piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 6 part 1


                                     
                         



            Nowy Orlean

         Hook siedział nieprzytomny, przykuty do ściany łańcuchami. Po drugiej stronie celi siedział Kol wpatrywał się w swoje ręce, po czym podniósł powoli wzrok na Hooka, który zaczął się budzić.
- Nareszcie wracasz do żywych - Hook otworzył oczy.
- Gdzie jesteśmy ?
- W celi, jesteśmy więźniami.
- Jak długo ?
- Jeden dzień, mała czarownica ma dużą moc. Sam się niedawno obudziłem - nagle drzwi się otworzyły, powolnym ruchem wszedł Marcel.
- No widzę,  że się już wszyscy obudzili - podszedł do Kola - Teraz mi no powiedz, czego chce Klaus?
- Ja mam ci niby powiedzieć - prychnął - miasto należy do nas, do naszej rodziny.
- Nie od kiedy zostawiliście miasto na pastwę losu. Ja się zająłem tym miastem, więc teraz ja tu rządzę . Ani Klaus, ani nikt z waszej rodzinki, niema do niego prawa.
- Niech tylko, Klaus się o tym dowie.
- Niedowie , mógłbym cię zabić, ale to tylko zwróci uwagę Klausa na miasto. A tego nie chce.
- To co zamierzasz ? Więzić też, raczej nie możesz.
- Davina - Marcel się obrócił.
- O nie, znowu ta mała wiedźma - mruknąłem czując, że będzie jeszcze gorzej.
- Wymaż im pamięć - zwrócił się do niej.
- Że co ? - spytał Hook patrząc na nich.



                        Alice

     Przeciągnęłam się na łóżku, ziewnęłam, przekręciłam się na bok i spojrzałam na zegarek przy łóżku. Zaraz będzie dziewiąta, znowu się leniwie przeciągnęłam i ziewnęłam. Nim zdążyłam coś jeszcze zrobić do mojego pokoju wpadł Will, rzucił się z rozpędu na łóżko.
- Ejjj - szturchnęłam go - uważaj trochę pacanie.
- No co, nie mów, że za tym nie tęskniłaś.
- Nie tęskniłam.
- Ani troszkę?
- Hmm... ani trochę - roześmiałam się - no dobra tak troszeczkę - zbliżył się z dziwnym uśmiechem.
- Na pewno ?
- Jak tak teraz pytasz, to nie jestem pewna - po chwili zaczął mnie łaskotać - przestań - mówiłam ledwo przez śmiech.
- Nie przestane, dopóki nie powiesz, że tęskniłaś. - dalej mnie torturował łaskotkami.
- Dobra, tak tęskniłam pacanie - powiedziałam jednym tchem, przestał się nade mną znęcać - nareszcie-wysapałam.
- To co robimy ? - spytał.
- Może na początek, coś zjemy i pójdziemy się przejść, a potem możemy zajść do Bonnie.
- Mnie pasuje, muszę trochę się zaznajomić z tym światem - zeszliśmy do kuchni coś zjeść.
Jak zjedliśmy wyszliśmy z domu i szliśmy drogą do Grilla. Mam nadzieje, że nie  spotkam tam tego dupka, bo mam go serdecznie dość.
Po paru minutach znaleźliśmy się w Grillu. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i zamówiliśmy drinki.
- Całkiem fajnie tu jest, gdybyśmy mieli przejście to byśmy mogli tutaj się przenosić.
- A ja mam dość - głównie mam na myśli Damona.
- To przez niego - nie wiem jak, ale domyślił się dlaczego tak myślę.
- Ehh ... jesteśmy też z dala od domu.
- Siostra, sama chciałaś.
- No tak, ale... - przerwał mi i pogroził palcem.
- Żadne ale, traktuj to jak przygodę. Kolejną wspólną przygodę, przecież i tak chciałaś płynąć w nieznane, a w naszym świecie mniej więcej wiemy co gdzie jest i  czego możemy się spodziewać. Tutaj jest niezbadany świat - zaczął mnie kusić.
- W sumie masz racje - uśmiechnęłam się. Kelner przyniósł nasze zamówienia, wypiłam łyk.
- Widzisz zawsze mam racje.
- Taaa jasne - bąknęłam upijając łyk, który przyjemnie rozgrzewał moje gardło.
- Się nie przeciwstawiaj królowi
- Przyszłemu królowi - poprawiłam go.
- Można ? - usłyszałam ten znajomy głos, a potem zobaczyłam jak ten dupek się dosiada do naszego stolika. Wezbrała się we mnie złość.
- Może byś poczekał na pozwolenie - warknęłam
- Zapomniałem księżniczko - powiedział z sarkazmem .
- Co słychać ? - spytał jego Will jak gdyby nic.
- Chciałem się z kimś napić, a nikogo oprócz was niema w pobliżu.
- Co wszyscy uciekli przed tobą ?  nie dziwię się - mruknęłam, chciał coś powiedzieć, ale odpowiedziałam zanim on zdążył - Idę się przejść. Nie mam zamiaru tu siedzieć ani chwili dłużej - wyszłam z baru zostawiając Willa w towarzystwie Damona.


             Will  

     Widziałem jak się siostrzyczka wkurza na tego Damona. Tak było na początku z Hookiem, może i w tym przypadku będzie podobnie. Na samą myśl się uśmiechnąłem, gdy zostaliśmy sami z Damonem, zauważyłem jakby żal na jego twarzy.
- Skaczecie sobie do gardeł - powiedziałem z uśmiechem.
- No tak wyszło - miał dziwny obojętny wzrok.
- Alice i ja ...- zamyśliłem się na chwile - My dużo przeszliśmy, nie wychowaliśmy się na królewskim dworze. Nie znamy królewskiej etykiety. Jak mieliśmy po 7,9 lat...była u nas wojna, zostaliśmy przeniesieni do innego świata, w którym byliśmy zdani na siebie. Nie mieliśmy przyjaciół w tamtym świecie, byliśmy tam przez 12 lat.
- Tego to nie wiedziałem - mruknął cicho Damon, rozumiejąc wszystko, pokiwałem głową.
- Ona nie jest rozpieszczona, życie ją tak zmieniło. Zanim tam wylądowaliśmy była słodką dziewczynką. Teraz ma cięty język - uśmiechnęliśmy się - I za to ją teraz bardziej kocham, zobaczysz jeszcze się dogadacie - powiedziałem pewien swego.
- Tylko oboje jesteśmy uparci.


               Alice

   Wkurzona wyszłam na krótki spacer , naprawdę mam dość tego całego Damona. Co on sobie myśli, że kim jest, muszę mu dać nauczkę za to co mi zrobił. Tylko moje moce są do kitu.
- Znowu się spotykamy - podniosłam wzrok i zobaczyłam Klausa stojącego parę kroków ode mnie.
- Chcesz znowu oberwać ? - spytałam pewna swoich mocy, zbyt pewna.
- Nie oszukasz mnie, wiem, że masz problem z magią - straciłam jakikolwiek punkt zaczepienia.
- Czego chcesz ? - spytałam mniej pewna siebie.
- Mogę ci pomóc z odzyskaniem władzy nad magią - prychnęłam.
- Co chcesz w zamian? - czułam w tym haczyk.
- Twojej pomocy, magii.
- A konkretnie ?
- Żebyś mnie przed kimś ochroniła.
- Czyli jest ktoś potężniejszy od ciebie, hmm wiesz nawet za cenę magii ci nie pomogę.
- Nie wiesz co robisz - wysunęłam się do przodu
- Wiem, nie pomagam wrogom.
- Pożałujesz tej decyzji, szybciej niż ci się zdaje.
- Jak na razie to masz co innego na głowie, prawda ? - odwróciłam się i ruszyłam z powrotem w kierunku baru. Po kilku krokach zauważyłam Willa, który zmierzał w moją stronę, niestety za nim szedł Damon - czego on chce ? - cicho mruknęłam.

     Po kilku minutach byliśmy już w domu Salvatorów, tam była Bonnie. Chciałabym się odczepić od tego dupka. Jak na złość nie było mi to dane, usiedliśmy wszyscy w salonie. Czułam na sobie przeszywający wzrok Damona.
- Przestań się na mnie gapić - warknęłam po czym spojrzałam na niego.
- Mój dom mogę robić co chce.
- Damon możesz przestać -  zwrócił się do niego Stefan.
- Robię co chce braciszku - odszedł kilka kroków. Bonnie coś szukała w księdze.
- Zostaw go Stefan, będę go ignorować - powiedziałam patrząc cały czas na Bonnie.
- Mam - powiedziała Bonn podchodząc z księgą - To jest Seterum - wskazała na rysunek w księdze - To przyrząd którego muszę użyć by wzmocnić twoją magię, musisz być w kręgu z wilczego ziela.Wymówię to zaklęcie, kropla mojej krwi i gotowe.
- No to zróbmy to - wstałam pełna nadziei .
- Jest tylko jeden problem, trzeba to zrobić podczas pełni.
- No to jestem w dupie - mówiąc to usiadłam znów - jak mam walczyć z Sharon i jeszcze nas przenieść do domu jak nie mam w pełni swojej magii.
- Damy rade siostra, jak zawsze - mówił Will patrząc na mnie, wiedział, że mówię ze spokojem, ale w środku jestem coraz bardziej rozdrażniona - Daliśmy rade z Królowa kier mając kilka lat to damy i teraz.
- Mam co do tego inne zdanie, Bonnie ? - dziewczyna się spojrzała  na mnie - dziś ten cały Klaus powiedział, że wie jak przywrócić moją magie. Myślisz, że mówił prawdę?
- Klaus jest zdolny do wszystkiego, do każdego kłamstwa by tylko dostać to czego chce, ale z drugiej strony, jego matka była silną czarownicą. Może mieć jakieś zapiski, zaklęcia, ale raczej coś bym wiedziała, gdyby był inny sposób.
- Może jednak spróbuje się z nim dogadać - mówiłam patrząc na Willa.
- A czego chciał w zamian? - do rozmowy włączyła się Elena.
- Ochrony przed kimś - popatrzyli na mnie - Tyle wiem.
- Dobra to może zrobimy grilla, taką małą imprezkę na rozluźnienie - powiedziała Caro patrząc na każdego - Wszystkim nam przyda się odpoczynek.
- Caroline ma racje, to najlepszy moment na złapanie oddechu - zgodziła się z nią Elena.
-To może za jakąś godzinę czy dwie, muszę jeszcze coś załatwić - powiedziałam tylko tyle i wyszłam.

      Po kilkunastu minutach łażenia i szukania Klausa straciłam nadzieje, że go znajdę. Zamknęłam na chwile oczy i odetchnęłam głęboko, odwróciłam się z zamiarem powrotu do domu Salvatorów. Tylko się odwróciłam i go zobaczyłam, przez chwile patrzyliśmy sobie w oczy.
- Zgadzam się na twoją propozycję - powiedziałam zbliżając się do niego, patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Jednak się zgadzasz, ciekaw jestem co cię zmusiło do tej decyzji
- Nieważne...
- Tak masz racje nieważne, bo już nie potrzebuje twojej pomocy, odrzuciłaś moją ofertę, nie mogłem czekać nie wiadomo ile, aż się zgodzisz.
- Podobno nie ma takiej osoby, która jest potężniejsza - czułam się coraz bardziej sfrustrowana.
- Jednak znalazłem, więc wybacz, ale ta rozmowa już niema sensu - odeszłam powolnym krokiem.

- Teraz ja mam nad nią przewagę, dziękuje - powiedziała wyłaniając się z ciemności Sharon.
- Liczę na to, że ty też mi pomożesz jak obiecałaś - spoglądał na nią Klaus.
- Oczywiście, moje słowo jest ważne. Zawsze pomogę tym, którzy zrobią coś istotnego dla mnie, liczę na owocną współpracę - po chwili zniknęła w oparach dymu.


                                    Nibylandia

   Ruby siedziała zamknięta w żelaznej klatce, niedaleko stali strażnicy. Była nią grupka dzieci, ale na sam widok można powiedzieć, że niebyły one miłymi i grzecznymi dziećmi. Miejsce pobytu było otoczone grubą warstwą cierni, które słuchały tylko rozkazów Pana. Nagle usłyszała jak strażnicy salutują po czym zobaczyła zbliżającego się Pana. Spojrzała na niego niechętnym wzrokiem.

- Możesz w końcu powiedzieć czego chcesz ?! - krzyknęła pełna gniewu.
- Jesteś moim zabezpieczeniem. Twoi przyjaciele zrobią co chce, to może cię uwolnię - zbliżył się - lecz na pewno nie zobaczysz wszystkich. Tej wyprawy ktoś nie przeżyje.
- Nie stanie się tak, poradzą sobie, a potem ty oberwiesz.
- Szczerze w to wątpię, chyba za mało poznałaś Cienia.- Ruby zmarszczyła brwi - o tak...a cień cię bardzo polubił i ten smak twojego strachu, twojej krwi, twojego bólu - uśmiechnął się złowieszczo i wyszedł zostawiając Ruby razem z cieniem.Odchodząc słyszał pełne bólu krzyki Ruby, które niosły się echem.


                   Alice

        Szłam drogą w zupełnej ciszy. Zaczęło się już ściemniać, myślałam o tym jakie szanse mam teraz pokonać Sharon. Musze czekać prawie miesiąc czasu na odzyskanie w pełni swojej magii.
- Hej piękna - odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Enzo, który jak tylko zobaczył moją minę przestał się uśmiechać.
- Hej - cicho szepnęłam.Tego co on zrobił się nie spodziewałam. W mgnieniu oka znalazł się obok mnie i po prostu mnie przytulił, początkowo nie zareagowałam, ale już po chwili się w niego wtuliłam. Musze przyznać, że to zadziałało bardzo kojąco. Czułam jak dłonią gładzi mi plecy, potem poczułam mały pocałunek we włosach.
Oderwałam się od niego uśmiechnięta.
- Dzięki, tego mi było trzeba.
- Do usług, idziesz do Salvatorów ? - przytaknęłam - Czy mogę być pani eskortą wasza wysokość ? -podał szarmancko dłoń. Był całkiem inny niż wcześniej, byłam rozluźniona, ale cały czas czujna. Nie popełnię drugi raz tego błędu.
- Oczywiście, dziękuje - szliśmy tak  gadając i śmiejąc się co chwile.


                   Will

        Stałem z resztą w ogrodzie gdzie już było przygotowane do imprezy. Ciągle w myślach miałem Alice, kolejny raz musimy sobie poradzić z powrotem do domu.
- Wieść, że nie da rady teraz zrobić, tego zaklęcia przybiła Alice - powiedziała Caro spoglądając na każdego.
- Tak było widać, że nie tego się spodziewała, zrobiła się przygaszona - powiedział Ty.
- Alice nieprzywykła...ona nielubi nie mieć kontroli nad czymś - przykułem uwagę Damona, który jak dotąd wpatrywał się w gdzieś w stronę lasu - Czuje się zupełnie jak wtedy jak byliśmy mali był taki moment, że omal niespadła w przepaść. Pomogłem jej, a skutek tego był taki, że ja nie żyłem przez jakieś 10 minut. Alice się obwinia za to, bała się olbrzyma i nie użyła magii, by się uratować. Miała tylko osiem lat.
- To nie jest jej wina - powiedział Stefan.
- Była taka mała - mówiła Elena siadając na ławie.
- Wiem, mówiłem jej milion razy, że to niebyła jej wina, a ona inaczej to widzi. Ja jestem starszy a mimo tego to ona robi wszystko, żeby mnie chronić. Alice już taka jest, będzie chronić wszystkich ,rodzinę przyjaciół nawet za cenę własnego życia - spojrzałem na Damona, który cały czas się we mnie wpatrywał - To prawda, że jest czasem wredna, humorzasta uparta i cięta na wszystko i wszystkich, ale odda własne życie za każdego - odwróciliśmy się zgodnie w kierunku dobiegających głosów zza rogu domu. Po chwili zobaczyliśmy śmiejących się Enzo i Alice. Spojrzeli na nas.
- A tu co ? Jakiś pogrzeb ? - mówił Enzo spoglądając na nas.
- Przyda im się nasz humor - Alice oparła się bokiem o Enzo, teraz jest zupełnie inna niż dwie godziny temu, roześmiana od ucha do ucha.
- To może coś zjemy - Enzo zatarł ręce.
- Chcesz może mojej krwi ? - spytała patrząc mu w oczy.
- To bardzo hojny gest, doceniam, ale nie zamierzam być jakimś dupkiem - uśmiechnął się żarłocznie - Chodź - pociągnął ją do stołu. Widziałem jak Damon patrzy ciągle z miną pełną złości, a raczej zazdrości. Po paru chwilach każdy siedział i jadł mięso z grilla. Alice usiadła obok Enzo trochę dalej niż my, spoglądałem co jakiś czas, jak Damon ledwie może wytrzymać w miejscu patrząc na nich śmiejących się do siebie.
- Nie tak dawno byś z nim nie gadała - powiedział Ty to co myśleli wszyscy. Alice tylko spojrzała na Enzo, a potem na Tylera.
- Nie taki diabeł straszny jak go malują - odpowiedziała
- Jestem diabłem? hmm...w sumie to masz racje - zaśmiali się.
- Jesteś, ale znośnym diabłem.
- To może teraz zatańczymy, co wy na to ?!! -krzyknęła Caro.
- Może troszeczkę ciszej, niech ciebie usłyszą w NY - powiedziała Bonnie. Caro zaśmiała się.
- Oj tam nie marudź - pociągnęła Tylera na środek, gdzie zaczęli tańczyć w rytm wolnej muzyki. Elena zaczęła tańczyć z Stefanem. Enzo złapał moją siostrę na ręce i powędrował na środek. Jak tylko się odwróciłem zobaczyłem przed sobą Bonnnie.
- Zatańczymy? - ukłoniłem się.
- Z przyjemnością - odpowiedziała Bonnie, widziałem Damona, który spoglądał na tańczącą Alice, wpadłem na pewien pomysł tańczyłem w jej kierunku. Zbliżyłem się do niej razem z Bonnie.
- Odbijany - powiedziałem przejmując siostrę od Enzo i zostawiając jego i Bonnie.
- Co stęskniłeś się za mną? - spytała ze śmiechem
- Troszeczkę, ale wiesz...- zbliżaliśmy się do Damona - źle się czuje - obróciłem ją w kierunku Damona i lekko pchnąłem ją do niego - Zatańczcie ja muszę odpocząć - Alice spojrzała na niego potem na mnie.
- Nie, Will o co chodzi? co cię boli?
- Siostra wszystko ok, nie przejmuj się mną. Baw się - pchnąłem ją  i Damona razem. Usiadłem na ławce obserwując resztę.

                 Alice

         Mój braciszek wmieszał mnie w taniec z tym dupkiem, niechętnie go objęłam. Spojrzałam gdzieś w dal unikając jego wzroku, tańczyliśmy parę chwil.
- Przepraszam - usłyszałam z jego ust, powoli spojrzałam na niego - Przepraszam, że się z ciebie napiłem. Jestem dupkiem, tak wiem o tym, nie musisz mi tego mówić. Naprawdę przepraszam - puścił swoje ręce w dół - Baw się dobrze - uśmiechnął się lekko i zaraz zniknął. Spojrzałam na Willa w zamyśleniu, a potem z  powrotem w kierunku gdzie stał Damon.





piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 5



          Nibylandia

     Wszyscy szli naprzód w kierunku wulkanu. Snow rozmawiała z Davidem.
- Musimy jakoś odnaleźć Ruby - mówiła patrząc na niego.
- Możemy tylko czekać na Pana  kochanie, sam powiedział, że jeszcze się  z nim zobaczymy. Na pewno powie co chce i ją uwolnimy.Wyspa jest ogromna nie damy rady ich namierzyć - westchnęła.
- Tak masz racje.
- Po za tym jak tylko Rumpel da radę namierzyć ich, to to zrobi. Nie odpuszczę tego, on wie, że będę to drążyć - spojrzała Rumpla.
- Tak kochanie, wiem, ty umiesz być bardzo uparta - mówił idąc pierwszy.
- Dobrze, że to ci nie przeszkadza, prawda ? - on nie odpowiedział - Rumpel ? - odwrócił się z uśmiechem
- Oczywiście, że nie przeszkadza kochanie.
- Powinniśmy gdzieś rozbić obóz. Idziemy już kilka godzin - Regina miała dość wędrówki.
- Regina ma racje - mówił David stając - możemy zrobić to tutaj.


        Mistic Falls - rezydencja Mikelson


     Klaus chodzi wściekły po salonie , oddycha ciężko. Chwile patrzy w zamyśleniu  na stolik, nagle zrzuca wszystkie szklanki z niego. Spadły głośno na wszystkie strony, roztrzaskując się.
- Co tobie te szklanki zrobiły? Co? Nie chciały się słuchać i same się napełnić? - mówiła wchodząc ze śmiechem Rebecca.
- Bex, nie denerwuj mnie, ty zaczęłaś zabijać moje wilkołaki.
- Sorry, ale to nie ja skończyłam. Z resztą po co ci one, jak nie te to inne - usiadła w fotelu - nie rozumiem o co robisz ten szum - Klaus odwrócił się z wściekłością
- O to, że muszę być gotów !! - spojrzała na niego nie rozumiejąc.
- Na co ?
- Musze być, ona może już tu być - rozglądał się jak wariat.
- Kto ? Nick, kto ? - wszedł Elijha, a Klaus spojrzał na niego.
- Nasz matka - Elijha i Bex spojrzeli po sobie.
- Dlaczego tak uważasz ?- pytał powoli podchodząc Elijha.
- Nawiedza mnie w snach.
- To nie musi oznaczać, że...
- A to ! - krzyknął Klaus ukazując rękę z zrobionymi krwią tatuażami, patrzeli zaskoczeni - Gdy się obudziłem miałem już to, to musi być ostrzeżenie.


                  Alice

       Kolejny dzień w tym świecie, już nie pamiętam jak długo. W głowie ciągle mam myśl, że za długo. Tyler poszedł do pracy, więc sama musiałam się zaopatrzyć w śniadanie. Z braku jakich kol wiek opcji wyszłam z domu, chciałam się rozejrzeć po mieście i pomyśleć jak mogę znaleźć Willa. Szłam powoli uliczkami nucąc, po paru minutach nawet nie zauważyłam kiedy zeszłam ścieżką do lasu. Nagle usłyszałam za sobą trzask łamanej gałęzi, momentalnie stanęłam. Odwróciłam się gotowa do walki.
- To ty - mówiłam opuszczając ręce.
- O jak miło, że mnie pamiętasz - mówił uśmiechając się
- Jasne, dupek.
- Damon - patrzył robiąc groźną minę.
- Jak zwał tak zwał - odwróciłam się i chciałam iść, ale ten dupek zagrodził mi przejście- Zjeżdżaj.
- Bo co mi zrobisz - przybliżył się.
- Chcesz wiedzieć ?
- Chce, wiesz zwykle kobiety chcą mnie. - uśmiechał się, kurde czy on właśnie chce mnie uwieść ??
- Phii...i jeszcze co ? Ja na pewno nie, chyba śnisz, lepiej zabieraj swój tyłek, bo tarasujesz mi przejście.
- O przepraszam, nie chciałem.
- Jasne - prychnęłam, stał między murkami, które tworzyły przejście. Damon ustał bokiem dając mi mało przestrzeni do przejścia, gdy przechodziłam obok, otarłam się swoim ciałem o niego. Poczułam jego zapach, który mnie  chwilowo sparaliżował. Ominęłam go i szłam dalej, myślałam, że już się go pozbyłam. Niestety nie dany mi był spokój.
- Może ci w czymś pomóc ? - pytał idąc obok mnie, zatrzymałam się.
- Tak właściwie to tak.
- Co takiego ?
- Daj mi spokój - szłam dalej, jednak on nie odpuszczał.
- Hmm nie, tego akurat nie zrobię.
- Dlaczego?
- Bo nie chce - koleś działał mi na nerwy - Wiesz jestem ciekaw twojej krwi.
- Jeśli myślisz, że dam ci spróbować to się mylisz.
- A czy ja mówię, że ty mi dasz, mogę sobie wziąć sam - mruczał, spojrzałam na niego.
- Tylko spróbuj.
- Właśnie chcę.
- Nie wiesz z kim zadzierasz, chyba trzeba ci odpiłować te ząbki.
- A tobie ten język - mówił zbliżając się trochę - powinnaś być bardziej uprzejma, w końcu jesteś w naszym świecie.
- Hmm, a ty jak na przedstawiciela tego świata też niezbyt uprzejmie witasz gości.
- Taki już jestem.
- Ja też - szłam dalej, niestety Damon ani na chwile nie odpuszczał.
- Jesteś kapryśna jak inne księżniczki ? - nie odpowiedziałam, jednak dalej drążył temat - Pewnie tak, masz pełno służby. Wszyscy robią za ciebie, wiele razy w swoim istnieniu spotkałem księżniczki ,zawsze takie same. Marudne i oczekują, że każdy coś za nie zrobi - wyszliśmy ścieżką na ulice, miałam dość tej jego gadki. Odwróciłam się z zamiarem ataku czy czegoś i spostrzegłam, że jego nie ma, westchnęłam głośno.
- Zabije go przy najbliższej okazji - mruknęłam, zadzwonił mój telefon, znaczy nie mój. Tyler mi go dał na wszelki wypadek z każdym numerem jaki mógł mi być potrzebny. Na wyświetlaczu ukazał się napis Bonnie, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak ??
- Hej tu Bonnie. Pomyślałam, że może zechcesz się do nas dołączyć. Za trzy godziny mamy pomóc w szpitalu z dziewczynami. Pomyślałam, że może nie chcesz się tak nudzić i nic nie robić.
- Chętnie pomogę. To lepsze niż zamartwianie się - uśmiechnęłam się gdy skończyłam rozmawiać. Mam jeszcze trochę czasu, więc powoli skierowałam się do Grilla.


             Damon

        Nie wiem czemu, ale podobało mi się wkurzać tą nową dziewczynę. Jak każda księżniczka na pewno jest wyniosła, co ja wygaduje jak każda kobieta. W mojej głowie chodził pomysł, żeby zrobić jej piekło. Dostarczy mi to chociaż rozrywki, będę miał co robić. Do mojego stolika dosiadł się Enzo.
- Wygadana ta nowa jest - powiedział, gdy tylko usiadł.
- Zarozumiała przecież to księżniczka.- prychnąłem.
- No tak, jakiś cięty na nią jesteś. W sumie jest niczego sobie chętnie bym się jej napił.
- No właśnie o wilku mowa - zauważyłem jak weszła do baru. Usiadła po drugiej stronie sali, nawet nas nie zauważyła.
- Stary, patrzysz tak jakbyś miał zaraz ją tam udusić.
- Bo mam taki zamiar, idę pokazać jak witamy tu gości. Idziesz ? - mówiłem wstając i idąc do jej stolika.


- Miałbym to przegapić ?  Nie ma mowy - mówił Enzo idąc za mną, dosiedliśmy się.
- Witaj księżniczko - miała minę jakby chciała nas zamordować - Co twoja służba za ciebie nawet się wita z innymi - widać, że coraz bardziej ją wkurzałem.
- Nie witam się z byle kim.
- No tak nie mamy wysokiego statusu.
- Ani dobrych manier - warknęła.
- To raczej ty nie masz, my się grzecznie  przywitaliśmy.
- To nie było grzecznie, czego chcecie?
- Pogadać - uprzedził mnie Enzo - Damon zaczął trochę szarżować i przesadził, prawda ?- spojrzał na mnie.
- Tak właśnie...trochę...- mruknąłem spoglądając na nią z miną niewiniątka. Co ją trochę zdezorientowało.
- O czym niby chcecie rozmawiać ? - patrzyła to na mnie to na mojego towarzysza.
- Coś o tobie, o świecie twoim. W jaki sposób możemy pomóc - mówił, a mnie zdziwiło na samą myśl o pomocy.
- Wy niby chcecie mi pomóc ? - nie wierzyła, z resztą sam nie wierzę.
- Tak - mówił Enzo - czemu nie, nie mamy mocy jak Bonnie, ale zawsze możemy coś zrobić. Jesteśmy do twojej dyspozycji Wasza Wysokość - uśmiechnął się szarmancko.
- Dobrze, tylko proszę nie zwracajcie się do mnie Wasza Wysokość.
- A jak niby ? - cicho prychnąłem, spojrzała na mnie ze złością w  oczach.
- Wystarczy Alice - teraz już patrzała jadowicie.
- Dobrze Alice - mówił Enzo łagodnie przez co skupiła wzrok na nim. Wolałem, żeby na mnie patrzała.Wtedy widzę jak się denerwuje - Problem z wydostaniem się z naszego świata pozostawmy Bonnie i jej mocom. Możemy się skupić na odnalezieniu twojego brata, masz jakieś zdjęcie jego ? - wyjęła i je podała - Okey nie kojarzę ani trochę takiej osoby.
- Ja też nie - powiedziałem, zauważyłem między nią, a jej bratem duże podobieństwo.
- No, czyli go nie zabiliście - powiedziała z ulgą i patrząc jakby  z pogardą na nas.
- Nie moja wina, że jestem wampirem, więc przestań z łaski swojej patrzeć tak na mnie - warknąłem - Bo inaczej jak tylko go znajdę to się nim zajmę.
- Słuchaj ty walnięty wampirze - wstała i oparła się dłońmi o stół - tylko spróbuj coś mu zrobić a przebije cię własnoręcznie kołkiem - każde słowo było przesiąknięte jadem, wstała i wyszła.
- No naprawdę jesteś na nią cięty Damon,wkurzyłeś ją nieźle, brawo.
- A ty  nagle chciałeś pomóc, co?
- Byśmy się do niej zbliżyli, może coś byśmy z tego mieli , jej krew. Nie wiem, ale poudawać to też fajna zabawa, ale ty to zaraz musisz zniszczyć tą swoją wybuchową stroną.
- Sorry, jakoś nie bawi mnie udawanie, a jej krew mogę zdobyć w inny sposób - spojrzał dziwnie i wyszedłem.

                Alice


     Wkurzył mnie ten cały Damon. O nie ...Wkurzył to mało powiedziane, jestem wściekła. Jak śmie grozić mojemu bratu. Szłam kopiąc kamienie, usłyszałam za sobą szmer, czułam go.
- Wiesz po tym co mówiłeś radzę się nie zbliżaj - odwróciłam się.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - patrzyłam prosto w jego błękitne oczy.
- Ciągnie się za tobą  i przed tobą smród  - prychnął.
- Masz bardzo cięty język. Hmm ja też i...- Damon podszedł bliżej - rzadko to robię i nie będę powtarzać, przepraszam za tamto - patrzył tak łagodnie. Czułam, że w tym jest haczyk, mimo tego wyglądał jakby naprawdę żałował, nie bardzo wiedziałam co powiedzieć.
- W porządku - odpowiedziałam w końcu.
- Mogę się z tobą przejść ? - robiło się coraz dziwniej.
- Jasne - pokiwałam głową i zaczęliśmy iść ścieżką w lesie.
- To masz jakiś plan, żeby odnaleźć brata?
- Nie, mógł wylądować w zupełnie innym świecie niż ja.
-Tak, to prawda, a każdy świat jest duży. Spójrz -wskazał ręką wodospad, który się wyłonił przed nami.
- Piękny jest - wyszłam lekko do przodu, zapatrzyłam się na kolory, które barwią łąkę, nagle poczułam ból w klatce.
- Mówiłem już, jak chcę to sobie sam wezmę - Damon ściskał mnie w tali mocno, nie mogłam nic zrobić. No tak, oczywiście w takiej chwili moja magia musiała nie działać. Poczułam jak się wbił w moją szyję, czułam się coraz słabiej, gdy myślałam, że braknie mi sił. W końcu mnie puścił.
- Masz bardzo słodką krew, lekko ostrą. Najlepsza jaką piłem potraktuj to jak komplement.
Miałam ochotę zabić tego walniętego pieprzonego wampira, niech tylko dojdę do siebie. Po chwili zniknął zostawiając mnie tak samą. Chwyciłam swój telefon, została mi godzina do spotkania. Moje ciało szybko zaczęło się leczyć, leżałam patrząc spokojnie na wodospad. Słyszałam szum wody, co mnie uspokajało.
Po paru minutach powoli wstałam, zabije go...Nie, to będzie ulga dla niego. Sprawię by cierpiał za to. Zaczęłam iść do szpitala gdzie miałam się spotkać z dziewczynami.

                      Damon

A jednak to zrobiłem i nie żałuje. Była strasznie naiwna skoro nawet się nie pilnowała. Wszedłem triumfalnie do baru  i się dosiałem do Enzo.
- A ty co taki wesoły? - patrzył kończąc to co miał  w szklance.
- Spróbowałem jej - patrzył zaskoczony a ja się uśmiechnąłem jeszcze szerzej.
- Ty chyba żartujesz?
- Nie, jest całkiem smaczna.
- Stefan cię za to zabije, chyba, że ona będzie pierwsza - akurat to mam gdzieś, nawet się tym nie przejmuje.
- Moc ma ograniczoną, więc wątpię, a Stefana się nie boję - uśmiechałem się cwanie.
Zawsze dostaje to co chce, ok prawie zawsze, w tej chwili pomyślałem o Elenie. Zamówiłem kolejną szklankę, ale w ostatniej chwili ją odstawiłem. Rozkoszowałem się smakiem jej krwi, który dalej miałem w ustach.


                    Alice

      Zakryłam ranę po ugryzieniu, szłam w kierunku szpitala. Dobrze, że Tyler pokazał mi co gdzie jest, idąc rozmyślałam jak się odegrać na Damonie. Może po prostu go zamrożę na jakiś czas i zacznę ignorować. Nie mogę marnować dużo energii na tego dupka. Musze jakoś się bronić przed Sharon i znaleźć Willa to moje priorytety. Jak się moja magia ustabilizuje to mogę się nim zająć a do tej pory muszę wytrzymać bez tego.
Weszłam do budynku szpitala , rozejrzałam się w środku.
- Alice ! - obejrzałam się i zobaczyłam Elenę.

- Hej, mam nadzieje, że się nie spóźniłam.
- Nie, jesteś w samą porę. Tylko jakaś taka blada jesteś - przyglądała mi się uważnie.
- To nic. Pewnie przez utratę magii albo wciąż ma na mnie wpływ to przeniesienie - uśmiechałam się błagając by nie zauważyła, że coś się stało.
- Chodź, dziewczyny już są na miejscu - szłyśmy korytarzem.
- A co będziemy robić?
- Mamy się zająć pacjentami, uprzyjemnić im chwilę w szpitalu, zajmiemy się dziećmi.
- Chętnie po mogę je rozweselić - zobaczyłam roześmianą Caro, która szła w naszą stronę.
- Nie uwierzycie, jest taki jeden facet tam na sali, jest też pacjentem. Pomaga właśnie z Bonnie zabawiać dzieciaki, jest niesamowity.
- Caroline, bo powiem o nim Tylerowi - mówiła śmiejąc się Elen - Chodźmy zobaczyć tego chłopaka - weszliśmy na wielka sale zabaw. Na środku zauważyłam grupkę dzieci i wysokiego mężczyznę. Kogoś mi on przypomina, dołączyła do nas Bonnie.
- Jest niesamowity dzieci go uwielbiają - zaśmiał się głośno, a ja stanęłam jak porażona piorunem.
- Will ? - dziewczyny spojrzały na mnie, a on się odwrócił. Zobaczyłam jego zaskoczoną twarz, która promieniała radością - Will ! - rzuciłam mu się na szyję, przytulił mnie mocno.
- Jak ja się martwiłam - podniósł mnie.
- Dobrze cię widzieć - mówił wprost w moje włosy. Oderwał się ode mnie i odwrócił do dzieciaków - Poznajcie moją siostrę Alice - pomachałam im gdy zaczęły się uśmiechać -Wybaczcie, ale musicie się sami na razie bawić, muszę porozmawiać z siostrą.
- Ale wrócisz jeszcze ? - spytała mała dziewczynka na oko miała pięć lat.Will kucnął.
- Jeszcze się zobaczymy - mrugnął okiem i poszliśmy w stronę dziewczyn.
- To jest właśnie mój brat Will, a to są Caroline Elena i Bonnie - wskazałam kolejno skinęli sobie głowami.
- To teraz musicie jeszcze wiedzieć jak wrócić do domu - powiedziała Elena.
- I pokonać królową lodu.
- Sharon tu jest ? - spytał mnie, skinęłam głową - Nie dobrze, Sharon przejęła kontrolę nad Elsą
- Myślałam, że Elsa to była Sharon.
- Też tak myślałem, ona sterowała Elsą. Mają takie same moce, tylko, że Sharon jest silniejsza, gdy się przenieśliśmy to leżałem tu cały czas. Nie mogłem chodzić, a gdy tylko zacząłem  wszyscy myśleli, że to cud.
- Czar wygasł.
- Tak, gdyby nie ten czar już dawno, by mnie tu nie było i bym szukał ciebie. Tylko, że oprócz jeszcze braku możliwości chodzenia, miałem przez jakiś czas problemy z pamięcią.
- A teraz jak jest ?
- Hmm nie narzekam. Pamiętam, że miałaś płynąć z Hookiem, biedak pewnie szaleje  z rozpaczy - udał , że płacze i pociągnął nosem, a ja go za to walnęłam.
- No akurat to pamiętasz - wszyscy się śmiali.
- Ok skoro znalazłem ciebie i mogę już chodzić to muszę teraz stąd spadać.
- Mhm dobra jak to się załatwia ? - zwróciłam się do dziewczyn.
- Ja się tym zajmę - powiedziała Elena i zaraz znikła.
     Przez kilka godzin bawiliśmy się z dzieciakami. Will został pomalowany przez dziewczyny, to był bardzo śmieszny widok. Zrobiłam parę fotek, żeby go potem tym torturować.
Dziewczyny jeszcze zostały w szpitalu, a my  po kilkunastu minutach byliśmy w drodze do domu Tylera. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy całą drogę.


                 Rezydencja Mikelson


   Rebecca siedziała w fotelu bijąc się z  myślami. Elijha chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Klaus patrzył to na jedno to na drugie.
- Jak widzę, żadne z was nie ma pojęcia co teraz.
- Nick, rozumiem po co były te wilkołaki, ale nie sądzę, żeby jakoś nam pomogły. Potrzebujemy czyjejś pomocy najlepiej jakieś wiedźmy, potężnej wiedźmy.
- Tylko, że jedyne jakie były to Nick się ich pozbył - mówiła oskarżającym tonem Rebecca.
- Były zagrożeniem, chciały nas zabić.
- Nie nas tylko ciebie i się wcale nie dziwię - Klaus z każdym jej słowem się wkurzał.
- Bex, Nick - zwrócił się do nich Elajha - przestańcie to w niczym nie pomoże. Jedynie kłócąc się damy przewagę matce.
- Masz rację bracie - Klaus się na chwilę zamyślił - Zaraz jest taka nowa, ma dużą moc.
- Jak chcesz ją znaleźć ? -pytała Bex wstając.
- Będzie się szwendać tam gdzie Salvatore i reszta.
- Jak z nimi jest to mi się wydaje, że nie będzie chciała współpracować
- Poproszę ją - dziwnie się uśmiechnął
- Niby jak chcesz ją prosić, na kolanach? - zaśmiała się.
- Mam lepsze sposoby, po tym jak chciałem ją zabić to ot tak się nie zgodzi.
- No tak kolejnej byś się pozbył, Nick. Nie zdziwię się jak ci da kopa w tyłek.
- Złoże jej propozycję nie do odrzucenia - tylko to powiedział i zniknął nie pozostawiając im na powiedzenie żadnego słowa.


                             Nibylandia

- Co teraz zrobimy ? Musimy odnaleźć Ruby i jeszcze piekielną syrenę - myślała głośno Snow.
- Mogę rzucić czar lokalizacyjny,  ale potrzebuje jeszcze wilcze jagody - odpowiedziała jej Regina - Rumpel dasz radę zrobić to inaczej ? - spróbował rzucić czar, nic się nie stało.
- Jak widać jeszcze nie, dalej blokuje moje moce.
- Gdyby te zaklęcie było bardziej dalekosiężne to byśmy tu nie byli - mruknęła Snow, którą zaraz David przytulił.
- Dlaczego twoje blokuje, a Reginy nie ? - spytał David patrząc na niego.
- Bo to Rumpel mnie uczył - odpowiedziała Regina - nieważne jak wiele mocy mam. Rumpel ma większą wiedzę na jej temat.
- Widzę, że nauczyłem cię znacznie więcej - uśmiechnął się do niej.
- Dobra, a możemy jakoś to odblokować ? - pytała Bell siedząc obok Rumpla.


- Poczekamy na Pana, gdy przyjdzie trzeba mu wbić mój sztylet. Wtedy jego moc osłabnie, wrócą moje moce i zrobię czar ochronny. Potem możemy szukać syreny.
- I Ruby - dopowiedziała Snow.
-Tak, w samej rzeczy.


                    Alice

     Siedziałam w fotelu, opowiadając pokrótce historie mojego pobytu tutaj. Siedział wygodnie rozłożony na kanapie i się patrzył nie dowierzając.
- Wampiry? Serio, Alice?  ale jazda - zaśmiał się.
- Nie tylko wampiry.
- No tak, jeszcze hybryda, wilkołaki i wiedźmy - śmiał się  - W piękny świat nas przeniosłaś.
- To nie jest śmieszne - a i tak się uśmiechałam - I to nie ja przeniosłam tylko przez Sharon.
- Dobrze już dobrze, przy najmniej to nie jest znowu Kraina Czarów. Nie zniósłbym tego drugi raz.
- Ja też nie, tyle lat z daleka od domu. Czy my znowu, czy znowu tak będzie ? Z daleka na kilka lat.
- Nie, tym razem się wydostaniemy. Masz moce, jesteśmy starsi i mamy kogoś w tym świecie kto nam pomoże.
- Pro po mocy - westchnęłam - nie działa zawsze. Coś się stało i mam wahania w magii.
- Dobrze, że nie nastroju bo pomyślałbym że jesteś w ciąży - rzuciłam w niego poduchą.
- Jeszcze raz, tylko spróbuj. Ostrzegam pierwszy i ostatni raz - mówiłam przez śmiech.
- Chwileczkę to ja będę królem.
- Właśnie będziesz, a nie jesteś, więc nie możesz mi rozkazać - pokazałam mu język.
- Wrrr zawsze masz jakieś ale - też pokazał język.
- I dobrze. Nom, a jeśli chodzi o osoby z tego świata to Klaus to wróg, a dwóch takich dupków mnie wkurza, Enzo i Damon, szczególnie Damon.
- Gdyby tu był Hook to byłby zazdrosny - zagwizdał, rzuciłam się na niego - Ooo czyli mam racje coś jest.
- Nie i się w tej chwili zamknij i nie gadaj głupot - upadliśmy na podłogę i się tak tarzaliśmy dobre parę minut, leżeliśmy potem obok siebie śmiejąc się.
- Dobra Will, chodź, mamy zaproszenie do Salvatorów, poznasz chłopaków.
- Mmm raczej wampiry - wstaliśmy.
Szliśmy drogą parę minut w zupełnej ciszy, aż nagle usłyszałam za sobą.
- Hej mała ! - obejrzałam się z gniewem na twarzy, wszędzie rozpoznam ten przeklęty diaboliczny głos.
- Widzę, że masz już jakiegoś towarzysza - potem zwrócił się do Willa - chyba cię kojarzę.
- To mój brat - dopiero teraz sobie przypomniał skąd go kojarzy.
- Will - podał rękę - nie wiem co zaszło między tobą, a moją siostrą, ale uważaj. Jeśli ustawi sobie jakiś cel, to to robi - zaśmiał się, Damon po chwili też zaczął.
- Ty baranie jeden, zaraz ci się pośmieję - walnęłam go obcesem w kostkę na co podskoczył. Poszłam przodem jednak jak byłam u drzwi Damon mnie wyprzedził. Posłał sarkastyczny uśmiech i otworzył drzwi wpuszczając nas , gdy przeszłam obok niego teatralnie zamlaskał. Przekręciłam oczami, weszliśmy do salonu, pierwszy zauważył nas Stefan.
- Hej Alice, a to pewnie Will - uścisnęli sobie ręce - Jestem Stefan, jak widzę znasz już Damona.
- Tak, miło poznać.
- A mnie księżniczko nie przestawisz ? - pytał ze śmiechem Ty.
- Hmm nie, chyba nie - zaśmiałam się.
- Wredna, widać sam muszę, jestem Tyler, witamy w Mistic Falls - uścisnęli dłonie. Po chwili Ty złapał mnie za rękę i pociągnął tak, że wylądowałam na kanapie obok niego i dziewczyn. Potem wszyscy dołączyli do nas, siedzieliśmy dobry parę godzin, rozmawiając, żartując i poznając się nawzajem. Cały wieczór upłynął w bardzo przyjemnej atmosferze, pierwszy raz odkąd się przenieśliśmy, czułam się zrelaksowana i bezpieczna.


wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 4


                                     



       Mystic Falls

  Damon szedł przez las razem z Enzo omijając krzaki. Enzo co chwile spoglądał na Damona w zamyśleniu. Co denerwuje obserwowanego.
- Możesz powiedzieć o co ci chodzi ? - mówiąc odwrócił się do towarzysza.
- Jesteś pewny, że dobrze idziemy ? - Damon zrobił kamienną twarz.
- Tak, jestem, gdybyś się ciągle na mnie nie gapił, to byś zauważył ślady łap nienaturalnej wielkości.- zrobił minę geniusza.
- Taa, ale jak na kogoś, kto dobrze wie gdzie idzie, zachowujesz się jakbyś nie wiedział.
- Bo, wcale mi się nie podoba ten pomysł.
- Damon rozwalimy ich, ty się boisz ich? - Enzo miał ubaw.
- Nie ich, tylko kogoś, kto nas śledzi.
- Co ? Nic nie zauważyłem.- Enzo zaczął się rozglądać.
- Jasne, że nie zauważyłeś, jak ciągle  mnie obserwujesz. Nie wiem kto i czego chce, ale mnie wkurza.
- Widziałeś coś? - spojrzeli po sobie.
- Tylko blond włosy - szli dalej w milczeniu.


                Nowy Orlean

Hook siedział z Kolem w salonie. Kilian czuł niepokój o Alice i wewnętrzną rozdzierającą pustkę.
- Może ktoś pomóc ją namierzyć ? Czy coś ? - pytał pierwotnego w zamyśleniu.
- Jasne, jesteśmy umówieni wieczorem do pewnej wiedźmy. Tylko cicho sza, tutaj czarownice  nie mogą używać magii, więc trzeba dyskretnie i ostrożnie to zrobić.
- Rozumiem, dzięki za pomoc.
- Spoko, nie miałem jeszcze, nigdy tak dobrego kompana do picia. - stuknęli szklankami z alkoholem.
Odnajdę cię Alice, odnajdę myślał z nadzieją Hook.


                          Alice

       Gdy tylko się przebudziłam spojrzałam na komodę, na której stał zegar. Wskazywał dwunastą, opadłam na poduszki wzdychając.
- Za długo śpię, zdecydowanie za długo, pora wstać. - myślałam na głos, a nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Jednak, gdy pomyślałam o Willu momentalnie wstałam. Zeszłam po paru chwilach schodami na dół.
- Hej księżniczko - powiedział Ty, a mnie na chwile zamurowało. Otrząsnęłam się, przecież o mnie nic nie wie. - Czekałem na ciebie z śniadaniem.
- Hej, nie musiałeś na mnie czekać, jeśli miałeś coś do zrobienia. - uśmiechnął się znacząco.
- Spokojnie. Nic ważnego, nie mam do robienia, chodź. - doszliśmy do wielkiej kuchni, na stole pięknie ozdobionym stał talerz z  grzankami - Trochę już wystygły, może coś innego - chciał już coś robić.
- Nie, mogą być te grzanki. Nie są otrute, prawda? - spytałam z uśmiechem.
- Nie, czy ja wyglądam na kogoś, kto chce kogoś otruć? - rozłożył ręce ze śmiechem.
- Właściwie...- zrobiłam pauzę sugerującą, że tak, rzucił we mnie grzanką.
- Ejj - śmialiśmy się dalej żartując, a potem zjadłam grzanki  z dżemem.



- Masz jakiś plan na poszukanie brata? - spytał, gdy skończyłam jeść.
- Nie, właściwie to nie. - odpowiedziałam smętnie, dokładnie się tak czułam, rozbita na kawałki.
- Możemy pójść na policje i tam popytać.
- Zaraz, chcesz mi pomóc? - zrobił taką minę sugerującą, jakby mu nie przyszło jej nie pomóc.
- Jasne, chyba nie myślałaś, że zostawię cię z tym samą. To jak? Gotowa? - skinęłam głową i wyszliśmy.


                Mystic Falls - las

    Damon i Enzo ukrywają się za wielkimi drzewami obserwując grupę wilkołaków, które spokojnie siedziały. Wokół można było dostrzec pełno ciał, które zaczynały śmierdzieć zgnilizną.
- I co? Doprowadziłem nas do nich. - uśmiechnął się triumfująco Damon.
- Tak, tak, więcej nie będę w ciebie wątpić. To teraz co robimy ? - spojrzeli po sobie znacząco.
- Czas na zabawę - ruszyli obaj w kierunku wilkołaków z chęcią mordu...


              Nibylandia

  Wszyscy znajdują się pośrodku dżungli i rozglądają się dookoła szukając jakieś drogi. Z liści drzew kapała krople deszczu, które niedawno musiały padać. Było bardzo gorąco, duszne powietrze sprawiało, że ciężej oddychali niż wcześniej.
- To jesteśmy na miejscu. - powiedział David.
- Co teraz? - spytała Bell spoglądając na Reginę.
- Musimy się skierować w głąb wyspy.
- Myślałem, że to będzie gdzieś przy brzegu. - powiedział David dziwiąc się.
- W głębi wyspy wg mapy znajduje się wulkan. Nie jest on aktywny, przy wulkanie znajduje się jaskinia, która łączy się z morzem, a jaskinia jest otoczona morzem. W niej możemy znaleźć piekielną syrenę.
- Czyli nie możemy liczyć na szybki powrót, no cóż idziemy - powiedział Rumpel i ruszył na przód.


                     Alice


   Weszłam razem z Tylerem do budynku policji. Ty rozejrzał się za kimś i pociągnął mnie za rękę. Policjanci wypełniali jakieś papierki, spisywali jakieś zeznania kobiety. Musiało się jednak wiele dziać w tym miasteczku.
- Pani szeryf ! - krzyknął do blond włosej kobiety.
- Tak, Tyler? Stało się coś? - spojrzała na mnie.

 - Nie, to znaczy to jest moja koleżanka Alice. - skinęłyśmy  sobie głowami - jej brat tutaj prawdopodobnie zaginął. Mogłaby pani nam pomóc jakoś.
- Jasne, masz jakieś zdjęcie ? - skierowała się do mnie.
- Tak mam, chwileczkę - podałam zdjęcie, a ona tylko pokręciła głową.
-  Nie widziałam nikogo takiego,  ale będziemy się rozglądać.
- Dziękuje - moje myśli straciły sens, jak go tutaj niema, to gdzie on jest. Szeryf się oddaliła, a ja spojrzałam na Tylera, który chciał mnie jakoś pocieszyć.
- Znajdziemy go. Jeśli szeryf go nie widziała to znaczy, że nie jest źle.
- Dlaczego ? - spojrzałam zdziwiona.
- To znaczy, że nie ma on żadnych kłopotów i tak dalej - uśmiechał się dziwnie. Z każdą chwilą spędzoną tutaj wiedziałam, że coś jest nie tak z tym miejscem - Chodź pójdziemy i przedstawię cię przyjaciołom i coś wymyślimy. Kiwnęłam głową w zamyśleniu.


              Nibylandia


- Co to było? - spytała Bell patrząc w niebo. Wszyscy zaczęli się rozglądać.
- Uważajcie - powiedział David, nagle Ruby zaczęła krzyczeć.
- Ruby!! - krzyczała Snow - Gdzie ona jest?
- Ze mną - wszyscy jak na komendę odwrócili się.
- Pan - szepnęła Regina.
- Witajcie w Nibylandii - rozłożył ręce - Znowu się spotykamy, tym razem to ja mam przewagę. Jesteście na mojej ziemi, więc gramy według moich zasad.

- Jakich zasad ? Nikt z nas niema zamiaru grać z tobą w jakieś gierki - mówił Rumpel wysuwając się na przód  - Chcesz walki dobrze dostaniesz ją. Tylko wypuść dziewczynę - Pan przekręcił głowę.
- Hmm jakoś nie bardzo chcę, ona może dostarczyć mi rozrywki. Cień lubi nowe zabawki.
David nie wytrzymał i zaatakował Pana, ten jednak zniknął nim zdążył mu zrobić krzywdę.
- Głupcy - mówił Pan latając - albo gracie jak chce albo mała zginie. Jeszcze się zobaczymy - zniknął po chwili.
- Musimy znaleźć Ruby - mówiła Bell - Rumepl możesz jakoś? - ten tylko pokręcił głową.
- On miał racje, że to jego teren. Zablokował moją magię kochanie, w tej chwili nie mogę nic zrobić.


                  Alice


        Szłam z Tylerem śmiejąc się i żartując, po kilku chwilach doszliśmy do wielkiego budynku. Z tego co zauważyłam była to szkoła. Szliśmy w kierunku paru osób stojących obok wejścia do lasu. Były w śród nich te dwie dziewczyny, które poznałam w szpitalu. Tyler zwrócił się do mnie.
- Caroline i Elenę już znasz, to jest Bonnie - wskazał na mulatkę która się uśmiechnęła - To Stefan - chłopak także się uśmiechnął - A to jest Alice.
- Słyszeliśmy o wypadku - mówił Stefan. - Pomożemy ci, zrobimy wszystko co możemy.
- Dzięki - nie zdołałam przez chwile nic z siebie wydusić.
 - A co to za zebranie bez nas? - zobaczyłam dwóch chłopaków idących w naszą stronę. Jeden z nich miał ciemne szalone oczy i uśmiech jak z jakiegoś horroru, a drugi miał oczy jasno niebieskie i uśmiech zawadiacki.

 Gdy na mnie spojrzał miał dogłębny wzrok jakby chciał mnie nimi wyczytać.
- A to jest mój brat Damon - powiedział Stefan.W jego głosie wyczuć można było obawę.
- Braciszku sam umiem się przedstawić - podszedł i już chciał pocałować mnie w dłoń, którą wyrwałam.
- Alice, nie pozwalaj sobie - jego oczy gwałtownie się zwęziły.
- Chciałem być tylko uprzejmy - mówił chłodnym tonem. Drugi z mężczyzn odepchnął Damona.
- Enzo - uśmiechał się tak jakby chciał mnie zjeść, to miasto było dziwne.
- Alice, miło poznać.
-  Fajnie, że się przedstawiliście, ale możecie już iść - mówił z naciskiem Stefan. On się czegoś obawia, jakby z ich strony coś mi groziło.
- Stefan chcieliśmy tylko zakomunikować, że zajęliśmy się problemem w mieście - Stef tylko kiwnął głową rozumiejąc co chcą przekazać, ale ja tym bardziej czułam, że coś w tym świecie, w tym mieście jest dziwnego.
W końcu chciałam coś powiedzieć, gdy nagle  za nami usłyszeliśmy coś co przypominało warkot. Zaraz potem jakiś facet złapał mnie w tali mocno ściskając, co trochę bolało.
- Klaus, nie rób jej krzywdy! - krzyczała Elena.
- Ona będzie karą za to, że zabiliście moje wilkołaki i nauczką, żeby przyspieszyć poszukiwania na wampiryzm. - ścisnął moje gardło, to pewnie mieli na myśli mówiąc problem, a jednak są wilkołaki i wampiry ??
- Nie wiesz z kim zadzierasz - wychrypiałam.

- Nie i nie obchodzi mnie to - mówił nad wyraz ogarnięty furią, powoli brakowało mi powietrza.- Zabierz te łapy - mówiłam bez skutku. Wiedziałam, że muszę się uwolnić, a jest tylko jeden sposób na to. Zacisnęłam ręce w pięści , cicho wyszeptałam w języku elfickim.
- Co ona powiedziała? - cicho pytała Caro.W tej chwili błysnęło białe światło między mną, a Klausem.
Eksplozja mocy odrzuciła Klausa daleko za mnie. Obróciłam się.
- Mówiłam łapy precz - patrzałam jadowicie, czułam bijącą od niego moc. Po chwili stanął nie daleko.
- Czarownica - powiedział w lekkim szoku - Przecież bym wyczuł to - nie dowierzał.
- A popatrz, jednak tego nie wiedziałeś - mówiłam się zbliżając, podniosłam rękę - Uważaj na następny raz bo może zaboleć, a i jeszcze jedno. Spróbuj im grozić, a pogadamy inaczej - widziałam jak spojrzał gniewnie na resztę osób. Po czym zniknął, powoli odwróciłam się do pozostałych. Czułam ich wzrok na sobie odkąd użyłam magii.
- Ja też jestem wiedźmą - mówiła Bonnie - wyczułabym cię gdybyś była czarownicą. Chyba, że jesteś silniejsza ode mnie. - mówiła podchodząc nieco bliżej. Zerknęłam na pozostałych, ich twarze były zaskoczone - Kim jesteś?
- To bardzo długa historia...
- Tak w rzeczy samej, bardzo długa - odwróciłam się w kierunku głosu, wszędzie go poznam.
- Sharon...
- Witaj Alice, przyznam szczerze, nie wiem co Emma widzi w tym świecie. Nie jest ani trochę ciekawy. Brudny i wszędzie te dziwaczne pojazdy.
- Auta,  Sharon - spojrzała z kamienną twarzą.
- To twoja wina, że tu jesteśmy, ty za to odpowiadasz.
- Ty nas przeniosłaś  Sharon, nie ja.
- Gdybyś się nie broniła, to by tego nie było.
- Gdybym się nie broniła to bym zginęła - robiłyśmy kółko chodząc.
- Hmm...a co u twojego brata Willa? - uśmiechała się wrogo -Wiesz to zaklęcie które na niego rzuciłam i to przeniesienie do tego świata mogło go zabić od razu, albo teraz umiera bardzo wolno w męczarniach. - nie wytrzymałam straciłam kontrole nad sobą i wydobyłam głośny krzyk.

    Powietrze zawirowało wokół. W pełnej furii zaczęłam atakować Sharon magią, raz po raz. Bardzo szybko poczułam się słaba i bez energii. Sharon tylko utrzymywała barierę, która ochraniała ją przed moją mocą, z ciężkim oddechem upadłam.
- Niczego się nie nauczyłaś Alice, niczego - okrążyła mnie - Masz ogromny potencjał, ale zmarnujesz go. Otrzymałaś taki cudowny dar, a jednak stajesz po stronie przegranych. Tobie nic by się nie stało, gdybyś się do mnie przyłączyła.
- Nie zostawię nigdy swojej rodziny, ani poddanych!
- No tak wielka księżniczka, jesteś taka jak ja Alice. Nikogo nie słuchasz, robisz co chcesz, podążasz za tym co pragniesz. Mogłabym tak wiele cię nauczyć, gdybyś tylko chciała.
- Nigdy! Nie jestem taka głupia, robisz to tylko i wyłącznie by się odegrać na moich rodzicach. Nic ani nikt się dla ciebie nie liczy. Jesteś zimna tak twoje moce, bardzo się cieszę, że mój ojciec nie popełnił tego błędu i nie był z tobą - nagle w niej wściekłość wezbrała. Poczułam jak moje nogi zamarzają, pojawił się na nich lód, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
- Milcz smarkulo - mówiła jadowicie - dopilnuje tego byście cierpieli i zginęli wszyscy. - machnęła dłońmi i zniknęła w białych oparach dymu. Nogi miałam dalej zamarznięte. Nakierowałam dłonie na nogi i cicho szepnęłam.
- Incyndia - ciepło rozlało się po mojej skórze, roztapiając lód, gdy się uwolniłam spojrzałam na swoich nowych znajomych.
- Jesteś księżniczką? - spytał Tyler.
- Zaraz, chwileczkę. Księżniczkę można wyjaśnić, ale przeniesienie do innego świata? Nie jesteś stąd? - pytała Caro wyczekując logicznego wyjaśnienia.
- Może z kosmosu? - pytał lekko się śmiejąc Enzo, miałam jego dość. Uniosłam trochę rękę i kiwnęłam palcem , w tym momencie nie było słychać jego śmiechu ani jego głosu. Próbował coś powiedzieć, ale mu to nie wychodziło i się wściekał. Reszta grupy zaczęła się śmiać, kiwnęłam placem znowu.
- Nigdy więcej tego nie próbuj - dyszał wściekły - radzę ci uważaj.
- Tak, tak wiem. Ok, a ten dupek co chciał mnie zabić, przez tych dupków- wskazałam na Damona i Enzo - to czym jest?
- Dupek...hmm jak miło. - powiedział Damon z irytacją.
- On jest hybrydą, połączenie wampira i wilkołaka - powiedziała Elena, trochę ogarniałam o co w tym chodzi - No Bonnie jest czarownicą, a my jesteśmy wampirami - popatrzałam na wszystkich mieli poważne miny.
- Wszyscy? Całe miasto?
- Nie, tylko nie którzy - mówił Stefan - są dobre jak i złe wampiry, my należymy do tej pierwszej grupy.
- No większość z nas - powiedziała Bonnie spoglądając na Damona i Ezno, poczułam, że chce mi się śmiać, gdy tylko spojrzałam na ich wściekłe miny.
- Mów za siebie ,,Sabrina'' - powiedział Damon.
- Dobrze opowiem wam o sobie, ale może nie tutaj.
- Możemy porozmawiać u mnie w domu - uśmiechnął się do mnie ciepło Stefan.
- Właśnie i tak szczęście, że nikt nie widział co tu się działo - mówiła Caro, gdy szliśmy.
- Oj barbie coś się za dużo martwisz, jak by co skręcimy kark i tyle - mówił dość sucho Damon. Jak można być tak nieczułym, spojrzałam na niego i dopiero zauważyłam, że idziemy obok siebie. Przyglądałam się jego twarzy, wyglądał bardzo pociągająco tylko niestety serce ma lodowate. W tym momencie spojrzał na mnie kątem oka. Odwróciłam szybko wzrok, z ukosa na niego zerknęłam, jego kąciki warg były lekko uniesione w górę. Z rozmyślań o nowo poznanym wampirze wyciągnął mnie głos Tylera.
- Hej księżniczko - po chwili znalazł się obok mnie - więc dobrze zgadłem mówiąc księżniczko za pierwszym razem.
- Nom, tak masz przeczucie. - uśmiechaliśmy się.
- Will jest starszy czy ty będziesz rządzić? - pytał, czułam, że wszyscy się nam przysłuchują - Mam starszą siostrę Emme, ona mieszka właśnie w świecie takim jak ten. Will jest też starszy i tak, to on będzie rządzić, ja jestem najmłodsza.
- Will też ma moce?
- Nie, tylko ja i Emma mamy ten dar, nawet nasi rodzice tego nie mieli - doszliśmy w końcu do domu Stefana. Był tak samo duży co dom Tylera, coś mi się wydaje, że oni wszyscy są tu bogaci, weszliśmy do salonu. Każdy zajął wygodne miejsce, czułam się jakby miała opowiadać bajkę, a nie własne życie.
- Znacie historie Królewny Śnieżki? - spytałam
- Jasne, to moja ulubiona bajka - mówiła Caro na co się uśmiechnęłam.
- Prawdziwa historia Śnieżki jest bardzo inna od tej którą znacie i wcale się nie skończyła. Dalej się toczy. - widziałam, że patrzyli na mnie jak na wariatkę - Jestem córką Śnieżki, pochodzę ze świata bajek, znam każdą osobę, którą tutaj uważacie za bajkę. Czerwony kapturek, piękna i bestia, mała syrenka, śpiąca królewna, Piotruś pan - Enzo prychnął.
- A ty, to niby kto ? - spytał Damon intensywnie się wpatrując we mnie.
- Alice w krainie czarów - mówiłam z powagą - tak wiem, że pewnie nie wierzycie i wcale się nie dziwię, ja ledwo ogarniałam kiedyś wasz świat, gdyby nie Emma to bym w ogóle sobie nie radziła.
- Jak twoja siostra się przeniosła? - spytała Bonnie.
- To dłuższa historia, przez klątwę rodzice magią ją przenieśli by ją chronić.
- To czemu teraz nie mogą tak samo się przenieść i wam pomóc ? - pytała z kolei Elena.
- Tamta magia była wyjątkowa, ze specjalnego drzewa.
- Coś wiemy o specjalnych drzewach - mruknął Damon, który cały czas świdrował mnie wzrokiem.
- Możemy też podróżować przez magiczną fasolkę, ale już żadnej raczej nie ma u nas. Trzeba by było długo szukać nowej.
- A w jaki sposób, wy się tutaj znaleźliście ? - pytał Stefan - ta cała...
- Sharon - pomogłam mu.
- Tak, właśnie Sharon mówiła, że to twoja wina.
- Mówiąc krótko - przeczesałam ręką włosy - broniłam się, moja magia zmieszała się z magią Sharon i tak się przenieśliśmy, ona tego raczej nie planowała. Wolała nas zabić.
- Ona też jest z jakieś bajki ? - pytał Enzo bawiąc się scyzorykiem.
- Królowa śniegu, ma potężne moce zamrażania.
- Dlaczego się na was uwzięła? Miała to być zemsta, za co?
- Mój ojciec się z nią spotykał jakby, ona coś sobie ubzdurała. Musze odszukać brata, nawet nie wiem czy trafił tu gdzie ja, czy zupełnie gdzie indziej.
- Znajdziemy go księżniczko - uśmiechnął się Tyler, czułam że mam w nim oparcie i mam nadzieje, że będzie naprawdę dobrym przyjacielem, wiem to, czuje.


                         Nowy Orlean


Kilian razem z Kolem  dotarli na miejsce spotkania z wiedźmą, weszli do starego budynku.
- Nie dobrze - mruknął Kol w progu budynku.
- O co chodzi?
- Wygląda, że ktoś się dowiedział co ta wiedźma wyprawia. - mówił Kol idąc w kierunku ciała, jak się okazało - Marcel musiał się jakoś dowiedzieć - Hook nie mógł znieść widoku trupa, a tym bardziej zdechłego smrodu.
- Wynośmy się stąd, to jak teraz mam odnaleźć Alice? - pytał gdy wychodzili.
- Musimy wyjechać stąd, tutaj żadna czarownica nie pomoże. Myślałem, że jakoś się uda, trudno. Znam taką dobrą wiedźmę w zachodniej Wirginii, ona może pomóc.
- Nie tak szybko. - powiedział czarnoskóry mężczyzna.

- Marcel, oprowadzam kolegę po tym mieście. - uśmiechał się niby uprzejmie Kol.
- Tak, wiem dokładnie co robicie, czarownice nie mają prawa rzucać czarów nie uzgadniając tego wcześniej ze mą, więc to jest wasz błąd.
- Właściwie Marcel, my już wyjeżdżamy, rób co chcesz - chcieli przejść, lecz ten zagrodził mu drogę.
- Jeśli myślisz, że tak was po prostu puszczę to się mylisz. Davina - odwrócili się w stronę w którą spojrzał Marcel, ujrzeli nastolatkę, a po chwili obaj stracili przytomność.