sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 9




                                                     Rozdział 9



                            Rezydencja Mikelson


    Klaus wszedł pewnym krokiem  do salonu, sięgnął po szklankę alkoholu i ją wypił szybkim ruchem. Do pomieszczenia zaraz wszedł starszy z braci widząc pijącego brata tylko pokręcił głową.

- Masz jakiś plan Nicklaus? - spojrzał na niego spod przymrużonych oczu.
- Jutro idę spotkać się z Sharon, musi mi pomóc już teraz - mówił wciąż sącząc alkohol.
- A co, jak ona też z nią sobie nie poradzi ? Istnieje przecież takie ryzyko - usiadł dalej patrząc na brata.
- Będę walczył tak jak potrafię, kołem ratunkowym może być ta Alice, też jest czarownicą.
Chwile tak patrzyli w oczy , w ciszy towarzyszył im tylko bijący zegar. Elijaha oparł nogą o nogę w zamyśleniu cmoknął, opierając głowę o rękę pocierając palcem skroń.
- Tylko przecież ją wystawiłeś do wiatru, więc nie sądzę by Alice ci pomogła.
- Ona i tak już nie może - do salonu wparował Kol
- Braciszku, dowiedziałeś się czegoś ? - spojrzał zaciekawiony Klaus.
- Trochę, ale to potem.
- O co chodzi z Alice? - wtrącił się najstarszy.
- Daj mi skończyć - Kol patrzył na niego z wyrzutem - Alice nie żyje.
Zapanowała cisza , Elijaha z szoku otworzył usta.
- Jak ? - szepnął Klaus
- Sharon ją otruła, więc braciszku możesz liczyć tylko na nią. A gdzie ta nasza upierdliwa siostra?
Każdy popatrzył po sobie z niewiedzą. Kol tylko pokręcił głową i wyszedł z domu.

                                Will

   Siedziałem w fotelu w pokoju, w którym  spała moja mała siostrzyczka. Wciąż mam nadzieje , że za chwile drzwi się otworzą i wejdzie padając na łóżko. Chciałbym znów poczuć jej obecność słyszeć jak się na mnie denerwuje i krzyczy. Co powiem rodzicom, jak wrócę do domu ? Ciągle mi to przechodzi przez myśli. Gdy tylko sobie przypomnę widok martwej Alice, cała złość się we mnie wzbiera. Spojrzałem leniwie po pokoju zatrzymując się na półce obok łóżka. Wziąłem z niej jej ulubioną broszkę, zacisnąłem ją w dłoni, zamykając oczy przypominając sobie chwile z Alice.

                  Kraina Czarów  - 12 lat temu

   Kwiaty rosły bogato i nienaturalnie wysoko. W oddali było widać ogromne grzyby rosnące gęsto obok siebie niczym las. Alice siedziała na kamieniu i patrzyła na skupionego brata, który się rozglądał wokoło. Chodził kilkanaście kroków w przód a potem w tył.
- Co szukasz ? Will ? Gdzie jesteśmy ? - pytała z niecierpliwiona jednak on jakby jej nie słyszał , wciąż chodził to tu to tam. Nagle przystanął i spojrzał na nią , westchnął i uklęknął przed nią.
- Alice, posłuchaj mnie bardzo uważnie - pokiwała głową - od teraz musisz się mnie słuchać. Może być niebezpiecznie. Jesteśmy daleko od domu.
- Kiedy wrócimy ? -spojrzał w jej błyszczące od nadziei oczy
- Nie wiem, ale zrobię wszystko żebyśmy wrócili. Chodź musimy kogoś znaleźć i wiedzieć gdzie jesteśmy.
Złapała go za rękę  i poszła za nim rozglądając się po łące obok której szli. 




  Will przypominał sobie kolejne wydarzenia związane z Alice. Przekręcił się na bok wdychając zapach z poduszki, na której spała jego siostra. Był nieobecny jakby był w innym świecie.

                   Kraina Czarów - 2 lata później 

  Will siedział ukryty za drzewami , przyglądając się wejściu do zamku. Widział strażników , dwóch wyrosłych olbrzymów ciągnęło klatkę, w której siedziała Alice. Patrzała z przerażeniem na oba cuchnące potwory. 
- Królowa będzie szczęśliwa - wychrypiał jeden z nich spoglądając na nią.
Ciągle się przyglądając Will ścisnął rękę na rękojeści miecza. Źrenice zwęziły mu się bardzo widząc ją w takim stanie. Brakowało tylko chwili by ruszył jej na pomoc, już miał to zrobić, gdy nagle usłyszał za sobą znajomy głos.
- Masz w ogóle jakiś plan ? - obrócił się dostrzegając białego królika.
- Nie , ale muszę coś zrobić inaczej zabije moją siostrę - chciał już ruszyć, ale drogę on mu zagrodził.
- Chodź za mną mam pomysł - poskakał wzdłuż muru zamku. Will po krótkiej chwili podążył za nim.
Po kilkunastu minutach obaj przecisnęli się przez szczelinę w murze chowając się za wielkimi stogami siana. Znajdowali się na wielkim placu, na środku którego stała klatka a w niej siedziała Alice. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, królik odwracając uwagę olbrzymów dał możliwość uwolnienia przez Willa jego siostry. Niestety nie na długo, gdy zauważyli co się dzieje zaczęli walczyć z uciekinierami. Alice strasznie głośno biło serce unikała ciosów wymierzonych w nią. Will starał się za wszelką cenę uchronić siostrę, walczył zaciekle łapiąc kolejne głębokie wdechy.
- Zabierz ją stąd ! - krzyknął do królika wciąż walcząc ze strażą. Ona nie chciała go  ostawiać samego, to z jej powodu tu jest , nie może go zostawić. Broniła się i wyrywała królikowi, który nie dał sobie z nią rady. Biegła w stronę Willa , który właśnie uchylał się przed kolejnym ciosem miecza.
- Will! - spojrzał na nią i zaraz potem na królika, który dostał niemy rozkaz od niego.
- Kocham cię siostrzyczko ! - krzyknął to były ostatnie słowa które usłyszała od niego. Nie mogła się ruszyć została sparaliżowana i pochłonęła ją pustka.

Will walcząc dalej wiedział, że królik najlepiej się zajmie jego siostrą, jest bezpieczna. Nagle poczuł skurcz mięśni , przeszywający ból w łopatkach i padł na kolana puszczając broń. Strażnik kopnął miecz daleko od niego. Usłyszał stukot obcasów zbliżających się do niego. Podniósł głowę i zobaczył kobietę, która spojrzała na niego z pogardą. Oczywiście była nią Królowa Kier.
- Głupcy , że też mam was za swoich strażników! Nie umiecie upilnować jednej głupiej smarkuli !
Każdy bał się jej i spuszczał wzrok unikając jej mroźnego spojrzenia. Jednym ruchem ręki zmieniła w kamień kilkanaście osób w swojej straży. Po czym spojrzała na Willa.
- A ty ... - wskazała palcem - będziesz mi posłuszny, będziesz mi służyć, jesteś dość mądry by być przywódcą tych idiotów.
Oczy Willa się zwęziły i rozszerzyły gwałtownie ukazując pustkę. Został marionetką w rękach królowej, jej  nową zabawką.
 - Powstań Willu Scarlet...


                              Mistic Grill - Hook

  Siedziałem przy stoliku patrząc ciągle  bez ruchu na szklankę z alkoholem. Czułem wewnętrzną pustkę, wciąż nie mogę uwierzyć, że ona nie żyje. To koniec, nigdy więcej jej nie zobaczę, nigdy więcej nie usłyszę. Boli tak bardzo, jakby ktoś wyrwał mi serce tysiąc razy. Chwyciłem w dłoń szklankę i wypiłem wszystko naraz.
Podniosłem wzrok i zauważyłem jak Kol się dosiada.
- Jak się trzymasz ? - spytał stawiając szklankę, spojrzałem tylko na niego i spuściłem wzrok - wiem głupie pytanie.
- Chyba się zaleje w trupa - bąknąłem cicho.
- No to ci po towarzysze - usłyszałem z jego ust. Siedzieliśmy przez kilka godzin głównie pijąc i wymieniając między sobą krótkie zdania. Chciałem teraz tylko zapomnienia, wpaść do wielkiej ciemnej pustki i nigdy już nie wrócić. Za tracić się tak bez końca by już nie czuć niczego. Z każdą kolejną szklanką, byłem coraz bardziej nieobecny, aż w końcu wessała mnie ciemność.


               Mistic Grill - dalsza część sali

   Przy stoliku siedziała Bonnie i Caroline rozmawiając cicho i zerkając na pijącego Hooka i Kola. Po krótkiej chwili do nich dosiadł się Tyler, także zerkając na pijących panów.
- Myślałam, że będziesz w domu z Willem? - mruknęła cicho blondynka.

- On nie chce nikogo widzieć, kazał mi przyjść do was - złapał pustą szklankę i zaczął nią obracać.
- Faceci  - prychnęła - w takich chwilach nie powinien być sam.
- Caro, nie chciałem być nachalny - odpowiedział wzdychając - poza tym zamknął się w pokoju.
- Przecież to twój dom, nie masz zapasowych kluczy ? - była już rozdrażniona.
- Caroline - zaczęła spokojnie Bonnie łapiąc ją za rękę - daj mu czas, skoro chce być chwile sam to niech będzie, widocznie tego potrzebuje.

Blondynka spojrzała w oczy przyjaciółki i westchnęła spoglądając znów na pijących.
- Jak widać każdy przeżywa to inaczej - mruknął Ty.
Mimo, że nie znali długo Alice, to za nią tęsknili i przeżywali jej śmierć. Była bowiem osobą barwną zapadającą w pamięć każdemu. Nikt by o niej nie zapomniał nawet na chwile.


                  Biblioteka  Salvatorów

Damon siedział wygodnie w fotelu  sącząc krew, woreczek za woreczkiem, gdy tylko skończył jeden brał się za następny. Było słychać odgłosy kroków zmierzające do salonu, po paru chwilach wszedł Stefan patrząc na niego ze smutkiem. Ten tylko spojrzał na brata przelotnie i dalej robił to co robił.
- Wiem, że ci ciężko, ale  może masz ochotę pogadać ? - zaczął niepewnie Stefan lecz nie uzyskał odpowiedzi - Nie możesz cały dzień siedzieć  w tym fotelu, powinieneś...
W tym momencie Damon przestał nad sobą panować, wstał szybkim ruchem i przygwoździł Stefana do ściany trzymając za szyje. Ten ledwo co łapał oddech patrząc prosto w wściekłe oczy brata.
- Nie masz prawa mówić mi co powinienem, za kogo się uważasz braciszku ? hmm ? - tym samym mocniej go przyciskał.
- Chcę ci tylko pomóc - wychrypiał nie dając za wygraną.


- Ty...ty nie możesz mi pomóc ! Co cię w ogóle to obchodzi, co ja ciebie obchodzę ! Zawsze byłem tym złym bratem, więc po co to zmieniać. Ty miałeś szczęście, ja nie. Po co to wszystko zmieniać, po co zaburzać harmonie w tak pięknym układzie. Ja jestem bestią, to ja jestem niebezpieczny !
Rzucił bratem przez pół pokoju, oddychając ciężko. Stefan podniósł się powoli na kolana patrząc, wciąż spokojnie na brata.
- Pozwól sobie pomóc, wiem że czujesz...
- Nie braciszku, nie wiesz ... nie wiesz co czuje. I radzę ci nie wchodź mi w drogę, bo pożałujesz.
Po tych słowach zniknął pozostawiając brata samego. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i za chwile w progu stanęła Elena. Szybko podbiegła pomagając mu wstać.
- Damon ? - tylko pokiwał głową. Oboje wiedzieli jak ciężko znosi śmierć Alice. Damon zawsze był impulsywny i nie dopuszczał do siebie nikogo na tyle blisko by go zranić. Przez te wszystkie lata odgrodził się murem od uczuć, od ludzi, a gdy wpuścił do siebie uczucie skierowane do Eleny to znów cierpiał. Miał już nie zrobić tego błędu, nie pozwolić sobie na więcej, aż spotkał małą pyskatą Alice. Tym razem też cierpi, ale to już trochę inny ból od pozostałych. Wtedy inni go ranili, zdradzali a teraz śmierć odebrała mu to na czym mu zaczęło zależeć bardziej niż na swoim własnym życiu. Stracił ją. To tak jakby ktoś wyrwał cześć jego duszy.
   Damon szedł samotnie ciemnymi ulicami Mistic Falls. W głowie dźwięczała mu pustka , tak bardzo chce ją usłyszeć. Wciąż pamięta smak jej ust, zapach włosów i jej delikatną skórę. Teraz tego nie ma, jej nie ma, odebrano mu kogoś na kim mu zależało, odebrano mu część siebie, tą jasną szczęśliwą stronę. W tej chwili widział jedynie mrok, który go wciąga i wciąga. Przystaną na chwile czując kogoś za sobą. Była to młoda atrakcyjna blond kobieta, uśmiechnął się pod nosem wyszczerzając kły...


                    Salon Mikelson

   Kol siedział wygodnie w fotelu, czekając na braci by skończyć opowiadać to co się dowiedział w Nowym Orleanie. Jak na zawołanie do pomieszczenia wszedł starszy z braci spojrzeli po sobie.
- Siadaj - mruknął Kol - chyba, że nie chcesz słuchać tego co się dowiedziałem
- A to co to za zebranie ? - powiedział Klaus wchodząc w momencie, gdy najstarszy siadał na kanapie.
- Chodzi o Marcela - to zaciekawiło jego brata, który od razu usiadł. W słuchali się w opowieść młodszego brata, zaciekawieni każdym słowem. Patrzeli nie dowierzając w to co mówi.
- Czyli Marcel ma u siebie najpotężniejszą wiedźmę ? - spytał najstarszy, gdy jego brat skończył opowiadać.
- Tak na to wychodzi, że tak - odpowiedział mu Kol - miasto już nie jest naszym domem, Marcel go nie odda bez walki, nawet tobie Nick - na co on się cały spiął.
- Chce walki o miasto, to ją dostanie - upił jednym łykiem całą zawartość szklanki.
- Ale chyba pamiętasz, że mamy na głowie Ester - przypomniał mu Elijaha - najpierw nasza matka potem Marcel.
Kol cmoknął rozglądając się po pomieszczeniu i też napił się alkoholu.
- Jak widzę nic się tu nie zmieniło - powiedział swobodnie Kol
- Nie było cię zaledwie parę dni, co tu miało się zmienić - mruknął rozdrażniony Klaus.
- Nie...zmieniła się jedna rzecz...nie ma tu tej naszej wstrętnej siostry - powiedział to rozglądając się dookoła spodziewał się, że zaraz od niej oberwie lecz nic nie nastąpiło.
- Nicklaus, chyba jej nie zasztyletowałeś ? - patrzył z pogardą Elijaha, ten tylko pokręcił  przecząco głową. Spojrzeli po sobie coraz bardziej zaniepokojeni. Nagle Klaus wypowiedział to co każdy miał na myśli.
- Ester...


                       Dom Tylera

   Wszyscy spotkali się w salonie, dziewczyny siedziały razem, a panowie stali chodząc po pokoju. Każda chwila ciszy była męczarnią pustką , która stawała się nie do zniesienia.
- Jutro pogrzeb Alice - wyrzuciła z siebie Caro patrząc na pozostałych.
- Jak się trzyma Will ? - spytał Stef patrząc na Tylera ten westchnął i miał już odpowiedzieć gdy nagle wszedł do salonu Will.
- A jak ma się czuć osoba, której zginął ktoś bardzo bliski ! - wyrzucił jednym tchem patrząc wściekle.
- Will uspokój się chcemy tylko pomóc - zaczęła Bonn podchodząc do niego.
- Przywrócicie jej życie ?! Nie sądzę, więc nie możecie pomóc ! - wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Każdy spojrzał po sobie ze smutkiem. Po śmierci Alice, Will stał się niedostępny i ponury, wściekły na każdego. Nikt się nie dziwił dlaczego tak reaguje na każdą chęć pomocy. Stracił kogoś bardzo bliskiego, swoją młodszą siostrę, za którą gotów był poświęcić życie.
- Wiecie co, chodźmy do Grilla - powiedział Ty - pogadamy z Willem jak się uspokoi.
Uznali to za dobry pomysł, zebrali się pomału, w głowie wciąż przetrawiając słowa Willa. Gdyby istniał jakiś sposób to by to zrobili, ocalili by jej życie. Każdy z nich znał ból  po stracie bliskiej osoby. Wiedzą jak teraz to przeżywa Will i że każdego obwinia za jej śmierć.


                       Obrzeża lasu

    Klaus stał obok drzewa przyglądając się jak Sharon chodzi wokół  wymawiając jakieś nieznane słowa. Przez kilka minut chodziła wdychając głęboko powietrze, machając dłońmi co jakiś czas dotykając ziemi i drzew. Przystanęła wciągając po raz kolejny powietrze, spojrzała na Klausa.
- Nie długo ta moc będzie moja - szepnęła ten podszedł do niej.
- Jak widzisz wywiązałem się ze swojej części umowy, teraz twoja kolej.
Zwęziła oczy i podeszła jeszcze bliżej, tak że czuł od niej bijący chłód.
- Obiecałam, więc pomogę - powiedz tylko kiedy i gdzie.
Na twarzy Klausa zagościł szatański uśmiech, a oczy słyszały chęcią zemsty. Czuł nie ograniczoną potęgę, którą ma Sharon. Jej potęgę którą ma do swojej własnej dyspozycji.


                      Niedaleko Grilla

  Bonnie, Caroline, Stefan, Elena oraz Tyler szli drogą do baru cicho rozmawiając między sobą, mijając przechodniów. Nagle Caro się zatrzymała ciągnąc za rękę Tylera.
- To przecież Will - szepnęła wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
- Mamy kłopoty - powiedział Stefan marszcząc brwi - idzie w kierunku  Sharon.
- Myślisz, że będzie chciał walczyć ? - spytała Elena patrząc na Willa, który coraz bardziej się zbliżał do wroga.
- Lepiej go zawróćmy - bąknął Ty poruszając się dość szybko w kierunku Willa, reszta podążyła za nim.
Will już był bardzo blisko dobył miecza i w tej chwili zauważyła go Sharon. Nie czekał długo na jej reakcje i natarł bronią. Sharon jednak dalej stała spokojnie i gdy on był już bardzo blisko niej machnęła dłonią, tak że wyrzuciła Willa w powietrze. Podniósł powoli głowę patrząc na nią z wściekłością.
- Widzę, że bardzo chcesz dostać się tam gdzie twoja siostra. Tylko ty umrzesz znacznie szybciej niż ona.
- Zapłacisz za to - powiedział i zaatakował po raz kolejny, gdy był blisko niej poczuł przez chwile wewnętrzny spokój i poczucie jakby Alice kazała mu się uspokoić przez co nie wykonał żadnego ruchu pozwalając wyrzucić się po raz kolejny w powietrze, przez cały ten czas patrzył jak zaczarowany na medalion na jej szyi. Znów stanął na nogi patrząc wściekle na Sharon, która po chwili znikła w białych oparach dymu. Podbiegli do niego całą grupą patrząc na miejsce zniknięcia Sharon.
- Will, w porządku? -spytała Caro.

Ten jakby jej nie słyszał ruszył przed siebie w kierunku lasu, nie oglądając się na nikogo.
- Pogadam z nim, spotkamy się w Grillu - powiedział Ty przyspieszając kroku by dogonić Willa.
Will wciąż czuł to dziwne uczucie, gdy spojrzał na wisior, zastanawiał się nad tym co to może oznaczać. Jakby przez mgłę zauważył Tylera obok siebie, szli tak ścieżką mijając kolejne drzewa.



- Will, musisz się jakoś ogarnąć, pozbierać, jak będziesz tak atakować Sharon zginiesz. Nie zemścisz się, a przecież właśnie tego chcesz - zaczął Ty rozglądając się dookoła - wiem jak to jest , pragnąć zemsty. Musisz być silny i nie dać się  prowokować. - gdy skończył Will spojrzał na niego smutnym, zrezygnowanym wzrokiem. Pokręcił głową i głęboko wciągnął powietrze.
- Może masz racje ...
Po kilku minutach weszli do budynku, podchodząc do stolika, przy którym siedziała cała grupa. Siedzieli tak rozmawiając jakąś godzinę. Will poczuł się znacznie lepiej wciągając się w rozmowy niż być w samotności.


                         Salon Salvatore

   Damon i Enzo siedzieli w ciszy pijąc kolejne woreczki krwi, gdy nagle drzwi się otworzyły i do domu weszła cała grupa. Stefan spojrzał tylko smętnie na brata , który nie raczył  nic powiedzieć tylko dalej zajmował się piciem krwi. Damon i Will spojrzeli po sobie wymieniając zranione puste spojrzenia. Damon nadal czuł wściekłość ale w tej chwili nie dał rady dalej zapominać się w przyjemności płynącej z picia krwi.

- Może byś skończył właśnie pić tą krew - mruknął Stefan do niego - wiecie zostały nam jeszcze trzy godziny do jej pogrzebu może się przygotujmy i zaraz pójdziemy -  pokiwali głowami
- Gdzie Tyler ? - spytała Elena patrząc na blondynkę.
- Jakiś telefon - pokręciła głową - zaraz przyjdzie - usiadła na brzegu kanapy.
Panowała dość smętna atmosfera. Czuli się przygnieceni ostatnimi wydarzeniami. Damon poczuł wielką gulę zbierającą się mu w gardle. Chciał krzyczeć, tutaj, teraz, odłożył woreczek pełen krwi, nie mógł więcej.
- To moja wina - wydobył z siebie, każdy spojrzał na Damona - to moja wina, to mnie uratowała, przeze mnie nie żyje. Jestem złem, które trzeba zniszczyć.
- Nie, to moja wina - odrzekł Will spoglądając na niego - gdybym nie flirtował z Elsą , to byśmy nie wpadli w tą pułapkę. Nie było by nas tutaj, żyła by, to moja wina nie twoja.
- Potem pogadacie czyja wina - do salonu wszedł Ty - dzwonił facet z zakładu pogrzebowego.
Wszyscy teraz byli skupieni na Tylerze. Czuli wewnętrzny nie pokój, który z każdą chwilą rósł. Z każdym kolejnym oddechem wiedzieli, że coś ważnego się wydarzyło...
               



piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 8


                                                             

                           Obrzeża lasu


   Wysoka blondynka stała patrząc wprost na ludzi błądzących po ulicach. Pochłaniała wzrokiem wszystko co było po drodze. Jej długie blond włosy falowały razem z wiatrem. Myśląc o swojej zemście zacisnęła ręce w pięści, po czym słysząc za sobą zwiększający się na sile szelest rozluźniła dłonie.


- Najpierw księżniczka, a następnie następca tronu - mówiła nie odrywając wzroku od przechodniów
- Obiecałaś mi pomóc - odezwał się za nią Klaus, obróciła się spoglądając na niego.
- Owszem i pomogę, gdy ty mi pomożesz. 
- Przecież już to zrobiłem, nie pomagając Alice - wzrok jego błądził powoli po jej twarzy wywiercając w niej dziurę.
- To było nic, jetem potężną wiedźmą, ale nie dam rady otworzyć portalu do mojego świata. Znajdź kogoś kto otworzy przejście, chyba że jeszcze znajdziesz miejsce z którego mogę czerpać energię.
Klaus zacisną pięści, ale jeszcze nad sobą panował.
- Możesz czerpać magię z miejsca, w którym zabito wszystkie wiedźmy - uśmiechała się cwanie.
- Doskonale, zaprowadź mnie tam, a twoja matka nie zdąży powiedzieć żadnego słowa.
Szarmancko wysunął dłoń prowadząc z uśmiechem Sharon.


                                   Nibylandia


    Snow i Bell siedziały wypatrując jakiś oznak niebezpieczeństwa, wsłuchiwały się w dźwięki fal , które przybierały na sile.
- Chyba sztorm się zbliża, chmury nadciągają - mówiła Bell spoglądając na Snow z ukosa, która chodziła z bronią w ręku gotowa do walki.
- Będzie pewnie...- nie dokończyła zdania - widzisz ? tam przy skałach - obie wytężały wzrok.
- Czy to ona ? - Bell szepnęła obróciwszy się zauważyła, że jej towarzyszka celuje z łuku. Widziały tylko lekką sylwetkę.

- Jesteśmy za daleko - opuściła łuk ciężko oddychając.
- Zniknęła, nie ma jej.
- Kogo nie ma ? - usłyszały nie daleko głos Reginy.
- Syrena, widzieliśmy ją, była na skałkach - wyjaśniła Bell.
- W jaskini nic nie ma, musiała gdzieś ukryć rzeczy - powiadomił je David, gdy wraz z Rumplem się zbliżyli.
- Wie, że na nią polujemy - włączyła się do rozmowy Snow.
- Musimy zrobić jakąś przynętę, pułapkę - myślała na głos Regina.
- Ale tym zajmiemy się potem, teraz trzeba przygotować miejsce do spania, póki jest jeszcze jasno.
Każdy z nich wiedział co ma robić. Zajęli się przygotowaniami do rozpalenia ogniska, wyczerpani drogą z chęcią później odpoczęli.


                                    Damon

   Po kilku godzinach się obudziłem wtulony w wciąż nieprzytomną Alice. Wyglądała tak niewinnie, tak pięknie, że się nie mogłem powstrzymać przed złożeniem na jej ustach pocałunku. Już chciałem to zrobić, gdy nagle zauważyłem jak jej powieki lekko drgają. Odsunąłem się wciąż na nią patrząc.

- Alice ? słyszysz mnie ? - pomrukiwała cicho - Alice ?
- Głucha jeszcze nie jestem - usłyszałem bardzo cichy jej głos.
- Nie była byś sobą, gdybyś nawet teraz nie próbowała mi dokopać - uśmiechnąłem się, a ona powoli otworzyła oczy.
- Przepraszam bardzo, a co robisz tutaj ? Ja sobie nie przypominam bym cię zapraszała do łóżka - mówiła wciąż cichym głosem.
- Jak możesz tego nie pamiętać, wprost mnie o to błagałaś. Teraz to mnie uraziłaś to była najlepsza noc w moim życiu - uśmiechnąłem się cwanie patrząc w jej ciemne oczy.
- Tylko niech wstanę, to ty nie wstaniesz już nigdy - zamknęła oczy
- Spokojnie księżniczko oszczędzaj na razie siły. A mi tyłek zawsze zdążysz skopać, bo nie mam zamiaru uciekać.
- Gdzie Will ? - spytała na wydechu.
- Z resztą pojechał na bagna szukać kwiatu...
- Galuszy - dokończyła za mnie - nie znajdą go - zmarszczyłem brwi.
- Chwileczkę, przecież to ty jesteś optymistka. Znajdą ten kwiat i wyzdrowiejesz.
- Nie, Sharon wygrała.
- Hej - złapałem jej twarz tak, że patrzała na mnie - to my wygramy, jasne ?
- Ale...
- Żadnego ale, pokonamy Sharon, razem - powoli pokiwała głową i chciała już wstać - a ty dokąd?
- Do Willa, nie ma sensu by szukali sami.
- Wow chwileczkę, ty nigdzie nie idziesz.
- A ty co moja niańka ? - usiadła, ale musiała się o mnie oprzeć z braku sił.
- No jak widać tak. Nie dasz rady iść, jesteś uparta, ale chociaż tym razem odpuść - spojrzała mi w oczy, a potem coś cicho zamruczała pod nosem - co takiego?
   Nic nie odpowiedziała, tylko głęboko wypuściła powietrze. Chwile tak patrzyła w ciszy przed siebie. Nie wiedziałem o czym myśli, z każdą chwilą bałem co dalej.
- Pomóż mi zejść na dół - w końcu leniwie przeniosła wzrok na mnie - chce do toalety i na dole poczekać na Willa.
Złapałem ją od razu na ręce, ważyła bardzo niewiele. Wtuliła się we mnie tak mocno ile miała sił , czyli niewiele. To moja wina , gdyby mnie nie ochroniła to ja bym umierał nie ona. Oddaje za mnie życie, a znamy się tak nie długo. Postawiłem ją przed drzwiami.
- Może lepiej z tobą wejdę? - spiorunowała mnie wzrokiem - przepraszam - spuściłem wzrok w geście kapitulacji. Po paru chwilach wyszła ledwie włócząc nogami. Była cała blada oparła się o ścianę i nim upadła złapałem ją w pasie i przytuliłem do siebie.


Trwając w takim uścisku zeszliśmy na dół. Ułożyłem ją wygodnie na kanapie i przykryłem kocem.
- Coś przynieść ? - zaprzeczyła głową więc usiadłem obok niej - dlaczego to zrobiłaś ? ocaliłaś mnie, a nie musiałaś.
Przez dobrych parę sekund patrzeliśmy sobie w oczy, westchnęła i splotła palce z moimi.
- Dla każdego bym to zrobiła, więc nie myśl, że jesteś jakiś wyjątkowy , że ocaliłam twoje nędzne życie, a raczej nie życie - puściła rękę  i ułożyła obok siebie.
- No tak oczywiście, czego innego mogłem się spodziewać - spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek - przecież mnie nie znosisz, więc czemu mam oczekiwać dobroci.
Odwróciłem wzrok patrząc na płomienie w kominku. Przez krótką chwilę myślałem, że to dobry znak skoro mnie ocaliła, ale teraz widzę to złudne nadzieje. Staje się jak Stefan chcąc ...chcąc...miłości? ...sam siebie pytałem nie dowierzając.
- Damon ? - usłyszałem jej cichy głos i spojrzałem na nią - ja...- nie dokończyła, bo w tej chwili wszedł do domu Stefan i cała ekipa poszukiwawcza.
- Alice - Will szybko do niej podszedł , więc wstałem dając im więcej miejsca - jak się czujesz ?
- Jakby mnie ktoś przeciągnął przez wyżymaczkę - lekko się uśmiechała
- Czemu na górze nie zostałaś ? - wzruszyła tylko ramionami i się wtuliła w niego.

  Spojrzałem na Stefana i pozostałych pytającym wzrokiem, ale tylko zaprzeczyli. Czyli dalej nie ma nadziei na uleczenie jej, spojrzałem na tulącą się Alice i Willa. Chciałbym jakoś pomóc,  ale nie mam bladego pojęcia jak.

     
                                     Rezydencja Mikelson


   Rebecca schodziła schodkami w dół szukając wzrokiem jakiegokolwiek brata. Powolnym krokiem doszła do salonu z którego dochodziła cicha muzyka, gdy weszła niezastała nikogo. Podniosła rzuconą na sofę księgę i ją przejrzała.

- Jak zwykle jesteś ciekawa tego co nie twoje - rzekł Klaus wchodząc.
- Ale też nie jest twoje tylko matki - odpowiedziała rzucając księgę z powrotem - po co ci ona ? ta Sharon miała przecież się zająć matką.
- Zawsze mam jakiś plan awaryjny. Mogłabyś się tego w końcu nauczyć i nic nie zostawiać przypadkowi.
- O tak teraz bawisz się w rady. Nie chcesz mnie przypadkiem zasztyletować? - spytała z ironią
On tylko jedynie westchnął i nalał sobie szklankę alkoholu.
- I jak rozmowa z czarownicą ? - znikąd nagle pojawił się Elijaha.
- Przebiegła tak jak oczekiwałem - rzekł Klaus patrząc mu prosto w oczy - Pomogę Sharon a ona mnie, proste.
- A skąd pewność, że ona ci pomoże ? - prychnęła Bex spoglądając spod przymrużonych oczu na Klausa.
- No właśnie nie mam.
- A ty jak dobrze widziałem pokazałeś miejsce , gdzie zabito czarownice - mówiąc to Elijaha obracał w dłoni pustą szklankę.
- Tak, ale nie wie, że czarownice nie będą z nią współpracować, więc zrobi najpierw coś dla mnie, a potem ja pomogę.
- Nick jak chcesz zmusić czarownice do współpracy ? - spytała nie dowierzając w to co mówi jej brat.
- Ja mogę tylko powiedzieć jej, że nie mam tyle mocy, żeby jej pomóc, a reszta będzie jej   zmartwieniem - powiedział z drwiącą miną.
- To nie chce być w twojej skórze jak się ona o tym dowie - Elijaha już nie wiedział jak rozmawiać z bratem.
- Obiecałem jej pomoc, więc to zrobię na tyle ile potrafię - spojrzał na okno i zaraz potem zniknął.
- On nas kiedyś wykończy - Bex siadła na sofę - niedługo go zabiję, nie wytrzymam z nim.

  Elijaha tylko westchnął i podszedł wolnym krokiem do okna. Przypominał sobie czasy, gdy obaj byli zakochani w Tatii. Popełnił błąd i ona nie żyje, przez niego. Bawiła się nim i Klausem. Tak samo popełnił błąd z Katheriną. Pamięta do dziś śmiech Tatii , jej roześmiane oczy i te piękne oczy. Z tego transu wyrwał go huk dobiegający z  zewnątrz spojrzał tylko na Rebeccę i zniknął. Rozglądali się oboje po  trawniku na którym była rozlana krew i rozkopana ziemia tworząca słowo  DEATH . Spojrzeli po sobie myśląc o tym samym. Ich matka, Ester robiła się coraz potężniejsza.
- Psia krew, Nick chyba powinien o tym wiedzieć - mówiła blondynka wciąż nie dowierzając, na co starszy brat tylko pokiwał głową i ruszył przed siebie.


                                Nowy Orlean

   Stali po środku wynajętego mieszkania w salonie zerkając na siebie. Słychać było tylko cykanie wielkiego zegara. Słońce  coraz bardziej zaglądało w okna rozjaśniając pokój. Z otwartego okna przedostawało się czyste, orzeźwiające powietrze.

- Pamiętam wszystko - szepnął Hook spoglądając na Kola - a jak z tobą ?
- Tak samo, mój brat zabije Marcela na sto procent - prychnął siadając w fotelu. Hook przystąpił z nogi na nogę i wyjrzał przez okno.


- Ta czarownica dałaby radę namierzyć Alice ?- spojrzeli sobie w oczy
- Możliwe, ale jak zauważyłeś nie przepada za mną. Ehh ...zbierajmy się, pojedziemy do niej, odprawi ten swój rytuał czy pakt nie wiem co ona chce zrobić i poszukamy tej twojej dziewczyny.

Uśmiechnęli się obaj wychodząc z domu. Dzień zapowiadał się bardzo pięknie tak jakby nastał piękny czas po burzy. Po kilkunastu minutach byli już w domu Gill. Stała przed stołem wymawiając zaklęcie nad białą kartką papieru, na której widniały jakieś znaki i litery posypane popiołem.
- Potrzebuje twojej krwi - mówiła spoglądając na Kola, gdy już dostała jego krew nie przerywała zaklęcia przez parę minut wpatrując się na krew która przemieszczała się pod wpływem magii po kartce.
- To wszystko ? - spytał Hook, gdy ta skończyła odmawiać zaklęcie.
- Tak, to wszystko - spoglądała na niego to na Kola - mam nadzieje, że będziecie się trzymać tej wiążącej umowy i twój nie pohamowany brat też.
- Na pewno, miło z tobą się robi interesy Gill - kiwnęła głową.
- O ile nie chcesz mnie zabić - uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz, mam jeszcze jedną sprawę - zaczął niepewnie
- Sądzę, że wasz czas się skończył zawarliśmy umowę, przysługa za przysługę - spojrzała na nich i skierowała się do wyjścia.
- Aa i jeszcze jedno - obejrzała się i spojrzała na Hooka - trzymaj się wampira on cię doprowadzi do tego co szukasz.
Po chwili obaj siedzieli już w aucie jadąc przed siebie.
- Ona miała na myśli Alice ?
- O tak, jak widać twoja ruda laska jest w Mistic Falls, ciekawe czy zna mojego brata oby nie, chociaż nie wiem kto by zwyciężył ona czy on - zaśmiali się - szykuj się na spotkanie.
Kol puścił oko do niego i przyspieszył gnając drogą tak szybko jak było możliwe.


                         Mistic Falls - Alice

   Will siedział obok mnie na łóżku robiąc głupie miny i opowiadając durnoty. Nie miałam siły się śmiać tylko się uśmiechałam. Jak skończył opowiadać jedną historie automatycznie zaczynał drugą tak, że się nie nudziłam. Z każdą chwilą jednak czułam, że słabnę jad Mytisów ciągle płyną mi w ciele odbierając po kawałku życie. Chwilami widziałam przed sobą czarne zawiłe fale, które się skręcały i zanikały.
Może tak wygląda stan umysłu, gdy się zaczyna szaleć. Moje myśli błądziły wszędzie a jednocześnie słuchały tego co mówił Will.
- Ty mnie w ogóle nie słuchasz ? - głos brata wyrwał mnie z myśli, patrzał na mnie wciąż się uśmiechając.
- Cały czas słucham, dużo pleciesz o tej Elsie, a jej długo nawet nie znałeś.
- A tam, spędziłem z nią wystarczająco czasu by wiedzieć, że nie jest złą osobą - uśmiechał się na samo jej wspomnienie.
- Tak tak jasne, zauroczyła cię urodą, a nie tym jaka jest - droczyłam się z nim, spojrzał na mnie z udawaną urazą
- Czy ty sugerujesz, że jestem płytki ? -  wskazał palcami na siebie
- Ja nic nie sugeruje - uśmiechałam się cwanie
- Wiesz, że za to oberwiesz - zaśmiał się - jak tylko znajdziemy ten kwiat.
- Czyli po mojej śmierci - mimo to się uśmiechałam
- Nawet tak nie mów - mówił już całkiem poważnie - nigdy więcej, jasne ? - pokiwałam głową choć i tak czułam, że to koniec. Zabawne, nigdy się nie poddawałam, a teraz tak po prostu odpuszczam. W sumie nawet nie mam jak walczyć.
- Idę z  Bonnie sprawdzić pewne miejsce, wracam za jakieś dwie godziny, a ty nie poddawaj się - pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Ciągle leżałam w domu Salvatorów .Will zrobił tutaj centrum dowodzenia, żeby mnie ocalić.
Minęło już kilka godzin odkąd trucizna jest w moim ciele, czuje jakby z każdą chwilą przybliżała się do nieuchronnego końca. Mam nadzieje, że jakoś Will sobie beze mnie poradzi i wróci do domu cały i zdrowy. Z tych myśli wyrwał mnie odgłos pukania do drzwi.
- Tak ? - odpowiedziałam na tyle głośno ile dałam rade, drzwi się uchyliły i zobaczyłam Damona.
- Przyszedłem tylko sprawdzić, czy czegoś nie potrzebujesz księżniczko, jesteśmy sami w domu - mówił łagodnie ale zarazem sucho.
-Nie nic mi nie potrzeba - już chciał znikać - Damon, posiedzisz ze mną ? - spojrzał na drzwi potem z powrotem na mnie i usiadł obok mnie opierając się plecami.
- Przepraszam - spojrzał mi w oczy po raz pierwszy dzisiejszego dnia - wczoraj mówiłam w żartach, że bym cię nie uratowała - usiadłam tak, że się nie opierałam o łóżko, ale nie miałam tyle sił by utrzymać równowagę.
- Lepiej się połóż - złapał mnie w pasie, spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam w nich troskę, czułam to samo przyciąganie jak tamtej nocy, gdy przerwał nam Stefan. Ciągle się wpatrywaliśmy sobie w oczy czując dokładnie to samo, po paru sekundach poczułam jego ciepłe miękkie usta na swoich. Objął mnie wygodniej rękami tak, że się mogłam na nim oprzeć, smakowałam jego ust, delikatny pocałunek a tyle wrażeń wywołuje.





Po krótkiej chwili oderwaliśmy się od siebie, oparłam głowę o jego tors oddychając głośno.
- Wszystko dobrze ? - położył mnie z powrotem i wpatrywał z niepokojem.
- Tak jak najbardziej, pocałunek był ekstra - uśmiechnęliśmy się i czułam jak wszystko nagle zachodzi mgłą ostatnie co pamiętam to nachylająca  się twarz Damona nade mną.


                            Las Mistic Falls - Will

  Chodziliśmy nie daleko miejsca, gdzie miała miejsce masakra wiedźm. Wciąż szukając kwiatu, błądziliśmy między drzewami rozglądając się i wytężając wszystkie zmysły. Słychać było jedynie śpiew ptaków i szelest towarzyszący naszym ruchom. Po dwóch godzinach szukania  byłem załamany to nie może się tak skończyć. Muszę uratować Alice, przecież nie wrócę bez niej do domu.

- Will - usłyszałem za sobą głos Bonnie - przykro mi, ale tutaj nic nie znajdziemy, możemy spróbować jeszcze po drugiej stronie miasta.
- Czyli musimy się wrócić - kiwnąłem głową w zamyśleniu.
Zawsze to Alice wyciągała mnie z takich tarapatów a sama unikała śmierci, miała do tego duże szczęście, jak widać teraz już nie. Po kilkunastu minutach byliśmy już przy Grillu nagle drogę przeciął nam jakiś facet.
- No proszę na kogo wpadam zaraz po powrocie - odrzekł brunet.
- Trzeba było zostać tam na zawsze - prychnęła Bonnie i już chciała go wyminąć ale zatarasował przejście rękami - daj mi spokój Kol albo oberwiesz.
- Z chęcią tylko mam takie jedne pytanie, widziałaś może taką...
- Will !! - obróciliśmy się wszyscy w tamtą stronę poznałem ten głos od razu.
- Hook ty tutaj - uścisnęliśmy ręce
- No w piękny świat się przenieśliśmy - mówił z ironią
- To jest Bonnie czarownica , a to Hook - przedstawiłem ich sobie po czym zwróciłem się do Kola - A ja jestem bratem Alice.
- No właśnie gdzie ona jest ? - spojrzał po nas a mi od razu  mina zrzedła - co się stało?
- Ona umiera, Hook -  jego mina wyrażała to samo co moja w tej chwili.
- Jak to ? To nie możliwe, nie ona - kręcił głową.
- Mistysy zaatakowały, trucizna ją coraz bardziej osłabia.
- Trzeba zrobić  antidotum - mówił drżącym głosem  Hook - jak najszybciej.
- Potrzebujemy kwiata Galuszy, nie ma go w tym świecie - mówił coraz bardziej sfrustrowany Will, nagle Hook zaczął szperać po kieszeniach - jak wyciągniesz ten kwiat to jesteś  czarodziejem.
- Nie, ale mam wyciąg z niego, nie wiem czy się nadaje - wyciągnął fiolkę, spojrzałem na Bonnie
- Może się uda - powiedziała z małym uśmiechem, a w oczach zakręciły mi się łzy - zrobię antidotum.
Mieliśmy już iść gdy nagle zadzwonił telefon Bonnie, gdy tylko odebrała to minę miała wystraszoną.
- Ale jak to ? ! - twarz miała bladą czułem, że coś bardzo złego się stało - zaraz będziemy.
- Co się dzieje ? - spytałem gdy się rozłączyła spojrzała na mnie i na Hooka
- Dzwonił Damon, Alice prawie nie oddycha jest coraz gorzej.
- To mamy mało czasu - powiedział Kol po raz pierwszy od dłuższego czasu - wskakuj mi na plecy
Bonn podrzucę cię. Szybciej nie mamy czasu - pogonił ją, gdy ta się na niego patrzyła.
Po chwili zniknęli, a my ruszyliśmy szybkim biegiem do domu Salvatorów, mam nadzieje, że nie jest za późno.


                            Rezydencja Mikelson

   Rebecca kończąc porządek na trawniku weszła do domu, skierowała swoje kroki do salonu, jednak zatrzymała się słysząc jakiś szmer na piętrze.

- Elijaha, to ty ? - spytała wchodząc po schodkach. Ciągle się rozglądała nasłuchując , jej ciało całe się spięło . Spojrzała przez mijane okno, za którym widniał piękny widok lasu. Szła cały czas na przód zaglądając, w każde drzwi po drodze.
- Klaus, jeśli to ty to nie żyjesz -szepnęła na wydechu idąc do ostatnich drzwi. Za nim weszła usłyszała kolejny szmer, powoli otworzyła drzwi wchodząc do środka. Nikogo nie było, usłyszała szmer i spojrzała w tamtą stronę.
-  To tylko mysz - wyraźnie się odprężyła - wiesz jak mnie wystraszyłaś.
Uśmiechnęła się już uspokojona i pokręciła głową . Odwróciła się gotowa do wyjścia, gdy tylko to zrobiła wciągnęła głęboko powietrze.
- Matko - miała przerażone oczy, Ester uśmiechała się błogo - ty żyjesz.


- Witaj kochanie, oczywiście, że żyje  - machnęła dłonią i nagle Rebecce zaczęło brakować powietrza , złapała się za gardło patrząc na nią i po paru chwilach padła na podłogę. Ester podeszła bliżej córki przekręcając jej twarz w swoją stronę.
- Lepiej, żeby cię nikt jeszcze nie dowiedział, że tu jestem - szepnęła gładząc jej włosy i zniknęła razem z nią z domu.


                            Dom  Salvatore - Will 

   Wbiegliśmy szybko do domu i od razu skierowaliśmy się na górę. Gdy tylko weszliśmy zobaczyłem Damona , który pochyla się nad nieprzytomną Alice, była bardzo blada. Damon tylko spojrzał po nas i pokręcił głową.

- Ona nie oddycha - szepnął i dopiero dostrzegłem jego łzy - jest za późno.
- Nie to niemożliwe - powiedział Hook nie byłem wstanie wykrztusić słowa to nie tak powinno być.
Ona powinna żyć, powinna mi skopać tyłek za marudzenie , powinna wrócić do domu i cieszyć się życiem. Otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Bonnie z Eleną i Stefanem.
- Mamy anti... - urwała, gdy zobaczyła nasze miny.
- O nie - szepnęła Elena patrząc na Alice, martwą Alice.
- Podaj jej to antidotum - w końcu przełamałem ból  i powiedziałem głośno - spróbuj, proszę.
Spojrzałem na Bonnie błagalnym wzrokiem. Po chwili  już była przy niej, gdy tylko wlała jej do ust antidotum, każdy z nas czekał na jakąś reakcje. Siedziałem obok niej i gładziłem jej piękne włosy, mijała minuta za minutą, żadnego znaku, cisza ogarniała pokój było jedynie słychać nasze oddechy i bicie zegara.
- Minęło już półgodziny - powiedziała Bonnie patrząc na mnie bałem się tego co chce powiedzieć - to koniec, ona już nie wróci.

Spojrzałem na Alice i momentalnie z moich oczu zaczęły płynąc łzy po policzku, aż skapywały na jej twarz. Czułem wewnętrzny gniew jakiego jeszcze nigdy nie czułem, ogarniał mnie szał, rozdzierająca pustka w sercu kuła nie miłosiernie. Miałem ochotę tylko na jedno zemścić się zabijając Sharon.