piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 6 part 1


                                     
                         



            Nowy Orlean

         Hook siedział nieprzytomny, przykuty do ściany łańcuchami. Po drugiej stronie celi siedział Kol wpatrywał się w swoje ręce, po czym podniósł powoli wzrok na Hooka, który zaczął się budzić.
- Nareszcie wracasz do żywych - Hook otworzył oczy.
- Gdzie jesteśmy ?
- W celi, jesteśmy więźniami.
- Jak długo ?
- Jeden dzień, mała czarownica ma dużą moc. Sam się niedawno obudziłem - nagle drzwi się otworzyły, powolnym ruchem wszedł Marcel.
- No widzę,  że się już wszyscy obudzili - podszedł do Kola - Teraz mi no powiedz, czego chce Klaus?
- Ja mam ci niby powiedzieć - prychnął - miasto należy do nas, do naszej rodziny.
- Nie od kiedy zostawiliście miasto na pastwę losu. Ja się zająłem tym miastem, więc teraz ja tu rządzę . Ani Klaus, ani nikt z waszej rodzinki, niema do niego prawa.
- Niech tylko, Klaus się o tym dowie.
- Niedowie , mógłbym cię zabić, ale to tylko zwróci uwagę Klausa na miasto. A tego nie chce.
- To co zamierzasz ? Więzić też, raczej nie możesz.
- Davina - Marcel się obrócił.
- O nie, znowu ta mała wiedźma - mruknąłem czując, że będzie jeszcze gorzej.
- Wymaż im pamięć - zwrócił się do niej.
- Że co ? - spytał Hook patrząc na nich.



                        Alice

     Przeciągnęłam się na łóżku, ziewnęłam, przekręciłam się na bok i spojrzałam na zegarek przy łóżku. Zaraz będzie dziewiąta, znowu się leniwie przeciągnęłam i ziewnęłam. Nim zdążyłam coś jeszcze zrobić do mojego pokoju wpadł Will, rzucił się z rozpędu na łóżko.
- Ejjj - szturchnęłam go - uważaj trochę pacanie.
- No co, nie mów, że za tym nie tęskniłaś.
- Nie tęskniłam.
- Ani troszkę?
- Hmm... ani trochę - roześmiałam się - no dobra tak troszeczkę - zbliżył się z dziwnym uśmiechem.
- Na pewno ?
- Jak tak teraz pytasz, to nie jestem pewna - po chwili zaczął mnie łaskotać - przestań - mówiłam ledwo przez śmiech.
- Nie przestane, dopóki nie powiesz, że tęskniłaś. - dalej mnie torturował łaskotkami.
- Dobra, tak tęskniłam pacanie - powiedziałam jednym tchem, przestał się nade mną znęcać - nareszcie-wysapałam.
- To co robimy ? - spytał.
- Może na początek, coś zjemy i pójdziemy się przejść, a potem możemy zajść do Bonnie.
- Mnie pasuje, muszę trochę się zaznajomić z tym światem - zeszliśmy do kuchni coś zjeść.
Jak zjedliśmy wyszliśmy z domu i szliśmy drogą do Grilla. Mam nadzieje, że nie  spotkam tam tego dupka, bo mam go serdecznie dość.
Po paru minutach znaleźliśmy się w Grillu. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i zamówiliśmy drinki.
- Całkiem fajnie tu jest, gdybyśmy mieli przejście to byśmy mogli tutaj się przenosić.
- A ja mam dość - głównie mam na myśli Damona.
- To przez niego - nie wiem jak, ale domyślił się dlaczego tak myślę.
- Ehh ... jesteśmy też z dala od domu.
- Siostra, sama chciałaś.
- No tak, ale... - przerwał mi i pogroził palcem.
- Żadne ale, traktuj to jak przygodę. Kolejną wspólną przygodę, przecież i tak chciałaś płynąć w nieznane, a w naszym świecie mniej więcej wiemy co gdzie jest i  czego możemy się spodziewać. Tutaj jest niezbadany świat - zaczął mnie kusić.
- W sumie masz racje - uśmiechnęłam się. Kelner przyniósł nasze zamówienia, wypiłam łyk.
- Widzisz zawsze mam racje.
- Taaa jasne - bąknęłam upijając łyk, który przyjemnie rozgrzewał moje gardło.
- Się nie przeciwstawiaj królowi
- Przyszłemu królowi - poprawiłam go.
- Można ? - usłyszałam ten znajomy głos, a potem zobaczyłam jak ten dupek się dosiada do naszego stolika. Wezbrała się we mnie złość.
- Może byś poczekał na pozwolenie - warknęłam
- Zapomniałem księżniczko - powiedział z sarkazmem .
- Co słychać ? - spytał jego Will jak gdyby nic.
- Chciałem się z kimś napić, a nikogo oprócz was niema w pobliżu.
- Co wszyscy uciekli przed tobą ?  nie dziwię się - mruknęłam, chciał coś powiedzieć, ale odpowiedziałam zanim on zdążył - Idę się przejść. Nie mam zamiaru tu siedzieć ani chwili dłużej - wyszłam z baru zostawiając Willa w towarzystwie Damona.


             Will  

     Widziałem jak się siostrzyczka wkurza na tego Damona. Tak było na początku z Hookiem, może i w tym przypadku będzie podobnie. Na samą myśl się uśmiechnąłem, gdy zostaliśmy sami z Damonem, zauważyłem jakby żal na jego twarzy.
- Skaczecie sobie do gardeł - powiedziałem z uśmiechem.
- No tak wyszło - miał dziwny obojętny wzrok.
- Alice i ja ...- zamyśliłem się na chwile - My dużo przeszliśmy, nie wychowaliśmy się na królewskim dworze. Nie znamy królewskiej etykiety. Jak mieliśmy po 7,9 lat...była u nas wojna, zostaliśmy przeniesieni do innego świata, w którym byliśmy zdani na siebie. Nie mieliśmy przyjaciół w tamtym świecie, byliśmy tam przez 12 lat.
- Tego to nie wiedziałem - mruknął cicho Damon, rozumiejąc wszystko, pokiwałem głową.
- Ona nie jest rozpieszczona, życie ją tak zmieniło. Zanim tam wylądowaliśmy była słodką dziewczynką. Teraz ma cięty język - uśmiechnęliśmy się - I za to ją teraz bardziej kocham, zobaczysz jeszcze się dogadacie - powiedziałem pewien swego.
- Tylko oboje jesteśmy uparci.


               Alice

   Wkurzona wyszłam na krótki spacer , naprawdę mam dość tego całego Damona. Co on sobie myśli, że kim jest, muszę mu dać nauczkę za to co mi zrobił. Tylko moje moce są do kitu.
- Znowu się spotykamy - podniosłam wzrok i zobaczyłam Klausa stojącego parę kroków ode mnie.
- Chcesz znowu oberwać ? - spytałam pewna swoich mocy, zbyt pewna.
- Nie oszukasz mnie, wiem, że masz problem z magią - straciłam jakikolwiek punkt zaczepienia.
- Czego chcesz ? - spytałam mniej pewna siebie.
- Mogę ci pomóc z odzyskaniem władzy nad magią - prychnęłam.
- Co chcesz w zamian? - czułam w tym haczyk.
- Twojej pomocy, magii.
- A konkretnie ?
- Żebyś mnie przed kimś ochroniła.
- Czyli jest ktoś potężniejszy od ciebie, hmm wiesz nawet za cenę magii ci nie pomogę.
- Nie wiesz co robisz - wysunęłam się do przodu
- Wiem, nie pomagam wrogom.
- Pożałujesz tej decyzji, szybciej niż ci się zdaje.
- Jak na razie to masz co innego na głowie, prawda ? - odwróciłam się i ruszyłam z powrotem w kierunku baru. Po kilku krokach zauważyłam Willa, który zmierzał w moją stronę, niestety za nim szedł Damon - czego on chce ? - cicho mruknęłam.

     Po kilku minutach byliśmy już w domu Salvatorów, tam była Bonnie. Chciałabym się odczepić od tego dupka. Jak na złość nie było mi to dane, usiedliśmy wszyscy w salonie. Czułam na sobie przeszywający wzrok Damona.
- Przestań się na mnie gapić - warknęłam po czym spojrzałam na niego.
- Mój dom mogę robić co chce.
- Damon możesz przestać -  zwrócił się do niego Stefan.
- Robię co chce braciszku - odszedł kilka kroków. Bonnie coś szukała w księdze.
- Zostaw go Stefan, będę go ignorować - powiedziałam patrząc cały czas na Bonnie.
- Mam - powiedziała Bonn podchodząc z księgą - To jest Seterum - wskazała na rysunek w księdze - To przyrząd którego muszę użyć by wzmocnić twoją magię, musisz być w kręgu z wilczego ziela.Wymówię to zaklęcie, kropla mojej krwi i gotowe.
- No to zróbmy to - wstałam pełna nadziei .
- Jest tylko jeden problem, trzeba to zrobić podczas pełni.
- No to jestem w dupie - mówiąc to usiadłam znów - jak mam walczyć z Sharon i jeszcze nas przenieść do domu jak nie mam w pełni swojej magii.
- Damy rade siostra, jak zawsze - mówił Will patrząc na mnie, wiedział, że mówię ze spokojem, ale w środku jestem coraz bardziej rozdrażniona - Daliśmy rade z Królowa kier mając kilka lat to damy i teraz.
- Mam co do tego inne zdanie, Bonnie ? - dziewczyna się spojrzała  na mnie - dziś ten cały Klaus powiedział, że wie jak przywrócić moją magie. Myślisz, że mówił prawdę?
- Klaus jest zdolny do wszystkiego, do każdego kłamstwa by tylko dostać to czego chce, ale z drugiej strony, jego matka była silną czarownicą. Może mieć jakieś zapiski, zaklęcia, ale raczej coś bym wiedziała, gdyby był inny sposób.
- Może jednak spróbuje się z nim dogadać - mówiłam patrząc na Willa.
- A czego chciał w zamian? - do rozmowy włączyła się Elena.
- Ochrony przed kimś - popatrzyli na mnie - Tyle wiem.
- Dobra to może zrobimy grilla, taką małą imprezkę na rozluźnienie - powiedziała Caro patrząc na każdego - Wszystkim nam przyda się odpoczynek.
- Caroline ma racje, to najlepszy moment na złapanie oddechu - zgodziła się z nią Elena.
-To może za jakąś godzinę czy dwie, muszę jeszcze coś załatwić - powiedziałam tylko tyle i wyszłam.

      Po kilkunastu minutach łażenia i szukania Klausa straciłam nadzieje, że go znajdę. Zamknęłam na chwile oczy i odetchnęłam głęboko, odwróciłam się z zamiarem powrotu do domu Salvatorów. Tylko się odwróciłam i go zobaczyłam, przez chwile patrzyliśmy sobie w oczy.
- Zgadzam się na twoją propozycję - powiedziałam zbliżając się do niego, patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Jednak się zgadzasz, ciekaw jestem co cię zmusiło do tej decyzji
- Nieważne...
- Tak masz racje nieważne, bo już nie potrzebuje twojej pomocy, odrzuciłaś moją ofertę, nie mogłem czekać nie wiadomo ile, aż się zgodzisz.
- Podobno nie ma takiej osoby, która jest potężniejsza - czułam się coraz bardziej sfrustrowana.
- Jednak znalazłem, więc wybacz, ale ta rozmowa już niema sensu - odeszłam powolnym krokiem.

- Teraz ja mam nad nią przewagę, dziękuje - powiedziała wyłaniając się z ciemności Sharon.
- Liczę na to, że ty też mi pomożesz jak obiecałaś - spoglądał na nią Klaus.
- Oczywiście, moje słowo jest ważne. Zawsze pomogę tym, którzy zrobią coś istotnego dla mnie, liczę na owocną współpracę - po chwili zniknęła w oparach dymu.


                                    Nibylandia

   Ruby siedziała zamknięta w żelaznej klatce, niedaleko stali strażnicy. Była nią grupka dzieci, ale na sam widok można powiedzieć, że niebyły one miłymi i grzecznymi dziećmi. Miejsce pobytu było otoczone grubą warstwą cierni, które słuchały tylko rozkazów Pana. Nagle usłyszała jak strażnicy salutują po czym zobaczyła zbliżającego się Pana. Spojrzała na niego niechętnym wzrokiem.

- Możesz w końcu powiedzieć czego chcesz ?! - krzyknęła pełna gniewu.
- Jesteś moim zabezpieczeniem. Twoi przyjaciele zrobią co chce, to może cię uwolnię - zbliżył się - lecz na pewno nie zobaczysz wszystkich. Tej wyprawy ktoś nie przeżyje.
- Nie stanie się tak, poradzą sobie, a potem ty oberwiesz.
- Szczerze w to wątpię, chyba za mało poznałaś Cienia.- Ruby zmarszczyła brwi - o tak...a cień cię bardzo polubił i ten smak twojego strachu, twojej krwi, twojego bólu - uśmiechnął się złowieszczo i wyszedł zostawiając Ruby razem z cieniem.Odchodząc słyszał pełne bólu krzyki Ruby, które niosły się echem.


                   Alice

        Szłam drogą w zupełnej ciszy. Zaczęło się już ściemniać, myślałam o tym jakie szanse mam teraz pokonać Sharon. Musze czekać prawie miesiąc czasu na odzyskanie w pełni swojej magii.
- Hej piękna - odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Enzo, który jak tylko zobaczył moją minę przestał się uśmiechać.
- Hej - cicho szepnęłam.Tego co on zrobił się nie spodziewałam. W mgnieniu oka znalazł się obok mnie i po prostu mnie przytulił, początkowo nie zareagowałam, ale już po chwili się w niego wtuliłam. Musze przyznać, że to zadziałało bardzo kojąco. Czułam jak dłonią gładzi mi plecy, potem poczułam mały pocałunek we włosach.
Oderwałam się od niego uśmiechnięta.
- Dzięki, tego mi było trzeba.
- Do usług, idziesz do Salvatorów ? - przytaknęłam - Czy mogę być pani eskortą wasza wysokość ? -podał szarmancko dłoń. Był całkiem inny niż wcześniej, byłam rozluźniona, ale cały czas czujna. Nie popełnię drugi raz tego błędu.
- Oczywiście, dziękuje - szliśmy tak  gadając i śmiejąc się co chwile.


                   Will

        Stałem z resztą w ogrodzie gdzie już było przygotowane do imprezy. Ciągle w myślach miałem Alice, kolejny raz musimy sobie poradzić z powrotem do domu.
- Wieść, że nie da rady teraz zrobić, tego zaklęcia przybiła Alice - powiedziała Caro spoglądając na każdego.
- Tak było widać, że nie tego się spodziewała, zrobiła się przygaszona - powiedział Ty.
- Alice nieprzywykła...ona nielubi nie mieć kontroli nad czymś - przykułem uwagę Damona, który jak dotąd wpatrywał się w gdzieś w stronę lasu - Czuje się zupełnie jak wtedy jak byliśmy mali był taki moment, że omal niespadła w przepaść. Pomogłem jej, a skutek tego był taki, że ja nie żyłem przez jakieś 10 minut. Alice się obwinia za to, bała się olbrzyma i nie użyła magii, by się uratować. Miała tylko osiem lat.
- To nie jest jej wina - powiedział Stefan.
- Była taka mała - mówiła Elena siadając na ławie.
- Wiem, mówiłem jej milion razy, że to niebyła jej wina, a ona inaczej to widzi. Ja jestem starszy a mimo tego to ona robi wszystko, żeby mnie chronić. Alice już taka jest, będzie chronić wszystkich ,rodzinę przyjaciół nawet za cenę własnego życia - spojrzałem na Damona, który cały czas się we mnie wpatrywał - To prawda, że jest czasem wredna, humorzasta uparta i cięta na wszystko i wszystkich, ale odda własne życie za każdego - odwróciliśmy się zgodnie w kierunku dobiegających głosów zza rogu domu. Po chwili zobaczyliśmy śmiejących się Enzo i Alice. Spojrzeli na nas.
- A tu co ? Jakiś pogrzeb ? - mówił Enzo spoglądając na nas.
- Przyda im się nasz humor - Alice oparła się bokiem o Enzo, teraz jest zupełnie inna niż dwie godziny temu, roześmiana od ucha do ucha.
- To może coś zjemy - Enzo zatarł ręce.
- Chcesz może mojej krwi ? - spytała patrząc mu w oczy.
- To bardzo hojny gest, doceniam, ale nie zamierzam być jakimś dupkiem - uśmiechnął się żarłocznie - Chodź - pociągnął ją do stołu. Widziałem jak Damon patrzy ciągle z miną pełną złości, a raczej zazdrości. Po paru chwilach każdy siedział i jadł mięso z grilla. Alice usiadła obok Enzo trochę dalej niż my, spoglądałem co jakiś czas, jak Damon ledwie może wytrzymać w miejscu patrząc na nich śmiejących się do siebie.
- Nie tak dawno byś z nim nie gadała - powiedział Ty to co myśleli wszyscy. Alice tylko spojrzała na Enzo, a potem na Tylera.
- Nie taki diabeł straszny jak go malują - odpowiedziała
- Jestem diabłem? hmm...w sumie to masz racje - zaśmiali się.
- Jesteś, ale znośnym diabłem.
- To może teraz zatańczymy, co wy na to ?!! -krzyknęła Caro.
- Może troszeczkę ciszej, niech ciebie usłyszą w NY - powiedziała Bonnie. Caro zaśmiała się.
- Oj tam nie marudź - pociągnęła Tylera na środek, gdzie zaczęli tańczyć w rytm wolnej muzyki. Elena zaczęła tańczyć z Stefanem. Enzo złapał moją siostrę na ręce i powędrował na środek. Jak tylko się odwróciłem zobaczyłem przed sobą Bonnnie.
- Zatańczymy? - ukłoniłem się.
- Z przyjemnością - odpowiedziała Bonnie, widziałem Damona, który spoglądał na tańczącą Alice, wpadłem na pewien pomysł tańczyłem w jej kierunku. Zbliżyłem się do niej razem z Bonnie.
- Odbijany - powiedziałem przejmując siostrę od Enzo i zostawiając jego i Bonnie.
- Co stęskniłeś się za mną? - spytała ze śmiechem
- Troszeczkę, ale wiesz...- zbliżaliśmy się do Damona - źle się czuje - obróciłem ją w kierunku Damona i lekko pchnąłem ją do niego - Zatańczcie ja muszę odpocząć - Alice spojrzała na niego potem na mnie.
- Nie, Will o co chodzi? co cię boli?
- Siostra wszystko ok, nie przejmuj się mną. Baw się - pchnąłem ją  i Damona razem. Usiadłem na ławce obserwując resztę.

                 Alice

         Mój braciszek wmieszał mnie w taniec z tym dupkiem, niechętnie go objęłam. Spojrzałam gdzieś w dal unikając jego wzroku, tańczyliśmy parę chwil.
- Przepraszam - usłyszałam z jego ust, powoli spojrzałam na niego - Przepraszam, że się z ciebie napiłem. Jestem dupkiem, tak wiem o tym, nie musisz mi tego mówić. Naprawdę przepraszam - puścił swoje ręce w dół - Baw się dobrze - uśmiechnął się lekko i zaraz zniknął. Spojrzałam na Willa w zamyśleniu, a potem z  powrotem w kierunku gdzie stał Damon.





piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 5



          Nibylandia

     Wszyscy szli naprzód w kierunku wulkanu. Snow rozmawiała z Davidem.
- Musimy jakoś odnaleźć Ruby - mówiła patrząc na niego.
- Możemy tylko czekać na Pana  kochanie, sam powiedział, że jeszcze się  z nim zobaczymy. Na pewno powie co chce i ją uwolnimy.Wyspa jest ogromna nie damy rady ich namierzyć - westchnęła.
- Tak masz racje.
- Po za tym jak tylko Rumpel da radę namierzyć ich, to to zrobi. Nie odpuszczę tego, on wie, że będę to drążyć - spojrzała Rumpla.
- Tak kochanie, wiem, ty umiesz być bardzo uparta - mówił idąc pierwszy.
- Dobrze, że to ci nie przeszkadza, prawda ? - on nie odpowiedział - Rumpel ? - odwrócił się z uśmiechem
- Oczywiście, że nie przeszkadza kochanie.
- Powinniśmy gdzieś rozbić obóz. Idziemy już kilka godzin - Regina miała dość wędrówki.
- Regina ma racje - mówił David stając - możemy zrobić to tutaj.


        Mistic Falls - rezydencja Mikelson


     Klaus chodzi wściekły po salonie , oddycha ciężko. Chwile patrzy w zamyśleniu  na stolik, nagle zrzuca wszystkie szklanki z niego. Spadły głośno na wszystkie strony, roztrzaskując się.
- Co tobie te szklanki zrobiły? Co? Nie chciały się słuchać i same się napełnić? - mówiła wchodząc ze śmiechem Rebecca.
- Bex, nie denerwuj mnie, ty zaczęłaś zabijać moje wilkołaki.
- Sorry, ale to nie ja skończyłam. Z resztą po co ci one, jak nie te to inne - usiadła w fotelu - nie rozumiem o co robisz ten szum - Klaus odwrócił się z wściekłością
- O to, że muszę być gotów !! - spojrzała na niego nie rozumiejąc.
- Na co ?
- Musze być, ona może już tu być - rozglądał się jak wariat.
- Kto ? Nick, kto ? - wszedł Elijha, a Klaus spojrzał na niego.
- Nasz matka - Elijha i Bex spojrzeli po sobie.
- Dlaczego tak uważasz ?- pytał powoli podchodząc Elijha.
- Nawiedza mnie w snach.
- To nie musi oznaczać, że...
- A to ! - krzyknął Klaus ukazując rękę z zrobionymi krwią tatuażami, patrzeli zaskoczeni - Gdy się obudziłem miałem już to, to musi być ostrzeżenie.


                  Alice

       Kolejny dzień w tym świecie, już nie pamiętam jak długo. W głowie ciągle mam myśl, że za długo. Tyler poszedł do pracy, więc sama musiałam się zaopatrzyć w śniadanie. Z braku jakich kol wiek opcji wyszłam z domu, chciałam się rozejrzeć po mieście i pomyśleć jak mogę znaleźć Willa. Szłam powoli uliczkami nucąc, po paru minutach nawet nie zauważyłam kiedy zeszłam ścieżką do lasu. Nagle usłyszałam za sobą trzask łamanej gałęzi, momentalnie stanęłam. Odwróciłam się gotowa do walki.
- To ty - mówiłam opuszczając ręce.
- O jak miło, że mnie pamiętasz - mówił uśmiechając się
- Jasne, dupek.
- Damon - patrzył robiąc groźną minę.
- Jak zwał tak zwał - odwróciłam się i chciałam iść, ale ten dupek zagrodził mi przejście- Zjeżdżaj.
- Bo co mi zrobisz - przybliżył się.
- Chcesz wiedzieć ?
- Chce, wiesz zwykle kobiety chcą mnie. - uśmiechał się, kurde czy on właśnie chce mnie uwieść ??
- Phii...i jeszcze co ? Ja na pewno nie, chyba śnisz, lepiej zabieraj swój tyłek, bo tarasujesz mi przejście.
- O przepraszam, nie chciałem.
- Jasne - prychnęłam, stał między murkami, które tworzyły przejście. Damon ustał bokiem dając mi mało przestrzeni do przejścia, gdy przechodziłam obok, otarłam się swoim ciałem o niego. Poczułam jego zapach, który mnie  chwilowo sparaliżował. Ominęłam go i szłam dalej, myślałam, że już się go pozbyłam. Niestety nie dany mi był spokój.
- Może ci w czymś pomóc ? - pytał idąc obok mnie, zatrzymałam się.
- Tak właściwie to tak.
- Co takiego ?
- Daj mi spokój - szłam dalej, jednak on nie odpuszczał.
- Hmm nie, tego akurat nie zrobię.
- Dlaczego?
- Bo nie chce - koleś działał mi na nerwy - Wiesz jestem ciekaw twojej krwi.
- Jeśli myślisz, że dam ci spróbować to się mylisz.
- A czy ja mówię, że ty mi dasz, mogę sobie wziąć sam - mruczał, spojrzałam na niego.
- Tylko spróbuj.
- Właśnie chcę.
- Nie wiesz z kim zadzierasz, chyba trzeba ci odpiłować te ząbki.
- A tobie ten język - mówił zbliżając się trochę - powinnaś być bardziej uprzejma, w końcu jesteś w naszym świecie.
- Hmm, a ty jak na przedstawiciela tego świata też niezbyt uprzejmie witasz gości.
- Taki już jestem.
- Ja też - szłam dalej, niestety Damon ani na chwile nie odpuszczał.
- Jesteś kapryśna jak inne księżniczki ? - nie odpowiedziałam, jednak dalej drążył temat - Pewnie tak, masz pełno służby. Wszyscy robią za ciebie, wiele razy w swoim istnieniu spotkałem księżniczki ,zawsze takie same. Marudne i oczekują, że każdy coś za nie zrobi - wyszliśmy ścieżką na ulice, miałam dość tej jego gadki. Odwróciłam się z zamiarem ataku czy czegoś i spostrzegłam, że jego nie ma, westchnęłam głośno.
- Zabije go przy najbliższej okazji - mruknęłam, zadzwonił mój telefon, znaczy nie mój. Tyler mi go dał na wszelki wypadek z każdym numerem jaki mógł mi być potrzebny. Na wyświetlaczu ukazał się napis Bonnie, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak ??
- Hej tu Bonnie. Pomyślałam, że może zechcesz się do nas dołączyć. Za trzy godziny mamy pomóc w szpitalu z dziewczynami. Pomyślałam, że może nie chcesz się tak nudzić i nic nie robić.
- Chętnie pomogę. To lepsze niż zamartwianie się - uśmiechnęłam się gdy skończyłam rozmawiać. Mam jeszcze trochę czasu, więc powoli skierowałam się do Grilla.


             Damon

        Nie wiem czemu, ale podobało mi się wkurzać tą nową dziewczynę. Jak każda księżniczka na pewno jest wyniosła, co ja wygaduje jak każda kobieta. W mojej głowie chodził pomysł, żeby zrobić jej piekło. Dostarczy mi to chociaż rozrywki, będę miał co robić. Do mojego stolika dosiadł się Enzo.
- Wygadana ta nowa jest - powiedział, gdy tylko usiadł.
- Zarozumiała przecież to księżniczka.- prychnąłem.
- No tak, jakiś cięty na nią jesteś. W sumie jest niczego sobie chętnie bym się jej napił.
- No właśnie o wilku mowa - zauważyłem jak weszła do baru. Usiadła po drugiej stronie sali, nawet nas nie zauważyła.
- Stary, patrzysz tak jakbyś miał zaraz ją tam udusić.
- Bo mam taki zamiar, idę pokazać jak witamy tu gości. Idziesz ? - mówiłem wstając i idąc do jej stolika.


- Miałbym to przegapić ?  Nie ma mowy - mówił Enzo idąc za mną, dosiedliśmy się.
- Witaj księżniczko - miała minę jakby chciała nas zamordować - Co twoja służba za ciebie nawet się wita z innymi - widać, że coraz bardziej ją wkurzałem.
- Nie witam się z byle kim.
- No tak nie mamy wysokiego statusu.
- Ani dobrych manier - warknęła.
- To raczej ty nie masz, my się grzecznie  przywitaliśmy.
- To nie było grzecznie, czego chcecie?
- Pogadać - uprzedził mnie Enzo - Damon zaczął trochę szarżować i przesadził, prawda ?- spojrzał na mnie.
- Tak właśnie...trochę...- mruknąłem spoglądając na nią z miną niewiniątka. Co ją trochę zdezorientowało.
- O czym niby chcecie rozmawiać ? - patrzyła to na mnie to na mojego towarzysza.
- Coś o tobie, o świecie twoim. W jaki sposób możemy pomóc - mówił, a mnie zdziwiło na samą myśl o pomocy.
- Wy niby chcecie mi pomóc ? - nie wierzyła, z resztą sam nie wierzę.
- Tak - mówił Enzo - czemu nie, nie mamy mocy jak Bonnie, ale zawsze możemy coś zrobić. Jesteśmy do twojej dyspozycji Wasza Wysokość - uśmiechnął się szarmancko.
- Dobrze, tylko proszę nie zwracajcie się do mnie Wasza Wysokość.
- A jak niby ? - cicho prychnąłem, spojrzała na mnie ze złością w  oczach.
- Wystarczy Alice - teraz już patrzała jadowicie.
- Dobrze Alice - mówił Enzo łagodnie przez co skupiła wzrok na nim. Wolałem, żeby na mnie patrzała.Wtedy widzę jak się denerwuje - Problem z wydostaniem się z naszego świata pozostawmy Bonnie i jej mocom. Możemy się skupić na odnalezieniu twojego brata, masz jakieś zdjęcie jego ? - wyjęła i je podała - Okey nie kojarzę ani trochę takiej osoby.
- Ja też nie - powiedziałem, zauważyłem między nią, a jej bratem duże podobieństwo.
- No, czyli go nie zabiliście - powiedziała z ulgą i patrząc jakby  z pogardą na nas.
- Nie moja wina, że jestem wampirem, więc przestań z łaski swojej patrzeć tak na mnie - warknąłem - Bo inaczej jak tylko go znajdę to się nim zajmę.
- Słuchaj ty walnięty wampirze - wstała i oparła się dłońmi o stół - tylko spróbuj coś mu zrobić a przebije cię własnoręcznie kołkiem - każde słowo było przesiąknięte jadem, wstała i wyszła.
- No naprawdę jesteś na nią cięty Damon,wkurzyłeś ją nieźle, brawo.
- A ty  nagle chciałeś pomóc, co?
- Byśmy się do niej zbliżyli, może coś byśmy z tego mieli , jej krew. Nie wiem, ale poudawać to też fajna zabawa, ale ty to zaraz musisz zniszczyć tą swoją wybuchową stroną.
- Sorry, jakoś nie bawi mnie udawanie, a jej krew mogę zdobyć w inny sposób - spojrzał dziwnie i wyszedłem.

                Alice


     Wkurzył mnie ten cały Damon. O nie ...Wkurzył to mało powiedziane, jestem wściekła. Jak śmie grozić mojemu bratu. Szłam kopiąc kamienie, usłyszałam za sobą szmer, czułam go.
- Wiesz po tym co mówiłeś radzę się nie zbliżaj - odwróciłam się.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - patrzyłam prosto w jego błękitne oczy.
- Ciągnie się za tobą  i przed tobą smród  - prychnął.
- Masz bardzo cięty język. Hmm ja też i...- Damon podszedł bliżej - rzadko to robię i nie będę powtarzać, przepraszam za tamto - patrzył tak łagodnie. Czułam, że w tym jest haczyk, mimo tego wyglądał jakby naprawdę żałował, nie bardzo wiedziałam co powiedzieć.
- W porządku - odpowiedziałam w końcu.
- Mogę się z tobą przejść ? - robiło się coraz dziwniej.
- Jasne - pokiwałam głową i zaczęliśmy iść ścieżką w lesie.
- To masz jakiś plan, żeby odnaleźć brata?
- Nie, mógł wylądować w zupełnie innym świecie niż ja.
-Tak, to prawda, a każdy świat jest duży. Spójrz -wskazał ręką wodospad, który się wyłonił przed nami.
- Piękny jest - wyszłam lekko do przodu, zapatrzyłam się na kolory, które barwią łąkę, nagle poczułam ból w klatce.
- Mówiłem już, jak chcę to sobie sam wezmę - Damon ściskał mnie w tali mocno, nie mogłam nic zrobić. No tak, oczywiście w takiej chwili moja magia musiała nie działać. Poczułam jak się wbił w moją szyję, czułam się coraz słabiej, gdy myślałam, że braknie mi sił. W końcu mnie puścił.
- Masz bardzo słodką krew, lekko ostrą. Najlepsza jaką piłem potraktuj to jak komplement.
Miałam ochotę zabić tego walniętego pieprzonego wampira, niech tylko dojdę do siebie. Po chwili zniknął zostawiając mnie tak samą. Chwyciłam swój telefon, została mi godzina do spotkania. Moje ciało szybko zaczęło się leczyć, leżałam patrząc spokojnie na wodospad. Słyszałam szum wody, co mnie uspokajało.
Po paru minutach powoli wstałam, zabije go...Nie, to będzie ulga dla niego. Sprawię by cierpiał za to. Zaczęłam iść do szpitala gdzie miałam się spotkać z dziewczynami.

                      Damon

A jednak to zrobiłem i nie żałuje. Była strasznie naiwna skoro nawet się nie pilnowała. Wszedłem triumfalnie do baru  i się dosiałem do Enzo.
- A ty co taki wesoły? - patrzył kończąc to co miał  w szklance.
- Spróbowałem jej - patrzył zaskoczony a ja się uśmiechnąłem jeszcze szerzej.
- Ty chyba żartujesz?
- Nie, jest całkiem smaczna.
- Stefan cię za to zabije, chyba, że ona będzie pierwsza - akurat to mam gdzieś, nawet się tym nie przejmuje.
- Moc ma ograniczoną, więc wątpię, a Stefana się nie boję - uśmiechałem się cwanie.
Zawsze dostaje to co chce, ok prawie zawsze, w tej chwili pomyślałem o Elenie. Zamówiłem kolejną szklankę, ale w ostatniej chwili ją odstawiłem. Rozkoszowałem się smakiem jej krwi, który dalej miałem w ustach.


                    Alice

      Zakryłam ranę po ugryzieniu, szłam w kierunku szpitala. Dobrze, że Tyler pokazał mi co gdzie jest, idąc rozmyślałam jak się odegrać na Damonie. Może po prostu go zamrożę na jakiś czas i zacznę ignorować. Nie mogę marnować dużo energii na tego dupka. Musze jakoś się bronić przed Sharon i znaleźć Willa to moje priorytety. Jak się moja magia ustabilizuje to mogę się nim zająć a do tej pory muszę wytrzymać bez tego.
Weszłam do budynku szpitala , rozejrzałam się w środku.
- Alice ! - obejrzałam się i zobaczyłam Elenę.

- Hej, mam nadzieje, że się nie spóźniłam.
- Nie, jesteś w samą porę. Tylko jakaś taka blada jesteś - przyglądała mi się uważnie.
- To nic. Pewnie przez utratę magii albo wciąż ma na mnie wpływ to przeniesienie - uśmiechałam się błagając by nie zauważyła, że coś się stało.
- Chodź, dziewczyny już są na miejscu - szłyśmy korytarzem.
- A co będziemy robić?
- Mamy się zająć pacjentami, uprzyjemnić im chwilę w szpitalu, zajmiemy się dziećmi.
- Chętnie po mogę je rozweselić - zobaczyłam roześmianą Caro, która szła w naszą stronę.
- Nie uwierzycie, jest taki jeden facet tam na sali, jest też pacjentem. Pomaga właśnie z Bonnie zabawiać dzieciaki, jest niesamowity.
- Caroline, bo powiem o nim Tylerowi - mówiła śmiejąc się Elen - Chodźmy zobaczyć tego chłopaka - weszliśmy na wielka sale zabaw. Na środku zauważyłam grupkę dzieci i wysokiego mężczyznę. Kogoś mi on przypomina, dołączyła do nas Bonnie.
- Jest niesamowity dzieci go uwielbiają - zaśmiał się głośno, a ja stanęłam jak porażona piorunem.
- Will ? - dziewczyny spojrzały na mnie, a on się odwrócił. Zobaczyłam jego zaskoczoną twarz, która promieniała radością - Will ! - rzuciłam mu się na szyję, przytulił mnie mocno.
- Jak ja się martwiłam - podniósł mnie.
- Dobrze cię widzieć - mówił wprost w moje włosy. Oderwał się ode mnie i odwrócił do dzieciaków - Poznajcie moją siostrę Alice - pomachałam im gdy zaczęły się uśmiechać -Wybaczcie, ale musicie się sami na razie bawić, muszę porozmawiać z siostrą.
- Ale wrócisz jeszcze ? - spytała mała dziewczynka na oko miała pięć lat.Will kucnął.
- Jeszcze się zobaczymy - mrugnął okiem i poszliśmy w stronę dziewczyn.
- To jest właśnie mój brat Will, a to są Caroline Elena i Bonnie - wskazałam kolejno skinęli sobie głowami.
- To teraz musicie jeszcze wiedzieć jak wrócić do domu - powiedziała Elena.
- I pokonać królową lodu.
- Sharon tu jest ? - spytał mnie, skinęłam głową - Nie dobrze, Sharon przejęła kontrolę nad Elsą
- Myślałam, że Elsa to była Sharon.
- Też tak myślałem, ona sterowała Elsą. Mają takie same moce, tylko, że Sharon jest silniejsza, gdy się przenieśliśmy to leżałem tu cały czas. Nie mogłem chodzić, a gdy tylko zacząłem  wszyscy myśleli, że to cud.
- Czar wygasł.
- Tak, gdyby nie ten czar już dawno, by mnie tu nie było i bym szukał ciebie. Tylko, że oprócz jeszcze braku możliwości chodzenia, miałem przez jakiś czas problemy z pamięcią.
- A teraz jak jest ?
- Hmm nie narzekam. Pamiętam, że miałaś płynąć z Hookiem, biedak pewnie szaleje  z rozpaczy - udał , że płacze i pociągnął nosem, a ja go za to walnęłam.
- No akurat to pamiętasz - wszyscy się śmiali.
- Ok skoro znalazłem ciebie i mogę już chodzić to muszę teraz stąd spadać.
- Mhm dobra jak to się załatwia ? - zwróciłam się do dziewczyn.
- Ja się tym zajmę - powiedziała Elena i zaraz znikła.
     Przez kilka godzin bawiliśmy się z dzieciakami. Will został pomalowany przez dziewczyny, to był bardzo śmieszny widok. Zrobiłam parę fotek, żeby go potem tym torturować.
Dziewczyny jeszcze zostały w szpitalu, a my  po kilkunastu minutach byliśmy w drodze do domu Tylera. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy całą drogę.


                 Rezydencja Mikelson


   Rebecca siedziała w fotelu bijąc się z  myślami. Elijha chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Klaus patrzył to na jedno to na drugie.
- Jak widzę, żadne z was nie ma pojęcia co teraz.
- Nick, rozumiem po co były te wilkołaki, ale nie sądzę, żeby jakoś nam pomogły. Potrzebujemy czyjejś pomocy najlepiej jakieś wiedźmy, potężnej wiedźmy.
- Tylko, że jedyne jakie były to Nick się ich pozbył - mówiła oskarżającym tonem Rebecca.
- Były zagrożeniem, chciały nas zabić.
- Nie nas tylko ciebie i się wcale nie dziwię - Klaus z każdym jej słowem się wkurzał.
- Bex, Nick - zwrócił się do nich Elajha - przestańcie to w niczym nie pomoże. Jedynie kłócąc się damy przewagę matce.
- Masz rację bracie - Klaus się na chwilę zamyślił - Zaraz jest taka nowa, ma dużą moc.
- Jak chcesz ją znaleźć ? -pytała Bex wstając.
- Będzie się szwendać tam gdzie Salvatore i reszta.
- Jak z nimi jest to mi się wydaje, że nie będzie chciała współpracować
- Poproszę ją - dziwnie się uśmiechnął
- Niby jak chcesz ją prosić, na kolanach? - zaśmiała się.
- Mam lepsze sposoby, po tym jak chciałem ją zabić to ot tak się nie zgodzi.
- No tak kolejnej byś się pozbył, Nick. Nie zdziwię się jak ci da kopa w tyłek.
- Złoże jej propozycję nie do odrzucenia - tylko to powiedział i zniknął nie pozostawiając im na powiedzenie żadnego słowa.


                             Nibylandia

- Co teraz zrobimy ? Musimy odnaleźć Ruby i jeszcze piekielną syrenę - myślała głośno Snow.
- Mogę rzucić czar lokalizacyjny,  ale potrzebuje jeszcze wilcze jagody - odpowiedziała jej Regina - Rumpel dasz radę zrobić to inaczej ? - spróbował rzucić czar, nic się nie stało.
- Jak widać jeszcze nie, dalej blokuje moje moce.
- Gdyby te zaklęcie było bardziej dalekosiężne to byśmy tu nie byli - mruknęła Snow, którą zaraz David przytulił.
- Dlaczego twoje blokuje, a Reginy nie ? - spytał David patrząc na niego.
- Bo to Rumpel mnie uczył - odpowiedziała Regina - nieważne jak wiele mocy mam. Rumpel ma większą wiedzę na jej temat.
- Widzę, że nauczyłem cię znacznie więcej - uśmiechnął się do niej.
- Dobra, a możemy jakoś to odblokować ? - pytała Bell siedząc obok Rumpla.


- Poczekamy na Pana, gdy przyjdzie trzeba mu wbić mój sztylet. Wtedy jego moc osłabnie, wrócą moje moce i zrobię czar ochronny. Potem możemy szukać syreny.
- I Ruby - dopowiedziała Snow.
-Tak, w samej rzeczy.


                    Alice

     Siedziałam w fotelu, opowiadając pokrótce historie mojego pobytu tutaj. Siedział wygodnie rozłożony na kanapie i się patrzył nie dowierzając.
- Wampiry? Serio, Alice?  ale jazda - zaśmiał się.
- Nie tylko wampiry.
- No tak, jeszcze hybryda, wilkołaki i wiedźmy - śmiał się  - W piękny świat nas przeniosłaś.
- To nie jest śmieszne - a i tak się uśmiechałam - I to nie ja przeniosłam tylko przez Sharon.
- Dobrze już dobrze, przy najmniej to nie jest znowu Kraina Czarów. Nie zniósłbym tego drugi raz.
- Ja też nie, tyle lat z daleka od domu. Czy my znowu, czy znowu tak będzie ? Z daleka na kilka lat.
- Nie, tym razem się wydostaniemy. Masz moce, jesteśmy starsi i mamy kogoś w tym świecie kto nam pomoże.
- Pro po mocy - westchnęłam - nie działa zawsze. Coś się stało i mam wahania w magii.
- Dobrze, że nie nastroju bo pomyślałbym że jesteś w ciąży - rzuciłam w niego poduchą.
- Jeszcze raz, tylko spróbuj. Ostrzegam pierwszy i ostatni raz - mówiłam przez śmiech.
- Chwileczkę to ja będę królem.
- Właśnie będziesz, a nie jesteś, więc nie możesz mi rozkazać - pokazałam mu język.
- Wrrr zawsze masz jakieś ale - też pokazał język.
- I dobrze. Nom, a jeśli chodzi o osoby z tego świata to Klaus to wróg, a dwóch takich dupków mnie wkurza, Enzo i Damon, szczególnie Damon.
- Gdyby tu był Hook to byłby zazdrosny - zagwizdał, rzuciłam się na niego - Ooo czyli mam racje coś jest.
- Nie i się w tej chwili zamknij i nie gadaj głupot - upadliśmy na podłogę i się tak tarzaliśmy dobre parę minut, leżeliśmy potem obok siebie śmiejąc się.
- Dobra Will, chodź, mamy zaproszenie do Salvatorów, poznasz chłopaków.
- Mmm raczej wampiry - wstaliśmy.
Szliśmy drogą parę minut w zupełnej ciszy, aż nagle usłyszałam za sobą.
- Hej mała ! - obejrzałam się z gniewem na twarzy, wszędzie rozpoznam ten przeklęty diaboliczny głos.
- Widzę, że masz już jakiegoś towarzysza - potem zwrócił się do Willa - chyba cię kojarzę.
- To mój brat - dopiero teraz sobie przypomniał skąd go kojarzy.
- Will - podał rękę - nie wiem co zaszło między tobą, a moją siostrą, ale uważaj. Jeśli ustawi sobie jakiś cel, to to robi - zaśmiał się, Damon po chwili też zaczął.
- Ty baranie jeden, zaraz ci się pośmieję - walnęłam go obcesem w kostkę na co podskoczył. Poszłam przodem jednak jak byłam u drzwi Damon mnie wyprzedził. Posłał sarkastyczny uśmiech i otworzył drzwi wpuszczając nas , gdy przeszłam obok niego teatralnie zamlaskał. Przekręciłam oczami, weszliśmy do salonu, pierwszy zauważył nas Stefan.
- Hej Alice, a to pewnie Will - uścisnęli sobie ręce - Jestem Stefan, jak widzę znasz już Damona.
- Tak, miło poznać.
- A mnie księżniczko nie przestawisz ? - pytał ze śmiechem Ty.
- Hmm nie, chyba nie - zaśmiałam się.
- Wredna, widać sam muszę, jestem Tyler, witamy w Mistic Falls - uścisnęli dłonie. Po chwili Ty złapał mnie za rękę i pociągnął tak, że wylądowałam na kanapie obok niego i dziewczyn. Potem wszyscy dołączyli do nas, siedzieliśmy dobry parę godzin, rozmawiając, żartując i poznając się nawzajem. Cały wieczór upłynął w bardzo przyjemnej atmosferze, pierwszy raz odkąd się przenieśliśmy, czułam się zrelaksowana i bezpieczna.


wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 4


                                     



       Mystic Falls

  Damon szedł przez las razem z Enzo omijając krzaki. Enzo co chwile spoglądał na Damona w zamyśleniu. Co denerwuje obserwowanego.
- Możesz powiedzieć o co ci chodzi ? - mówiąc odwrócił się do towarzysza.
- Jesteś pewny, że dobrze idziemy ? - Damon zrobił kamienną twarz.
- Tak, jestem, gdybyś się ciągle na mnie nie gapił, to byś zauważył ślady łap nienaturalnej wielkości.- zrobił minę geniusza.
- Taa, ale jak na kogoś, kto dobrze wie gdzie idzie, zachowujesz się jakbyś nie wiedział.
- Bo, wcale mi się nie podoba ten pomysł.
- Damon rozwalimy ich, ty się boisz ich? - Enzo miał ubaw.
- Nie ich, tylko kogoś, kto nas śledzi.
- Co ? Nic nie zauważyłem.- Enzo zaczął się rozglądać.
- Jasne, że nie zauważyłeś, jak ciągle  mnie obserwujesz. Nie wiem kto i czego chce, ale mnie wkurza.
- Widziałeś coś? - spojrzeli po sobie.
- Tylko blond włosy - szli dalej w milczeniu.


                Nowy Orlean

Hook siedział z Kolem w salonie. Kilian czuł niepokój o Alice i wewnętrzną rozdzierającą pustkę.
- Może ktoś pomóc ją namierzyć ? Czy coś ? - pytał pierwotnego w zamyśleniu.
- Jasne, jesteśmy umówieni wieczorem do pewnej wiedźmy. Tylko cicho sza, tutaj czarownice  nie mogą używać magii, więc trzeba dyskretnie i ostrożnie to zrobić.
- Rozumiem, dzięki za pomoc.
- Spoko, nie miałem jeszcze, nigdy tak dobrego kompana do picia. - stuknęli szklankami z alkoholem.
Odnajdę cię Alice, odnajdę myślał z nadzieją Hook.


                          Alice

       Gdy tylko się przebudziłam spojrzałam na komodę, na której stał zegar. Wskazywał dwunastą, opadłam na poduszki wzdychając.
- Za długo śpię, zdecydowanie za długo, pora wstać. - myślałam na głos, a nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Jednak, gdy pomyślałam o Willu momentalnie wstałam. Zeszłam po paru chwilach schodami na dół.
- Hej księżniczko - powiedział Ty, a mnie na chwile zamurowało. Otrząsnęłam się, przecież o mnie nic nie wie. - Czekałem na ciebie z śniadaniem.
- Hej, nie musiałeś na mnie czekać, jeśli miałeś coś do zrobienia. - uśmiechnął się znacząco.
- Spokojnie. Nic ważnego, nie mam do robienia, chodź. - doszliśmy do wielkiej kuchni, na stole pięknie ozdobionym stał talerz z  grzankami - Trochę już wystygły, może coś innego - chciał już coś robić.
- Nie, mogą być te grzanki. Nie są otrute, prawda? - spytałam z uśmiechem.
- Nie, czy ja wyglądam na kogoś, kto chce kogoś otruć? - rozłożył ręce ze śmiechem.
- Właściwie...- zrobiłam pauzę sugerującą, że tak, rzucił we mnie grzanką.
- Ejj - śmialiśmy się dalej żartując, a potem zjadłam grzanki  z dżemem.



- Masz jakiś plan na poszukanie brata? - spytał, gdy skończyłam jeść.
- Nie, właściwie to nie. - odpowiedziałam smętnie, dokładnie się tak czułam, rozbita na kawałki.
- Możemy pójść na policje i tam popytać.
- Zaraz, chcesz mi pomóc? - zrobił taką minę sugerującą, jakby mu nie przyszło jej nie pomóc.
- Jasne, chyba nie myślałaś, że zostawię cię z tym samą. To jak? Gotowa? - skinęłam głową i wyszliśmy.


                Mystic Falls - las

    Damon i Enzo ukrywają się za wielkimi drzewami obserwując grupę wilkołaków, które spokojnie siedziały. Wokół można było dostrzec pełno ciał, które zaczynały śmierdzieć zgnilizną.
- I co? Doprowadziłem nas do nich. - uśmiechnął się triumfująco Damon.
- Tak, tak, więcej nie będę w ciebie wątpić. To teraz co robimy ? - spojrzeli po sobie znacząco.
- Czas na zabawę - ruszyli obaj w kierunku wilkołaków z chęcią mordu...


              Nibylandia

  Wszyscy znajdują się pośrodku dżungli i rozglądają się dookoła szukając jakieś drogi. Z liści drzew kapała krople deszczu, które niedawno musiały padać. Było bardzo gorąco, duszne powietrze sprawiało, że ciężej oddychali niż wcześniej.
- To jesteśmy na miejscu. - powiedział David.
- Co teraz? - spytała Bell spoglądając na Reginę.
- Musimy się skierować w głąb wyspy.
- Myślałem, że to będzie gdzieś przy brzegu. - powiedział David dziwiąc się.
- W głębi wyspy wg mapy znajduje się wulkan. Nie jest on aktywny, przy wulkanie znajduje się jaskinia, która łączy się z morzem, a jaskinia jest otoczona morzem. W niej możemy znaleźć piekielną syrenę.
- Czyli nie możemy liczyć na szybki powrót, no cóż idziemy - powiedział Rumpel i ruszył na przód.


                     Alice


   Weszłam razem z Tylerem do budynku policji. Ty rozejrzał się za kimś i pociągnął mnie za rękę. Policjanci wypełniali jakieś papierki, spisywali jakieś zeznania kobiety. Musiało się jednak wiele dziać w tym miasteczku.
- Pani szeryf ! - krzyknął do blond włosej kobiety.
- Tak, Tyler? Stało się coś? - spojrzała na mnie.

 - Nie, to znaczy to jest moja koleżanka Alice. - skinęłyśmy  sobie głowami - jej brat tutaj prawdopodobnie zaginął. Mogłaby pani nam pomóc jakoś.
- Jasne, masz jakieś zdjęcie ? - skierowała się do mnie.
- Tak mam, chwileczkę - podałam zdjęcie, a ona tylko pokręciła głową.
-  Nie widziałam nikogo takiego,  ale będziemy się rozglądać.
- Dziękuje - moje myśli straciły sens, jak go tutaj niema, to gdzie on jest. Szeryf się oddaliła, a ja spojrzałam na Tylera, który chciał mnie jakoś pocieszyć.
- Znajdziemy go. Jeśli szeryf go nie widziała to znaczy, że nie jest źle.
- Dlaczego ? - spojrzałam zdziwiona.
- To znaczy, że nie ma on żadnych kłopotów i tak dalej - uśmiechał się dziwnie. Z każdą chwilą spędzoną tutaj wiedziałam, że coś jest nie tak z tym miejscem - Chodź pójdziemy i przedstawię cię przyjaciołom i coś wymyślimy. Kiwnęłam głową w zamyśleniu.


              Nibylandia


- Co to było? - spytała Bell patrząc w niebo. Wszyscy zaczęli się rozglądać.
- Uważajcie - powiedział David, nagle Ruby zaczęła krzyczeć.
- Ruby!! - krzyczała Snow - Gdzie ona jest?
- Ze mną - wszyscy jak na komendę odwrócili się.
- Pan - szepnęła Regina.
- Witajcie w Nibylandii - rozłożył ręce - Znowu się spotykamy, tym razem to ja mam przewagę. Jesteście na mojej ziemi, więc gramy według moich zasad.

- Jakich zasad ? Nikt z nas niema zamiaru grać z tobą w jakieś gierki - mówił Rumpel wysuwając się na przód  - Chcesz walki dobrze dostaniesz ją. Tylko wypuść dziewczynę - Pan przekręcił głowę.
- Hmm jakoś nie bardzo chcę, ona może dostarczyć mi rozrywki. Cień lubi nowe zabawki.
David nie wytrzymał i zaatakował Pana, ten jednak zniknął nim zdążył mu zrobić krzywdę.
- Głupcy - mówił Pan latając - albo gracie jak chce albo mała zginie. Jeszcze się zobaczymy - zniknął po chwili.
- Musimy znaleźć Ruby - mówiła Bell - Rumepl możesz jakoś? - ten tylko pokręcił głową.
- On miał racje, że to jego teren. Zablokował moją magię kochanie, w tej chwili nie mogę nic zrobić.


                  Alice


        Szłam z Tylerem śmiejąc się i żartując, po kilku chwilach doszliśmy do wielkiego budynku. Z tego co zauważyłam była to szkoła. Szliśmy w kierunku paru osób stojących obok wejścia do lasu. Były w śród nich te dwie dziewczyny, które poznałam w szpitalu. Tyler zwrócił się do mnie.
- Caroline i Elenę już znasz, to jest Bonnie - wskazał na mulatkę która się uśmiechnęła - To Stefan - chłopak także się uśmiechnął - A to jest Alice.
- Słyszeliśmy o wypadku - mówił Stefan. - Pomożemy ci, zrobimy wszystko co możemy.
- Dzięki - nie zdołałam przez chwile nic z siebie wydusić.
 - A co to za zebranie bez nas? - zobaczyłam dwóch chłopaków idących w naszą stronę. Jeden z nich miał ciemne szalone oczy i uśmiech jak z jakiegoś horroru, a drugi miał oczy jasno niebieskie i uśmiech zawadiacki.

 Gdy na mnie spojrzał miał dogłębny wzrok jakby chciał mnie nimi wyczytać.
- A to jest mój brat Damon - powiedział Stefan.W jego głosie wyczuć można było obawę.
- Braciszku sam umiem się przedstawić - podszedł i już chciał pocałować mnie w dłoń, którą wyrwałam.
- Alice, nie pozwalaj sobie - jego oczy gwałtownie się zwęziły.
- Chciałem być tylko uprzejmy - mówił chłodnym tonem. Drugi z mężczyzn odepchnął Damona.
- Enzo - uśmiechał się tak jakby chciał mnie zjeść, to miasto było dziwne.
- Alice, miło poznać.
-  Fajnie, że się przedstawiliście, ale możecie już iść - mówił z naciskiem Stefan. On się czegoś obawia, jakby z ich strony coś mi groziło.
- Stefan chcieliśmy tylko zakomunikować, że zajęliśmy się problemem w mieście - Stef tylko kiwnął głową rozumiejąc co chcą przekazać, ale ja tym bardziej czułam, że coś w tym świecie, w tym mieście jest dziwnego.
W końcu chciałam coś powiedzieć, gdy nagle  za nami usłyszeliśmy coś co przypominało warkot. Zaraz potem jakiś facet złapał mnie w tali mocno ściskając, co trochę bolało.
- Klaus, nie rób jej krzywdy! - krzyczała Elena.
- Ona będzie karą za to, że zabiliście moje wilkołaki i nauczką, żeby przyspieszyć poszukiwania na wampiryzm. - ścisnął moje gardło, to pewnie mieli na myśli mówiąc problem, a jednak są wilkołaki i wampiry ??
- Nie wiesz z kim zadzierasz - wychrypiałam.

- Nie i nie obchodzi mnie to - mówił nad wyraz ogarnięty furią, powoli brakowało mi powietrza.- Zabierz te łapy - mówiłam bez skutku. Wiedziałam, że muszę się uwolnić, a jest tylko jeden sposób na to. Zacisnęłam ręce w pięści , cicho wyszeptałam w języku elfickim.
- Co ona powiedziała? - cicho pytała Caro.W tej chwili błysnęło białe światło między mną, a Klausem.
Eksplozja mocy odrzuciła Klausa daleko za mnie. Obróciłam się.
- Mówiłam łapy precz - patrzałam jadowicie, czułam bijącą od niego moc. Po chwili stanął nie daleko.
- Czarownica - powiedział w lekkim szoku - Przecież bym wyczuł to - nie dowierzał.
- A popatrz, jednak tego nie wiedziałeś - mówiłam się zbliżając, podniosłam rękę - Uważaj na następny raz bo może zaboleć, a i jeszcze jedno. Spróbuj im grozić, a pogadamy inaczej - widziałam jak spojrzał gniewnie na resztę osób. Po czym zniknął, powoli odwróciłam się do pozostałych. Czułam ich wzrok na sobie odkąd użyłam magii.
- Ja też jestem wiedźmą - mówiła Bonnie - wyczułabym cię gdybyś była czarownicą. Chyba, że jesteś silniejsza ode mnie. - mówiła podchodząc nieco bliżej. Zerknęłam na pozostałych, ich twarze były zaskoczone - Kim jesteś?
- To bardzo długa historia...
- Tak w rzeczy samej, bardzo długa - odwróciłam się w kierunku głosu, wszędzie go poznam.
- Sharon...
- Witaj Alice, przyznam szczerze, nie wiem co Emma widzi w tym świecie. Nie jest ani trochę ciekawy. Brudny i wszędzie te dziwaczne pojazdy.
- Auta,  Sharon - spojrzała z kamienną twarzą.
- To twoja wina, że tu jesteśmy, ty za to odpowiadasz.
- Ty nas przeniosłaś  Sharon, nie ja.
- Gdybyś się nie broniła, to by tego nie było.
- Gdybym się nie broniła to bym zginęła - robiłyśmy kółko chodząc.
- Hmm...a co u twojego brata Willa? - uśmiechała się wrogo -Wiesz to zaklęcie które na niego rzuciłam i to przeniesienie do tego świata mogło go zabić od razu, albo teraz umiera bardzo wolno w męczarniach. - nie wytrzymałam straciłam kontrole nad sobą i wydobyłam głośny krzyk.

    Powietrze zawirowało wokół. W pełnej furii zaczęłam atakować Sharon magią, raz po raz. Bardzo szybko poczułam się słaba i bez energii. Sharon tylko utrzymywała barierę, która ochraniała ją przed moją mocą, z ciężkim oddechem upadłam.
- Niczego się nie nauczyłaś Alice, niczego - okrążyła mnie - Masz ogromny potencjał, ale zmarnujesz go. Otrzymałaś taki cudowny dar, a jednak stajesz po stronie przegranych. Tobie nic by się nie stało, gdybyś się do mnie przyłączyła.
- Nie zostawię nigdy swojej rodziny, ani poddanych!
- No tak wielka księżniczka, jesteś taka jak ja Alice. Nikogo nie słuchasz, robisz co chcesz, podążasz za tym co pragniesz. Mogłabym tak wiele cię nauczyć, gdybyś tylko chciała.
- Nigdy! Nie jestem taka głupia, robisz to tylko i wyłącznie by się odegrać na moich rodzicach. Nic ani nikt się dla ciebie nie liczy. Jesteś zimna tak twoje moce, bardzo się cieszę, że mój ojciec nie popełnił tego błędu i nie był z tobą - nagle w niej wściekłość wezbrała. Poczułam jak moje nogi zamarzają, pojawił się na nich lód, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
- Milcz smarkulo - mówiła jadowicie - dopilnuje tego byście cierpieli i zginęli wszyscy. - machnęła dłońmi i zniknęła w białych oparach dymu. Nogi miałam dalej zamarznięte. Nakierowałam dłonie na nogi i cicho szepnęłam.
- Incyndia - ciepło rozlało się po mojej skórze, roztapiając lód, gdy się uwolniłam spojrzałam na swoich nowych znajomych.
- Jesteś księżniczką? - spytał Tyler.
- Zaraz, chwileczkę. Księżniczkę można wyjaśnić, ale przeniesienie do innego świata? Nie jesteś stąd? - pytała Caro wyczekując logicznego wyjaśnienia.
- Może z kosmosu? - pytał lekko się śmiejąc Enzo, miałam jego dość. Uniosłam trochę rękę i kiwnęłam palcem , w tym momencie nie było słychać jego śmiechu ani jego głosu. Próbował coś powiedzieć, ale mu to nie wychodziło i się wściekał. Reszta grupy zaczęła się śmiać, kiwnęłam placem znowu.
- Nigdy więcej tego nie próbuj - dyszał wściekły - radzę ci uważaj.
- Tak, tak wiem. Ok, a ten dupek co chciał mnie zabić, przez tych dupków- wskazałam na Damona i Enzo - to czym jest?
- Dupek...hmm jak miło. - powiedział Damon z irytacją.
- On jest hybrydą, połączenie wampira i wilkołaka - powiedziała Elena, trochę ogarniałam o co w tym chodzi - No Bonnie jest czarownicą, a my jesteśmy wampirami - popatrzałam na wszystkich mieli poważne miny.
- Wszyscy? Całe miasto?
- Nie, tylko nie którzy - mówił Stefan - są dobre jak i złe wampiry, my należymy do tej pierwszej grupy.
- No większość z nas - powiedziała Bonnie spoglądając na Damona i Ezno, poczułam, że chce mi się śmiać, gdy tylko spojrzałam na ich wściekłe miny.
- Mów za siebie ,,Sabrina'' - powiedział Damon.
- Dobrze opowiem wam o sobie, ale może nie tutaj.
- Możemy porozmawiać u mnie w domu - uśmiechnął się do mnie ciepło Stefan.
- Właśnie i tak szczęście, że nikt nie widział co tu się działo - mówiła Caro, gdy szliśmy.
- Oj barbie coś się za dużo martwisz, jak by co skręcimy kark i tyle - mówił dość sucho Damon. Jak można być tak nieczułym, spojrzałam na niego i dopiero zauważyłam, że idziemy obok siebie. Przyglądałam się jego twarzy, wyglądał bardzo pociągająco tylko niestety serce ma lodowate. W tym momencie spojrzał na mnie kątem oka. Odwróciłam szybko wzrok, z ukosa na niego zerknęłam, jego kąciki warg były lekko uniesione w górę. Z rozmyślań o nowo poznanym wampirze wyciągnął mnie głos Tylera.
- Hej księżniczko - po chwili znalazł się obok mnie - więc dobrze zgadłem mówiąc księżniczko za pierwszym razem.
- Nom, tak masz przeczucie. - uśmiechaliśmy się.
- Will jest starszy czy ty będziesz rządzić? - pytał, czułam, że wszyscy się nam przysłuchują - Mam starszą siostrę Emme, ona mieszka właśnie w świecie takim jak ten. Will jest też starszy i tak, to on będzie rządzić, ja jestem najmłodsza.
- Will też ma moce?
- Nie, tylko ja i Emma mamy ten dar, nawet nasi rodzice tego nie mieli - doszliśmy w końcu do domu Stefana. Był tak samo duży co dom Tylera, coś mi się wydaje, że oni wszyscy są tu bogaci, weszliśmy do salonu. Każdy zajął wygodne miejsce, czułam się jakby miała opowiadać bajkę, a nie własne życie.
- Znacie historie Królewny Śnieżki? - spytałam
- Jasne, to moja ulubiona bajka - mówiła Caro na co się uśmiechnęłam.
- Prawdziwa historia Śnieżki jest bardzo inna od tej którą znacie i wcale się nie skończyła. Dalej się toczy. - widziałam, że patrzyli na mnie jak na wariatkę - Jestem córką Śnieżki, pochodzę ze świata bajek, znam każdą osobę, którą tutaj uważacie za bajkę. Czerwony kapturek, piękna i bestia, mała syrenka, śpiąca królewna, Piotruś pan - Enzo prychnął.
- A ty, to niby kto ? - spytał Damon intensywnie się wpatrując we mnie.
- Alice w krainie czarów - mówiłam z powagą - tak wiem, że pewnie nie wierzycie i wcale się nie dziwię, ja ledwo ogarniałam kiedyś wasz świat, gdyby nie Emma to bym w ogóle sobie nie radziła.
- Jak twoja siostra się przeniosła? - spytała Bonnie.
- To dłuższa historia, przez klątwę rodzice magią ją przenieśli by ją chronić.
- To czemu teraz nie mogą tak samo się przenieść i wam pomóc ? - pytała z kolei Elena.
- Tamta magia była wyjątkowa, ze specjalnego drzewa.
- Coś wiemy o specjalnych drzewach - mruknął Damon, który cały czas świdrował mnie wzrokiem.
- Możemy też podróżować przez magiczną fasolkę, ale już żadnej raczej nie ma u nas. Trzeba by było długo szukać nowej.
- A w jaki sposób, wy się tutaj znaleźliście ? - pytał Stefan - ta cała...
- Sharon - pomogłam mu.
- Tak, właśnie Sharon mówiła, że to twoja wina.
- Mówiąc krótko - przeczesałam ręką włosy - broniłam się, moja magia zmieszała się z magią Sharon i tak się przenieśliśmy, ona tego raczej nie planowała. Wolała nas zabić.
- Ona też jest z jakieś bajki ? - pytał Enzo bawiąc się scyzorykiem.
- Królowa śniegu, ma potężne moce zamrażania.
- Dlaczego się na was uwzięła? Miała to być zemsta, za co?
- Mój ojciec się z nią spotykał jakby, ona coś sobie ubzdurała. Musze odszukać brata, nawet nie wiem czy trafił tu gdzie ja, czy zupełnie gdzie indziej.
- Znajdziemy go księżniczko - uśmiechnął się Tyler, czułam że mam w nim oparcie i mam nadzieje, że będzie naprawdę dobrym przyjacielem, wiem to, czuje.


                         Nowy Orlean


Kilian razem z Kolem  dotarli na miejsce spotkania z wiedźmą, weszli do starego budynku.
- Nie dobrze - mruknął Kol w progu budynku.
- O co chodzi?
- Wygląda, że ktoś się dowiedział co ta wiedźma wyprawia. - mówił Kol idąc w kierunku ciała, jak się okazało - Marcel musiał się jakoś dowiedzieć - Hook nie mógł znieść widoku trupa, a tym bardziej zdechłego smrodu.
- Wynośmy się stąd, to jak teraz mam odnaleźć Alice? - pytał gdy wychodzili.
- Musimy wyjechać stąd, tutaj żadna czarownica nie pomoże. Myślałem, że jakoś się uda, trudno. Znam taką dobrą wiedźmę w zachodniej Wirginii, ona może pomóc.
- Nie tak szybko. - powiedział czarnoskóry mężczyzna.

- Marcel, oprowadzam kolegę po tym mieście. - uśmiechał się niby uprzejmie Kol.
- Tak, wiem dokładnie co robicie, czarownice nie mają prawa rzucać czarów nie uzgadniając tego wcześniej ze mą, więc to jest wasz błąd.
- Właściwie Marcel, my już wyjeżdżamy, rób co chcesz - chcieli przejść, lecz ten zagrodził mu drogę.
- Jeśli myślisz, że tak was po prostu puszczę to się mylisz. Davina - odwrócili się w stronę w którą spojrzał Marcel, ujrzeli nastolatkę, a po chwili obaj stracili przytomność.



niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 3




              Zamek śnieżki

  Snow i David siedzieli w wielkiej sali rozmawiając na spokojnie o planowanych rozbudowach i zmianach w ich królestwie. Nie spodziewali się, że zaraz ich uśmiechy zgasnął, wtedy do sali wpadła zdyszana Ruby, jedna z przyjaciółek Snow, która była nazywana przez niektórych Czerwonym Kapturkiem.
- Spokojnie, mów pomału Ruby - dziewczyna wzięła głęboki wydech.
- Szłam lasem, gdy nagle zauważyłam Hooka, który biegnie i nawołuje Alice, a potem nastąpiło białe światło, które mnie oślepiło. Jak już wszystko ustąpiło, pobiegłam tam, ale nikogo nie znalazłam.
- Coś się stało, Alice...ona miała się tam spotkać z Willem. David ? - spojrzała na niego przerażona- to znowu się dzieje. Znowu ich stracimy, kolejny raz.


- Tym razem ich znajdziemy, nie martw się, gdziekolwiek są dadzą sobie rade - próbował ją uspokoić, chodziarz sam był zdenerwowany.
- Może pójść po Reginę? - spytała Ruby. Snow tylko kiwnęła głową na znak zgody.


                 
              Nowy Orlean

- Dzięki za nocleg kolego - mówił Hook, wchodząc do salonu gdzie Kol siedział  i popijał alkohol.
- Napijesz się ? - Hook tylko się uśmiechnął i chwycił stojąca szklankę z rumem po czym się dosiadł.
- Właściwie, możesz mi mówić Kilian.
- Dobrze, więc Kilian, może po wiesz coś więcej o tej Alice. - powiedział Kol pijąc kolejną szklankę.
- Jest bardzo ważna dla mnie, strasznie uparta, na pewno sobie poradzi, znam ją, ale tak czy siak muszę ją znaleźć, może mieć kłopoty.
- Rycerz ratuje królewnę, no a raczej jakby pirat.
- W sumie, to jestem piratem - Hook się uśmiechnął.
- Piraci w tych czasach ? Nie przypuszczałbym - pierwotny mrużył oczy przyglądając się mu i wciąż myśląc, że jego nowy znajomy porządnie się uderzył w głowę.
- Tak, w sumie nie jestem stąd - Kol czuł od początku, że coś z nim nie tak.
- No właśnie, skąd dokładnie ?
- Hmm... nie uwierzyłbyś - gdy to powiedział pierwotny się zamyślił i powiedział jednym tchem.
- Gdybym powiedział ci prawdę o sobie, to wtedy ty byś nie uwierzył - oboje się po chwili roześmiali i  wypili zawartość szklanek.
- Dobrze, więc nie jestem z tego świata, tylko z świata , który wy uważacie za bajki. Zapewne słyszałeś o bajce o Piotrusiu Panie.
- Tak Hook był zły, krokodyl... - uciął i spojrzał na Hooka.
- Tak to ja tylko, że Pan nie był dobry, ja w sumie też, ale Pan to wcielenie zła, a Alice jest córką Śnieżki to o niej jest bajka Alicja w krainie czarów. Widzę po minie, że ciężko w to uwierzyć - powiedział widząc, że Kol stara się to wszystko dobrze zrozumieć.
- No nie powiem, że łatwo w to wszystko uwierzyć, ale życie mnie nauczyło, że wszystko jest możliwe. Dobra teraz ja, zobaczymy jak sobie ty poradzisz. Wierzysz w wampiry?
- Raczej nie, żadnego jak dotąd nie spotkałem - w tym momencie Kol wskazał triumfalnie na siebie - nie mów, że ty...
- Bęk bęk dokładnie, jestem wampirem - Hook prychnął i w tym momencie twarz Kola się całkowicie zmieniła, powstały na niej czarne żyły i oczy przybrały barwę krwistej czerwieni.
- No to, już wierze. - powiedział, gdy tylko Kol miał normalny wyraz twarzy uśmiechał się szeroko.




                            Mistic Falls

- Caroline spokojnie - mówił przez telefon Stefan - znajdziemy go.
- Jest pełnia Stefan, a jak Tyler kogoś zaatakuje. Przecież jak się zmienia w wilkołaka, to nie panuje nad sobą.
- Zaraz będę u ciebie i zaczniemy szukać, znajdziemy go nim coś się stanie.
- Mam nadzieje - rozłączyła się i zabrała strzykawki z tojadem.



                         Alice


- No wreszcie widać jakieś domy - mruknęłam do siebie. Dalej szłam drogą nie spodziewając się czegokolwiek, usłyszałam donośne wycie  bardzo blisko. Mimowolnie oddech mi przyspieszył, szukałam wzrokiem czegoś, lecz nic nie dostrzegłam. Usłyszałam trzask gałęzi za sobą. Odwróciłam się, lecz nic nie było  widać. Przełknęłam ślinę, wyczułam, że coś jest za mną. Powoli się odwróciłam i zauważyłam wilka. Bardzo groźnego ogromnego wilka, który szczerzył  swoje zęby w moja stronę. Z każdym jego ruchem,  jego warkot przybierał na sile.
- Dobry wilczek - jeszcze głośniej zawarczał -  Chyba, nie bardzo ci się  podoba.- wyciągnęłam rękę pomału i powiedziałam - ANI MIS - lecz nic się nie stało, dalej podchodził - No co jest, powinieneś się zatrzymać. Ehh... czemu nie jestem w tym lepsza, ok to co teraz mogę zrobić.


  Złapałam szybki wdech i rzuciłam się do lasu. Wilk podążył za mną próbowałam użyć magii lecz nic nie dałam rady zrobić. Trzy  wdechy... przygwoździł mnie do ziemi raniąc przy tym boleśnie. Widziałam te jego oczy, które patrzały na mnie z chęcią mordu i  wściekle ... zęby, które warczały, dwa szybkie wdechy... bicie serca...10 uderzeń..oczy powoli zachodziły mi mgłą. Ostatnie, co ujrzałam były zęby, które się zbliżają. Potem była tylko pustka.


             Klaus

   Siedziałem właśnie w fotelu i rozmyślałem, od pewnego czasu miałem dziwne sny powrotu Ester, mojej matki, która chciała nas zabić za to kim się staliśmy. Cokolwiek się stanie chce być przygotowany. Te wilki może i na niewiele się zdadzą, ale na chwile odwrócą uwagę.
Musze być gotowy na nadchodzące zmiany, czułem to, po prostu czułem. Wiem jestem paranoidalny i nienawistny, ale dla rodziny zrobię wszystko. Spojrzałem  przez okno za którym tańczyły liście na drzewie.
Dosłownie czułem ich każdy ruch. Po paru chwilach usłyszałem lekkie skrzypnięcie drzwiami.
- Eljaha, bracie, było by miło, gdybyś mi pomógł, zmienić znowu Elenę w człowieka - mówiłem odwracając się do wchodzącego brata, ale wzrok miałem wbity w okno.
- Dobrze wiesz, że to robię, ale w tym wypadku nie dla ciebie - spojrzałem w końcu na niego z uśmiechem.
- Oh.. biedny Eliajha. Widzisz w niej Tatie i to ciebie gubi - mina mojego brata, zrobiła się bardziej kamienna. Wspomnienie o Tati go dobijało. Była kobietą, którą obaj kochaliśmy, która nie żyje przez niego. Choć minęło setki lat, on dalej o tym  pamięta.
- Elena może i jest jej sobowtórem, ale jest zupełnie inna - uśmiechnąłem się cwanie.
- Ale jej uroda da ci znaki, tak jak to było z Katheriną. Ona też była sobowtórem z innym charakterem, ale i tak ci to nie przeszkodziło. Do Eleny też coś czujesz, możesz się wypierać - powiedziałem, gdy chciał zabrać głos - Ale nie zmienisz tego jak jest naprawdę - chwile się wpatrywaliśmy sobie w oczy. Już miał coś powiedzieć, gdy z impetem do salonu wpadła Bex.
- Nick, niech twoje pupilki się odwalą ode mnie albo je własnoręcznie wszystkie pousuwam - zaśmiałem się na jej widok. Postrzępiona sukienka i fryzura w nieładzie.
- Nick, ostrzegam, jeszcze raz niech któryś spróbuje...a tak w ogóle, to masz ich o czterech mniej.
- Nie mów, że cała czwórka ciebie chciała atakować.
- Nie, tylko jeden.
- To czemu...
- Bo mi się nudziło i zapamiętają to jako lekcje. Rozwalili mi buty, więc niech mnie nikt nie wkurza, jasne ? - chwile popatrzała i znikła marudząc pod nosem. Upiłem kolejny łyk alkoholu i spojrzałem przez okno.


                  Zamek Śnieżki

- Ok, to jakie mamy opcje Regino ? - David patrzył na Reginę, wszyscy zebrali się w sali wokół wielkiego stołu. Oczekiwali jakiegoś, sensownego wyjścia z tej sytuacji.
- Tak, naprawdę nie mamy dużo tego, możemy spróbować tunelem przez magiczną fasole.
- Nie, mamy już żadnej. - odpowiedziała Ruby.
- Nawet, musimy znać położenie gdzie ich szukać - powiedziała Snow.
- I to jest mały problem, potrzebuje kilku rzeczy by określić gdzie oni mogą być - mówiła Regina z przejęciem, które wyczuł David.
- Jest coś, czego nie możemy mieć ? - spoglądali sobie w oczy.
- Serce piekielnej syreny, nie będzie łatwo z tym.
- Gdzie możemy ją znaleźć ? - wszyscy wyczekiwali odpowiedzi.
- Podobno moja matka, zabiła wszystkie z tego gatunku - oczy Snow, które jak dotąd były przepełnione nadzieją zgasły - Mówię podobno, te bestie wyglądają uroczo na pierwszy rzut oka, ale to tylko iluzja by zdobyć ofiarę, żeby ją odnaleźć musimy wyruszyć do Nibylandii.
- Pan...- szepnęła Bell - będziemy musieli z nim walczyć i jeszcze z tą bestią.
- Wygląda na to, że nie mamy innego wyjścia - mówiła Regina przyglądając się każdemu - kto nie chce nie musi wyruszać.
- Ale jest jeszcze kwestia fasolki - Snow spojrzała na Reginę.
- Mogę użyć zaczarowanego kapelusza by nas przenieść, ale w tym wypadku na jakiś czas stracę moce, więc nie będę mogła wam pomóc w razie niebezpieczeństwa.
- Będziemy cię chronić - rzekł David.- To mamy ustalone, jutro w południe wyruszamy.



                  Kolejny dzień - Mistic Falls - Alice




  Czułam straszny ból wiodący z górnej części kręgosłupa w dół, do każdej mojej części ciała. Powoli otworzyłam oczy, zaślepiało mnie białe światło. Usłyszałam szmer, gdy już moje oczy całkiem zdążyły się przyzwyczaić do światła ujrzałam grupkę ludzi wokół mnie. Pierwsza dziewczyna z długimi brąz włosami podeszła do mnie.

- Hej, lepiej się czujesz? - pytała z przejęciem w głosie.
- Tak, gdzie jestem? - rozejrzałam się po sali.
- W szpitalu - obok stała blondynka.
- Jestem Elena, a to - wskazała na blondynkę - Caroline, a ty to?
- Alice - mówiłam i od razu usiadłam - Co się stało z tym wilkiem ? - popatrzały po sobie dziwnie.
- Nie było żadnego wilka, zostałaś potrącona przez samochód - nie kumałam co za kit mi chcą wcisnąć, nagle do sali wparował barczysty chłopak.
- Widzę, że lepiej się czujesz, jestem Tyler - podał mi rękę.
- Alice - powiedziałam, w jego wzroku było coś znajomego jakbym go wcześniej widziała.
- I przepraszam cię.
- Za co?
- Yyy...- chłopak wyraźnie nie wiedział co powiedzieć.
- To on cię potrącił - powiedziała Elena szybko, za szybko.
- Samochodem ? - pokiwali głową. - okey - powiedziałam wolno.Wiem co widziałam, a oni coś ukrywają. Skoro chcą sobie grać w tą gierkę to niech grają byle beze mnie. Odpięłam wszystkie kabelki, które miałam podłączone do siebie.
- Co robisz ? Powinnaś leżeć - mówiła Elena, ja sobie nic z tego nie robiąc wstałam z łóżka.
- Gdzie moje rzeczy?
- Tutaj - Tyler mi je podał.
- Dzięki, miło było poznać - uśmiechałam się, nie czekając na jaką kolwiek odpowiedź wyszłam z budynku.


- Jak ? Czemu pamięta wilkołaka ?  Przecież ją zauroczyłam - mówiła Caro przyglądając się reszcie.
- Nie mam pojęcia, nie jest wampirem - szepnęła Elena patrząc na drzwi.
- Ja się dowiem kim jest, niedługo zostanę jej prywatną ochroną  - uśmiechnął się Ty, co nie uszło uwadze Caro, chrząknęła zwracają na siebie jego uwagę - No chyba nie myślisz, że ja i ona? - pokręcił głową i wyszedł.



                      Alice

   Wychodząc z budynku poczułam świeży powiem powietrza. Zamknęłam oczy i zatęskniłam za domem i pomyśleć, że gdyby nie Sharon to bym teraz płynęła  z Hookiem w nieznane. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam dookoła, od czego mam zacząć. Nie wiem gdzie jestem, gdzie Will i gdzie Sharon, która może w każdej chwili zaatakować. Potrzebowałam jakiegoś punktu zaczepienia. Cokolwiek. Nie zdążyłam nawet zrobić kroku jak ten chłopak, Tyler mnie złapał za ramie.
- Może w czymś pomóc ? - spojrzałam na niego. Mimo tego że nie ufam nikomu. Czułam, że jemu mogę zaufać.
- Żebym to ja sama wiedziała. Hmm...może ty mi powiesz, gdzie ten wilk? - czułam jak się denerwuje - Ok nie muszę wiedzieć, ale wiem co widziałam. Nie wiem co twoje przyjaciółki chcą mi wmówić i z jakiego powodu, ale ja w to niewierze. Pa - odeszłam kilka kroków gdy usłyszałam.
- Czekaj - odwróciłam się  - tak był tam wilkołak, ale się go pozbyłem  - czułam, że nie mówi mi wszystkiego, ale to musiało mi na razie wystarczyć.
- No wreszcie - uśmiechnęłam się na co on też. Po chwili dołączyły do nas dziewczyny, jakoś mi one psują humor.
- To gdzie mieszkasz ? - spytała Caroline, wpatrywała się we mnie oczekując odpowiedzi i równocześnie odciągając mnie od Tylera.
- Nigdzie - ta odpowiedź ich zaskoczyła.
- No to skąd przyjechałaś ?  - próbowała dalej Elena za blondynkę.
- Z bardzo daleka - widząc ich panikujące spojrzenia uśmiechnęłam się pod nosem.
- To co teraz zamierzasz zrobić? - spytał na spokojnie Tyler, spojrzałam na niego z uśmiechem na co Caro się nadęła, lubię ją wkurzać.
- Wynająć jakieś mieszkanie, to na początek.
- Dobrze się składa, mam duży dom a fajnie mieć jakiegoś współlokatora.
- A raczej współlokatorkę - powiedziałam. - Dzięki za pomoc, to może pójdę coś zjeść.
- Tutaj jest kawiarnia - wskazał Tyler - Zaraz do ciebie dołączymy musimy coś jeszcze zrobić.
- Ok niema sprawy - pewnie chcę pogadać z blondi. Odwróciłam się z uśmiechem od ucha do ucha i szłam w stronę kawiarni.



- Co to miało być !!!!!!!! - Caro patrzała wściekle.
- Uspokój się, wszyscy się gapią. Tym sposobem dowiemy się o niej więcej, a ja i tak miałem szukać jakiegoś współlokatora , więc dobrze się złożyło.
- Dobra, ale niech jej te łapy ciebie dotkną, to wtedy ja ją dotknę - na co Elena i Ty się zaśmiali -Idziecie czy nie ? - po chwili dołączyli do Alice.
     

                  Zaczarowana kraina

   Wszyscy zebrali się na dziedzińcu, tworząc krąg. Była w nim Snow, David, Regina, Bell, Ruby i Gold, zwany też wcześniej Rumpelstilkiem.
- Mamy południe, kto chce się wycofać to to jest ostatnia szansa - David patrzył na pozostałych.- Dobrze skoro nikt to zaczynamy, Regino ? - skinęła głową i wyszła na środek kręgu.




  Położyła kapelusz na środek wymawiając cicho zaklęcie. Powoli zbierały się kłęby dymu, które wirowały dookoła wszystkich. Dym unosił się coraz wyżej i wyżej, aż każdy zniknął w tych oparach. Opadając zebrał wszystkich i wciągnął w przejście wytworzone przez kapelusz, resztki dymu wróciły z powrotem do kapelusza, który po chwili zniknął.

                 
               Mistic Grill

Enzo dosiada się do Damona, który leniwie podnosi na niego wzrok. Po czym upija kolejny łyk alkoholu.
- Mamy jakiś plan ? - spytał Enzo.
- Do  czego nam on ?
- Na te wilkołaki, ja nie mam zamiaru tak siedzieć bezczynnie jak one mi jedzenie zabijają. Ostatnio zabili Alex, miała taką słodką krew.Ehhh..nie mam czym się bawić.
- Znajdziesz sobie jakąś inną zabawkę - mówił beznamiętnie Damon. Enzo tylko przekrzywił  głowę.- Stefan kazał czekać.
- Nie lubię czekać - szepnął Enzo.
- Ja też nie tym bardziej nie słucham  nigdy Stefana - uśmiechnął się do Enzo.
- Więc ? Co robimy ? Zabijamy jak leci? - dopytywał się nie cierpliwie.
- Plan jest prosty, wytropimy potem zabijemy.- uśmiechnęli się zgodnie.



                Alice

    Usiadłam w kawiarni przy stoliku, czekałam na nich. Blondi to słychać aż tutaj, zaśmiałam się pod nosem. Musze jakoś znaleźć Willa, boje się o niego. Te zaklęcie rzucone przez Sharon mogło wywołać jakieś skutki uboczne. Nie znam tego zaklęcia, gdybym wcześniej się dopytała o tą Else, gdybym tylko mogła, ale za późno jest, a teraz muszę odnaleźć się w tym świecie. Odnaleźć Willa i jeszcze Sharon, jak znam życie na pewno to jeszcze nie koniec. Z moich myśli wyrwały mnie głosy moich nowych jakby znajomych. Może jakoś mi pomogą.
- To jak może coś zjemy. Ja stawiam - powiedział Ty, spojrzałam na niego ze słodkim uśmiechem przez co blondi wyglądała jakby warczała. Tyler zamówił nam wszystkim kawę i sałatkę z kurczakiem.
- Jakieś plany co do pobytu w Mistic panno Alice? - spytał a mnie się przypomniał Hook, który zwykle zwracał się do mnie panno Nolan.
- Właściwie tak, chce odnaleźć brata - wszyscy spojrzeli na mnie z smutkiem - zaginął, nie mam pojęcia gdzie może być.
- Zniknął w Mistic Falls? - spytała Caro.
- Nie wiem, nie mam pojęcia. To jest strasznie długa i poplątana historia - spojrzałam w filiżankę .W tym momencie cały mój zapał zniknął, czułam wewnętrzną pustkę i zmęczenie. Pewnie przez przeniesienie się.
- Pomożemy ci - spojrzałam na Elenę z wdzięcznością.
- A tym czasem zjemy, a potem zobaczysz swoje nowe lokum - uśmiechnęłam się, jakoś wszystko się ułoży, musi. Po godzinie spędzonej w przyjaznej atmosferze, pojechałam z Tylerem do domu. Był bardzo duży. Skoro ma taki dom musi być bogaty.
- Wchodź, nie stój w progu. - powiedział ze śmiechem, gdy zamiast wejść podziwiałam każdy fragment.
- Miłe gniazdko.- zaśmiał się widząc moją minę.
- Chodź na górę do pokoju - szłam za nim krok w krok po wielkich schodach. Na ścianach wisiały drogie obrazy. Widok przez okna był malowniczy na ogródek, w których pełno kwiatów.
Doszliśmy w końcu do pokoju, otworzył mi drzwi. Moim oczom ukazał się pięknie wystrojony pokój z wielkim łóżkiem przy oknie, komoda i lustro również wielkie. Pokój oznaczał się w ciepłych kolorach beżu.
- I jak? - Ty cały czas z uśmiechem obserwował moją reakcje.
- Jest cudowny.
- Pewnie nie jesteś przyzwyczajona do takiego luksusu sądząc po twojej minie - a żebyś wiedział, że jestem, jestem przecież księżniczką, zaśmiałam się. - Tak to prawda
- Jakbyś czegoś potrzebowała mam pokój obok. Krzycz czy coś - uśmiechaliśmy się.
- Dzięki - po chwili zniknął i zostałam sama, rzuciłam się na wielkie łóżko, myślałam o domu, o Willu, który nie wiadomo gdzie jest. Muszę też być gotowa do walki z Sharon. Ciekawe co robi Hook, pewnie obszukuje całą krainę i robi plan ratunku. Z takimi myślami zasnęłam ze zmęczenia.



  

środa, 12 listopada 2014

Rozdział 2

   
                                                       




            Mistic Falls - Salon Salvatorów - Damon


   Kolejny dzień w miasteczku był nie za dobry dla mieszkańców. Kilka nowych ciał  zostało znalezionych przez szeryf  Forbes. Tłumy turystów szwendały się po okolicach miasteczka. Patrzałem przez okno przyglądając się przechodniom i popijając ukochany burbon.
- Strasznie duży ruch - powiedziałem wyczuwając brata za sobą.
- A ty nie masz z tym nic wspólnego? - obróciłem się z miną niewiniątka.
- No wiesz, jak możesz podejrzewać własnego brata.
- Bo jesteś moim bratem i cię znam - machnąłem dłonią razem ze szklanką.



- A na podstawie tego, że jestem twoim bratem to wnioskujesz, rozpruwaczu.
- Byłem, już nim nie jestem - wzdychnąłem tylko.
- No i stałeś się kompletnie nudny jak flaki. - uśmiechnąłem się z przekąsem.
- Nie zabijam jak ty.
- A właśnie co u wiewiórek? nie mają cię dość? a może teraz sarenki.Widziałem bardzo piękne sarenki. Nie...przecież w tym gatunku nie gustujesz - upiłem łyk, a  Stefan złapał kluczyki od auta.
- No mamy inny gust, a tak na poważnie to...- spojrzał na mnie.



- Nie, to nie moja sprawka. Też nie Enzo, wiedziałbym albo robota Klausa albo mamy gości, a ty dokąd ?
- No właśnie do Klausa, może czegoś się dowiem , jedziesz?
- Żeby Rebecca mnie katowała za tamtą noc. Eee spasuje, wole towarzystwo mojego ukochanego napoju - wypiłem kolejny łyk i dalej przyglądałem się przechodniom.
- Dobrze, że łatwo się nie upijamy, bo byś już leżał - moje usta wygięły się w uśmiechu. Po chwili widziałem jak Stefan odjeżdża.


            Mistic Grill

      Caroline siedziała przy barze i kończyła pić szklankę alkoholu. Miała właśnie już wychodzić, gdy nagle ktoś się dosiadł do stolika. Podniosła głowę i odrazu westchnęła.




- Czego ? - patrzała na Enzo.
- Może odrobinę kulturalniej, pani szeryf nie nauczyła cię tego.
- Mama nauczyła mnie trzymać się z daleka od takich typów jak ty. Odczep się, co chcesz?
- Nic, nie mogę usiąść ? Podobno to wolny kraj.
- Mhm to ty sobie siedź,  a ja znikam. - podniosła się chcąc odejść, ale została pociągnięta z powrotem.
- Poczekaj - pogoniła go ruchem ręki - Ktoś tu zabija.
- No ty.
- Nie chodzi o mnie, chyba jest ktoś nowy. I uprzedzam twoje pytanie,  ja nikogo nie spraszałem.
- I ja mam ci wierzyć - zmrużyła oczy.
- Te ugryzienia to nie są ugryzienia wampira. Są jak u wilkołaka, po za tym, nie mów,  że nie czułaś się jakoś dziwnie jakby ktoś był tutaj?
- Owszem czułam, ale to przez te tłumy turystów.
- Caroline...
- Jeśli rzeczywiście ktoś jest nowy to pewnie sprawka Klausa - przerwała mu czując jego irytacje.
- Też tak pomyślałem.
- Co ty nie powiesz, wyjaśnię to.
- Nie ma mowy, że pójdziesz do niego.
- Tylko nie mów, że się o mnie boisz - spoglądali sobie intensywnie w oczy.
- Oczywiście, że nie, chce to zrobić sam. Ty jak zwykle coś zepsujesz.
- Ja ?!!  Niczego nie psuje, lepiej uważaj, bo oberwiesz.
- Już się boje - odpowiedział, gdy Caroline wstała pełna złości, odeszła parę kroków i wpadła na Elene, obok stała Bonnie.
- Hej, możemy iść stąd, bo pełno tu idiotów - dziewczyny zauważyły Enzo, który patrzył na nich z uśmiechem.
- Jasne chodźmy do mnie. Braciszek poszedł właśnie do kumpla, więc chata wolna - powiedziała z uśmiechem Elena.
- Ej ja nie mam zamiaru być waszą niańką - odparła Bonnie.
- Nie musisz, same dajemy sobie radę - odpowiedziały jej zgodnie, po paru chwilach wyszły z budynku.



             Rezydencja Mikelsonów

     Rebecca właśnie schodziła po schodach, gdy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyła je i jej mina wyrażała zaskoczenie.
Stefan, co ty tu robisz?
- Chciałem pogadać z Klausem - zaprosiła go gestem dłoni, gdy tylko wszedł zamykając drzwi krzyknęła.
- Nick to do ciebie !! - usiadła w fotelu - siadaj - Stefan tylko zaprzeczył głową.
- O proszę Stefan. Czemu zawdzięczam tą wizytę ? - Klaus wszedł ze spokojem i wielkim uśmiechem.
- Zapytam wprost, masz coś wspólnego z tymi morderstwami? - stał z lekkim napięciem ciała będąc ciągle uważnym na ruchy Klausa.



- Od razu do rzeczy, a może jednak się napijesz? -  nie dostał odpowiedzi - Trudno, jeśli ci chodzi czy ja zabijam, to odpowiedź jest prosta nie, ale wiem kto.
- To mów.
- Nie tak prędko - pierwotny uśmiechnął się w charakterystyczny dla niego sposób.
- Jakieś nowe wilkołaki - odparła Rebecca.
- Uważaj Klaus na to co robisz - powiedział Stefan po czym zaraz zniknął. Klaus tylko się uśmiechnął.
- Czemu wszyscy zaraz myślą, że to ja mam coś z tym wspólnego - powiedział sam do siebie.
- Bo to prawda - odpowiedziała mu Rebecca równie cicho co on.
- Bex czemu się wtrącasz ? To chyba nie twój interes.
- Hmm...bo tak...
- Okres jej się zbliża - odparł Kol wparowując do salonu - radzę uważać.
- Zaraz na serio padniesz trupem i to na zawsze - patrzyła na niego wrogo.
- A nie zdążysz, bo się ulatniam. Jadę do Nowego Orleanu.
- Coś się stało? - zapytał zaciekawiony Klaus.
- Nie, musi coś się stać żebym mógł pojechać. Musze odpocząć od humorów naszej siostrzyczki.
- Uważaj, bo na drogę ci szpica w dupę zasadzę.
- Bardzo chętnie, dziękuje, ale już nie zdążysz - uśmiechając się po chwili zniknął.
- Nick przyniesiesz mi woreczek? - nie uzyskując odpowiedzi rozejrzała się - Nick? Nosz kurde znowu go wcięło...ehhh...chyba sama muszę iść, trudno.


                Alice

  Gdy tylko wstałam weszłam na pokład. Wiał rześki wiatr, który był tym czego mi było trzeba. Kocham czuć wiatr we włosach, spojrzałam w niebo, które było całkiem bezchmurne. Kątem oka zauważyłam Hooka, który sterował statkiem.

Masz strasznie niewygodne prycze - burknęłam podchodząc.
W mojej kabinie są znacznie wygodniejsze. Odrzuciłaś moją propozycje - stanęłam obok patrząc na wprost.
- Phi...też mi propozycja. Wolałabym już utonąć -spojrzał na mnie.
- Ja nie gryzę, no chyba, że tego byś chciała - uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Gdzie jesteśmy? - zmieniłam szybko temat czując, że Hook się zaraz rozkręci.
- Nie daleko zaczarowanego lasu, a może tak od razu gdzieś popłyniemy.
- Muszę się spakować, po za tym i tak muszę na chwile wrócić.
- Rozumiem Nolan, to za jakąś godzinę będziemy w domu. Chcesz znowu sterować ? - uśmiechnęliśmy się i zamieniliśmy się miejscami. Przyglądał mi się jak prowadzę jego statek.
- Co ? - spytałam czując jego wzrok na sobie.
- Nie nic. Wiesz pasuje ci to, niezła z ciebie piratka - czułam jego wzrok dosłownie wszędzie.
- Mhm...a może oddasz mi Jolly Rogera?
- Nie ma mowy, nawet dla ciebie Nolan. - uśmiech zszedł mu z twarzy no przynajmniej przestał się na mnie tak gapić.
- No dobrze, ale mogę prowadzić czasem?
- Jasne tylko proszę nie uprowadzaj mojego statku - wyszczerzyłam ząbki
- Oczywiście nigdy bym tego nie zrobiła.
- Nie był bym tego taki pewien, jesteś bardzo nieprzewidywalną kobietą Alice.
- Tak wiem, mam to pewnie po matce.
- No właśnie pro po rodziców, twój ojciec mnie nie znosi - słyszałam nutę żalu w jego głosie.
- No trochę nie ufa.
- Trochę ? To mało powiedziane. Wręcz mnie prześwietla, gdy coś się dzieje.
- Taki odruch Hook, przejdzie mu. Kiedyś byłeś po stronie Cory, która jak wiadomo była po złej stronie, zaufają ci tak jak ja tobie.
- Właśnie, dlaczego ty mi zaufałaś ? - spojrzałam mu w oczy.

- Bo w głębi duszy nie jesteś zły Kilianie. Zmieniłeś się, to co było to przeszłość. Liczy się to jacy jesteśmy teraz no i trzeba zaryzykować.
- Dziękuje Alice - lekko się uśmiechnął, więc odwzajemniłam uśmiech.
- Wiesz coś może na temat dziewczyny imieniem Elsa ? -zmieniłam lekko nasz kurs omijając wysepkę.
- Nie, nie kojarzę. A coś się stało?
- Will z nią rozmawiał i mam wrażenie jakbym ją znała. Takie dziwne zimno wyczuwałam od niej.
- Myślisz, że ma moc.
- Nie wiem, ale to było dziwne.Odnoszę wrażenie, że  gdzieś ją widziałam, wcześniej, dużo wcześniej- starałam sobie przypomnieć, chociaż trochę jednak nic mi nie wychodziło.


            Zamek Śnieżki

   Snow szybkim krokiem szła po zamku. Rozglądała się na boki szukając kogoś wzrokiem. Zeszła w dół po schodach wprost na dziedziniec, w którym rozkwitały przeróżne kwiaty. Natknęła się na swojego syna.



- Will. Gdzie jest Alice ? - na co od razu uśmiech mu zniknął.
- No gdzieś się na pewno kręci, chciała się przejechać po lesie.
- Jej koń jest w stajni.
- Czy ja powiedziałem konno?...nie...chodziło mi, że chciała się przejść.
- Will, nie ukrywaj nic.
- Mamo wszystko jest dobrze, gdziekolwiek jest teraz to jest bezpieczna. Przecież to Alice i twoje geny.
- Czy ty próbujesz się podlizać?
- Nie skąd, że znowu.
- Coś już zmalowałeś mam racje ? - badała go wzrokiem, a on się uśmiechał sztucznie.
- Byłem grzeczny jak aniołek.
- To samo mówi często twój ojciec, gdy coś zrobi.
- Tym razem jest to prawda, nic złego nie zrobiłem.
- No dobrze przyjmijmy, że ci wierzę, tym razem - kiwnęła palcem. Chciała odejść, gdy nagle została zatrzymana przez syna.



- Chwila, jak to tym razem ? To mi nie ufasz ? - Snow zrobiła głupi uśmiech.
- To nie tak. Oczywiście, że ci ufam.
- Matka...mamo sorki...- pogroził palcem - to ja jestem te rozsądne dziecko.
- Przeważnie - pokiwała głową Snow - no w większej części.- poprawiła się szybko widząc, że się pogrąża.
- No nie wierzę. Emma robiła co chciała, Alice tak samo i olewa wszystko. A ja robię to co się ode mnie oczekuje, jestem dziedzicem i mówisz mi, że jestem niepoważny ??
- Will... - próbowała jakoś udobruchać syna
- Nie Willuj mi tu..strzele focha i tyle będzie.
- Ty focha ? - roześmiała się.
- Z czego się śmiejesz ? - starał się być poważny, ale sam też zaczął się śmiać.
- Co tu tak wesoło ? - spytał podchodząc do nich David.
- A to tajemnica moja i naszego syna.
- To wy przede mną macie tajemnice ? - pokiwali głowami - dobra ja z Alice też będziemy mieć i nic się nie dowiecie. Właśnie gdzie ona jest ?
- Znasz ją włóczy się tam i tu - odpowiedział Will udając, że nie wie gdzie jest Alice.
- Mhm niech tylko nie wpadnie w kłopoty. Co ja mówię, żeby tylko niebyły duże.
- To jest prawda - powiedział Will - Alice ściąga kłopoty, a kogo to wina ? - obaj spojrzeli na Snow.
- Ej, panowie to nie wina Alice, ani też mojego charakteru, tak jest.
- Jasne - rzekł ironicznie David  - A te wszystkie pościgi?
- Zła królowa, David czy coś sugerujesz ? - uśmiechnął się lekko.
- Nie, skąd że znowu, tylko żartowałem. Przecież wiesz.
- No mam nadzieje, dobrze idę na razie do Belli obiecałam jej pomóc a wy - pokazała palcem - nie nabroić mi tu.
- Tak jest - odpowiedzieli zgodnie.
- No w końcu, to gdzie Alice ?
- Mówiłem... - nawet nie skończył tego co chciał powiedzieć.
- Ale ja wiem, że wiesz. Jest z Hookiem, prawda ? - patrzył synowi w oczy.
- Ja...no tak...
- Mam chociaż nadzieje, że nic jej nie zrobi.
- Co najwyżej chciałby... - w porę ugryzł się w język - na pewno nic jej nie będzie - David tylko pokręcił głową i odszedł - uff...mało brakowało - odszedł w stronę lasu, gdzie miał się spotkać z El.


                    Mistic Falls - przed domem Salvatorów Damon

     
 Wychodziłem właśnie z domu, gdy tylko drzwi się zatrzasnęły zauważyłem samochód Stefana podjeżdżający na podjazd. Wolnym krokiem podszedłem do auta.


- I jak szpiegowanie? - spytałem jak jeszcze siedział w samochodzie.
- No oczywiście nie powiedział wprost - mówił wysiadając z auta Stefan - ale jestem pewien, że to jego sprawka. A raczej jakiś jego nowych wilkołaków.
- No to pięknie, mamy towarzystwo. I co zrobimy?
- Jeśli ataki się nasilą to trzeba się nimi zająć.
- Gratulacje, piękny plan. Mamy się bawić, a oni łażą po okolicach i mordują.
- Od kiedy się przejmujesz ludźmi ? - pytał Stefan zaciekawiony.
- Nie przejmuje, tylko nie chce by ktoś się pałętał zabijał i zwalał na nas.
- No tak, jak żeby inaczej, a ty dokąd?
- A ty co moja niańka ? Idę coś zjeść - burknąłem przewracając oczami.
- Byś uważał na tych turystów, co? Będzie większy tłum, jak zabijesz kogoś ważnego.
- Spoko nikogo nie zabije, no nie od razu - uśmiechnąłem  się cwanie i zaraz zniknąłem. Stefan tylko potrząsną głową i wszedł do domu.


           Dom Eleny


  We trzy siedziały na kanapie i przeglądały stare zdjęcia. Przypominały sobie całe dzieciństwo i czasy z początku liceum, wygłupiały się cały czas.



- Pamiętacie jak mama Caroline przebrała ją za pszczółkę - mówiąc to Bonnie zaczęła się śmiać.
- Tak i te odpadające żądełko, bardziej to wyglądało jak jakiś chory kot w paski - śmiała się Elena.
- No przestańcie, nie moja wina, że Betty zniszczyła mój strój kopciuszka - lekko się nadąsała Caro.
- Oj dobrze, byłaś bardzo piękną pszczółką - Elena udawała pszczołę na co wszystkie wybuchnęły śmiechem. Po kilku minutach uspokojone siedziały i patrzyły na płomienie w kominku.
- Chyba mamy nowego wroga - zaczęła Caro.
- To nie jest czasem sprawka Klausa? - spytała Bonnie.
- Stefan wcześniej dzwonił i mówił, że to nowe wilkołaki. Klaus pewnie coś ma z tym wspólnego.-poinformowała je Elena.
- Mogę rzucić zaklęcie, żeby ich zlokalizować - mówiła Bonnie - ale to nie będzie łatwo.
- Ok znajdziemy ich i co potem ? Zabijemy ? - Caro patrzała na nie.
- Jeśli nie będziemy mieli wyboru - powiedziała Elena to co każda z nich myślała.

         Nowy Orlean

    W mieście ludzie, którzy przyjechali zwiedzić miasto nie mieli pojęcia, że jest całkowicie opanowane przez istoty nadprzyrodzone. Kol idzie uliczkami miasta i po chwili dochodzi do baru. Wpada na kogoś po czym podnosi głowę.


Katherine, co ty robisz tutaj ? - Kat zwęziła swój wzrok.
- Nie twój zasrany interes.
- Ale mój braciszek z chęcią się dowie - Kat coraz bardziej się wściekała.
- Już mnie tu nie będzie - była cała napięta.
- To dobrze, spokojnie, on jest dalej w Mistic Falls - na co się wyraźnie rozluźniła - może się, że mną napijesz?
- A ty co z wrogami pijesz? - pytała patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
- Nom, jakoś nie mam innych opcji - uśmiechnęła się i oboje zniknęli za drzwiami baru.

                   Alice

   Dobiliśmy w końcu do brzegu i już po paru chwilach zeszliśmy na ląd. Mam nadzieje, że Will jakoś mnie krył.
Oooo no raczej nie. Na przeciwko nas parę kroków dalej stał mój ojciec, tylko chwile nam się przyjrzał i zaraz potem wrócił do rozmowy z jakimś mężczyzną.
- No na serio mnie nie znosi - szepnął Hook.
- Przesadzasz - powiedziałam, chociaż myślałam dokładnie to samo.
- Ehh...no jakoś się muszę z tym pogodzić. Dobra to co teraz ? - spojrzał na mnie.
- Idę do zamku, spakuje się i takie tam. To za jakąś godzinę tutaj w dokach.
- Mnie pasuje, nie spóźnij się - spojrzałam na niego dziwnie. - No tak ty się nie spóźniasz.
- No właśnie - uśmiechnęłam się - Na razie  -odeszłam w kierunku zamku, idąc obok straganów.


         Will

   Czekałem na Else przy strumyku, myślałem o czym chciała ze mną porozmawiać. Miała taki poważny głos jakby coś się stało. Skupiony na przeróżnych myślach, spoglądałem na wodę w strumyku. Delikatny szum wody wprowadzał odprężenie, nagle usłyszałem trzask łamanej gałęzi i szybko się obróciłem.
- Elsa, nie strasz tak - powiedziałem z uśmiechem, ona się tylko zaśmiała cicho.
- Przepraszam, nie chciałam cię zabić.
- Nic mi nie jest, ale byś miała kłopoty gdybym zmarł - trzymałem się za pierś udając, że mam zawał.
- Hmm... jeszcze jest Alice w drodze do tronu, sądzę że jakoś by przeżyli.
- Osz ty, ale ty wredna - uśmiechała się cwanie - Coś się stało? Miałaś dziwny głos.
- Nie, chociaż właściwie to tak - stanąłem bliżej nie spodziewając się niczego.
- Bo ja... nie jestem tym kim ci się wydaje - nie rozumiałem nic co powiedziała.




                Alice

    Doszłam do zamku i szukałam brata, lecz nigdzie go nie było, zajęłam się pakowaniem rzeczy. I potem dalej szukałam Willa.
- Gdzie jesteś pacanie ? - pytałam sama siebie, naglwpadłam na matkę.
- Hej widziałaś może Willa?
- Nie, ostatnio się tu gdzie kręcił w pobliżu - przyjrzała mi się - Chcesz wyjechać gdzieś, prawda?



- Nom tak - nic się przed nią nie ukryje - chce tak pojeździć, a raczej popływać.
- Z Hookiem ? Ehh...ojciec nie będzie zadowolony.
- Jestem już dorosła, a Hookowi można ufać
- Wiem, że ty mu ufasz, tylko proszę cię uważaj.
- Jasne, mamo - przytuliłam ją.
- O proszę, jest i nasza zguba - no rzeczywiście ojciec nie jest zadowolony, że przebywam w towarzystwie Hooka, patrzył groźnie. - Tylko nie mów, że płyniesz gdzieś z nim.
- No...- o kurcze żyłka na jego czole zaraz pęknie i zaleje mu twarz. Zupełnie jak zupa, która się przegotowała, zaśmiałam się cicho na tą myśl...a on dalej patrzył groźnie - Oj tam nie przesadzaj. Z Hookiem nic mi się nie stanie.


- Ja mu nie ufam, ile razy już nas zdradził. Nie pamiętasz, że chciał cię zabić , wielokrotnie.
- Było minęło, daj mu szanse.
- Ehh...Alice...Dobrze zgoda.Tylko niech ci się coś stanie a sam się nim zajmę - pocałowałam go tylko w policzek.
- Widziałeś Willa?
- Miał się chyba spotkać z tą Elsą w lesie.
- Ok to zaraz go znajdę. Znacie ją?
- Nie, widziałam ją, ale tylko przez chwile. - odpowiedziała Snow.
- Jak podała mi rękę to poczułem taki znajomy chłód - odrzekł David.
- Chyba nie myślisz o... - David tylko przytaknął
- O kogo chodzi ? - spytałam zdziwiona nie rozumiejąc.
- Sharon. Królowa śniegu - powiedziała Snow.
- Ta co przez nią wylądowaliście w Krainie Czarów - dodał ojciec, coś mi się kojarzyło - no, ale ona nie żyje.
- Całe szczęście - powiedziała Snow.
- Dobra, idę do Willa.
- Tylko proszę... - przerwałam jej.
- Tak, wiem mam uważać, pa - szłam szybkim krokiem, minęła godzina  i pewnie Hook zaraz zacznie mnie szukać. Myślałam o tej dziewczynie, o jej chłodnym dotyku. O tych sopelkach lodu na ubraniach, zaczęłam sobie przypominać Królową śniegu. Wszystkie wydarzenia sprzed paru lat. Ta dziewczyna na pewno ma coś wspólnego z Sharon, a co jeśli Will udał się prosto w pułapkę. Nagle zerwałam  się i zaczęłam biec, coraz szybciej do lasu nawołując Willa.

                 Will

- O czym ty mówisz?
- No jak widzę mnie nie poznałeś, nikt mnie nie poznał - starałem się ogarnąć to o czym mówi - Może przypomnisz sobie jak zobaczysz to... - wokół niej wytworzyły się obłoki niebieskiej pary, które gdy opadły i spostrzegłem znajomą mi kobietę. Machnęła ręką i całe drzewo zamarzło. Nagle wszystko stało się jasne.


- Sharon... - uśmiechnęła się.. - Ale jak ? Przecież nie żyjesz.
- No jak widać żyje i mam się świetnie - uśmiechnęła się cwanie.
- Czego chcesz ? - odparłem szykując się do walki.
- Tylko tego by wasi rodzice ponieśli kare za wyrządzone mi krzywdy - po chwili poczułem tylko ogarniającą mnie pustkę i mrok.


               Hook

   No gdzie ona jest, miała być dawno, zacząłem szukać jej przy zamku. Moje szczęście jest bardzo piękne, nic tylko się uśmiechać. Natknąłem się właśnie na Davida.
- Jeżeli szukasz Alice to jest w lesie - byłem deczko zdziwiony, że dał mi tą informacje.
- Dzięki.
- Ale - no tak coś czułem - tylko jej niech się coś stanie, a nie będziesz wstanie więcej pływać, uważaj.
- Nic jej nie grozi, nie z mojej strony. Chwileczkę...to ty dajesz mi szanse?
- Tylko ze względu na Alice, mam cię na oku Hook.
- Jasne - jeszcze chwile na mnie spoglądał z groźbą w oczach i poszedł dalej. Wiedziałem gdzie jest  Alice, ale coś musiało się stać, długo nie przybywa. Na serio się zaczynam martwić. Wow...moment...ja się martwię, pirat co go nikt nie obchodzi, no dobra teraz się zmieniło, jedna kobieta, a zmieniła tak wiele we mnie, co ty ze mną zrobiłaś Alice ??...Już prawie wchodziłem do lasu, gdy nagle zauważyłem białe światło, które zaczęło się powiększać i chłonęło cały las. Coś się stało, z obawy o Alice ruszyłem biegiem.
    Mijałem kolejne drzewa i krzewy, które zaczęły obcierać mi nogi. Wbiegałem coraz bardziej w głąb lasu, nagle białe światło mnie oślepiło i mnie jakby pochłonęło. Nie czułem nic, zapadałem się w światło, a po chwili pochłonął mnie mrok odbierając mi możliwość ruchu.


                             Damon

   Szedłem właśnie ulicą do Grilla, gdy zauważyłem w krzakach kolejne zwłoki. Pogoda była coraz lepsza w końcu jest lato, poczułem zapach zgnilizny, zrobiłem kilka kroków w tamtą stronę.
- No to są jakieś jaja. - powiedziałem, gdy dostrzegłem kolejne 5 ciał. Szybko przedzwoniłem do pani szeryf i odszedłem. Myślałem o tym jak rozwiązać tą sprawę, nim się spostrzegłem byłem już na miejscu. Wzrokiem odszukałem Ricka i podążyłem w jego kierunku.
- Co tak katujesz tą szklankę ? - spytałem się dosiadając. Ric podniósł leniwie wzrok.
- Wiesz, życie jest do dupy, nic się nie udaje i nie układa.


- Zdradzę ci tajemnicę. Po śmierci też nie jest za wesoło - uśmiechnęliśmy się - Mam dość tego, że ktoś zabija i nie wiem kto za tym stoi. Muszę się dowiedzieć.
- Masz jakiś pomysł?- nadąłem policzki.
- Przynęta, za dwa tygodnie będzie dyskoteka w szkole. Trzeba zrobić obstawę i pilnować osób, które wychodzą same.
- Bardzo dobry plan, to zwabi zabójcę.
- Widzisz Ric ja mam tylko dobre pomysły - pomachałem brwiami - chyba, że do tego czasu wymyśle lepszy i szybszy plan.


                       Nowy Orlean

  Kol właśnie skończył pić kolejną kolejkę, w połowie zabawy Kat dała nogę zapewne ze strachu, że Klaus jednak się pojawi. Chciał zamówić kolejny kieliszek, gdy zaczął dzwonić jego telefon. Odebrał z rozbawieniem.

- Co tam braciszku ? Tęsknicie za Kolem ?
- Może troszeczkę, wyjechałeś i teraz to ja obrywam od Bex.
- No fajnie widzę, że wzięła cię w obroty - uśmiechał się i zamówił kolejnego drinka.
- Ehhh...jak mnie wkurzy to ją zasztyletuje i tyle. Jak w mieście jest ?
- No właśnie zastanawiałem się czemu dzwonisz, już myślałem, że tęsknisz - zrobił smutną minę - a tu rozczarowanie, trudno. Jakoś się żyje, a raczej nie żyje...
- Kol - przerwał mu zniecierpliwiony Klaus.
- No ok, wszystko pod kontrolą. Miasto ...nom... ten twój Marcel tu rządzi. No ktoś musi, trzyma w szachu wszystkie czarownice.
- Mój Marcelus. Dowiedz się co tam się dzieje.
- Ok, mogę to zrobić, tak przy okazji - wyłączył telefon i dalej pił kolejne szklanki alkoholu.


                      Nowy Orlean - obrzeża

- No i gdzie ja jestem? - Hook przyglądał się budynkom miasteczka. - to nie jest zaczarowany las.
Szedł powoli mijając ludzi, rozglądał się szukając jakieś wskazówki, jakiegoś tropu Alice. Dostrzegł bar  wszedł  do niego pewnie, rozglądał się po ludziach, a ci tylko wymieniali spojrzenia i zajmowali się dalej swoimi sprawami. Podszedł do barmana i zamówił rum po czym usiadł obok pewnego mężczyzny.
- Kol - wyciągnął do niego rękę. Hook uśmiechnął się z przekąsem i podał rękę z hakiem.
- Hook - na co jego towarzysz się uśmiechnął.
- To przez ten hak ? - pili i rozmawiali
- Tak, rękę zjadł mi krokodyl.
- Stary, to niezłe masz doświadczenia.
- Tak i ten krokodyl zabił moją ukochaną, no w sumie to była jego żona.
- Aaaa..rozumiem i zza zazdrości on ją zabił. Taki odwet, teraz pewnie na ciebie poluje - Kol myślał, że jego towarzysz zmyśla.
- No, tak jakby.
- Co właściwie tu robisz?
- Szukam przyjaciółki - na co Kol się uśmiechnął.
- No tutaj możesz się zrelaksować, przyjaciółkę na wieczór znajdziesz w mig - puścił mu oko.
- Nie o taką przyjaciółkę mi chodzi. Ma na imię Alice, ma długie rudawe włosy, potrafi być bardzo wyszczekana. Widziałeś kogoś takiego?
- Nie, raczej bym zapamiętał. Szczególnie rude włosy, bardzo się wyróżniają, ale mogę ci pomóc i tak nie mam nic lepszego do roboty - Hook tylko stuknął szklanką na znak zgody.


                               Alice
   Noc rozprzestrzeniała skrzydła wokoło. Nie czułam żadnego wiatru, kompletnie nic. Cisza była tym co było mi trzeba. Spojrzałam na swój nadgarstek, który krwawił.
-Will !!!  - krzyczałam w lesie, nie widziałam nikogo, ani Willa, ani Sharon.
No tak, jestem w dupie, ale to ani trochę nie przypomina z czarowanego lasu. Znam ten las na pamięć i wiem, że to nie on. Musiało coś się stać, gdy moja magia połączyła się z magią Sharon. Czy tylko ja się tu przeniosłam ? Szłam prosto  przed siebie, aż dotarłam do drogi było już bardzo ciemno...Światło księżyca oświetlało drogę  spojrzałam w górę na księżyc, pełnia, potem znów skierowałam wzrok na drogę i dopiero teraz zauważyłam znak stojący przy drodze, znak głosił witamy w Mistic Falls.
- No, teraz wiem, chociaż gdzie jestem - westchnęłam  i usłyszałam donośne wycie wilków.
- Witaj Mistic Falls. Zaraz mnie poznasz - uśmiecham się i nie myśląc nad tym, ile się zmieni gdy tu  zostanę, ruszyłam przed siebie.