piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 7


                                               


                    Hook

   Weszliśmy z Kolem do środka, domek wyglądał dość skromnie za zewnątrz jak i wewnątrz. Mój nos poczuł mocny aromat ziół. Gill zatrzymała się w kuchni i kazała nam usiąść. Było dość dziwne jak na kuchnię, wszędzie wisiały czaszki i kości. Czułem w kościach , że mamy do czynienia z potężną wiedźmą i coś mi mówiło, że nie można jej ufać. Gill wyciągnęła na stół buteleczki z dziwnymi napojami, gdy jedną odkręciła cała kuchnia wypełniła się nie przyjemnym zapachem. Przelała całą butelkę do małego garnka, następnie zabrała się za krojenie jakiś pajęczaków.
 - Nie - uśmiechnęła się szeroko odpowiadając na moje nieme pytanie o spożycie tego co szykuje - Jeśli nie chcecie odzyskać pamięci to nie musicie - powróciła dalej do tego co robiła.
- Mam nadzieje, że nas nie wkręcasz - mówił Kol dość suchym tonem.
-Najpierw przysięga, a potem wypijecie  - mówiła spoglądając na niego.
- Nie mam zamiaru ufać wiedźmie - oburzył się na to.
- A ja wampirowi.



- To może jakiś kompromis ? - mówiąc patrzałem to jedno to na drugie.
- Nie da się. Ktoś z nas musi ustąpić - mówiła Gill patrząc na stół - Pamiętasz jak ci kiedyś pomogłam? To może teraz też mi zaufaj.
- Po paru latach Klaus nawiedził wasze miasto za bijąc. Skąd mam mieć pewność, że mnie nie oszukasz?
- Dobre pytanie, a nie przyszło ci do głowy, że skoro chce chronić swój krąg czarownic to zrobię to co należy, bez względu na moje osobiste porachunki z Klausem.
- Masz racje - rzekł powoli Kol - ale się nie dziw, że jestem ostrożny.
- Porachunki  z Klausem wyrównam oko w oko. To co, możemy zaczynać ? - Kol tylko kiwnął głową.


                Nibylandia

  Słońce ogrzewało ich ciała, tak że nie mieli sił już po kilku minutach marszu. Nagle z nieba zaczął padać deszcz dając im uczucie świeżości i ochłody, której tak bardzo potrzebowali. Bell szła obok Snow nucąc pod nosem piosenkę, którą zwykle śpiewała Ruby.
- Musimy coś zrobić i ją odnaleźć - powiedziała nagle Bell przestając śpiewać.
- Tylko jak ? - spytał David idąc za nimi - nie wiemy czego chce Pan.
- To możecie już się dowiedzieć. - usłyszeli donośny głos Pana za sobą - jesteście ciekawi ? Po co ja się pytam jasne, że jesteście - wylądował obok nich - zrobicie coś dla mnie i oddam wam waszą zgubę.
- To zależy o co chodzi? Znając ciebie to nie będzie coś łatwego i jest duże  prawdopodobieństwo, że nie dotrzymasz słowa - mówiąc to Rumpel podszedł bliżej.

- Ale nie macie innego wyjścia, nie wygracie ze mną, więc musicie zrobić to co mówię.
- Co takiego chcesz w zamian ? - spytał David ciągle trzymając w dłoni broń.
- Akurat to wam będzie po drodze. W swojej jaskini Piekielna syrena ma coś mojego, księgę i amulet. Oddajcie mi je a oddam dziewczynę.
- Tylko tyle ? Dlaczego sam tego nie zabierzesz ? - pytała Snow zbliżając się.
- Jaskinie ochrania czar przez, który nie mogę przejść.
- To wszystko jasne - prychnął Rumpel - mamy zrobić najgorszą robotę, a ty nie musisz nic robić.
- Możecie się nie zgodzić, ale tym samym skażecie tą dziewczynę na śmierć - popatrzał po twarzach - wydaje mi się , że się zgadzacie, gdy tylko będziecie mieć moje rzeczy dokonamy wymiany - zniknął tak szybko ja się pojawił.
- Myślicie, że dacie rade z tą syreną ? - Snow zwróciła się do Rumpla i Reginy.
- Moja magia już  w pełni wróciła - Regina spojrzała na Rumpla - ale nie wiem czy jestem wystarczająco silna, jak myślisz Rumpel jakie są nasze szanse?
- Biorąc pod uwagę to, że mamy do czynienia pierwszy raz z tą postacią to musimy być gotowi na wszystko. Musimy stworzyć silny atak i obronę, działać razem, nie możemy pozwolić na rozdzielenie i na samotną decyzje.
- Rumpel ma racje, od teraz wspólnie podejmujemy decyzje - wszyscy pokiwali zgodnie głowami- szczególnie ty Snow.
- Co? Co sugerujesz? - patrzała na niego tak, że leżałby dawno martwy.
- Nic kochanie. Dobrze wszyscy wiedzą, że lubisz podejmować decyzje ryzykując, więc tylko proszę...
- Rumpel był kiedyś zły, a to jemu bardziej ufasz niż mi ?  Nie mogę uwierzyć - kręciła głową.
- Kochanie...- chciał złapać ją za ramię, ale się wyrwała.
- Nawet nie próbuj - i poszła dalej przed siebie.
- Brawo David, wiesz jak rozmawiać z kobietami - rzuciła z przekąsem Regina podążając za Snow.


                             Damon

- Daleko jeszcze do tego wodospadu ? - słyszałem obok siebie głos Willa.
- Za tą górą jest dolina, musimy tam dotrzeć - przemieszczaliśmy się dość szybko przedzierając się przez las, omijając krzaki i drzewa.
- Jest stanowczo za cicho - krótko wymienialiśmy słowa pędząc przed siebie. Licząc na to, że zdążymy przed krukami. Znając zagrożenie jakie daje spotkanie z krukami, zacząłem się martwić o Alice. Znam ją bardzo krótko, a już czuje że będę za nią tęsknić. Złapałem zaskoczonego Willa pod ramie i użyłem wampirzej prędkości.


                              Alice

Schowaliśmy się między skałami nie daleko wodospadu. Co jakiś czas fale nas obmywały zimną wodą.
- A  co jak nas zauważą ? - spojrzałam w oczy Enzo.
- To mamy przerąbane - odpowiadając krótko starałam się opanować oddech.
- Jest cicho - szepnął rozglądając się.
- Za cicho - wysunęłam głowę ponad skały, ale nic nie zauważyłam - coś jest nie tak.
- Alice, spójrz w górę za nami - zrobiłam jak mówił na ten widok nie byłam gotowa. Stado kruków siedziało na skałkach z wielkimi oczami wpatrując się w nas.




 Nagle jeden zaczął skrzeczeć, do niego przyłączyły się kolejne. Zatkałam sobie uszy, nie mogąc znieść tego głośnego krakania. Przestały tak nagle jak zaczęły.
- Jakiś plan księżniczko ?
- Tylko jeden, pod wodę - szybko wskoczyliśmy  dając nura do lodowatej wody, jeden z kruków zdążył złapać mnie za spodnie. Płynęliśmy tak przed siebie, gdy na chwile się wynurzyliśmy zaczerpnąć powietrza kruki już do nas nadlatywały z dwojoną prędkością. Kolejny raz nurkowaliśmy, płynęliśmy byle przed siebie. Coraz bardziej brakowało mi tchu, długo tak nie dam rady, Enzo chyba też. Woda stawiała ciężki opór z kolejnymi ruchami coraz bardziej nas spowalniając. Przy kolejnym zaczerpnięciu powietrza usłyszałam czyjeś wołanie, obróciłam głowę w tamtym kierunku i zobaczyłam Willa i Damona jak się zbliżają.
 
  Moje serce ciągle biło z zawrotną szybkością próbując poradzić sobie z brakiem sił, który się zwiększał. Nagle kruk przeleciał nad moją głową, jednak nim mnie dopadł upadł prosto do wody.
- Twój brat ma cela - szepnął entuzjastycznie Enzo - stawiam mu burbon jak z tego wyjdziemy.
- Do brzegu ! - krzyczał Will, skinęliśmy głowami i szybko płynęliśmy do brzegu, cały czas czułam nad sobą jak kruki próbują nas dorwać, gdy już wyszliśmy to obejrzałam się za siebie, ale nie było żadnego kruka.
- Jak ich się pozbyłeś ? - spytałam wciąż dysząc.
- Kwas w butelce, na długo ich to nie odstraszy,więc lepiej spadajmy. Sharon zapewne je wysłała by nas zabiły  sądzę, że to nie koniec starcia z krukami.
- Tak właśnie. Musimy mieć plan, póki nie odzyskam mocy.
- Wymyślimy to w domu, a teraz zmywamy się  stąd . Nie chce by mnie dopadły jakieś krwiożercze ptaki, to ja jestem drapieżnikiem i źle się czuje jako ofiara - mówiąc to Enzo zaczął iść ścieżką za nim podążył Will.
  Odwróciłam się do Damona, przez kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy, skinęłam głową na co się lekko uśmiechnął. Miał już iść, gdy nagle zauważyłam jednego kruka, który leciał prosto na niego.
Szybko pchnęłam go na ziemie...czułam każde bicie swojego serca...ból...ogarniające zimno...krzyk...huk...pustkę...czułam jak się rozpadam na miliony kawałków...ciemność...cisza...


                            Hook

   Gill odprawiła jakiś dziwny rytuał, dużo nieznanych mi słów padło z jej ust. Postawiła przed nami kielichy z  tą dziwną i nie przyjemnie pachnącą substancją.
- Proszę niech ktoś mi powie, że jest jakiś inny sposób - szepnąłem patrząc w kielich.
- Niestety kolego - Kol złapał kielich, więc zrobiłem to samo - do dna.
Przechylił kieliszek zauważyłem  jak się skrzywił pijąc, sam potem miałem podobny wyraz twarzy. Odstawiłem kielich ,czując jak w przełyku przepływa gęsta ciecz, która pali mnie od wewnątrz.
- To co teraz Gill? - Kol wpatrywał się w nią z natężeniem.
- Musicie odczekać do rana, wtedy się przekonamy czy zadziałało.
- Rano tu wrócimy - wyszliśmy w końcu z tego przeklętego domu.
- A jak się ona myli ? - Kol zacmokał patrząc w jednym kierunku.
- To ją zabije - powiedział po namyśle idąc do auta, spojrzałem w górę słysząc skrzek kruka, leciał prosto w kierunku gór. Przebiegły po moim ciele dreszcze czując niebezpieczeństwo , ale to zignorowałem i wsiadłem do auta.


                      
                           Nibylandia


   Przedzierali się przez gęste zarośla, idąc wciąż przed siebie i prawie nie widząc nic a nic. Czując na sobie tylko drobne promienie słońca. Słychać było tylko szelest liści i szmer piasku pod butami.
- No to dotarliśmy na miejsce. - rzekł Rumpel tym samym wychodząc z lasu.
- To teraz co robimy ? Wywabimy tą małpę na zewnątrz jej nory ? - mówiąc to Regina patrzała wprost w kierunku jaskini, która była niepozornie przyjazna. Słońce świeciło rozjaśniając skały sprawiając że zaczęły się mienić.
- Spokojnie  Regino ... - zaczął David.



- Zejdziemy do jaskini, ja, Regina i ty - wskazał na Davida, Rumpel patrząc po kolei na każdego - Bell i Snow zostaną tutaj będziecie mieć oko ma wyjście z jaskini.
- Tylko tyle, o wiele bardziej przydam wam się tam - zaczęła protestować Snow.
- Idziemy tylko na zwiad - uciął tym samym protesty Rumpel.
- Dobrze tylko uważajcie tam na siebie - Bell przytuliła się do Rumpla.
Po chwili już oddalali się w kierunku jaskini.
- Myślisz, że dadzą radę? - Bell spojrzała na swoją towarzyszkę.
- To w końcu Rumpel on zawsze sobie daje radę, prawda? - uśmiechnęły się do siebie spoglądając w dal, słuchając szumu fal obijających się o skały.



                           Will

  Staliśmy w salonie, każdy zerkał na Bonnie, która próbowała rzucić jakieś zaklęcie. Niestety każda próba obudzenia Alice nie daje żadnego skutku. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Cały czas miałem nadzieje, że się zaraz obudzi, ona nie może umrzeć. Przeżyła znacznie większe rzeczy, a teraz tak po prostu miałaby. Nie, nie mogę tak myśleć.
- To moja wina - spojrzałem na Damona - gdybym wcześniej poszedł, gdym zobaczył tego kruka...
- To i tak by było tak jak jest. Znam swoją siostrę bardzo dobrze, nie pozwoliłaby, żeby coś się komuś stało.
- Ale ona przecież mnie nie znosi - spoglądał to na mnie to na nią.
- Widocznie się mylisz, polubiła cię - uśmiechnąłem się lekko.
- Moja magia nie zadziała - Bonnie spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczami - co jest potrzebne do antidotum ?
-  Borówki, czarny bez, gorczyca, odrobina wody no i ..i kwiat galuszy , rośnie tylko w zaczarowanym lesie. Nie wiem czy znajdziemy go u was.
- To bardzo rzadki kwiat - odezwał się Stefan - kiedyś o nim słyszałem, ale nigdy nie widziałem.
-  Ale musimy jakoś znaleźć - zaczęła Elena. Spojrzałem znowu na Alice, wyglądała bardzo blado. Prawie nie widziałem jak oddycha, w tej chwili bardzo się o nią bałem, jak nigdy dotąd. Jest dla mnie wszystkim, uwielbiam się z nią przedrzeźniać, jej śmiech, jej nie ustępliwość, upartość wszystko w niej kocham.
- Zaniosę ją do pokoju na górze - zaoferował się Damon, tylko skinąłem głową.
- Wiesz gdzie można znaleźć ten kwiat ? - spytałem Stefana z nadzieją.
- Nie pamiętam dokładnie, tylko jakaś kobieta zapewne czarownica o tym wspominała.
- To nie dobrze, musimy mieć jakiś punkt zaczepienia - szepnąłem.
- Możemy zacząć od szukania na bagnach - spojrzałem na Bonnie - i okolicach, zwykle rośnie tam dużo roślin używanych przez czarownice.
- Dobry pomysł Bonnie - mówiła Elena łapiąc klucze - to my jedziemy, a Damon zostanie z Alice.
Po paru minutach byliśmy w drodze na bagna. Mam nadzieje, że się nam uda inaczej sobie nie wybaczę.


          Damon

 Położyłem ją delikatnie w swoim pokoju, usiadłem obok niej. Wyglądała bardzo blado, ale dalej jej uroda mnie powalała. Pogładziłem jej zimny policzek dłonią. Nie mogę uwierzyć w to że w ułamku sekundy zadecydowała o tym że mnie ocali ,narażając przy tym własne życie. Oddech miała bardzo słaby. Dalej mam przed oczami ten moment jak mnie odepchnęła. Jej oczy pełne strachu i determinacji, które nakazywały mi pełne posłuszeństwo. Moje serce wtedy gnało i nie bardzo rozumiałem co się wydarzyło, dopiero po jakimś czasie do mnie to doszło. Położyłem się obok niej i przytuliłem do siebie.
- Wyjdziesz z tego, obiecuje. Jeszcze mi skopiesz tyłek nieraz, muszę przecież mieć kogoś z kim mogę się przedrzeźniać.
Uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem w głowę, po kilku chwilach czułem, że zasypiam.








piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 6 part 2


                                     



             Alice

   Podjęłam szybko decyzje, ruszyłam za Damonem. Weszłam do ich domu, poczułam z daleka zapach burbonu, który dochodził z salonu. Szłam za nim czując, że tam znajdę Damona. Pomału weszłam do salonu. Rozejrzałam się, ale nikogo nie widziałam.
- Co szukasz ? - usłyszałam nagle za sobą. Podskoczyłam i się odwróciłam się.
- Właściwie to ciebie. - powiedziałam uspokajając oddech.
- Znalazłaś i co? - był teraz jakiś chłodny i zdystansowany.
- Przyjmuje twoje przeprosiny. - uśmiechnął się dziwnie.
- A już myślałem, że będziesz jak typowa księżniczka fochać się wiecznie. To dziękuje bardzo, mogę pomóc w czymś jeszcze Wasza Wysokość? - powiedział z ironią co mnie wkurzyło.
- Nie. - odpowiedziałam krótko.
- A szkoda, już myślałem, że może zaproponujesz skosztowanie twojej krwi. - mówił zbliżając się.
- Jesteś chory, przepraszasz, a teraz robisz dokładnie to samo co wtedy.
- Bo taki jestem. - wyszczerzył kły. W wampirzym tempie znalazł się obok mnie, moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Czułam jak znika ze mnie magia. Myślałam, że mnie znowu ugryzie, gdy nagle jego twarz znowu się zmieniła - Żartowałem, nie będę z ciebie pić. Po co miałbym to robić ? - nie odpowiedziałam, mój wzrok mówił sam za siebie.
- Wiesz, bardzo głupi żart. - powiedziałam jednym tchem po chwili.
- Przepraszam.- patrzałam w jego błękitne oczy. Czułam jakieś dziwne przyciąganie, ale mimo to mu nie ufam.
- Mówiłeś, że rzadko przepraszasz, a mnie to już mówisz drugi raz - uśmiechnął się lekko.
- Skoro mówię już drugi raz, to nie licz, że się to powtórzy.
- Ok, przyjmuje przeprosiny. Tylko ty. - przybliżyłam się bardziej - nie licz, że będziemy teraz przyjaciółmi, dalej ci nie ufam.
- Dobrze, ja też ci nie ufam. - pokręciłam tylko głową i wróciłam do ogrodu. Czułam cały czas, że za mną podąża Damon. Gdy weszliśmy do ogrodu chciałam pójść do dziewczyn, ale nagle poczułam jak ktoś złapał mnie za ramie. Podniosłam powoli wzrok i napotkałam uśmiechniętego Damona.
- Wiem, że mi nie ufasz, ale chyba możemy znowu zatańczyć. - mój oddech lekko przyspieszył. Nie  wiem dlaczego tak reaguje, gdy on jest obok mnie, wywołuje u mnie dość skrajne emocje, przez złość po przyjemne przyciąganie.
- Zgoda. - odpowiedziałam krótko i dałam się prowadzić. Poczułam jego dłoń na plecach, a drugą złapał mnie za rękę. Zaczęliśmy wirować w rytm muzyki. Nie mogłam oderwać wzorku od jego błękitnych oczu, w miejscu, gdzie trzymał rękę czułam przeszywające dreszcze. Nie rozumiem tego co się ze mną dzieje. Damon wpatrywał się we mnie dość intensywnie, hipnotyzując wzrokiem. Po kilku minutach tańca muzyka dobiegła końca. Odsunęłam się do niego z lekkim uśmiechem.


             Will

  Widziałem jak Alice tańczy z Damonem, była jak zahipnotyzowana. Chyba Hook ma konkurenta, pomyślałem i się uśmiechnąłem. Ciekawe kogo by wybrała, po kilku minutach każdy miał dość tańców, więc wszyscy się zgodzili, żeby  coś zjeść. Usiadłem obok Alice.
- Który lepszy ? - szepnąłem jej do ucha dość cicho, aż drgnęła.
- O czym ty mówisz ? - spytała  rozkojarzona.
- O tym o kim ty myślisz ? - widziałem, że ją zaskoczyłem.
- Myślę o Sharon. - spojrzała na płonący ogień.

- Nie próbuj mnie oszukać , doskonale wiem co tam masz w głowie. - mówiłem lekko się śmiejąc. Rozejrzałem się po reszcie, wszyscy się śmiali i rozmawiali. Zauważyłem Damona, który wpatruje się w Alice, no teraz mam pewność, że to obustronne zainteresowanie.
- Co mamy z nią zrobić? Nie możemy czekać bezczynnie, aż moja magia wróci. - mówiła wciąż patrząc w ogień - A poddani? Oni też są ważni. Will miałeś objąć rządy.
- Spokojnie siostra.Wiem, że się martwisz tym wszystkim, ale damy radę, zobaczysz. - uśmiechnąłem się  krzepiąco - Może pójdziemy do domu i odpoczniemy. - kiwnęła głową.
- Możecie spać tutaj. - odezwał się Damon i  nastała cisza, wszyscy spojrzeli na niego - Mamy dość miejsca, prawda Stefan?
- Tak, oczywiście. - powiedział w lekkim szoku Stefan.Wiem dlaczego to zaproponował, ze względu na Alice.
- Dzięki, ale nie będę czuć się bezpiecznie w domu z żarłocznym wampirem. Bez obrazy. - powiedziała Alice patrząc na Damona.
- Oczywiście rozumiem to, ale w domu  będzie też Stefan, więc z mojej strony wam nic nie grozi.
- Alice proszę - spojrzała na mnie - zostańmy, jestem naprawdę zmęczony. - jej wzrok przeskakiwał między mną a Damonem.
- Dobra zgoda, to gdzie możemy spać ? - spytała Stefana, ale ten nawet nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Damon znalazł się przed nami.
- Ja was zaprowadzę. Umiem zająć się przecież gośćmi. - spojrzałem na Alice, która tylko przekręciła oczami i zaczęliśmy iść za prowadzącym nas Damonem. Pokoje mieliśmy obok siebie, wszedłem do swojego pokoju zostawiając ich za sobą. Pokoje tak jak cały dom był urządzony w imponującym stylu. Bogate  zdobienia żłobiły wszystkie meble w pomieszczeniu, czułem się trochę jak w domu. Szczerze tęskniłem, ale wiem, że damy radę z Sharon i wrócimy do naszego świata. Zamiast tego cieszyłem się tym wszystkim co możemy przeżyć.

             Alice

    Zostałam sam na  sam z tym dupkiem. Spojrzałam na niego nie chętnie. Wciąż się mi przyglądał, wzrokiem jakbym miała zaraz zniknąć jak jakiś sen.
- Dobra, a gdzie mój pokój? - wciąż na mnie patrzył, ale nie odpowiadał - Damon? - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. Szliśmy tak przez cały korytarz, idąc tak spoglądałam na mijane obrazy na ścianach.
- Tutaj. - powiedział, gdy staliśmy przy pięknie zdobionych drzwiach. Otworzyłam je i weszłam do środka.
Pokój był naprawdę piękny i w dodatku w moim stylu. Na ścianie wisiała wielka mapa świata, powolnym krokiem podeszłam do niej.
- W moim świecie opłynęłam i zwiedziłam prawie cały świat. - mruknęłam przyglądając się każdej wysepce, każdemu morzu i oceanom.
- U nas nie ma za wiele atrakcji, ale jeśli będziesz chciała zwiedzać to mów. Chętnie ci potowarzyszę. - obróciłam się i dopiero zauważyłam, że stoi tuż za mną.
- Ty chciałbyś ze mną? - zbliżył się jeszcze bardziej tak, że czułam na sobie jego oddech.
- Tak. - z niewiadomych przyczyn, ta odpowiedź sprawiła mi wielką radość.
- Pewnie dużo zwiedziłeś. Ile tak w ogóle masz lat? - wciąż patrzeliśmy sobie w oczy, bez przerwy.
- W tym roku równe 176 lat - szczęka mi opadła. Ma tyle lat, a wygląda...no...doskonale. Nagle jego twarz się zbliżyła jeszcze bardziej, nie mogłam wykonać ruchu .W jego oczach dosłownie tonęłam. Mój oddech z każdą chwilą przyspieszał, milimetry dzieliły nas od pocałunku. Przymknęłam oczy i poczułam delikatne muśnięcie jak spadające piórko. Czekałam na znacznie więcej, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy, rozejrzałam się, ale po Damonie nie było ani śladu. Okno było otwarte, a zasłona latała w rytm wiejącego wiatru. Usłyszałam ponowne stukanie do drzwi, gdy je otworzyłam zobaczyłam Stefana.
- Stało się coś? -spytałam.
- Nie nic, chciałem tylko się upewnić, że oboje dotarliście do pokoi. Nie bardzo wierze w czyste intencje Damona, mimo że to mój brat.
- Rozumiem. - to teraz wiem, że to dzięki niemu chwila z Damonem się szybko skończyła, dzięki Stefan, pomyślałam. - Dziękuje, że się martwisz.
- Jakbyś czegoś potrzebowała to daj znać. - kiwnęłam głową i zaraz potem zniknął. Zamknęłam drzwi, obróciłam się na pięcie i wzdychając rzuciłam się na łóżko. Naprawdę oszalałam, że po tym wszystkim dałabym się mu pocałować. Chyba bardzo byłam zmęczona, bo dość szybko zasnęłam.

                   Damon

    Szlag mnie trafi ze Stefanem, naprawdę go kiedyś zabije. Nie ma kiedy mi psuć planów, po paru chwilach wróciłem do jej pokoju jednak zauważyłem jak już spała. Po cichu podszedłem do łóżka. Starając się jej nie zbudzić położyłem się obok niej. Jest taka piękna, przemknęło mi przez myśl, dłonią pogłaskałem jej policzek. Po paru sekundach przekręciła się tak, że wtuliła się we mnie, całkiem przyjemne uczucie. Nie chciałem się  stąd ruszać. Po chwili zasnąłem tak przytulony do niej.

               Hook

    Obudziłem się z bolącą głową, podniosłem się z ziemi i rozejrzałem. Cały czas szumiało mi w głowie, dostrzegłem obok siebie leżącego mężczyznę, który zaczął się budzić. Gdy usiadł spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Pokręciłem tylko głową.
- Ktoś musiał wyczyścić pamięć, bo nic nie pamiętam. - mówił rozglądając się - Znamy się?
- Nie, ja też nic nie pamiętam, od czasu jak się dostałem do tego świata.
- Świata? - patrzył na mnie dziwnie - Znam kogoś kto nam może pomóc. Musimy jechać do Denver.
- Mi to nic nie mówi, a nie mam innych opcji, więc muszę się zgodzić na twoją pomoc. - pamiętam jedynie, że chce odnaleźć Alice. Tylko na tym mi zależy, na niej. Spojrzałem w błękitne niebo, po czym zabraliśmy się do jakiegoś, jak to ten gość nazywa, do samochodu. Jechaliśmy tak drogą i rozmawialiśmy, w sumie to trochę za dużo powiedziane, bąkaliśmy jakieś słowa, ale każdy z nas był zatopiony w swoich myślach.
  Po paru godzinach takiej jazdy dotarliśmy w końcu do celu. Kol wysiadł mocno trzaskając drzwiami. Ruszyłem za nim. Staliśmy obok domku, który znajdował się na uboczu miasta przy lesie.
- Gill ! Gill ! - krzyczał Kol, nie podchodząc bliżej domu. Po paru chwilach drzwi się otworzyły i wyjrzała z nich piękna ciemno włosa dziewczyna.
- Kol jaka niespodzianka - nie mówiła dość miłym głosem, co mnie zaczęło niepokoić - Czego chcesz? - spojrzała w przelocie na mnie.
- Pomocy. Wiem, że nie mamy dobrych stosunków miedzy sobą, ale może mogłabyś pomoc nam odzyskać pamięć .Czuje, że nie pożałujesz tego.
-  I mam tak po prostu pomoc? Chce czegoś w zamian.
- Dobrze, co takiego ? - przyglądała mu się uważnie.
- Paktu krwi z twoja rodziną.
- Co takiego? - spytałem cicho.
- Chce, żeby moja rodzina już nigdy więcej nie przekroczyła granicy tego miasta i też ochronić w ten sposób inne czarownice swojego rodu. - wyjaśnił mi Kol - Zgoda, będę reprezentował swoja rodzinę.
- Zapraszam do środka. - Gill się uśmiechnęła.


                     Alice

     Wstałam wcześniej niż zwykle, widziałam jak przez zasłony do pokoju przedostaje się słońce. Leniwym krokiem tuż  po odświeżeniu się w łazience ruszyłam na dół schodami. Coraz wyraźniej słyszałam głosy dobrzmiewające z kuchni, więc tam się skierowałam. Gdy weszłam zobaczyłam tam Stefana i Willa siedzących przy stole jedzących śniadanie. Uśmiechnęłam się do nich i gdy już chciałam coś powiedzieć usłyszałam głos Damona z oddali, który się zbliżał.
- Już myślałem, że trzeba będzie wysłać specjalne zaproszenie dla waszej wysokości. - zaczyna mnie wkurzać z samego rana.
- Akurat ja nigdy nie byłam obsługiwana przez służbę, a jestem księżniczką.Ty nie jesteś księciem, a z tego co mi wiadomo służba spełniała wszystkie twoje zachcianki. - Damon wyraźnie wkurzony spojrzał na Stefana, dzięki któremu wiem o tym.
- Stefan lista, żeby się ciebie pozbyć stale się powiększa. - powiedział patrząc wprost na brata, ten jednak go zignorował. Jeden zero dla mnie, pomyślałam. - To może się skusisz na coś z naszej kuchni? -zauważyłam jabłka leżące w koszyku, złapałam jedno.
- To mi wystarczy - powiedziałam słodko się uśmiechając, a potem udając, że wymiotuje i usiadłam obok Willa.
- Musicie stale sobie dogryzać? - spytał mój brat, jednak żadne z nas nie odpowiedziało - Dobra to chyba oznacza, że tak.
- Ja muszę się zbierać - mówił Stefan wstając - zobaczymy się popołudniu.
- Prawie zapomniałbym mój braciszek jest tak tępy, że chodzi dalej do szkoły. - słychać było w głosie Damona drwinę.
- Naprawdę? - spytałam
- Tak, lubię tam być.
- Mimo, że wszystko już wiesz? - ten tylko pokiwał głową i znikł. Zostaliśmy sami z tym przygłupem, gdy na niego spojrzałam, uśmiechnął się niewinnie.
- To co teraz robimy ? - spytał machając brwiami, nie zdążyliśmy nic powiedzieć, gdy nagle wszedł do kuchni Enzo - O wybacz stary, ale nie mam czasu na jakieś polowanie.
- Ja nie dlatego. - szybko uciął mu Enzo i spojrzał na mnie - Masz ochotę się przejść?
- Jasne, byle dalej stąd. - odpowiedziałam z uśmiechem, wstałam i złapałam go za rękę i szybko wyszliśmy zostawiając za sobą mojego brata i tego dupka.


                       Will

    Zostałem sam na sam z Damonem, którego twarz wyrażała lekki smutek. Był zapatrzony w drzwi za którymi zniknęła moja siostra.
- Damon? - spojrzał na mnie leniwie - Nie spiesz się i jeśli naprawdę chcesz się dogadać z moją siostrą to spróbuj ją zrozumieć. Otwórz się przed nią, a na pewno wasze stosunki się polepszą. - uśmiechnął się lekko.
- Tylko, że ja mam swój charakter, z resztą ona tak samo. Nie będzie łatwo się dogadać.
- Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz.
- Wiesz co młody, lubię cię. Możemy też się przejść, nie będziemy w domu siedzieć.
- No i może całkiem przypadkiem trafimy na moją siostrę - uśmiechnięci wyszliśmy z domu.
    Był piękny słoneczny dzień, idąc mijaliśmy ludzi. Dzieci bawiły się w najlepsze, wszyscy byli dość zajęci swoimi sprawami. Nawet niewiedzą, że żyją wśród wampirów no i wilkołaków. Pewnie ciężko jest ukrywać te wszystkie nadprzyrodzone rzeczy. Dobrze, że u nas w domu tak nie ma.
- Jak tam jest w waszym świecie? - wyrwał mnie głos Damona z rozmyślań.
- Podobnie jak u was było w... chyba średniowiecze. Magia jest dosłownie wszędzie, nikt nie musi się ukrywać, nie to co tutaj. Życie u nas po prostu płynie, jako następca tronu mam sporo obowiązków i mi to pasuje, za to Alice, nie lubi ograniczania, kocha być wolna i niezależna... - przystanąłem nasłuchując. Damon zrobił to samo.
- Co się dzieje? - spytał po paru sekundach ciszy, znowu to usłyszałem spojrzałem w stronę lasu.
- Mytisy - Damon spojrzał w tamtą stronę zauważając je.
- Co to jest?
- To wielkie kruki, mają jad w swoich dziobach. Potrafią zabić w kilka godzin, odtrutkę można zrobić tylko ze składników z zaczarowanego lasu.- spojrzałem na niego - chyba, że w waszym świecie też da radę, ale wątpię.
- Skierowały się do lasu. Enzo prawdopodobnie zaprowadził Alice do wodospadu.
- A gdzie on jest? - bałem się usłyszeć odpowiedź.
- Tam. - wskazał miejsce lotu ptaków.
- Musimy szybko się tam dostać - tylko zdążyłem to powiedzieć i obaj szybko rzuciliśmy się w pogoń za ptakami.


           Alice

   Chodziłam z Enzo od dobrych kilkunastu minut. Jest dobrym kompanem do rozmów, lekko wkurzającym, ale przyjemnie się spędza czas. Podczas tej wycieczki rzucaliśmy się różnymi patykami i owocami spotykanymi po drodze.
-Wiesz co, skaczecie sobie do gardeł z Damonem - spojrzałam z ukosa na swojego towarzysza - Nigdy nie widziałem, żeby był na kogoś taki cięty, a to chyba znak, że cię lubi.
- Chyba raczej nie znosi. - prychnęłam.
- Kto się czubi ten się lubi, pamiętaj o tym.
- Ciiii - szepnęłam.
- Nie będę cicho, dopóki nie wysłuchasz.
- Nie o to chodzi. Słyszysz? - oboje nasłuchiwaliśmy. Powoli odwróciłam się w kierunku skąd dobiegały znany mi odgłosy.
- Co to takiego? - spytał dostrzegając kruki.
- O nie...