niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział 24

    

     Tym razem rozdział nieco krótszy i troszkę później niż zwykle. Trochę wena poszła w las, ale mam nadzieję, że się odkuje przy czytaniu książek etc. To do następnego. :)

         ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~





                                            Przed domem Salvatore



        Will i Damon stali czekając na czarownicę, która miała im pomóc w dostaniu się do domu i znalezieniu zaklęcia.  Obaj byli pełni zapału, żeby tego dokonać. Mijała już kolejna doba, od groźby Kaia. Nagle zobaczyli jak dołącza do nich mulatka. Widać było, że biegła tutaj całą drogę. 
- Co się stało? - Will od razu wyczuł nie bezpieczeństwo to samo zrobił Damon, który się rozglądał jednak niczego nie zauważył. 
- Jak będziecie dawać jemu to zaklęcie, to odbierzcie księgę. - spojrzała uważnie na obu przyjaciół - Jest mi potrzebna. 
- Do czego? - wampir chciał wiedzieć więcej, lecz mulatka tylko machnęła głową. 
- Możecie mi to obiecać czy nie?- spytała wciąż szybko łapiąc oddech.
- Obiecujemy - powiedział Will za ich oboje, dopiero jak mulatka chrząkneła to wampir z robił to samo.
- No w końcu, ile można na ciebie czekać? - mówiąc to Damon patrzał w kierunku z którego szła do nich Liv. 
- Wybacz, musiałam być pewna, że będzie jak najmniej ludzi w domu. - słychać było w jej glosie zaciętość - Chociaż wiem, że to będzie tragiczne w skutkach jak mój brat dostanie to zaklęcie. To wam pomagam, to mogę przynajmniej wymagać od was, żebyście mi pomogli, go zabić potem. 
- Zrobimy co się da. - powiedziała mulatka patrząc na nią porozumiewawczo. 
- Jasne, że zrobicie i polegniecie. - usłyszeli głos Kaia, który pojawił się znikąd. Trzymał na ramieniu jednego trupa, którego zrzucił na ziemię. - To jest jeden członek klanu siostrzyczko, a to - zdjął  maskę dla związanej wciąż żywej jednej osoby. Kobiety, która była w ciąży. Płakała i gdyby tylko mogła to by krzyczała. 
- Zwariowałeś, wypuść ją! - Liv chciała użyć zaklęcia jednak w tym momencie Kai przebił kobietę sztyletem. Jeden cios, który przeszedł przez brzuch. Następnie drugi szybki odcinający jej głowę. 
- To tylko ostrzeżenie. Żadnej litości. Tik Tok! Tik Tok! - uśmiechnął się szatańsko wyszczerzając swoje zęby i zniknął tak szybko jak się pojawił. 




                                     Ulice Nowego Orleanu


          Marcel szukał wzrokiem przyjaciółki. Jednak ta się starannie przed nim ukrywała. Po kilkunastu minutach szukania chciał się poddać. Jednak ją zauważył. Siedziała przy jednym z małych barków. Podszedł do niej szybko i bezszelestnie co wampiry potrafią najbardziej. 
- D. - usiadł obok niej i nie pozwolił wstać z krzesła - Nie chodzi o Klausa. Nie jemu pomóc. 
- To komu? - spytała zaintrygowana.
- Tam byli rodzice i przyjaciele pewnej dziewczyny. Jest pod władaniem bardzo silnego czarownika. Chcą ją ocalić. Zobacz przez co przeszli. - złapał ją za ręce - Dogadali się z samym Klausem, żeby ją z tego wyciągnąć. To samo robię ja. Gdybym się nie zgodził na propozycję Klausa, to bym nie mógł cię chronić. Oni chcą zrobić to samo. 
- Naprawdę tylko o to chodzi? - pokiwał głową, a ona wypuściła trzymane powietrze. - Dobrze pomogę im, ale dopiero jutro. Podczas pełni stworzę eliksir, który im pomoże. 
- Dziękuję ci, naprawdę. I przepraszam, za trzymanie cię pod kloszem. - przekręciła oczami. Miała do siebie żal, że przez głupią chwilę myślała, że może chcieć jej magii dla siebie.





                                            Dom Parkerów


   Liv szybko i zręcznie przeszukiwała półki i skrytki będące w pokoju ojca. Była pod ścianą. Wiedziała, że oddanie zaklęcia dla Kaia spowoduje duże zniszczenia. To nie mogło się skończyć dobrze dla nikogo, ale z drugiej strony chciała pomóc przyjaciołom. Straciła brata, wiedziała jak taka strata boli. Wiedziała, że to przez Kaia jej brat nie żyje, ale miała większy żal do ojca, który jak zawsze wybrał dobro ogółu zamiast swojej rodziny. Dokładnie tak samo jak z ich matką. Kochała go, ale nigdy nie zrozumie tego, że poświęci nawet rodzinę dla uwiezienia Kaia. Will i Damon byli pod oknem przy pokoju. Czekali na znak od czarownicy, że coś znalazła. Obaj byli poddenerwowani całą sytuacją. Czuli, że dzięki temu mogą być bliżej odzyskania Alice. Nagle poczuła pod palcami wypukłość będąca na ścianie. Ważna zasada, nigdy nie ukrywaj rzeczy ważnych w przedmiotach, które można przesunąć i podnieść. Rozejrzała się dookoła i walnęła łokciem w lekko wypukła część ściany. Kamyczki spadły na ziemię, a dym z kamieni uniemożliwił jej widzenie przez krotka chwile. Usłyszała dobiegające kroki, które się zbliżały w jej kierunku. Spojrzała w zrobiona przez siebie dziurę i wzięła kartkę z zaklęciem. Will, który razem z Damonem byli ukryci weszli lekko do pomieszczenia. Dała im szybko kartkę dokładnie w momencie, gdy jej ojciec wszedł do pokoju.
- Liv, co ty?! - spojrzał na córkę po czym na trzymającego w ręku zaklęcie Willa. Chciał rzucić zaklęcie, ale ona go wyprzedziła.
- Inpectos! - i zaraz po chwili Will razem z wampirem zniknęli. Liv patrzała na ojca przepraszająco, ale ten miał wypisany na twarzy zawód i przerażenie.
- To jest koniec, nasz i ludzkości. - pokręcił głową nie dowierzając i wyszedł z pomieszczenia zostawiając ją samą. Z poczuciem winy. Mogła teraz tylko jedynie zrobić wszystko by Kai nie narobił dużych szkód i jakoś odkręcić całą tą sytuację.






                                             Rezydencja Mikelsonów


   Bohaterowie siedzieli w jednym z większych pokoi czekając na czarownicę, która miała im pomóc. Snow z każdą chwilą coraz bardziej się denerwowała. Gdy tylko usłyszała otwierane drzwi to się poderwała na nogi, jakby miał ją ktoś zaatakować. Do środka weszła młoda dziewczyna, spojrzała na każdego.
- Przepraszam, za to na imprezie. Myślałam, że to ten wampir chce mnie wykorzystać do swoich celów. - usiadła na kanapie. 
- Rozumiem i to w sumie jest tak samo z nami...- zaczęła Snow jednak młoda czarownica jej przerwała.
- Nie jest to samo, jeśli się chce kogoś ratować. - uśmiechnęła się do niej - Podczas pełni, która będzie jutro, zrobię drugi eliksir. Dziś stworze jeden, jutro kolejny. Ten pierwszy, uświadomi waszą córkę i zniszczy wieź łączącą ją z tym czarownikiem.
- A drugi? - spytał Merlin przyglądając się jej uważnie. 
- Zabije waszego wroga. 
- Coś za łatwo poszło, jaki jest haczyk? - mruknęła Regina.
- Gdy jedna osoba spożyje eliksir, druga musi wypić go w przeciągu godziny. Inaczej osoba odcięta umrze.- Snow usiadła nie wytrzymując tego.
- A on będzie żyć prawda? - spytał David siadając obok  ukochanej. Davina pokiwała głową. Nie znała innego sposobu na tak silną wieź. Chciałaby inaczej im pomóc jednak to było nie możliwe.
    Klaus siedział w fotelu w głównym salonie i rozmyślał o wszystkim co usłyszał od Aurory. Nadal nie wierzył w to, że mogą mieć wspólne dziecko. Według niej ona będąc człowiekiem, została przeznaczona, żeby służyć diabłu. Miała go zabić i oddać jego duszę diabłu jednak się zakochała w pierwotnym. Zawarła pakt z diabłem o jego duszę i swoją własną. Miała oddać swoje dziecko. To przez niego stało się możliwe, żeby wampir mógł mieć dziecko. Klaus do tej pory uważał, że chciała go zabić i wykorzystywała jego i jego brata. Teraz im więcej myślał o tym co mu powiedziała, tym bardziej chciał wierzyć jej. Do salonu wszedł najstarszy z rodu i usiadł w fotelu obok. Nalał sobie alkoholu i spojrzał na brata. 
- Szukałem trochę o tym diable. Jest w paru wierzeniach, podaniach. Nazywa się Cade. Jest ziarno prawdy w tym co mówi Aurora. - upił łyk wciąż patrząc na brata.
- Nie powiedziała mi nic, bo ją oskarżyłem. - hybryda spojrzał w okno i zaczął stukać palcami w rytm deszczu.
- Jeśli to jest prawda, to nie jest twoją winą. Mogła powiedzieć prawdę, ale zastanawia mnie jedna rzecz, skąd wie że ona żyje i czemu tak długo zwlekała? - straszy spojrzał w oczy bratu. Obaj nad tą kwestią rozmyślali nieustannie.
- Chyba będzie lepiej jak się z nią spotkam. - mówiąc to Klaus wstał i ruszył przed siebie. Miał się spotkać z Aurorą i pomówić o tym co się wtedy wydarzyło. To że ma z nią dziecko stało się czymś absurdalnie niemożliwym, ale z drugiej strony coś nie pozwalało jemu tego zignorować.
    W ogrodzie rezydencji siedział Kol i rozmyślał o tym co się stało. Chciał odkręcić wszystko i wyjaśnić Davinie jak to było. Usłyszał nagle jej głos dochodzący z domu. Szybko wbiegł do środka i złapał ją za rękę, akurat w momencie jak wychodziła z drugiego pokoju. 
- Możemy pomówić? - spytał przyglądając się jej uważnie. 
- Właściwie, to muszę cie przeprosić. To nie była twoja wina, że Klaus wygrał, przecież nawet nic nie zrobili z tym faktem, gdzie się znajduję. 
- Myślałem, że jednak to zrobi - spojrzała na niego złowrogo - to nie ja, Hayley cie widziała. Pewnie jak się spotkałaś ze mną, ale to nie ja. Nie byłem w żadnym planie, żeby cie wykorzystać. 
- Wiem, ale muszę iść. Przygotować zaklęcie mam dzień na to, a trochę jest z tym roboty. - puściła jego rękę i zrobiła krok w tył jednak on znowu ją złapał. 
- To może ci pomogę? Chociaż się na tym wcale nie znam. - lekko się uśmiechnął, a ona pokiwała głową godząc się na to. 






                                  Skraj lasu - przed domem Kaia

   Will razem z Damonem szli w kierunku domu, w którym to ukrywał się Kai wraz z Alice. Wampir cały czas czuł, że coś się stanie złego. Nie mógł się pozbyć tego uczucia. Rozglądał się cały czas. Wiedział, że jego towarzysz liczy na niego. Był nie tylko bratem Alice, ale też stał się dla niego rodziną. Co było coraz normalniejszym uczuciem dla niego. Nie ukrywał przed nikim, że się troszczy o najbliższych choć nadal był uszczypliwy. Will za to miał nadzieję, że odzyska siostrę, chociaż wiedział, że to się szybko nie zdąży to jednak wciąż miał nadzieję.
- Co za niespodzianka. - usłyszeli głos Alice, a zaraz po chwili ją zobaczyli. Miała ubrania bardziej mroczniejsze tak samo jak makijaż.
- Alice... - szepnął jej brat w osłupieniu przyglądając jej się. Myśleli, że to Kai sam odbierze tą kartkę. Jednak się pomylili.
- Braciszku, może mnie przytulisz? - mówiąc to była bardzo podobna do siebie przed kontrolą Kaia. Podeszła do niego robiąc smutne oczy i powoli go przytuliła. Początkowo był zszokowany, ale już po chwili mocno ją do siebie przytulił. Czuł bicie jej serca i zapach perfum, które uwielbiała. Nagle zaczęła się śmiać, po woli odsunęła się od niego i wciąż się śmiała.
- Słodki mały braciszek. Pogodziła się z tym, że ja jestem taka, a nie delikatna wojownicza księżniczka. - Spojrzała na wampira i do niego podeszła - Tak samo ty kochany. Lubisz mrok, zabijać ludzi, wysysać krew. Możemy to razem robić. Przecież wiem, że bardzo kochasz być mrocznym wampirem.
- Owszem - zbliżyła swoją twarz do niego i już chciała go pocałować ale ją odsunął od siebie - ale ciebie kocham bardziej, dlatego wiem, że nie wybaczyła byś mi gdybym się poddał.
- Jesteś taki słodki, że aż mdły. - zaśmiała się robiąc trzy kroki w tył.
- Nie widzisz co on zrobił z tobą - brat chciał do niej dotrzeć jednak ta ciągle się uśmiechała. - Jesteś jego niewolnicą, nie możesz tak żyć! - ostatnie słowa Willa wprowadziły ją w osłupienie. Zamarła przypominając sobie pewne wydarzenie.


                                  Agrabah


  Alice sprzątała sale zbrojenną. Po ostatnich miesiącach wspólnych walk z ludźmi. Nie chciała zabijać, ale musiała robić to co Jafar jej kazał. Była e końcu jego dżinem. Nagle usłyszała jakiś szmery otwieranych drzwi. Skupiła się bardziej na pracy, myśląc że to jej właściciel. Spojrzała ukradkiem w stronę drzwi i zobaczyła Merlina.
- Co tu robisz? Jak Jafar cię zobaczy...- położył jej palec na ustach.
- Uwolnię cię stąd. - szepnął bardzo cicho patrząc w jej oczy.
- Nie dasz rady. Jest zbyt potężny.
- Wykupie cię, złożyłem mu propozycję.
- On mnie chce. - pokręciła głową - Nie zgodzi się na nic. Odwołaj to nim coś ci się stanie.
- Jesteś niewolnicą, Alice. Jesteś jego niewolnica, nie możesz tak żyć. - złapał ją za ramiona. Przez co czuła się znacznie lepiej, bezpieczniej.



                           Teraźniejszość

  Nagle się wybudziła z tych wspomnień i spojrzała na brata po czym na wampira, którzy się jej dokładnie przyglądali.
- Dobrze się czujesz? - brat zrobił krok w przód jednak ona zrobiła dwa w tył.
- Wspaniale, a teraz dawać to czego chce Kai. - mówiła to przez zaciśnięte zęby. Damon zerknął na Willa i kiwnął głową. Will zrobił krok w przód powoli i wyciągnął kartkę z zaklęciem. Wzięła je spoglądając uważnie na nich obu. Potem jej wzrok utkwił w zaklęciu.
- Zabierzcie je. - oddala kartkę dla Willa. Obaj byli zaskoczeni.
- Alice? - brat złapał ją za rękę.
- Nie wiem na jak długo mam kontrolę nad umysłem, więc lepiej to zabierzcie. - Spojrzała na Damona. - Przepraszam was obu, naprawdę.
- Przecież to nie twoja wina. - zaczął wampir ciesząc się ze ją słyszy.
- Ja nie tylko o tym. Zabierz rodziców, zaklęcie, nie oddawaj go. - mówiła do brata robiąc krok w tył.
- Nie zostawimy cię...
- Musicie. On mnie zabije, moje serce ma wystarczającą magię by zrobić portal. - słysząc to Will chciał się z nią kłócić jednak nie dała mu dojść do głosu. - Nie chce by przeze mnie zginęło więcej ...- nagle urwała i zamarła na krótką chwilę.
- No proszę kogo my tu mamy. - odwiercili się i zobaczyli Kaia z psychopatycznym uśmiechem, który zaczął iść w ich stronę. - Przynieśli prezent. - mówiąc to Alice podeszła do niego. Znowu była pod jego wpływem. Chociaż oboje wiedzieli, że to się stanie to jednak nie przypuszczali, że tak szybko.
- No to gdzie ten mój prezent? - lekko się uśmiechnął do gości. Will zanim oddał mu zaklęcie to spojrzał na siostrę. Nie chciała tego. Jednak i tak nie mieli szans uciec z zaklęciem przed Kaiem. 
- Chcemy księgę dostać i tak jej nie potrzebujesz. - wampir zatrzymał  Willa przed oddaniem zaklęcia. Obiecali dla Bonnie, że odzyskają księgę. Mógł choć tyle dobrego zrobić. Kai spojrzał na nich uważnie, jednak kiwnął powalająco głową na Alice, która zniknęła szybko. Nim się spostrzegli to już była z powrotem. Podeszła do wampira i podała mu księgę zabierając tym samym zaklęcie od brata. Will chciał ją bardzo zatrzymać, jednak ona nie była sobą. Wciąż była pod kontrolą czarownika. Puściła jego rękę i zniknęła razem z Kaiem. 
   
    Po kilkunastu minutach Kai siedział nad zaklęciem i wymawiał je po cichu. Alice leżała i przyglądała mu się uważnie. Wciąż prężąc ciało niczym kotka.
- Możesz przez jakiś czas się nie ruszać. - mówiąc to odwrócił się do niej.
- Przecież nic nie robię. - wstała zgrabnie i podeszła do niego uwodząc go wzrokiem. - To nie jest nic. - mruknął gdy usiadła mu na kolanach.
- Nic nie poradzę, że kusi mnie to całe zło w tobie. - pocałowała go delikatnie i wstała dając mu dokończyć zaklęcie. Pierścień na jego ręce zaczął się świecić i przygasł, gdy skończył je wymawiać.
- To teraz czas na polowanie. - wyszczerzył do niej swoje zęby i spojrzał w jeden kąt pokoju gdzie znajdowały się drzwi które stały same bez żadnej ściany - a za jakiś czas będę mógł otworzyć te drzwi. Wtedy stanę się najbardziej potężniejszą osobą na tym i innym świecie.





                                     Pokój na skraju lasu
             
    

     Kai wszedł pewnym krokiem do domu. Czuł, że wszyscy wiedzą o jego obecności w domu. Nagle zobaczył pędzącą w jego stronę strużkę mocy. Zręcznie się uchylił i wyciągnął rękę z pierścieniem przed siebie. Pierścień wciągnął  całą moc atakującego go czarownika. Podszedł do niego, gdy ten był ledwo żywy. 
- Teraz nie ma litości. - skierował słowa do swojej ofiary, po czym zadawał mocą silne ciosy, które doprowadzały do powolnej agonii. Krew wypływała z jego ust, a jego oczy wyrażały przerażenie. Wciąż był przytomny, aż do swojej ostatniej chwili. Kai powoli podniósł głowę i się uśmiechnął szeroko. W jego stronę szedł cały klan na czele z ojcem. Alice atakowała osoby dobiegające do nich z drugiej strony. Zabijała każdego, nie patrząc na to kim jest. Przez to czuła jak się staje coraz bardziej potężniejsza. Mrok ją wciągał coraz głębiej i głębiej. Nie widziała odwrotu z tej ścieżki. Chciała tylko być w tym mroku i chłonąć go garściami. 
    Czarownik z każdą chwilą zabijał, a co za tym idzie stawał się coraz bardziej silniejszy. Całe jego ciało było pokryte krwią klanu. Każdej osobie sprawiał nie wyobrażalny ból. Odrywał głowy, wysuszał ciała, sprawiał  by ich wnętrzności wypływały jeszcze za ich życia. Dom wyglądał jak po najeździe armii. Wszystko skroplone krwią. 
- I zostałeś tylko ty. - Kai patrzał na swojego ojca, który był gotowy do walki - tylko ty z całego tego szajsu. A i Liv oczywiście. Ją oszczędzę. Jestem psychopatą, ale mam serce, jednak. - zaśmiał się i rozłożył ręce. Rozejrzał się po całym domu.
- Zostaniesz pokonany i odesłany tam gdzie twoje miejsce! - jego ojciec zrobił krok w jego kierunku. -Invi...! - nie zdążył wypowiedzieć zaklęcia. Jego żyły zaczęły płonąć od środka. Nie mógł oddychać, złapał się za szyję. Upadł pociągając za sobą zasłonę. Kai do niego podszedł. Patrzył jak jego ojciec umiera i się lekko uśmiechnął. To był ostatni widok jego ojca jaki zobaczył przed śmiercią. 

        Zobaczyła kobietę stojącą przy małym łóżeczku. Bez zastanowienia ją zabiła odcinając jej głowę. Ciało opadło bezwiednie. Nagle usłyszała płacz, odwróciła głowę i spojrzała na małe łóżeczko, w którym znajdowało się dziecko. Miało na oko dwa latka. Podniosła je na ręce i zaczęła bujać żeby przestało płakać. Spojrzała na kocyk, który nagle zaczął się unosić. Złapała go i przeczytała przyszyte imię ANGEL.
- Tak masz na imię? - dziewczynka się uśmiechnęła. Usłyszała, że Kai się zbliża. Szybko otworzyła szafę i posadziła małą na kupce ubrań.
- Bądź grzeczna i bądź cicho. - pocałowała ją w główkę i zamknęła drzwi. W samą porę, akurat w momencie gdy Kai wszedł.
- Widzę, że się dobrze bawiłaś. - uśmiechał się widząc to ilu ludzi zabiła - Ja też się ubawiłem, jednak jeszcze trochę potrzebuje mocy. - spojrzał na świecący się pierścień.
- Mogę trochę pozabijać? - zrobiła szatańską minę. Ten tylko odwzajemnił się tym samym. Po kilku minutach była pod domem Salvatore. Spojrzała przez okno i dostrzegła swojego brata, który rozmawia z Damonem a nawet z Hookiem.
- Ciiii malutka - zaczęła bujać dziecko na rękach - tu będziesz bezpieczna. -  ułożyła dziecko pod drzwiami i ją pocałowała w czoło. Spojrzała ostatni raz i zadzwoniła do drzwi, po czym szybko uciekła.




sobota, 23 lipca 2016

Rozdział 21

   




                  Domek w lesie

     Cały klan obradował nad decyzjami dotyczącymi powrotu Kaia. Luke czekał na zewnątrz budynku i rzucał kamienie do małej kałuży. Rozmyslal nad tym ze razem z Liv muszą stoczyć pojedynek na śmierć i życie. Nie chciał tego, nie chciał sam ginąć ale też nie chciał zabijać Liv. To bylo nie fair w stosunku do żadnego z nich. Podniósł kolejny kamień i rzucił nie patrząc. Tym razem nie usłyszał chlupniecia ani też odgłosu spadania. Spojrzał w górę i zobaczył przed sobą Kaia, który mocą utrzymywał kamień w powietrzu. Luke natychmiast wstał gotowy do walki.
- Nie tak nerwowo braciszku. - uśmiechnął się jak szaleniec.
- Czego chcesz? - przygladal się jak jego starszy brat spokojnie podchodzi do niego.
- chciałem wpaść z wizytą spytać co nowego. W końcu nie widzieliśmy się tyle czasu.
- Czego chcesz Kai? - tym razem już wypowiadał słowa bez lęku.
- Od razu do rzeczy. No dobrze, potrzebuje księgi zmarłych.
- Myślisz że klan ci odda najważniejszą księgę?
- Tak, bo inaczej każdy zginie... - drzwi się otworzyły i na zewnątrz wyszedł ich ojciec, który od razu rzucił zaklęcie w stronę Kaia. Ten tylko delikatnie je odrzucił w stronę drzew, które pekly w połowie.
- Też się cieszę tato. - po kilku sekundach z domu wyszli inni. - Każdego zdarze usciskac ,nie martwcie się o to. - nagle koło niego pojawiła się jakaś bestia z wyglądu przypominajaca człowieka. Tylko miało szpiczaste uszy, dłuższe zęby, ciało pokryte czarno-brązowymi luskami. Oczy lsnily czerwienią i czernią.
- A to moje nowe zwierzato. Tak to można nazwać. - zawylo głośno - Naprawdę chcecie sprawdzić jej możliwości?
Rozłożył ręce i spojrzał po każdym. Nagle został zaatakowany magią z różnych stron.
- Czyli jednak chcecie. - mruknął i skinal głową  dając znak swojej bestii do ataku. Sam także mocą dusil każdego kto go atakował. Bestia zaczęła mu torowac drogę do domu. Wszedł do domu zabijajac każdego z taką łatwością jakby walczył z mrowkami. Wszedl do domu i dokładnie wiedział gdzie ma szukać księgi. Wyczuwal ją swoją mocą. Po kilku chwilach znalazł ją za małą szafką przy biurku. Wziął ją w dłonie i wciągnął jej zapach.
- Nareszcie. - mruknął i się odwrócił.
- Nie zabierzesz jej. - zobaczył przed sobą swojego ojca.
- Nie radzę żebyś mnie powstrzymywal. - pokrecil głową z lekkim uśmiechem. Do pokoju wpadł Luke, który miał sporo ran na ciele. Przyglądał się im obu.
- może byś się do mnie dołączył ? Pytam po raz ostatni.
- Wolę już zginąć - stanowczo powiedział młodszy z rodzeństwa.
- jak tak bardzo chcesz - wzruszył ramionami, chcial juz rzucić na niego zaklęcie ale ich ojciec go uchronił rzucając tym samym zaklęcie w stronę Kaia, który poleciał na szafkę zrzucajac przy okazji z niej wszystko. Ojciec podszedł do niego wymawiajac zaklęcie. Kai złapał się za głowę nie mogąc się na niczym skupić.
- Tato? - usłyszeli głos Luka, w którym słychać było cierpienie.
Ojciec momentalnie przestał i się odwrócił. Bestia trzymała Luka swoimi dlugimi pazurami za skórę, tak że zaczęła wyplywac krew.
- Luke. - wyszeptal ojciec widząc cierpiącego syna. Kai się już ogarnął i stał znowu pełny sił. Zamroził ojca by ten się przyglądał Lukowi.-  Puść go, proszę.
- Jeśli mnie ty wypuscisz, razem z księgą w spokoju  - odparl Kai. Ojciec  spojrzał na młodszego syna przerpraszajaco - Wybierasz księgę niż syna. Nie czuję się zaskoczony , zawsze rodzina stała na drugim miejscu. - pstryknal palcami i bestia zatopila swoje kły w szyi Luka.
- Naprawdę tatusiu jesteś wspaniały. - po chwili już go nie było.
   Siedział i kartkował  księge w swojej kryjowce. Bestia się mu przygladala siedząc niczym pies wpatrujaca się w swojego pana.
- Dobrze się spisalas kochana. - pogladzil ją po policzku. - Niedługo nie będziesz musiała zmieniać się w taką bestię i do mnie dołączysz. Twoje serce już jest moje. Tylko ja ciebie rozumiem, nikt inny cię nie rozumie. Zapamiętaj to. - ucalował ją w czoło. Zamruczala niczym kot i uciekła przez otwarte okno, wpuszając więcej wiatru do pomieszczenia.



                     Ogród Bonnie

  Siedziała na trawie po turecku z zamkniętymi oczami. Wsłuchiwała się w odgłosy dobiegające z ogrodu. Liczyła każdy oddech, próbowała się skupić tak jak to uczył ją Merlin. Wdech i wydech, powtarzała sekwencję po raz enty.
- Nie potrafię tak. - ze złości rzuciła kamieniem, nie patrząc gdzie trafi.
- Auć! - usłyszała krzyk i się poderwała na nogi. Przed nią stał Merlin i masował sobie czoło.
- Przepraszam, nie chciałam w ciebie trafić. - patrzała na niego przepraszająco. Spojrzał na nią i powoli się uśmiechnął. Wyglądała jak mały przerażony szczeniak, jakby bała się, że odejdzie i nie będzie jej uczył. Nagle zaczął się coraz głośniej śmiać, na co mulatka odpowiedziała szerokim uśmiechem.
- Musiałabyś się mocno natrudzić, żebym się obraził za takie atakowanie. - skrzyżował ręce - Coś ci chyba nie szło, skoro mnie atakujesz.
- Nie mogę się skupić. - rozłożyła ręce bezradnie.
- Coś ci zaprząta umysł, o co chodzi? - zbliżył się do niej patrząc uważnie. - Mogę ci pomóc tylko muszę wiedzieć o co chodzi.
   Jego kocie oczy się zwęziły, czym ją hipnotyzował. Wstrzymała oddech na kilka sekund dłużej. Poczuła ciarki na całym ciele, co nie uszło uwadze czarownikowi. Potrząsnęła lekko głową i zrobiła krok w tył.
- Chodzi o sztylet, który ma ten cały Kai. Jest czarownikiem i pewnie ma dużo większą moc niż moja...
- I pewnie większą niż ja. - uciął jej i spojrzał w niebo - Wiesz ile razy walczyłem z przeciwnikiem, który jest ode mnie potężniejszy? - pokręciła głową wyczekując odpowiedzi, zerknął na nią. - Sam dokładnie nie umiem odpowiedzieć, ale bardzo często mierze się z lepszymi od siebie.
Podszedł do niej i wskazał na swoje blizny na rękach. Lekko się odznaczały bielą, były krótkie jak i dłuższe. Bonnie powędrowała opuszkami palców wzdłuż nich.
- To blizny po tych walkach? - spojrzała mu w oczy, a on tylko przytaknął - Jak...jak ty ...
- Przeżywam? - potwierdziła kiwnięciem, a on dotknął palcem jej czoła - Przede wszystkim skupienie. Skupienie na tym co robisz, skupienie na ruchach przeciwnika i ich wyprzedzaniu. A jeśli walczysz w zespole, to pełne zaufanie do każdego w drużynie. Nie jesteś i nie będziesz sama Bonnie, masz przyjaciół, którzy cię wesprą i pomogą. Masz też mnie, wiem niezbyt to pocieszające.
   Uśmiechnął się szeroko, na co się zaśmiała. Widział w jej oczach blask, którego dawno u nikogo nie widział.
- Nie jesteś taki zły. Może zanim dalej będziemy ćwiczyć... - przystanęła z nogi na nogę, przegryzając wargę - ...masz ochotę na ciasto?
   Nie mógł się ruszyć, pierwszy raz od setek lat był tak zafascynowany drugą osobą. Przy niej czuł się jakby miał znów te kilkanaście lat, mógł być całkowicie sobą bez udawania. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że go o coś pytała. Na co mulatka tylko pokręciła głową ze śmiechem i pociągnęła go do domu.


                     Domek nad jeziorem 

   Alice obudziła się objęta ramieniem ukochanego wampira i zerknęła na niego przez ramię. Pierwszy raz od dawna mogła spokojnie się polenić w łóżku. Obserwowała śpiącą twarz Damona, który nie świadomy jej wzroku ciągle spał. Nie mogła się powstrzymać i się nachyliła nad nim lekko muskając jego wargi swoimi. Kiedy chciała się już oddalić poczuła jak jego dłoń na jej plecach przyciąga ją do niego. 
- Już chcesz uciekać? - wypowiedział te słowa tak cicho i dyskretnie jakby ktoś miał ich podsłuchać. Uśmiechał się szeroko niczym kot z cheshire, aż poczuła na swoim ciele dreszcze. Nie sądziła, że będzie tak reagować na tego wampira.
- Czas na śniadanie i... - nie zdarzyła skończyć, kolejny raz poczuła jego gorące wargi na swoich. Przewrócił ją tak, że teraz on górował nad nią. 
- Ty jesteś moim śniadaniem. - Nie mogła się powstrzymać od śmiechu, przyciągnęła go do siebie. 
- Mam się zacząć bać? - zbliżył do niej swoją twarz obnażając kły.
- Być może. - palcami dotknął jej szyi wyczuwając puls - Twoja przepyszna krew śpiewa, żeby jej spróbować.
- To zrób to. - powiedziała z uśmiechem odgarniając włosy, ukazując tym samym śnieżno białą szyje.
- Lepiej mnie nie prowokuj, bo naprawdę to zrobię. Nie jadłem nic.
- Ja nie żartuję - spojrzała prosto w jego błękitne oczy - i mnie w ten sposób nie krzywdzisz, bo tego chce. Co innego jakbym nie chciała, ale chce - objęła nogą jego biodro i przyciągnęła bliżej - a mi się to podoba. Nie chcę żebyś się hamował, nie przy mnie. Nie chcę drugiego Stefana, chce ciebie. Takim jakim jesteś.

    Gdy tylko wypowiedziała ostatnie słowa, pobudzony jej słowami zaczął ją namiętnie całować. Schodził ustami w dół po szyi, aż poczuł coraz bardziej pulsujące tętno. Nie chciał od razu wbijać  kłów w jej szyję. Chciał się troszkę pobawić, zassał jej skórę robiąc malinkę. Spojrzał na jej twarz, która okazywała niecierpliwienie. 
- Myślałaś, że cię naprawdę ugryzę. - zaśmiał się klęcząc nad nią.
- Wiesz, jesteś nie możliwy - podparła się na rękach patrząc prosto w jego oczy - ja ci daje ... - przycisnął ja do łóżka całym sobą.
- Nie musisz, bo już dawno jesteś moja. - uśmiechnął się szczerząc zęby, to samo zrobiła ona. Nie minęła minuta i zanurzył swoje kły pijąc jej słodką gorącą krew. Czuła lekki ból, ale zagłuszało go podniecenie, które w niej rosło.


                       Mystic Grill


   Siedzieli obok siebie przy stoliku w Mistic Grill. Pirat pił już trzecią szklankę whisky, a Regina ciągle się meczyla się z jedną. Krążyła palcem po powierzchni szklanki i rozmyslala o swoim życiu. Hook zagwizdal tym samym zwracając uwagę kelnerki ma siebie.
- Nie masz dość? - mruknela zamyslona.
- Nie mają rumu, to muszę jakoś przeżyć z tym. - wskazał na szklankę , która znowu napelnila kelnerka.
- Nie to miałam na myśli. - spojrzał na nią uważnie - Emma wybrała Nilla, a Alice Damona...
- Dzięki za przypomnienie. - wypił jednym chaustem całą zawartość szklanki.
- A jednak masz dość. Przez to że jesteśmy zloczycami to nie możemy mieć szczęśliwego zakończenia. - znowu bawiła się szklanką.
- Zarówno Emma jak i Alice, mówiły ze każdy spotka swoje szczęście. Myślałem że to jedna z nich, ale oczywiście się jak zwykle mylę.
- Ty chociaż spotkales kogoś takiego , kto mógłby być twoją drugą połówką. - wypiła całą szklankę tak jak wcześniej Hook.
- Zuch dziewczyna! - klasnal w dłonie - Lubię cię jeszcze bardziej. - usmiechneli się do siebie i zamówili kolejną kolejkę.
   Po jakieś godzinie oboje byli już pod większym wpływem. Regina co prawda wypila mniej niż pirat, ale i tak jej się troche kręciło w głowie. Hook już chciał kolejny raz zagwizdac, ale czarnowlosa go powstrzymala. 
- Mieliśmy pić. - wyszarpujac lekko rękę.
- i to zrobiliśmy, a teraz wracamy do domu. No już wstawaj. - powoli wstała, jednak musiała się podtrzymać na wszelki wypadek.
- Ja jeszcze nie skończyłem mamo. - podniósł rękę wolajac tym kelnerke, która już wiedziała co ma podać.
- Skończyłes, dziękujemy już pani. - odgonila młodą dziewczynę, na którą pirat ciągle spogladal.
- Ejj co ty wyprawiasz... - nie zdarzył dokonczysz, bo w tym momencie Regina go postawiła na nogi. Pomagając sobie magią. Trzymała go za ramię i skierowała do wyjścia. Szli tak kilka minut w kompletnej ciszy, którą tylko przerwywalo głębokie pijackie oddychanie pirata. 
- Wiesz co ja myślę ? -zagadną ją patrząc uważnie na drogę. Czuł jak każda najmniejsza nierówność na drodze może zachwiac jego równowagę.
- Że nie wiesz gdzie znaleźć swój mózg? - spytala sama uważając jak idzie.
- Bardzo zabawne, gdybym mógł to już bym z tobą walczył. - czkawka zaczęła mu dokuczac.
- Gdybyś nie był zalany w trupa to może miałbyś ze mną jakieś szanse. - nie miała już siły żeby iść a musiała jeszcze trzymać tego pajaca w pionie. Chciała się już położyć w ciepłym łóżku. Nagle poczuła szarpniecie i dopiero zauważyła że to Hook ją zatrzymał. 
- Zaraz będziemy w domu, jeszcze kilka kroków. - wskazała dom niedaleko nich. 
- Wiem, że to nie odpowiedni czas...- zaczął a ona tylko zmarszczyla brwi.- ty chcesz szczęśliwego zakończenia...Ja też chcę...dlaczego więc nie spróbować go znaleźć razem? Jestem pijany owszem, ale wiem co mówię Regino. To nie jest pijacki bełkot. - zrobił krok w jej stronę, powolnym ruchem zaczesal kosmyk jej włosów za ucho. Czarnowlosa była zbyt zaskoczona, żeby cokolwiek powiedzieć czy choćby się poruszyć. Bezustannie patrzył w jej oczy i delikatnie się nachylil chcąc ją pocałować. W ostatnim momencie go odepchnela rękoma, aż ten się zatoczyl i omal nie upadł.
- Do reszty zwariowales! Nie probój tego nigdy więcej. - zagrozila i wskazała na niego palcem.
- Ale...- uniósł dłoń jednak szybko ją zaraz opuścił porażony małą częścią mocy czarownicy. 
- Żadnego ale. Myślisz że jestem taka głupia by w to uwierzyć?! Latałes za Alice jak pies, wierny jak nikomu innemu. I teraz mam uwierzyć w to co mówisz? - pokrecila głową i skręciła w stronę domu. - Poradzisz sobie sam dalej. 
Szła szybkim krokiem stukajac obcasami.Nie mogła uwierzyć ze to zaproponowal. Była wewnętrznie zła jak i rozbita na tysiące kawałków, ale musiała poradzić sobie z tym szybko. Czekały ją przeciez wazniejsze sprawy. Otworzyla drzwi I zobaczyła Snow, ktora juz chciała się czegoś od niej dowiedzieć. 
- Nie teraz, Snow. Radzę sobie. - Oparła się plecami o ścianę i zamknęła oczy. Oddychala wolno i głęboko. Starała się wyrzucic z głowy to co jej powiedział pirat. 
- Widzę właśnie jak radzisz. - skrzyzowala ręce. - Regino, wiesz że mozesz ze mną zawsze porozmawiać o wszystkim.
- Teraz jest waznieszy powrót do domu. Moje potrzeby nie są teraz istotne. - spojrzala na Sniezke i w tym momencie poczuła się źle. Ona miała męża, dzieci, była szczesliwa po prostu. Teraz ma ciężkie chwile ale ma bliskich na których może polegać. W przeciwieństwie do złej królowej, jak nazywała samą siebie Regina. 
- Zawsze jest dobry moment żeby rozmawiać o tym co nas trapi. - zaczęła Śnieżka i poklepala miejsce na kanapie obok siebie. Czarnowlosa nie była pewna czy chce wylewać swoje żale i niepewności właśnie teraz. Mimowolnie ruszyła w jej kierunku i usiadła obok. Możliwe że to nie był dobry moment ale na pewno najlepsza osoba, której mogła powiedzieć wszystko. I tak właśnie zrobiła, nie patrzyła jednak swojej rozmówczyni prosto w oczy. Nie miała siły by zobaczyć w nich swój własny smutek. 



                 
                    Jeziorko 

    Po kilku godzinach w południe, chodziła przy jeziorze. Damon obiecał zrobić pyszny obiad jak to powiedział ,,obiad godny królowej,, i żeby się czymś zajęła. Dał jej do czytania  w pokoju jakieś ksiazki pokazujące ten świat. Jednak się szybko tym znudziła i wyszła ma zewnątrz. Podziwiała widok na jezioro przypominając sobie morza swojej krainy. Zabawne, gdyby nie Sharon to nie poznała by człowieka, którego kocha. Zerknęła w stronę domku wyobrażając sobie, jak Damon nie radzi sobie z gotowaniem. Zrobiła krok w kierunku domu, ale już nie wykonała kolejnego. Czuła jak każda część jej ciała została nieruchoma, chłód owiał jej całe ciało.
  Czuła dosłownie każde uderzenie swojego serca, a potem trzask łamanej gałęzi. Nie potrafiła odwrócić głowy. Próbowała wypowiedzieć jakiekolwiek słowa, krzyknąć, ale słowa nie wychodziły z jej ust. Zerknęła na swoje dłonie, które zaczęły się pokrywać tatuażami. Zobaczyła Kaia. Podeszła w jego stronę.
- Nie mam dużo czasu. Słuchaj uważnie - kiwnela głową - Liv moja siostra to ona ma sztylet którego szukacie, chce wszystkich zabić. Uważaj.
Chciała coś powiedzieć lecz w tej chwili on zniknął.Usłyszała skrzypniecie drzwi i zobaczyła Damona, który z uśmiechem na nią patrzył.
- Chodź, obiad gotowy moja królowo. - Skłonił się nisko. Zerknęła na swoje ręce i szybko potarła dłonią po drugiej ręce. Mogła się ruszyć, a tatuaże zniknęły. 
- Alice, wszystko w porządku? - zszedł do niej po schodkach.
- Tak, w jak najlepszym. - uśmiechnęła się sztucznie i złapała go za rękę. Weszła z nim do domu, wciąż mając w głowie to, co się wydarzyło. Robiło się coraz dziwniej. 




                  Park przy Mystic Grill


      Tyler czekał na blondynke przy parku w barze Mystic Grill. Mieli się spotkać po raz kolejny. Czuł że coś jest nie tak z nią. W jakiś sposób czuł ze coś ukrywa. Nagle zobaczył jak idzie powoli w jego stronę. Uśmiechnął się lecz ona tego nie odwzajemnila. 
- Hej, coś się stało ? - spytał ją gdy już byli obok siebie. 
- Nie możemy się więcej spotykać. Miło było. - ruszyła w drogę powrotną lecz Tyler zaraz ją zatrzymał. 
- Dlaczego? Liv, mogę chyba wiedzieć czemu. - spojrzał w jej oczy. 
- To skomplikowane, nie zależne ode mnie. - kolejny raz próbowała odejść, jednak znowu ją powstrzymał. 
- Wiem, że coś ukrywasz przede mną... - wywrocila oczami i chciała już zadać cięta riposte - ...ja też mam tajemnice. Posłuchaj jeśli coś się dzieje w tym miasteczku to albo chodzi o forsę - zrobił pauze a ona pokrecila głową - albo o coś magicznego. 
- Chyba chory na głowę jesteś. - zasmiala się  
- Nie ale jestem wilkolakiem - momentalnie dziewczyna przestała się smiac - Wiem o każdej magicznej osobie w tym miasteczku. Poza toba, więc możemy porozmawiać czy nadal się upierasz by iść ? -wskazał dłonią w dal. Usiedli razem na ławce,blondynka patrzyła cały czas w przestrzeń a chłopak wpatrywal się w nią w ciszy i czekał aż się odezwie. Westchnela i potarla ręce.
- Jestem czarowmicą, mój brat też nim jest. Gdy skończymy 20 lat tradycją jest walka rodzeństwa którzy są blizniakami między sobą ,wygra lepszy i będzie miał całą moc.
- A przegrany ma jakąś karę czy...
- Umiera. - dokonczyla wciąż na niego nie patrząc, dopiero na niego spojrzała - Zaczelo mi zależeć na tobie, dlatego nie chciałam byś ...
- Zakochał w tobie. - dokończył za nią.
- Tak właśnie. - odwróciła wzrok.
- Nie można jakoś tego obejść? Żeby nikt nie musiał umierać.
- mój dziadek miał wizję zniszczenia świata przez mojego brata.
- Luka? - zaprzeczyla ruchem głowy.
- Drugiego starszego brata. Chciał przejąć władzę w klanie, zniszyc świat. Klan go pokonał i uwiezil w wieziennym świecie, w którym nikgo nie mógł skrzywdzić. Teraz się wydostal jakimś sposobem, jest potężny. Bardziej potężny niż ktokolwiek z klanu, bardziej niż każda inna nadprzyrodzona osoba.
- Jak się nazywa?
- Kai. - na wypowiedziane imię przeszły ciarki po jego ciele. Zaczął się coraz bardziej zastanawiać ,czy ten co ma sztylet może być właśnie jej bratem. Jeśli to prawda co ona mówi o jego mocy , to nie mają nikogo kto może go powstrzymać.
- Liv! - usłyszeli czyjeś wołanie.
- Tata? - wstała i ruszyła w jego stronę, to samo zrobił Tyler.
- Musimy porozmawiać na osobnosci. - powiedział twardym głosem żegnając nerwowo na chłopaka.
- On wie wszystko, o co chodzi ?
- Kai...przyszedł po księgę zmarłych. Zabił większość klanu i... - w jego oczach czaily się łzy, otarł ręką czoło.
- I ? Tato?
- ...Luke...Zabił też Luka. - pokrecila z niedowierzaniem głową. - Razem z resztą ocalałych osób z klanu, mamy nadzieję że przekazana ci moc z pokoleń pomoże go pokonać.
- Zwariowaliscie?! - Tyler nie mógł wytrzymać w ciszy - Chcecie ją wystawić przeciwko najpotezniejszemu czarownikowi?! To szaleństwo!
- Tyler. - mówiła spokojnym głosem patrząc na ojca.
- Niech cały klan stanie przeciwko niemu a nie tylko ona! Boicie się ?!
- Tyler. - dopiero teraz wzrocil na nią uwagę - Klan przekaże mi moc przodków, być może mu dorownam.
- A jak nie? Nie zostawię cię, moi przyjaciele i ja ci pomożemy... - chciała już się sprzeczac - Kai o ile się nie mylę ma sztylet, którego potrzebują moi przyjaciele ,więc to też nasza walka.
- Tylko musicie uważać ma coraz więcej demonów, którzy mu pomagają. - na odchodnym usłyszał słowa jej ojca i razem z nią podazyli w głąb  parku. Potrzebowała ciszy i spokoju by przetrawic wieść o śmierci swojego brata.




                               Biblioteka Mystic Falls 

    Stała przed półką pełną książek, szukając wzrokiem książki, którą potrzebuje czarownik. Jednak myślami wciąż błądziła po jego twarzy. Widziała przed swoimi oczami jego szeroki uśmiech, kocie oczy, które ją za każdym razem hipnotyzują i ten szczery śmiech. Złapała jedną z książek nie przyglądając się jej wcale.
- Masz coś? - podskoczyła słysząc jego głos, aż książka wypadła jej z rąk. Obróciła się łapiąc za serce. - Przepraszam, nie myślałem, że cię przestraszę. 
- Jeszcze żyje. - zaśmiała się uspokajając pędzące serce. 
- To mam szczęście. - nie mogli oderwać od siebie wzroku. Kolejny raz jej serce zaczęło gnać. Zrobił krok w jej stronę, świdrował ją swoim wzrokiem, aż czuła przebiegające dreszcze wzdłuż całego ciała. Nie mogła wykonać żadnego ruchu, czekała, aż to on pierwszy go wykona. Zerknął na jej usta i wypuścił trzymane jak dotąd powietrze. Schylił się będąc coraz bliżej niej. Wierzchem dłoni dotknął jej policzka, zaś opuszkiem kciuka delikatnie smakował miękkość jej ust. Rozchyliła je oddychając coraz ciężej, oparła się rękami o jego tors. 
- Przepraszam to miejsce publiczne, a nie miejsce do całowania. - od razu od siebie odskoczyli słysząc obok siebie bibliotekarkę. 
- Pani wybaczy, już wychodzimy. - głos zabrał czarownik, który w przeciwieństwie do Bonnie mógł z siebie wydobyć jakieś słowa. Złapał ją za rękę i zaczęli wychodzić pod surowym okiem bibliotekarki. Gdy tylko wyszli na zewnątrz ustali i spojrzeli po sobie, po chwili zaczęli się śmiać. 
- Widziałeś jaki miała wzrok? Czułam się jak mała dziewczynka, którą przyłapali rodzice. - patrzała to na niego, to na bibliotekę. Widział w jej oczach błysk, który go intrygował.
- Lepiej chodźmy, zanim wypuści na nas jakieś bestie. - uśmiechał się mówiąc to.
- Ale, ale książka..
- Mówisz o tym. - wyjął z torby książkę i nią pomachał - zabrałem ją, pożyczyłem - poprawił się widząc jej wzrok i znowu schował. Pokręciła głową, widziała podobne zachowanie u Alice.
- Mamy dużo na głowie ostatnio, może dla relaksu zjemy lody? - podążył za jej wzrokiem na budkę z lodami.
- Wiesz, że dawno ich nie jadłem. 
    Powoli poszli w tamtą stronę, jednak obydwoje nie myśleli o lodach, mieli w głowach to co było w bibliotece. Bonnie zamówiła swoje ulubione truskawkowe lody, a Merlin nie mógł się zdecydować na jeden konkretny smak. W końcu mulatka zamówiła za niego czekoladowo-migdałowe. Szli przed siebie jedząc lody, śmiejąc się przy tym jakby nie było żadnych problemów. Usiedli na ławce przy wielkim drzewie, obserwując przechodniów.
- Zanim spotkałem Alice, myślałem, że nic dobrego mnie już nie spotka. Wszystko się zmieniło dzięki niej. Byłem chłodny i zdystansowany, a ona młoda dzielna i potrafiąca dostrzec dobro w drugiej osobie. Zmieniła mnie, nie ufałem nikomu, potem tylko jej, aż w końcu lód w moim sercu znowu się roztopił. Dzięki niej jestem tu gdzie jestem, jestem kim jestem i mogłem poznać tak utalentowaną i śliczną kobietę...jak ty. - spojrzał na nią tak ciepłym i życzliwym wzrokiem, że się zarumieniła.
- Ja, ja nie wiem co powiedzieć. - zaczęła się jąkać myśląc o tym co przed chwilą jej powiedział.
- Nic nie mów, tylko jedz lody, jeśli nie chcesz mieć ich na sobie. - dopiero zauważyła, że się dość szybko roztapiają. Zaśmiał się widząc, jak szybko je zlizuje z palców. Spojrzała na niego uśmiechając się szeroko. 
- Ubrudziłaś się. - wytarł chusteczka jej nos. Nie mógł oderwać od niej wzroku kolejny raz, czuł jak jej oddech przyspiesza. Tym razem nie chciał dłużej czekać. Pochylił się w jej stronę i delikatnie pocałował. Pragnęła znacznie więcej, pogłębiła pocałunek, chciała by to trwało wiecznie. Czuła jakby, unosiła się co najmniej trzy metry nad niebem. Gdy się od siebie oderwali, wciąż ciężko oddychali. Potarł nosem jej nos i spojrzał w oczy. 
- Jesteś... - zaczął, jednak przerwał mu dzwoniący telefon. Odsunął się lekko od niej i wyjął telefon.
- Nie sądziłam, że używasz telefonu.
- Bo nie używam, Regina się uparła żebym go miał w razie potrzeby. 
- Odbierzesz? - spytała w końcu widząc jak patrzy na telefon. Spojrzał na nią wzrokiem prosząc o pomoc, uśmiechnęła się kręcąc głową. - Zielony, przystawiasz do ucha i rozmawiasz. 
Zrobił tak jak mówiła, jak tylko to zrobił od razu odsunął telefon od ucha i się skrzywił. Regina zaczęła krzyczeć, tak głośno, że nawet Bonnie ją słyszała. Po chwili przyłożył telefon znowu do ucha.
- Wykrzyczałaś się?...Wiesz, że nie umiem obsługiwać telefonu...jestem gdzie jestem, miałem coś do zrobienia..- zerknął na Bonnie, która zaczesała włosy za ucho. - ...dobrze Regino spokojnie, już idę. Jak to się wyłącza? - mulatka wzięła telefon i wcisnęła czerwony przycisk. 
- Coś się stało? - twarz czarownika wyrażała teraz niepokój. Wstali z ławki i szybko podążyli w stronę domu Tylera.
- Coś zaatakowało Snow. - zdołał tylko tyle powiedzieć. 

                                   

                         Salon Lockwoodow 

   Siedzieli w salonie i ciągle rozmawiali o dziwnej bestii, która zaatakowała Snow. Matka Alice nie mogła wyrzucić z głowy myśli, że skądś zna tą bestię. Te kryształowe ciemne oczy, które lśniły lekką czerwienią, zatrzymały się tuż przed ostatnim ruchem zębów. Czas się zatrzymał, bestia się zatrzymała. Były tylko one, jakby nie było Reginy, która rzucała magią w tą dziwną postać. Chciała dotknąć twarzy, ale bestia nagle się wycofała i uciekła. Teraz siedziała w ciszy odtwarzając w kółko tą samą scenę. Nagłe otwarcie drzwi wyrwało ją z zadumy. Do salonu wszedł Merlin, a za nim Bonnie.
- To co to za bestia? - spytał zerkając na Snow.
- Miała czarne całe ciało, zęby długie i ostre, czarno-czerwone oczy... - zaczęła wymieniać pogrążona w myślach - ciało miało jak ludzkie.
- Tylko bardziej zniekształcone. - dodała Regina, która się przyglądała czarownikowi i mulatce, którzy co jakiś czas zerkali na siebie z uśmiechem. 
- Jak mniemam jej nie zabiliście, to jak się jej pozbyliście? - oderwał niechętnie wzrok od Bonnie po raz kolejny. 
- Samo uciekło.- powiedziała twardym głosem Regina, czym przykuła uwagę czarownika.
- Mógłbyś może zbadać tą swoją magią co to było? - ręką wskazała drogę na zewnątrz domu. Czarownik wyczuł jej napięcie i wstał od razu. Podążył w ślad za Reginą rzucając przez ramię spokojne spojrzenie w stronę Bonnie, która wyczuła napięcie czarnowłosej. 
Czarownik wyszedł pierwszy na zewnątrz i machnął ręką w powietrzu, wyczuwając silną magię.
- Mi się wydaje, że już nie pamiętasz o klątwie? - skrzyżowała ręce i patrzyła uważnie na każdy ruch Merlina. Stał odwrócony do niej plecami, złapał większy oddech.
- Nie zapomniałem. - westchnął i się do niej odwrócił. 
- Doprawdy? Widzę co się między wami dzieje i wiem, że chcesz tego, ale wiem też, że nie chcesz jej zranić. - dodała ze smutkiem - Musisz to zakończyć albo stanie się coś złego znowu.
- Wiem, ale nie wiem jak to zrobić. W swoim długim życiu byłem zakochany tylko raz, teraz po raz drugi. 
- Klątwy są do dupy. - zaśmiała się, a jej rozmówca dziwnie na nią spojrzał - Sama osobiście stworzyłam kilka.
- I wszystkie zostały złamane, a moja trwa wieki. Próbowałem wielu sposobów...
- Może nie wszystkich. - wcięła mu się w słowo - Posłuchaj, jednego co się nauczyłam przy bohaterach to to, że nigdy  nie wolno tracić nadziei. - uśmiechnęli się  porozumiewawczo.
- Nie wiem skąd przybyło to stworzenie... - machnął ręką w kierunku, w którym były ślady magiczne bestii. - ...ale mogę rzucić zaklęcie ochronne, będziemy ostrzeżeni, jeśli bestia się zjawi w promieniu kilometra.
  Wstał otrzepując spodnie. Czarnowłosa tylko kiwnęła głową i ruszyła w stronę domu, zerkając przez ramię na zamyślonego czarownika. Rzucając zaklęcie starał się wyrzucić obraz śmiejącej się czarownicy z głowy, jednak im bardziej się starał, tym gorzej mu szło.
                  Samochód Damona 


      Jechali w ciszy samochodem, nie chciała z nim rozmawiać i tylko spogladala przez okno. Na dwie godziny przed powrotem się poklocili , właściwie o błahostki. Zamknęła się na godzinę w łazience ,nie dając przy tym znaku życia. Nie wiedziała że tyle czasu upłynęło jej będąc w łazience. Teraz czuła na sobie jego spojrzenia, ale nie odzywala się ani słowem. Sama nie była pewna dlaczego wciąż jest na niego zła. Czula sie dziwniej niż ostatnio, ale zagluszala tą myśl. Odkąd Will powiedział mu by uważał na nią, ten miał ją na oku praktycznie cały czas. Był sam na siebie zły, że pozwolił jej być samej na kilka minut. Mogło coś się stać, ale na szczęście tak się nie stało. Zerknal na nią znowu, miał taką nadzieję że nie jest jeszcze z nią źle. 
- Przepraszam, wiem że nie powinienem na ciebie krzyczeć. - zabrał głos nie mogąc wytrzymać ciszy.
- spoko. - odparła i dalej milczala. Nie chciała rozmawiać z nikim nie w tej chwili. To co się dowiedziała od Kaia ją przerazilo. Musi odzyskać sztylet od tej dziewczyny, jego siostry. Po kilku godzinach dojechali do domu , wysiedli nadal w całkowitej ciszy.
- Damon? - spojrzał na nią a ona nie dając mu chwili na odpowiedź przyciągnęła do siebie i pocalowala. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - weszli do domu uśmiechnięci. Jednak ona wciąż miała w głowie słowa Kaia. Jak tylko weszli do domu zobaczyli stojące przy drzwiach walizki.
- Co tu się dzieje? - spytał i weszli do salonu gdzie zastali Stefana i Elene pijacych wino.
- Chyba w czymś przeszkadzamy. - odparła Alice z uśmiechem.
- Wręcz przeciwnie , musimy wam coś powiedzieć. - zaczął Stefan, a oni usiedli obok nich na sofie.
- Nie mów że jesteś w ciąży. - mruknął Damon z uśmiechem.
- Zabawne , nie jestem. Dostałam się do stanowej uczelni w Georgii - powiedziała Elena - a to wiąże się z przeprowadzką.
- Gratulacje - Alice wstała i przytulia Elene.
- W końcu będziecie mieć dom dla siebie - odparł Stefan, który pomachal brwiami.
- Dzięki braciszku za te poświęcenie. - powiedział z ironią starszy. - to kiedy wyjedzacie?
- Jutro rano... - zaczęła Elena i usłyszeli otwierane drzwi. Do salonu wszedł Ric.
- Dobrze że was zastałem razem. - usmiechnął się. - Muszę wam coś powiedzieć.
- Dziś każdy chce coś powiedzieć - przewrócił oczami starszy Salvatore za co dostał kuksanca w bok.
- Coś się stało ? - spytała go Elena.
- Wyprowadzam się, dostałem pracę w Georgii na uniwersytecie.- Damon klasnał w dłonie.
- Oni też tam jadą. - mruknął wskazując Eleme i Stefana. 
- Dostałam się na ten uniwerek, więc pewnie znowu będziesz mnie uczyć. - mowila z uśmiechem gilbertowna i nalała dla niego wino. 
- To za nowe początki - wznieśli toast stukając się kieliszkami. Cały wieczór spędzili wspominając każdy moment każdą przygodę jaką  przeżyli razem. Damon nie chciał teraz zawracać głowy żadnemu z nich swoimi problemami. W końcu i tak by nie pomogli rozwiązać przyczyny dziwnego zachowania Alice. Odkąd wróciła do żywych zaczęły się dziać coraz dziwniejsze rzeczy. Teraz będą musieli stawić czoła bez pomocy Eleny, Stefana czy Alaricka. 

           

                         Ogród za domem Bonnie


    Kolejnego dnia słońce było za chmurami ,jakby zwiastowalo coś złego. Czarownik wiedział co musi zrobić. Nie będzie mu łatwo powiedzieć jej tego, że rezygnuje. Zaczęło mu ma niej zależeć, dlatego musi postąpić w ten sposób. Zobaczył ją ćwiczącą w pełnym skupieniu. Po kilku minutach obserwacji ruszył ku niej. 
- Coraz lepiej ci idzie! - krzyknął zbliżając się do niej. Podskoczyla obracając się w jego stronę. 
- Nie musiałeś mnie straszyć. - nie umiała być zła na niego za to i się uśmiechnęła - Spozniles się. 
- Ja?? Nie możliwe... - pokrecil głową i spojrzał po rękach - wybacz nie mam zegarka. 
- Zawsze mogłeś spojrzeć w telefon. - wytknela mu - Możemy dziś ...
- Musimy porozmawiać. - wcial jej się w słowa, od razu wyczuła, że coś się stało. Całe ciało się spielo w oczekiwaniu na to co chce jej przekazać.
- Mówiłem ci kiedyś, że to moja wina. Z tą sytuacją, z Sharon. - pokiwała głową widząc jego konsternacje - Poznając różne światy, natknąłem się na nią. Widziałem ją przechadzającą się po placu targowym. Była taka piękna, jej włosy ślicznie mieniły się w słońcu niczym miód. Mimo wiedzy o klątwie chciałem ją poznać. Mówiłem sobie, że to tylko chwila, jednak chwila zamieniła się w dnie potem tygodnie. Pokochałem ją, a ona mnie. Po kilku tygodniach zaczęła się zmieniać, więcej się kłóciliśmy, kradła, aż w końcu kogoś zabiła. - Spojrzał znowu w oczy czarownicy, które wyrażały przerażenie. - W sercu został jej tylko głód zła, które zmieniło je w lód. Włosy przybrały jaśniejsza barwę, jak lód, który pokrył jej serce. Nie było w niej osoby, którą poznałem. 
- Sharon mówiła, że ojciec Alice ją porzucił. 
- Spotkała księcia parę razy, uratował ją. Próbowałem ją poznać jako ja, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. Wtedy nie myślałem, zmieniłem się w księcia. Chciałem tylko przez chwilę z nią porozmawiać.
- A wyszło inaczej. - złapała go za rękę.
- Nie chcę dla ciebie takiego życia. Jeśli tego nie przerwę, to zmienisz się jak ona. Jesteś młoda, silna i bardzo piękna...
- Nie mów mi tylko, że spotkam kogoś lepszego. - przerwała mu szybko, a on uśmiechnął się słabo. - Lepiej będzie, jak nie będziemy się spotykać. Rozmawiałem z Regina, ona cię przeszkoli dalej, jeśli oczywiście chcesz. 
- Musi istnieć jakiś sposób na przerwanie tej klątwy. - w jej oczach czaiły się łzy, ale nie pozwoliła, żeby wypłynęły. Pokręcił tylko głową i spojrzał w dal. 
- Próbowałem już wiele, moja śliczna czarodziejko.
- Znajdę sposób, - spojrzał w jej zdeterminowane oczy - jestem pewna, że istnieje sposób i go znajdziemy. Ja się nie poddaje.


    Uśmiechnął się szczerze na jej słowa. Nie wierzył w to, ale miał cichą nadzieję, że ona ma rację i znajdą sposób na przełamanie klątwy. Zaczęło mu zależeć na niej, zrobi wszystko by ją chronić. Nachylił się w jej stronę spoglądając w jej brązowe oczy, dotknął wierzchem dłoni jej policzka, a ona przylgnęła do niej zamykając oczy. Rozkoszując jego dotykiem, zbliżył się jeszcze bardziej pocierając nosem o jej nos. Czuła jego oddech na swojej skórze, a potem delikatne muśniecie ust, które zapoczątkowało dłuższy pocałunek. Objął ją w pasie przyciągając jeszcze bliżej siebie, a ona oparła się dłońmi o jego tors. Czuła jak jego język coraz śmielej pieści jej usta. Całowali się tak, że brakło im tchu. W końcu się od niej odsunął spoglądając w jej oczy, pozwalając oddechom stopić się w jedno. Opuścił ręce i zrobił krok w tył. Ona mimowolnie wykonała krok w jego stronę i gdy już chciała coś powiedzieć, usłyszała tylko pstrykniecie i już go nie widziała. Rozejrzała się dookoła rozkojarzona i głęboko westchnęła. 



                    Salon Lokwoodow

   Wszyscy siedzieli w salonie i wysluchiwali tego co ma do powiedzenia Liv. Wszystko zaczynało się powoli układać w logiczną całość. Kai jest znacznie potezniejszy odkąd ma sztylet, dlatego teraz muszą połączyć siły żeby go pokonać. Alice jako jedyna chciała zabić Liv za to co mówi. Z każdym kolejnym zdaniem nie mogła już wytrzymać, aż w końcu krzyknęła. Czym zwróciła uwagę każdego.
- Alice? - matka do niej podeszła jednak ta ciągle patrzyła na Liv.
- Kłamiesz... Kłamiesz... - podeszła do niej - Kai mówił mi o tobie, wyslaliscie go do tamtego świata bo chciał zrezygnować i uratować siebie i waszą starszą siostrę przed tą walką między blizniakami.
- To on kłamie. - blondynka na nią patrzala z niedowierzaniem.
- Chcesz zabić każdego ...nas...rodzinę...masz sztylet...- Alice ciągle mówiła robiąc małe kroki w jej stronę - to ciebie trzeba się pozbyć nie jego.
- Alice co ty wygadujesz? - ojciec nie wiedział co się dzieje podobnie jak reszta.
- Prawdę. - szepnela z chęcią mordu.
- Wypral jej mózg. - powiedziała Liv, która zaczęła się cofać. W tym momencie Alice ja zaatakowała, blondynka odrzuciła ją mocą tak że upadła wprost na ścianę. Powoli wstała i spojrzała na każdego a potem na swoje ręce.
- Kochanie...- zaczęła matka, jednak ona uciekła z domu, nie oglądając się za siebie. Damon wybiegł w ślad za nią. Było już dość ciemno , ulice były oswietlane przez lampy. Dogonił ją po chwili, złapał ją za ramię.
- Zostaw mnie. Zostaw!!! -krzyknęła odwracając się, odrzucaja go od siebie.
- Pozwól sobie pomóc. - podszedł do niej ponownie, patrząc smutnymi oczami.
- Nie potrzebuje niczyjej pomocy a na pewno nie od kogoś kto mnie nie rozumie! Zostaw mnie! -ruszyła szybkim tempem przed siebie, zostawiając Damona za sobą.
    Po kilku minutach zatrzymała się przed placem zabaw. Usiadła na hustawce i spojrzała w niebo. Hustala się wolno czując lekki wiatr owiewajacy jej ciało.
- Pięknie prawda ?- spojrzała w bok i ujrzała Kaia na hustawce obok.
- Tak i to bardzo. - jej głos brzmiał dość słabo i smutno.
- Co się stało ? - złapał ją za rękę.
- Była u nas Liv. - już się domyślal o co chodzi. - Nikt mnie nie rozumie, oni nie rozumieją jak bardzo jest niebezpieczna.
- Zrozumieją , ja ciebie rozumiem. Pamiętaj zawsze masz mnie. - kleknal przed nią spoglądając w oczy. Czuła się jakby była pijana. - Teraz wrócisz do domu i odpoczniesz.
   Brzmiało to niczym rozkaz przed wojną. I tak właśnie się czuła. Jakby nadchodzila wielka wojna. Kai wstał z huśtawki i zaraz zniknął, zostawiać ją samą. Masowala skronie, w których czuła pulsujaca krew. Wstała i ruszyła wolno do domu Tylera. Nie wiedziała czemu ale czuła ze moze ufać Kaiowi. Nim się obejrzała była już przed domem. Wzięła głęboki oddech i powoli otworzyła drzwi. Zobaczyła twarze swojej rodziny i przyjaciół ,którzy się jej przyglądali uważnie. Czuła ze jej matka chce coś powiedzieć ale nie chciala tego sluchac i uciekła na górę.
- Ja z nią pogadam. - powiedział Will idąc w ślad za siostrą. Otworzył drzwi do pokoju na górze. Siedziała przy oknie spoglądając w deszcz który pomału zaczynał padać. Usiadł na skraju łóżka obok niej. Złapał ją za rękę.
- Wiem, że coś jest nie tak Will, ale ja ufam jemu. Ufam Kaiowi. - spojrzała na niego - Wiesz, że nie potrafię ufać ludziom i wyczuwam jak coś ktoś ukrywa. Czuje ze on mówi prawdę. - patrzył na nią smutnym wzrokiem a potem pociągnął w swoją stronę.
- Co ty wyprawiasz? -zasmiala się.
- Nie myśl o tym , będziemy się martwić tym jutro. Dawno się nie smialas.
  Zmarszczyla brwi ale już po chwili wiedziała o co mu chodzi. Zaczął ją bezlitośnie łaskotac. Śmiała się tak jak nigdy ,walneła go w bok i mu uciekła. Ganiali się jak małe dzieci po pokojach.


    Snow, David, Regina oraz Merlin i Damona siedzieli i obmyslali co zrobić z Alice. Chcieli jej pomóc bardzo ale nie byli pewni w jaki sposób to mogą zrobić.
- Ty zwiedziles wiele światów masz jakiś pomysł ? - zwróciła się czarnowlosa do czarownika.
- Jeśli mielibyśmy możliwość dostania się do innych światów to tak, ale musimy korzystać z tego co mamy tutaj.
- To już wiemy -powiedziała z ironią Regina.
- Może matka pierwotnych wampirów coś by wiedziała - zabrał głos Damon - miała mnóstwo ksiąg. - rozejrzal się po twarzach swoich rozmówców.
- To już jest jakiś punkt zaczepienia. - powiedziała Snow z nadzieją. Usłyszeli głośny śmiech Alice i Willa. Śnieżka także nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Wampir od ciebie się bardziej na coś przydał. - mruknela Regina lubiła mu dogryzac. Merlin już miał coś powiedzieć ale nagle usłyszeli głośny krzyk Willa a potem huk przewracanych rzeczy. Wszyscy wstali i szybko ruszyli na górę. Will stał na korytarzu sapiąc i patrząc w głąb pokoju.
- Co się stało ? - spytał ojciec, ale zaraz już wiedział o co chodzi. Alice szła w ich stronę w powolnym tempie, głowa się jej dziwnie przekrecala na boki. Skóra zaczęła przybierać ciemną barwę, stawiała krok za krokiem. Wydając z siebie przeróżne dźwięki. W końcu ustala zaledwie kilka kroków od nich. Ciało miała pokryte luskami, skręciła głową tak że spojrzała w wiszące lustro. Potem powoli znowu na nich spojrzała.
- To ta bestia. - powiedziała Snow nie dowierzając.



                   Kryjówka Kaia


   Siedział i czytał księgę bawiąc się trzymanym w dłoni długopisem. Słuchał muzyki i pstrykal nim w rytm stukajacego deszczu. Było dużo zaklęć , szczególnie interesowały go takie, które potrafią  przywrocic  życie. Zjadł ciasteczko leżące na biurku po czym wstał i klasną w dłonie strzepujac resztki okruszkow. Wstał i podszedł do trumny, przyjrzal się malowanym na niej wzorom i  otworzył ją. Zatrzymał wzrok na ciele.
- No braciszku, nie chciałeś ale i tak do mnie dołączysz. - uśmiechnął się szatansko i po chwili znowu zamknął trumnę. Krecila go rzadza wladzy, chciał się nie tylko zemścić na rodzinie ale też zrealizować swój wcześniejszy plan niszczenia wszystkiego.