uszy a po chwili uciekły.

- Co to było ? - spytał David i w tej chwili usłyszeli plumknięcie i piękną syrenę, która się do nich uśmiechała przyjaźnie. Snow od razu ją poznała i podbiegła.
- Co ty tu robisz Ariel ? - uśmiechały się, a reszta do nich podeszła.
- Pływałam sobie i chciałam zrobić wycieczkę i popłynąć gdzieś dalej, aż mnie ktoś złapał, jakaś syrena a potem znalazłam się tu uwieziona w bańce. Na szczęście wy odwróciliście uwagę rekinów i się wydostałam.
Gdy skończyła mówić uśmiechnęła się do każdego i powiedziała o jaskini, w której syrena wszystko trzyma.



                       Kryształ 
   
   Po kilkunastu już minutach siedziały przed chatką i rozmawiały, Alice tylko co jakiś czas włączała się do rozmowy. Chciała by się obie mogły sobą nacieszyć. Myślała jednak o swoim bracie, zamknęła oczy opierając się o drzewo i chłonąc energie wokół.
- Może magia naszyjnika pomoże - powiedziała Anna głośniej by Alice ją usłyszała.
- Mogę jej użyć, ale i tak użyje tego zaklęcia, więc Elso przestań wymyślać z siostrą jakiś  innych  pomysłów - mówiła, wciąż mając zamknięte oczy.
- Mówiłam, że nie pozwolę na to - blondynka spojrzała na nią mrużąc oczy - mam też swoją magię, mogę częściowo pomóc i nie będziesz musiała używać tamtego zaklęcia.
Patrzały sobie przez chwile w oczy, aż w końcu Alice westchnęła
- Jesteś strasznie podobna do mojego brata, dobra , ale jeśli to nie wystarczy użyje zaklęcia.
- Tylko w razie konieczności, to mój warunek - Elsa miała ciętą minę, aż brunetka się zaśmiała.
- Jak wy tyle czasu tutaj wytrzymałyście razem - mówiła śmiejąc się Anna.
Alice dała w końcu za wygraną, ułożyła się z powrotem wygodnie patrząc na kwiecistą łąkę i zasnęła.


                    Nibylandia 


   Szli dalej przed siebie dziękując w duchu za pomoc Ariel , gdyby nie ona to byłby koniec. Przystanęli przed wielką jaskinią , jeszcze większą niż poprzednia. Niebo zrobiło się pochmurne i wiatr zaczął wiać bardziej porywisty.
- Miałam nadzieje, że jednak zostaniecie pożarci - ujrzeli przed sobą piekielną syrenę - cóż sama was wykończę.
   Nie dawno stoczyli walkę z bestiami, a teraz mają przed sobą syrenę , którą muszą za wszelką cenę pokonać. Każdy z nich walczył z nią tak jak potrafił, jednak ona była potężna, odrzucała każdy cios. David próbował walczyć z nią mieczem jednak ona jednym ruchem go złamała w pół a następnie magią oberwał David, którego magia wyrzuciła daleko, aż walną w drzewo. Regina wyrzucała w nią ogień strzelając z rąk tak samo robił Rumpel, pomagając ją nieco osłabić. Bell zaczęła rzucać nożami prosto w nią, jednak ona była szybsza, unikała lecących noży i magicznych kul. Zdawało się już, że to koniec, każdy z nich był wykończony, jednak walczyli dalej mimo tego, że czuli iż opadają z sił.
   Jednak już gdy zakładali najgorsze  usłyszeli znany syk, niedaleko pływała Ariel, na piekielną syrenę ten dźwięk poskutkował podobnie jak na bestie. Jednym ruchem dłoni Snow wypuściła strzałę, która trafiła w samo serce syreny. Ta stała przez chwilę osłupiała, zaczęła drżeć i w tej chwili Rumpel wydarł z niej serce, a jej ciało padło na ziemie z pustym echem. To koniec, pokonali ją. Salwa radości brzmiała w ich głowach.
- Mamy serce - powiedziała szczęśliwa Snow rzucając się w ramiona Davida. Rumpel stał wciąż przyglądając się krwawiącemu sercu z pustym wzrokiem.
- Rumpel, dobrze się czujesz ? - spytała Bell podchodząc do niego.

- Oczywiście kochanie - schował serce do woreczka - teraz musimy znaleźć tylko rzeczy co chce Pan, więc lepiej ruszajmy.
Podszedł do niej i ją pocałował z uśmiechem. Jednak ona czuła, że coś jest nie tak i to ma związek z tym sercem. Zebrali się i szli dalej głębiej w jaskinie. Po kilku minutach doszli do końca korytarza, na jego końcu znajdował się wielki stół ze świecami, kilka książek , jakaś skrzynka i wiele innych rzeczy. Zebrali ze sobą to co im potrzebne i zaczęli zmierzać do wyjścia.
- Odzyskamy ich Davidzie - szepnęła radosna Snow, on przytulił ją do siebie mocniej pełen nadziei.




                  Kryształ - magiczna bariera 

   Słońce prawie zachodziło, niebo miało różne odcienie czerwieni i pomarańczy. Lekki przyjemny wiatr chłodził rozgrzane w słońcu ciała. We trzy stały przed niebieskim polem tworzącym kryształ. Alice nie chciała już dłużej czekać, trzymała w dłoni naszyjnik od Anny a potem na nie spojrzała. Elsa podeszła bliżej i ujęła dłońmi ręce Alice.
- Anno, gdzie twoje ciało? - spytała siostry i na nią spojrzała
- W Arendell, spotkajmy się w Zaczarowanym lesie - Elsa przeniosła wzrok z siostry na Alice.
- Mam prośbę, Elso. Jak znajdziesz moich rodziców przekaż im, że z Willem wszystko w porządku, i że ich kocham.
- Obiecuje, gotowa ? - skinęły sobie głowami, zamknęły oczy, obie skupione na swojej magii i magi naszyjnika, który rozbłysnął jasnym światłem.
Wiatr się zerwał wokół nich, a pod stopami zaczęła się gromadzić wielka zielona mgła. Ściskały coraz mocniej dłonie, czując przepływającą energię. Nie słyszały niczego oprócz wielkiego szumu wiatru, nagle naszyjnik zgasł.
- Nie, nie rób tego - szepnęła Elsa wiedząc co chce zrobić Alice.
- To jedyne wyjście, bez mocy naszyjnika nie mamy szans - powiedziała i po jej policzku spłynęła łza. Zamknęła oczy, zbierając całą swoją energię, bała się tak bardzo. Nie chciała tego robić, lecz to było jedynym wyjściem z tej sytuacji. Musiała dokonać wyboru, ocalić swoje towarzyszki czy pozwolić na to by wszystkie tu były uwięzione.
  Wybór był prosty, zawsze brała życie innych nad swoje. Czuła jak całe gorąco płynie jej do serca a potem z serca uwalnia się na zewnątrz. Czuła jak przebija się przez zaklęcie Sharon  i jak jej cało staje się powoli bezsilne. Jej ostatnim wypowiedzianym słowem było niebo. Białe światło zalało otoczenie, a potem nie było już nic.


                  Mistic Falls - obrzeża , łąka

   Sharon stała po środku łąki zbierając energie, która unosiła się w tym miejscu intensywnie.Wdychała powietrze z wielkim uśmiechem i zamknęła oczy, po chwili gdy je otworzyła miała przed sobą braci Salvatore.
- No proszę kogo tutaj wiatr przywiał - szepnęła - czego chcecie ?
Damon wzruszył ramionami i spojrzał na brata, który też zrobił to samo. Ta sytuacja zdezorientowała Sharon i w tej właśnie chwili obaj ją zaatakowali. Sharon w ostatniej chwili odrzuciła ich od siebie w tym momencie do akcji wkroczyły dziewczyny atakując ją stale. Sharon musiała szybko zmieniać swoją pozycje by nadążyć za kolejnymi atakami, rzucała zaklęciami jednak nie mogła trafić, bo ciągle ją ktoś atakował w dodatku czuła jak strzała przeleciała dokładnie przed jej oczami.
Czuła jak ktoś zabiera jej energie, w tym momencie wkurzyła się nie na żarty.
- Tak nie będziemy się bawić ! - krzyknęła i zniknęła w białych oparach dymu.
- Gdzie ona jest ?! - krzyknęła blondynka, każdy z nich rozglądał się czujnie, aż nagle zmaterializowała się przed nimi trzymając w uścisku Bonnie, której leciała krew z nosa.
- Jeszcze raz ktoś mnie zaatakuje a z waszej przyjaciółki nic nie zostanie ! - krzyknęła i w tej chwili ścisnęła ją mocniej, aż zaczęła się pomału zamrażać.
- Stój ! Puść ją ! - mówiła Elena patrząc na przyjaciółkę.
- Chyba potrzebujecie nauczki, że ze mną nie należy zaczynać - mówiła groźnym głosem, lecz w tej chwili poczuła się słabiej niż przedtem. Puściła Bonnie, a ta pobiegła do przyjaciół. Sharon złapała naszyjnik i spojrzała na niego.
- Nie... nie może...nie możliwe... - szeptała, a oni się jej przyglądali nie wiedząc co się dzieje.

Nagle naszyjnik pękną na kawałki wydobywając z siebie niebieskie światełko. Upuściła jego kawałki na ziemie.
- Co to znaczy ? - szepnął Will patrząc z przerażeniem na Sharon, która zacisnęła pięści.
- To, że wasza Alice zniknęła na zawsze  - zagrzmiała donośnym głosem i znikła.
Will nie mógł uwierzyć w to co się stało , jedyna nadzieja prysła, rozsypała się ja domek z kart. Każdy wciąż stał i patrzył w miejsce gdzie zniknęła Sharon, nie mogąc wykonać ruchu.
  Po kilku minutach wszyscy poszli z posępnymi minami do domu Salvatore. Will od razu wbiegł na górę do jej pokoju, pragnąc ją zobaczyć. Damon już nie wytrzymał nalał sobie kieliszek burbonu i wypił jednym łykiem, nie mógł już dłużej powstrzymywać łez, które spływały mu po policzku.



                  Nibylandia 


    Zmierzali do wnętrza wyspy mając nadzieje, że Pan dotrzyma słowa i wypuści Ruby. Byli już całkiem zmęczeni ciągłą walką. Przedzierali się przez gęste zarośla aż dotarli do polany w samym środku lasu.
- Nareszcie - usłyszeli za sobą głos Pana, który wysunął się na przód  - już się bałem, że nie dacie rady a teraz oddajcie mi rzeczy.
- Najpierw Ruby - powiedział David trzymając worek z rzeczami na co Pan prychnął.
- Jest w górach, już od jakiś - udał, że się zamyśla - dwóch godzin, no może trzech. Cieniowi się znudziła, ale może te bestie się nią nie znudzą - zaśmiał się.
- Nie taka była umowa - warknęła Regina
- Umowa była taka, że ją uwolnię, ale gdzie to już nie było mowy. A teraz oddajcie mi to co  należy do mnie - przystanął z nogi na nogę.
- Nie ma Ruby, nie ma wymiany, sprowadzisz ją tutaj całą to dostaniesz to co chcesz - rzekł stanowczo David. Pan tylko się uśmiechnął i  w tym momencie Rumpel podszedł i zabrał zwinnie worek i oddał go dla Pana. Stanął obok niego, każdy był w szoku nie spodziewali się tego ruchu.
- Co ty robisz Rumpel ? Dlaczego ? - spytała Bell pełna dwuznacznych odczuć, była wściekła, ale też nie chciała w to wierzyć.
- Jestem mrocznym kochanie, na zawsze we mnie będzie płynąć mrok.
- Dobra robota - mruknął do niego Pan.
Po chwili Rumpel  zniknął w oparach, a zaraz po nim zniknął Pan.


                Dom Salvatore

  Wszyscy siedzieli w salonie prawie w zupełnej ciszy. Dziewczyny próbowały jakoś podnieść na duchu resztę, ale słabo im to wychodziło. Nagle zbiegł na dół Will miał rozbiegany wzrok.
- Nie ma jej, nie ma ciała Alice - spojrzał na Bonn szukając odpowiedzi.
- Mogło tak być, że zniknęło razem z jej duszą.
 Will potrząsnął głową i podszedł do kominka, czując coraz większy ból. Chciał ją jeszcze raz usłyszeć, ten ostatni raz. Jak na komendę każdy spojrzał w stronę drzwi, gdy usłyszeli dzwonek.
- Ja otworze - szepnął Stefan wstając z fotela i udając się do drzwi. Czuł ten sam smutek co reszta, nie znał długo Alice, jednak rozumiał ból jaki towarzyszy Willowi. Sięgnął ręką klamki otwierając całkowicie drzwi, gdy tylko je otworzył nie mógł uwierzyć w to co widzi.
- Nie możliwe...


piątek, 6 marca 2015

Rozdział 10

           
                                           


                        Nibylandia

     Dziewczyny nie mogły wytrzymać, każda z nich chciała już wracać do domu. Snow chodziła wokół patrząc jak Regina i Rumpel rzucają czar na jej łuk.
- Macie pewność, że to zadziała ?  - spojrzeli na nią oboje potem na siebie.
- Zadziała jeśli nie spudłujesz - dogryzła jej z uśmiechem Regina.
- Mogę na tobie spróbować ? - odpłaciła się jej tym samym Snow.
- Drogie panie lepiej przestańcie i się skupcie - zganił je Rumpel.
   Snow złapała łuk i skinęła głową, spojrzeli po sobie gotowi do walki. Po kilku chwilach byli już przed jaskinią. Snow ustawiła się w oddali mierząc i czekając, natomiast Regina i Bell stały nieco dalej od niej.
    David i Rumpel ruszyli w kierunku jaskini, obaj w pełni przygotowani. Z każdym krokiem ich ciała bardziej się naprężały a wokół nich była cisza , słychać było tylko szmer piasku pod butami.Wolnym krokiem weszli do jaskini uważnie się rozglądając, przystanęli na chwile słysząc szmer przed nimi, lecz szybko zrobiło się cicho, za cicho, nawet nie było słychać fal morza, które wpływało do jaskini .
    Rumpel wysunął się do przodu, rozglądając się na wszystkie strony. David szedł za nim wolnym krokiem, nagle coś mignęło z boku, już był gotowy użyć miecza, lecz nic nie zobaczył.
Szli jeszcze głębiej w jaskinie, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki miecz Davida wystrzelił w powietrze wprost do wody obok. Rumpel zaczął rzucać zaklęcie lecz uniemożliwiła mu to nieznana siła. Nagle z wyłoniła się postać, kobieta  z brązowymi długimi włosami patrzała na nich groźnie. A potem głośno zawyła ogłuszając ich.



                     Mistic Falls - dom Salvatore

   Wszyscy patrzeli wyczekująco na Tylera, który spojrzał po wszystkich. Czuli  napięcie, w każdej części ciała. Z każdą chwilą oddechy przyspieszały minimalnie.
- Tyler, no mów ! - krzyknęła Caro szturchając chłopaka.
- Ciało Alice jest wciąż ciepłe, to znaczy nie jest takie jak u osoby umarłej - dodał gdy inni patrzeli niezrozumiale.
- Zaraz, przecież to oznacza... - Elena wstała patrząc na innych - czy to znaczy, że ona...
- Alice żyje - odpowiedział Will dalej w to nie wierząc - ona wciąż żyje.
- Ale jak to jest możliwe ? - Bonnie spojrzała  na na każdego szukając sensownego wyjaśnienia  - Nie było pulsu, żadnych oznak życia.


Damon wciąż siedział patrząc w jednym punkcie, starając się zrozumieć co się właśnie dzieje. Przed chwilą jeszcze ją opłakiwali a teraz jest nadzieja, że jednak ją odzyskają. Tą małą niepozornie milutką osóbkę.
- To może ją stamtąd zabierzmy - odezwał się  Enzo wstając - zahipnotyzujemy tych z zakładu.
Potarł rękami o biodra, patrząc wyczekująco na resztę. W końcu Stefan skinął głową i złapał kluczyki od auta.
- Nie zapomnijcie, żeby wymazać pamięć dla pastora - dodała Elena gdy ci już wychodzili.
Will dalej nie mógł się ocknąć, nie docierał do niego fakt, że jego siostrzyczka może żyć. Bał się dopuścić do siebie tą myśl, bał się, że to się okaże złudną nadzieją.
Elena i dziewczyny poszły na górę przygotować pokój, zostawiając samego Willa Damona i Hooka. We trojkę mieli najwięcej obaw i nadziei związanych z powrotem Alice.


                           Nibylandia - plaża

    Snow naprężała łuk, będąc gotową do wystrzału, czuła napięcie całego ciała.  Regina spojrzała na nią z ukosa.
- Coś za długo to trwa - mruknęła i nagle usłyszały donośne wycie, które huczało i pulsowało w głowie.
- Pójdę przodem - krzyknęła dla Snow, ta jedynie musiała się domyśleć co chce zrobić, przez ten hałas nie słyszała niczego. Regina zrobiła parę kroków, lecz nagle się zatrzymała widząc biegnących w ich stronę Davida i Rumpla a za nimi strzelały pioruny, które wydobywały się z  jaskini.
   Było coraz głośniej, opary się kłębiły zalewając plaże. Regina szybko się cofnęła, po kilku chwilach , obok nich stanęli mężczyźni. Kłęby pary zdawały się nie mieć końca, nagle pośród nich zauważyli cień a potem wyłaniająca się postać. Para opadła i zniknęła ukazując  kobietę, która uśmiechała się złowieszczo.



                      Chatka nieznane miejsce - dzień wcześniej

   Pewna blondynka krzątała się po kuchni przygotowując wodę na herbatę i coś do jedzenia. Złapała nóż w rękę i zaczęła kroić owoce zebrane z pobliskiego ogrodu. Cicho nuciła pod nosem melodie , po kilku chwilach wszystkie pokrojone owoce wrzuciła do miski i skropiła je miodem. Zaparzyła herbatę uważając by się nie poparzyć. Gdy skończyła przygotowania do śniadania, postawiła herbatę i miskę z owocami na tacy. Zatrzymała się słysząc jakiś dźwięk dobiegający  z pokoju, ruszyła tam zabierając ze sobą tacę.
- Wreszcie się obudziłaś - rzekła widząc budzącą się kobietę, postawiła tace na stoliku obok i wyciągnęła dłoń - Jestem Elsa, a ty ?
- Ja... - złapała głęboki oddech i uścisnęła dłoń - jestem Alice. Zaraz to ty byłaś z moim bratem na balu.
Alice usiadła szybko, lecz poczuła zawroty głowy, zanim upadła na poduszki, Elsa pomogła jej usiąść wygodnie.
- Pomału , nie masz jeszcze tyle siły. Wybacz, nie bardzo pamiętam, chodzi ci o Willa ? - kiwnęła głową potwierdzając, Elsa usiadła obok  - Nie pamiętam dużo z balu, rozmawiałam z Willem, czekałam na niego, a potem pustka i znalazłam się tutaj.
- No właśnie - Alice zmarszczyła brwi - gdzie my jesteśmy co to za miejsce ?
Elsa wzdychnęła głęboko wstając, zerknęła przez okno i odwróciła się twarzą do swojej towarzyszki.
- Nie jestem pewna gdzie, jak tylko tu dotarłam próbowałam stąd uciec znaleźć kogoś, lecz nikogo nie ma innego tutaj. Idąc natknęłam się na jakby pole siłowe, ale nie podchodziłam bliżej, pioruny strzelały i wiatr się zerwał.
- To możemy iść teraz, pogoda jest idealna - chciała już wstać, ale została powstrzymana przez Else.
- Najpierw coś zjedz, proszę zjedz i pójdziemy tam - patrzyła na nią wyczekująco.
Alice nie chciała jej się słuchać, ale gdy spojrzała w jej oczy, które emanowały troską kiwnęła głową i zabrała się za jedzenie.

         
                     Nibylandia

   Brązowo włosa kobieta patrzyła po kolei na każdego. Snow ukryta za skałkami chyba była niezauważona, wciąż  gotowa do walki.
- Wiem po co przyszliście - odpowiedziała donośnym głosem - ale nie dostaniecie tego.
- Czy to jest właśnie ta syrena ? Ona ma nogi - szepnęła nie dowierzając Bell, na co kobieta się roześmiała  groźnym śmiechem.
- Tak to ja jestem, to mojego serca chcecie, ale nic z tego, zginiecie.
Machnęła rekami i wystrzeliły płomienie zmierzające w ich kierunku, ledwo udało im się schować.
- Teraz rozumiem znaczenie piekielna syrena - szepnęła Bell kucając obok Rumpla.
Snow wymierzyła w nią, gdy ta była zajęta jej przyjaciółmi i wystrzeliła strzałę celując prosto w jej głowę. Syrena jednak odwróciła się z niesamowitą szybkością a strzała zatrzymała się tuż przed jej oczami, po chwili zmieniając kierunek. Snow z ledwością się uchyliła przed strzałą, która musnęła jej włosy.
- Mówiłam, nie dacie mi rady - powiedziała z uśmiechem syrena.
W tym momencie Regina i Rumpel rzucili zaklęcie, które wyrzuciło w powietrze syrenę, wstała wypluwając piasek z ust. Snow po raz kolejny mierzyła z łuku jednak piasek rozwiewany przez wiatr jej przeszkadzał. Regina złapała rękę Rumpla i wymawiali kolejne zaklęcie.
- Koniec zabawy - mruknęła pod nosem spoglądając na nich , a po chwili wstała wydobywając z siebie głośne wycie, które zagłuszyło każdego.
   Snow wypuściła łuk na ziemie, zakryli sobie uszy lecz i tak to niewiele pomogło. Hałas był nie do zniesienia, z każdą chwilą brakowało im sił, opadli na kolana nie mogąc zrobić żadnego ruchu. Wycie nie miało końca, czuli jak w środku zżera ich ogień, tracili poczucie bycia, coraz bardziej stając się obojętnymi na to co będzie, aż stracili przytomność.
       
                       Nieznane miejsce - łąka ( dzień wcześniej )

   Szły tak wzdłuż ścieżki  po środku pustki, otaczała ich wielka łąka , która zdawała się nie mieć końca. Ptaki latały i śpiewały wesołe melodie, jeden z nich latając zatrzymał się przed Alice, patrzyła na niego przez chwile z uśmiechem, odfrunął a ona ruszyła dalej za Elsą.
- Nie pamiętasz mnie w ogóle ? - spytała swojej przewodniczki, która spojrzała na nią skupiając myśli.
- Nie, to znaczy wiem, że jesteś księżniczką, ale osobiście się nie poznałyśmy. A co z Willem ? - spytała z rumieńcem na twarzy co nie uszło uwadze Alice.
- Ma się raczej dobrze, żyje, to ja umarłam nie on, więc...- wzruszyła ramionami
- Ale na pewno za tobą tęskni - uśmiechnęły się obie.
- Za tobą też - wspinały się pod górę z lekkim trudem - ciągle o tobie wspomina, bardzo cię polubił.
- Myślałam, że dawno zapomniał - miała coraz większy uśmiech - cieszę się, że tu jesteś, może jakoś się wydostaniemy stąd.
- Na pewno tak będzie, nie mam zamiaru być czyjąś niewolnicą i gnić tu jak w jakieś klatce.
Czuła, że się zbiera w niej złość na całą tą sytuację na Sharon , czy tak wygląda niebo, czy właśnie umarły bez możliwości powrotu. Pokręciła głową, nie chciała w to wierzyć, nie mogła się poddać, nie tym razem.

Po kilku minutach weszły na wzgórze, osłupiały widząc przed sobą wielkie niebieskie pole siłowe. Musiały zejść w dół po zboczu, gdy tam dotarły Alice rzuciła spinką w kierunku tego pola. Nic się nie stało, spinka odbiła się lekko i upadła na ziemie. Podeszła bliżej niego, wyciągnęła dłoń i dotknęła nią powierzchni. Było śliskie i twarde, mieniło się w słońcu.
- Tam coś jest - mówiła pocierając bardziej, Elsa poszła w ślady swojej towarzyszki.
- Nie możliwe - szepnęła Elsa - to przecież nie możliwe. Jak ? Czy to ...
- Will - westchnęła Alice - tylko dlaczego on jest taki duży ?  - pokręciła głową, nie wiedząc co się dzieje.
Oparła rękami o pole i skupiła całą swoją uwagę na Willu, skupiła się tak jak uczył ją mistrz magii z Krainy Czarów. Starała się usłyszeć jego głos, tak bardzo pragnęła tego, czuła, że pomału opada z sił. Elsa chciała ją zabrać od pola.
- Nie - była tak skupiona i tak uparta, że aż warknęła na każdą chęć pomocy Elsy. Wie, że dziewczyna chce dobrze, ale w tej chwili nic nie mogło ją powstrzymać przed tym co robiła, choćby miała upaść. Przecież już nie żyje, więc uznała że nie ma nic do stracenia.
Po paru chwilach takiego skupienia, usłyszała głosy, jej brata, aż się uśmiechnęła i głos Sharon dobiegający jakby za nią albo nad nią.
Czuła w jakim stanie jest jej brat, czuła jego wściekłość, pierwszy raz widzi , czuje , go w takim stanie . Widziała jak atakuje, tak jakby prosto na nią , przez chwile się przeraziła jednak miecz nie trafił w nią tylko obok niej. O co w tym chodzi ? Widziała kolejną próbę ataku Willa, jednak i ta skończyła się jak poprzednia. Nie chciała by mu coś się stało, bała się z każdą chwilą o niego, wpadł w furie jakiej jeszcze nie widziała.
- Will, proszę przestań, przestań walczyć. Nie rób tego ! Opamiętaj się ! - krzyczała, miała łzy w oczach, przy kolejnym ataku Will zawahał się i spojrzał w jej kierunku, tracąc przy tym całą emanującą z siebie złość. Uśmiechnęła się widząc jak reszta jej przyjaciół podbiega do Willa, jednak już nie zobaczyła więcej, obraz zniknął we mgle.
- Co to było ? Gdzie my jesteśmy ? - Elsa wypowiedziała te dwa nurtujące je obie pytania.

                            Nibylandia 

   Obudzili się w wielkiej bańce po środku morza. Bell wstała jako pierwsza i dotknęła owej bańki , w jej ślady poszli pozostali.
- No pięknie, jesteśmy w dupie - podsumowała to Regina - ma ktoś jakiś cudowny pomysł, jak się stąd wydostać?
- Nie jestem pewna, czy chcemy tego - powiedziała Snow patrząc wprost przed siebie, gdy spojrzeli w tamtym kierunku dostrzegli pływające niedaleko trzy wielkie rekiny.
- Tego nam jeszcze brakowało , zostać obiadem - prychnęła Regina odchodząc na drugi koniec kuli.
- Powietrza nam raczej nie zabraknie - powiedział David, wciąż trzymając dłonią za rękojeść miecza.
- Magiczna kula - mówił Rumpel dotykając dłonią powierzchni kuli - ona chce byśmy sami się zabili przy próbie ucieczki.
- Ale jak my się stąd wydostaniemy ? Zanim wypłyniemy, to rekiny nas dorwą - Bell podeszła bliżej patrząc na wygłodniałe rekiny.
- Rozwalenie tej kuli nie wchodzi w grę - mruknęła Regina krzywiąc się na samą myśl o zostaniu pokarmem dla rekinów - możemy spróbować wypchnąć kule na powierzchnie, aż do brzegu, co o tym myślisz Rumpel ? Damy rade ?
- Zawsze możemy spróbować. - skinął głową i razem z Reginą dotknęli kuli po przeciwnych stronach skupiając tym samym całą swoją moc. Po kilku chwilach kula ruszyła z miejsca unosząc ich pomału w górę. Bell uśmiechnęła się widząc, że to przynosi oczekiwany skutek, bańka podnosiła się wyżej i wyżej mijając pływające obok jakieś ryby.
- Nie chce was pospieszać, ale właśnie zostaliśmy zauważeni - mówiła Snow zauważając płynącego w ich kierunku rekina, tylko Regina spojrzała w tamtą stronę i drugi z rekinów zaczął zmierzać w ich kierunku.
Wyciągnęła jedną dłoń i skupiła moc zarówno na bańce jak i na rekinach. Na parę sekund się zatrzymały, lecz zaraz znów ruszyły. Byli już tak blisko powierzchni, tak samo blisko były rekiny.
- Teraz w bok Regino, im bliżej brzegu tym dalej nie będą płynąć - mówił Rumpel zwiększając swoją moc po jego skroni spływały krople potu. Jeden z rekinów był bardzo blisko nich, zaczął otwierać wielką paszczę ukazując swoje ostre duże kły.
- Rumpel ! - krzyknęła Bell, gdy kły rekina już prawie dotykały bańki. Rumpel wytężył jeszcze bardziej siły, zaciskając zęby. Przyspieszyli lecz w tej chwili zęby rekina zacisnęły się na bańce, pomału  przebijając barierę, aż pękła wypuszczając ich do wody. Zaczerpnęli głęboki oddech, za sobą mieli dwa żarłoczne rekiny. Jeden z nich złapał płaszcz Reginy ciągnąc ją w dół, próbowała trafić zaklęciem w rekina lecz nie mogła. Rumpel odwrócił się i trafił w niego magią uwalniając tym samym Reginę.
Płynęli szybko w górę do brzegu, ledwo wytrzymując bez powietrza. Snow zaplątała się nogą w wodorosty, machała i szarpała się by się wydostać. Jednym ruchem miecza David przeciął je uwalniając ukochaną, ta lekko się uśmiechnęła lecz zaraz spoważniała widząc zmierzającego rekina, który był bardzo blisko nich.
Nagle czerwone światło błysnęło i trafiło prosto w żarłocznego rekina, unieszkodliwiając go, skinęli Reginie wdzięczni za pomoc. Wydostali się w ostatniej chwili na brzeg, zanim dogonił ich trzeci z krwiożerczych bestii. Wypluli wodę i zmęczeni położyli się na brzegu.
- Gdzie my do cholery jesteśmy ? ! - powiedziała  Regina siadając, dopiero teraz dostrzegli, że znajdują się w zupełnie innej części wyspy otoczeni skałami dookoła.

                           
                              Nieznane miejsce 

   Kolejnego dnia wybrały się znowu w miejsce gdzie znajduje się bariera. Alice usiadła przed nią, aż w końcu się położyła na łące patrząc w niebo, jej przyjaciółka zrobiła to samo. Złapały się za ręce i ścisnęły je, dodając sobie otuchy i nadziei.
- Wydarzyło się coś dziwnego zanim trafiłaś na bal ? - El zmarszczyła brwi, wciąż patrząc na płynące chmury po niebie.
- Jakaś kobieta, blondynka powiedziała, że nie muszę pracować u takiej jednej wrednej arystokratki, że zabierze mnie ze sobą, będę miała lepsze życie, tylko muszę pójść z nią na bal.
- To była pewnie Sharon - mruknęła zamyślając się - mama opowiadała mi, że miała kilka przedmiotów, które wszędzie ze sobą nosiła, miały jakąś moc czy coś. To był wielki pierścień z czerwonym brylantem, spinkę złotą z czarnymi paskami i naszyjnik z niebieskim amuletem.
- Nie miała nic z tych rzeczy, zaraz... miała ten naszyjnik , tak na pewno go miała , jak rozmawiałyśmy potarła go palcami, a wtedy jakoś słabo się czułam. Nie, to raczej nie ma ze sobą związku.
Alice szybko usiadła , patrząc na pole na przeciwko siebie, Elsa spojrzała na nią to na pole siadając.
- Chyba nie myślisz, że to ... że my... - nie mogła uwierzyć w to co chce powiedzieć jej towarzyszka.
- Tak Elso, znajdujemy się w tym wisiorku - obie przyglądały się migotającej w słońcu barierze.


                             Mistic Falls - dom Salvatore


    Siedzieli w salonie , jednak po chwili Will jako pierwszy wstał i  przeszedł się w stronę kominka. Oparł się dłonią o niego i westchnął patrząc na tańczące płomienie. Hook i Damon wymienili nie chętnie ze sobą spojrzenia. Od początku czuli do siebie nie chęć.
Po kilku chwilach usłyszeli otwierane drzwi, cała trójka spojrzała w tamtym kierunku. Pierwszy wszedł Enzo, a za nim Stefan niosący na rękach Alice. Will nie mógł się powstrzymać i pobiegł do nich, dotknął dłonią jej twarzy od której biło ciepło.

- Naprawdę żyjesz - szepnął wciąż patrząc  na nią, czując płynącą do serca ulgę.
- Zaniosę ją na górę do pokoju - powiedział Stefan patrząc na niego, ten tylko skinął głową, zanim wszedł na górę minął w przejściu Elenę, a potem Caroline i Bonnie.
Wszyscy zebrali się w  salonie, Bonnie wcześniej zabrała ze sobą księgę i teraz ją przeglądała. Każdy zastanawiał się o co tu chodzi, Willowi po głowie chodziło ciągle to uczucie, gdy walczył z Sharon.
- W księdze nic nie ma na ten temat - mruknęła zamykając ją.
- To jak mamy ją przywrócić do życia - Caro już nie miała pomysłu, marszczyła brwi w zamyśle.
- Jak walczyłem z Sharon - głos zabrał Will - czułem ją , czułem Alice jak każe mi się uspokoić. Nie wiem jak, ale coś ma wspólnego z medalionem na jej szyi.
Pokręcił głową patrząc na Bonn , która zdawała się być przez chwile nie obecna.
- Sharon mogła uwięzić dusze Alice w tym wisiorku - odparła w końcu - czułeś jej obecność wtedy, to musi być to.
- Tylko jak go zabierzemy ? - spytał Hook bawiąc się hakiem u reki - Z dnia na dzień robi się potężniejsza, a jedyna osoba, która mogła ją pokonać to Alice.
- Musimy spróbować zabrać jej naszyjnik, ona nie wie, że my wiemy i mamy formę zaskoczenia , mamy taką jedną szanse, wiec lepiej zróbmy to dobrze - powiedział Damon wstając.

- Damon ma racje - kiwnął głową Stefan - musimy to wykorzystać. Zbliża się noc, jutro dokładnie opracujemy plan, a teraz lepiej będzie jak odpoczniemy.
Skinęli głowami, Tyler zabrał Caroline i Bonnie do domu. Wszyscy myśleli o tym co się właśnie dzieje i jak mogą pomóc. Każdy udał się do siebie , a Hook poszedł do domu Kola , który zaproponował mu wcześniej nocleg. Will wszedł na górę i powoli otworzył drzwi do pokoju Alice. Wyglądała jakby spała, włosy miała lekko porozrzucane po poduszce. Położył się obok niej i przyglądał jej twarzy, lekko się uśmiechając.
- Wrócisz tutaj, obiecuje - ucałował ją w czoło - jesteś prawie z powrotem, musisz mi skopać tyłek za ten mój akt furii. Dziękuje, że mnie wtedy powstrzymałaś i wiem, że jesteś na mnie za to zła a ja i tak cię kocham cię siostrzyczko, wrócisz, na pewno wrócisz - wyszeptał wtulając się w nią.
Zasnął tak śniąc o powrocie do domu razem z Alice, uśmiechając się przez sen.


                        Nie znane miejsce  - ogród

     Siedziały obie w ogrodzie rozmyślając nad planem ucieczki. Słońce ogrzewało przyjemnie, a cień drzew  przyjemnie chłodził. Alice siedziała pod drzewem i dzióbała patykiem w ziemi, Elsa zaś zerkała na nią i bawiła się trawą , zrywając ją  i okręcając wokół palca.
- Masz jakiś pomysł ?  - spojrzała na rudowłosą z nadzieją.
- Możliwe , możesz użyć swojej magii ? - spojrzała na nią i westchnęła odkładając patyk na bok.
- Tak, ale niewiele. Nie jestem już tak potężna jak wcześniej - wzdychnęła i lekko machnęła dłonią i zamroziła malutki kawałek trawy.
- Możemy spróbować zamrozić część pola i ją zbić - wstała poprawiając sukienkę. Elsa poszła w jej ślady i już po kilkunastu minutach były na miejscu. Alice kiwnęła głową na swoją towarzyszkę by zaczęła zamrażać. Elsa przyłożyła rękę do pola i powoli jej moc zaczęła zamrażać wytwarzając kropelki i zamieniając je w szron, gdy tylko zamroziła sporą część odsunęła rękę i spojrzała na Alice, ta odsunęła się trochę i zamachnęła nogą próbując zbić pole. Jednak nic to nie dało, pokręciła głową, wyciągnęła ręce przed siebie skupiając się na tym by zniszczyć tą barierę. Czuła, że opada z sił, zwiększyła moc, aż się zachwiała i złapała powietrze.
- Alice wystarczy, nic to nie pomaga - ta jej jakby nie słuchała i dalej próbowała zniszczyć barierę - przestań, coś ci się stanie jesteś cała blada.
   Gdy tylko wypowiedziała ostanie słowa , to zaczęła lecieć krew z nosa jej przyjaciółki. Alice czuła płynącą krew, która skapnęła na usta, posmakowała jej i chwile potem czuła jak traci przytomność. Elsa zdążyła ją złapać nim opadła, otarła jej krew z twarzy, trzymając jej głowę na kolanach. Spojrzała za siebie na barierę, na której nie było ani śladu, żadnego zarysowania.