środa, 12 listopada 2014

Rozdział 2

   
                                                       




            Mistic Falls - Salon Salvatorów - Damon


   Kolejny dzień w miasteczku był nie za dobry dla mieszkańców. Kilka nowych ciał  zostało znalezionych przez szeryf  Forbes. Tłumy turystów szwendały się po okolicach miasteczka. Patrzałem przez okno przyglądając się przechodniom i popijając ukochany burbon.
- Strasznie duży ruch - powiedziałem wyczuwając brata za sobą.
- A ty nie masz z tym nic wspólnego? - obróciłem się z miną niewiniątka.
- No wiesz, jak możesz podejrzewać własnego brata.
- Bo jesteś moim bratem i cię znam - machnąłem dłonią razem ze szklanką.



- A na podstawie tego, że jestem twoim bratem to wnioskujesz, rozpruwaczu.
- Byłem, już nim nie jestem - wzdychnąłem tylko.
- No i stałeś się kompletnie nudny jak flaki. - uśmiechnąłem się z przekąsem.
- Nie zabijam jak ty.
- A właśnie co u wiewiórek? nie mają cię dość? a może teraz sarenki.Widziałem bardzo piękne sarenki. Nie...przecież w tym gatunku nie gustujesz - upiłem łyk, a  Stefan złapał kluczyki od auta.
- No mamy inny gust, a tak na poważnie to...- spojrzał na mnie.



- Nie, to nie moja sprawka. Też nie Enzo, wiedziałbym albo robota Klausa albo mamy gości, a ty dokąd ?
- No właśnie do Klausa, może czegoś się dowiem , jedziesz?
- Żeby Rebecca mnie katowała za tamtą noc. Eee spasuje, wole towarzystwo mojego ukochanego napoju - wypiłem kolejny łyk i dalej przyglądałem się przechodniom.
- Dobrze, że łatwo się nie upijamy, bo byś już leżał - moje usta wygięły się w uśmiechu. Po chwili widziałem jak Stefan odjeżdża.


            Mistic Grill

      Caroline siedziała przy barze i kończyła pić szklankę alkoholu. Miała właśnie już wychodzić, gdy nagle ktoś się dosiadł do stolika. Podniosła głowę i odrazu westchnęła.




- Czego ? - patrzała na Enzo.
- Może odrobinę kulturalniej, pani szeryf nie nauczyła cię tego.
- Mama nauczyła mnie trzymać się z daleka od takich typów jak ty. Odczep się, co chcesz?
- Nic, nie mogę usiąść ? Podobno to wolny kraj.
- Mhm to ty sobie siedź,  a ja znikam. - podniosła się chcąc odejść, ale została pociągnięta z powrotem.
- Poczekaj - pogoniła go ruchem ręki - Ktoś tu zabija.
- No ty.
- Nie chodzi o mnie, chyba jest ktoś nowy. I uprzedzam twoje pytanie,  ja nikogo nie spraszałem.
- I ja mam ci wierzyć - zmrużyła oczy.
- Te ugryzienia to nie są ugryzienia wampira. Są jak u wilkołaka, po za tym, nie mów,  że nie czułaś się jakoś dziwnie jakby ktoś był tutaj?
- Owszem czułam, ale to przez te tłumy turystów.
- Caroline...
- Jeśli rzeczywiście ktoś jest nowy to pewnie sprawka Klausa - przerwała mu czując jego irytacje.
- Też tak pomyślałem.
- Co ty nie powiesz, wyjaśnię to.
- Nie ma mowy, że pójdziesz do niego.
- Tylko nie mów, że się o mnie boisz - spoglądali sobie intensywnie w oczy.
- Oczywiście, że nie, chce to zrobić sam. Ty jak zwykle coś zepsujesz.
- Ja ?!!  Niczego nie psuje, lepiej uważaj, bo oberwiesz.
- Już się boje - odpowiedział, gdy Caroline wstała pełna złości, odeszła parę kroków i wpadła na Elene, obok stała Bonnie.
- Hej, możemy iść stąd, bo pełno tu idiotów - dziewczyny zauważyły Enzo, który patrzył na nich z uśmiechem.
- Jasne chodźmy do mnie. Braciszek poszedł właśnie do kumpla, więc chata wolna - powiedziała z uśmiechem Elena.
- Ej ja nie mam zamiaru być waszą niańką - odparła Bonnie.
- Nie musisz, same dajemy sobie radę - odpowiedziały jej zgodnie, po paru chwilach wyszły z budynku.



             Rezydencja Mikelsonów

     Rebecca właśnie schodziła po schodach, gdy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyła je i jej mina wyrażała zaskoczenie.
Stefan, co ty tu robisz?
- Chciałem pogadać z Klausem - zaprosiła go gestem dłoni, gdy tylko wszedł zamykając drzwi krzyknęła.
- Nick to do ciebie !! - usiadła w fotelu - siadaj - Stefan tylko zaprzeczył głową.
- O proszę Stefan. Czemu zawdzięczam tą wizytę ? - Klaus wszedł ze spokojem i wielkim uśmiechem.
- Zapytam wprost, masz coś wspólnego z tymi morderstwami? - stał z lekkim napięciem ciała będąc ciągle uważnym na ruchy Klausa.



- Od razu do rzeczy, a może jednak się napijesz? -  nie dostał odpowiedzi - Trudno, jeśli ci chodzi czy ja zabijam, to odpowiedź jest prosta nie, ale wiem kto.
- To mów.
- Nie tak prędko - pierwotny uśmiechnął się w charakterystyczny dla niego sposób.
- Jakieś nowe wilkołaki - odparła Rebecca.
- Uważaj Klaus na to co robisz - powiedział Stefan po czym zaraz zniknął. Klaus tylko się uśmiechnął.
- Czemu wszyscy zaraz myślą, że to ja mam coś z tym wspólnego - powiedział sam do siebie.
- Bo to prawda - odpowiedziała mu Rebecca równie cicho co on.
- Bex czemu się wtrącasz ? To chyba nie twój interes.
- Hmm...bo tak...
- Okres jej się zbliża - odparł Kol wparowując do salonu - radzę uważać.
- Zaraz na serio padniesz trupem i to na zawsze - patrzyła na niego wrogo.
- A nie zdążysz, bo się ulatniam. Jadę do Nowego Orleanu.
- Coś się stało? - zapytał zaciekawiony Klaus.
- Nie, musi coś się stać żebym mógł pojechać. Musze odpocząć od humorów naszej siostrzyczki.
- Uważaj, bo na drogę ci szpica w dupę zasadzę.
- Bardzo chętnie, dziękuje, ale już nie zdążysz - uśmiechając się po chwili zniknął.
- Nick przyniesiesz mi woreczek? - nie uzyskując odpowiedzi rozejrzała się - Nick? Nosz kurde znowu go wcięło...ehhh...chyba sama muszę iść, trudno.


                Alice

  Gdy tylko wstałam weszłam na pokład. Wiał rześki wiatr, który był tym czego mi było trzeba. Kocham czuć wiatr we włosach, spojrzałam w niebo, które było całkiem bezchmurne. Kątem oka zauważyłam Hooka, który sterował statkiem.

Masz strasznie niewygodne prycze - burknęłam podchodząc.
W mojej kabinie są znacznie wygodniejsze. Odrzuciłaś moją propozycje - stanęłam obok patrząc na wprost.
- Phi...też mi propozycja. Wolałabym już utonąć -spojrzał na mnie.
- Ja nie gryzę, no chyba, że tego byś chciała - uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Gdzie jesteśmy? - zmieniłam szybko temat czując, że Hook się zaraz rozkręci.
- Nie daleko zaczarowanego lasu, a może tak od razu gdzieś popłyniemy.
- Muszę się spakować, po za tym i tak muszę na chwile wrócić.
- Rozumiem Nolan, to za jakąś godzinę będziemy w domu. Chcesz znowu sterować ? - uśmiechnęliśmy się i zamieniliśmy się miejscami. Przyglądał mi się jak prowadzę jego statek.
- Co ? - spytałam czując jego wzrok na sobie.
- Nie nic. Wiesz pasuje ci to, niezła z ciebie piratka - czułam jego wzrok dosłownie wszędzie.
- Mhm...a może oddasz mi Jolly Rogera?
- Nie ma mowy, nawet dla ciebie Nolan. - uśmiech zszedł mu z twarzy no przynajmniej przestał się na mnie tak gapić.
- No dobrze, ale mogę prowadzić czasem?
- Jasne tylko proszę nie uprowadzaj mojego statku - wyszczerzyłam ząbki
- Oczywiście nigdy bym tego nie zrobiła.
- Nie był bym tego taki pewien, jesteś bardzo nieprzewidywalną kobietą Alice.
- Tak wiem, mam to pewnie po matce.
- No właśnie pro po rodziców, twój ojciec mnie nie znosi - słyszałam nutę żalu w jego głosie.
- No trochę nie ufa.
- Trochę ? To mało powiedziane. Wręcz mnie prześwietla, gdy coś się dzieje.
- Taki odruch Hook, przejdzie mu. Kiedyś byłeś po stronie Cory, która jak wiadomo była po złej stronie, zaufają ci tak jak ja tobie.
- Właśnie, dlaczego ty mi zaufałaś ? - spojrzałam mu w oczy.

- Bo w głębi duszy nie jesteś zły Kilianie. Zmieniłeś się, to co było to przeszłość. Liczy się to jacy jesteśmy teraz no i trzeba zaryzykować.
- Dziękuje Alice - lekko się uśmiechnął, więc odwzajemniłam uśmiech.
- Wiesz coś może na temat dziewczyny imieniem Elsa ? -zmieniłam lekko nasz kurs omijając wysepkę.
- Nie, nie kojarzę. A coś się stało?
- Will z nią rozmawiał i mam wrażenie jakbym ją znała. Takie dziwne zimno wyczuwałam od niej.
- Myślisz, że ma moc.
- Nie wiem, ale to było dziwne.Odnoszę wrażenie, że  gdzieś ją widziałam, wcześniej, dużo wcześniej- starałam sobie przypomnieć, chociaż trochę jednak nic mi nie wychodziło.


            Zamek Śnieżki

   Snow szybkim krokiem szła po zamku. Rozglądała się na boki szukając kogoś wzrokiem. Zeszła w dół po schodach wprost na dziedziniec, w którym rozkwitały przeróżne kwiaty. Natknęła się na swojego syna.



- Will. Gdzie jest Alice ? - na co od razu uśmiech mu zniknął.
- No gdzieś się na pewno kręci, chciała się przejechać po lesie.
- Jej koń jest w stajni.
- Czy ja powiedziałem konno?...nie...chodziło mi, że chciała się przejść.
- Will, nie ukrywaj nic.
- Mamo wszystko jest dobrze, gdziekolwiek jest teraz to jest bezpieczna. Przecież to Alice i twoje geny.
- Czy ty próbujesz się podlizać?
- Nie skąd, że znowu.
- Coś już zmalowałeś mam racje ? - badała go wzrokiem, a on się uśmiechał sztucznie.
- Byłem grzeczny jak aniołek.
- To samo mówi często twój ojciec, gdy coś zrobi.
- Tym razem jest to prawda, nic złego nie zrobiłem.
- No dobrze przyjmijmy, że ci wierzę, tym razem - kiwnęła palcem. Chciała odejść, gdy nagle została zatrzymana przez syna.



- Chwila, jak to tym razem ? To mi nie ufasz ? - Snow zrobiła głupi uśmiech.
- To nie tak. Oczywiście, że ci ufam.
- Matka...mamo sorki...- pogroził palcem - to ja jestem te rozsądne dziecko.
- Przeważnie - pokiwała głową Snow - no w większej części.- poprawiła się szybko widząc, że się pogrąża.
- No nie wierzę. Emma robiła co chciała, Alice tak samo i olewa wszystko. A ja robię to co się ode mnie oczekuje, jestem dziedzicem i mówisz mi, że jestem niepoważny ??
- Will... - próbowała jakoś udobruchać syna
- Nie Willuj mi tu..strzele focha i tyle będzie.
- Ty focha ? - roześmiała się.
- Z czego się śmiejesz ? - starał się być poważny, ale sam też zaczął się śmiać.
- Co tu tak wesoło ? - spytał podchodząc do nich David.
- A to tajemnica moja i naszego syna.
- To wy przede mną macie tajemnice ? - pokiwali głowami - dobra ja z Alice też będziemy mieć i nic się nie dowiecie. Właśnie gdzie ona jest ?
- Znasz ją włóczy się tam i tu - odpowiedział Will udając, że nie wie gdzie jest Alice.
- Mhm niech tylko nie wpadnie w kłopoty. Co ja mówię, żeby tylko niebyły duże.
- To jest prawda - powiedział Will - Alice ściąga kłopoty, a kogo to wina ? - obaj spojrzeli na Snow.
- Ej, panowie to nie wina Alice, ani też mojego charakteru, tak jest.
- Jasne - rzekł ironicznie David  - A te wszystkie pościgi?
- Zła królowa, David czy coś sugerujesz ? - uśmiechnął się lekko.
- Nie, skąd że znowu, tylko żartowałem. Przecież wiesz.
- No mam nadzieje, dobrze idę na razie do Belli obiecałam jej pomóc a wy - pokazała palcem - nie nabroić mi tu.
- Tak jest - odpowiedzieli zgodnie.
- No w końcu, to gdzie Alice ?
- Mówiłem... - nawet nie skończył tego co chciał powiedzieć.
- Ale ja wiem, że wiesz. Jest z Hookiem, prawda ? - patrzył synowi w oczy.
- Ja...no tak...
- Mam chociaż nadzieje, że nic jej nie zrobi.
- Co najwyżej chciałby... - w porę ugryzł się w język - na pewno nic jej nie będzie - David tylko pokręcił głową i odszedł - uff...mało brakowało - odszedł w stronę lasu, gdzie miał się spotkać z El.


                    Mistic Falls - przed domem Salvatorów Damon

     
 Wychodziłem właśnie z domu, gdy tylko drzwi się zatrzasnęły zauważyłem samochód Stefana podjeżdżający na podjazd. Wolnym krokiem podszedłem do auta.


- I jak szpiegowanie? - spytałem jak jeszcze siedział w samochodzie.
- No oczywiście nie powiedział wprost - mówił wysiadając z auta Stefan - ale jestem pewien, że to jego sprawka. A raczej jakiś jego nowych wilkołaków.
- No to pięknie, mamy towarzystwo. I co zrobimy?
- Jeśli ataki się nasilą to trzeba się nimi zająć.
- Gratulacje, piękny plan. Mamy się bawić, a oni łażą po okolicach i mordują.
- Od kiedy się przejmujesz ludźmi ? - pytał Stefan zaciekawiony.
- Nie przejmuje, tylko nie chce by ktoś się pałętał zabijał i zwalał na nas.
- No tak, jak żeby inaczej, a ty dokąd?
- A ty co moja niańka ? Idę coś zjeść - burknąłem przewracając oczami.
- Byś uważał na tych turystów, co? Będzie większy tłum, jak zabijesz kogoś ważnego.
- Spoko nikogo nie zabije, no nie od razu - uśmiechnąłem  się cwanie i zaraz zniknąłem. Stefan tylko potrząsną głową i wszedł do domu.


           Dom Eleny


  We trzy siedziały na kanapie i przeglądały stare zdjęcia. Przypominały sobie całe dzieciństwo i czasy z początku liceum, wygłupiały się cały czas.



- Pamiętacie jak mama Caroline przebrała ją za pszczółkę - mówiąc to Bonnie zaczęła się śmiać.
- Tak i te odpadające żądełko, bardziej to wyglądało jak jakiś chory kot w paski - śmiała się Elena.
- No przestańcie, nie moja wina, że Betty zniszczyła mój strój kopciuszka - lekko się nadąsała Caro.
- Oj dobrze, byłaś bardzo piękną pszczółką - Elena udawała pszczołę na co wszystkie wybuchnęły śmiechem. Po kilku minutach uspokojone siedziały i patrzyły na płomienie w kominku.
- Chyba mamy nowego wroga - zaczęła Caro.
- To nie jest czasem sprawka Klausa? - spytała Bonnie.
- Stefan wcześniej dzwonił i mówił, że to nowe wilkołaki. Klaus pewnie coś ma z tym wspólnego.-poinformowała je Elena.
- Mogę rzucić zaklęcie, żeby ich zlokalizować - mówiła Bonnie - ale to nie będzie łatwo.
- Ok znajdziemy ich i co potem ? Zabijemy ? - Caro patrzała na nie.
- Jeśli nie będziemy mieli wyboru - powiedziała Elena to co każda z nich myślała.

         Nowy Orlean

    W mieście ludzie, którzy przyjechali zwiedzić miasto nie mieli pojęcia, że jest całkowicie opanowane przez istoty nadprzyrodzone. Kol idzie uliczkami miasta i po chwili dochodzi do baru. Wpada na kogoś po czym podnosi głowę.


Katherine, co ty robisz tutaj ? - Kat zwęziła swój wzrok.
- Nie twój zasrany interes.
- Ale mój braciszek z chęcią się dowie - Kat coraz bardziej się wściekała.
- Już mnie tu nie będzie - była cała napięta.
- To dobrze, spokojnie, on jest dalej w Mistic Falls - na co się wyraźnie rozluźniła - może się, że mną napijesz?
- A ty co z wrogami pijesz? - pytała patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
- Nom, jakoś nie mam innych opcji - uśmiechnęła się i oboje zniknęli za drzwiami baru.

                   Alice

   Dobiliśmy w końcu do brzegu i już po paru chwilach zeszliśmy na ląd. Mam nadzieje, że Will jakoś mnie krył.
Oooo no raczej nie. Na przeciwko nas parę kroków dalej stał mój ojciec, tylko chwile nam się przyjrzał i zaraz potem wrócił do rozmowy z jakimś mężczyzną.
- No na serio mnie nie znosi - szepnął Hook.
- Przesadzasz - powiedziałam, chociaż myślałam dokładnie to samo.
- Ehh...no jakoś się muszę z tym pogodzić. Dobra to co teraz ? - spojrzał na mnie.
- Idę do zamku, spakuje się i takie tam. To za jakąś godzinę tutaj w dokach.
- Mnie pasuje, nie spóźnij się - spojrzałam na niego dziwnie. - No tak ty się nie spóźniasz.
- No właśnie - uśmiechnęłam się - Na razie  -odeszłam w kierunku zamku, idąc obok straganów.


         Will

   Czekałem na Else przy strumyku, myślałem o czym chciała ze mną porozmawiać. Miała taki poważny głos jakby coś się stało. Skupiony na przeróżnych myślach, spoglądałem na wodę w strumyku. Delikatny szum wody wprowadzał odprężenie, nagle usłyszałem trzask łamanej gałęzi i szybko się obróciłem.
- Elsa, nie strasz tak - powiedziałem z uśmiechem, ona się tylko zaśmiała cicho.
- Przepraszam, nie chciałam cię zabić.
- Nic mi nie jest, ale byś miała kłopoty gdybym zmarł - trzymałem się za pierś udając, że mam zawał.
- Hmm... jeszcze jest Alice w drodze do tronu, sądzę że jakoś by przeżyli.
- Osz ty, ale ty wredna - uśmiechała się cwanie - Coś się stało? Miałaś dziwny głos.
- Nie, chociaż właściwie to tak - stanąłem bliżej nie spodziewając się niczego.
- Bo ja... nie jestem tym kim ci się wydaje - nie rozumiałem nic co powiedziała.




                Alice

    Doszłam do zamku i szukałam brata, lecz nigdzie go nie było, zajęłam się pakowaniem rzeczy. I potem dalej szukałam Willa.
- Gdzie jesteś pacanie ? - pytałam sama siebie, naglwpadłam na matkę.
- Hej widziałaś może Willa?
- Nie, ostatnio się tu gdzie kręcił w pobliżu - przyjrzała mi się - Chcesz wyjechać gdzieś, prawda?



- Nom tak - nic się przed nią nie ukryje - chce tak pojeździć, a raczej popływać.
- Z Hookiem ? Ehh...ojciec nie będzie zadowolony.
- Jestem już dorosła, a Hookowi można ufać
- Wiem, że ty mu ufasz, tylko proszę cię uważaj.
- Jasne, mamo - przytuliłam ją.
- O proszę, jest i nasza zguba - no rzeczywiście ojciec nie jest zadowolony, że przebywam w towarzystwie Hooka, patrzył groźnie. - Tylko nie mów, że płyniesz gdzieś z nim.
- No...- o kurcze żyłka na jego czole zaraz pęknie i zaleje mu twarz. Zupełnie jak zupa, która się przegotowała, zaśmiałam się cicho na tą myśl...a on dalej patrzył groźnie - Oj tam nie przesadzaj. Z Hookiem nic mi się nie stanie.


- Ja mu nie ufam, ile razy już nas zdradził. Nie pamiętasz, że chciał cię zabić , wielokrotnie.
- Było minęło, daj mu szanse.
- Ehh...Alice...Dobrze zgoda.Tylko niech ci się coś stanie a sam się nim zajmę - pocałowałam go tylko w policzek.
- Widziałeś Willa?
- Miał się chyba spotkać z tą Elsą w lesie.
- Ok to zaraz go znajdę. Znacie ją?
- Nie, widziałam ją, ale tylko przez chwile. - odpowiedziała Snow.
- Jak podała mi rękę to poczułem taki znajomy chłód - odrzekł David.
- Chyba nie myślisz o... - David tylko przytaknął
- O kogo chodzi ? - spytałam zdziwiona nie rozumiejąc.
- Sharon. Królowa śniegu - powiedziała Snow.
- Ta co przez nią wylądowaliście w Krainie Czarów - dodał ojciec, coś mi się kojarzyło - no, ale ona nie żyje.
- Całe szczęście - powiedziała Snow.
- Dobra, idę do Willa.
- Tylko proszę... - przerwałam jej.
- Tak, wiem mam uważać, pa - szłam szybkim krokiem, minęła godzina  i pewnie Hook zaraz zacznie mnie szukać. Myślałam o tej dziewczynie, o jej chłodnym dotyku. O tych sopelkach lodu na ubraniach, zaczęłam sobie przypominać Królową śniegu. Wszystkie wydarzenia sprzed paru lat. Ta dziewczyna na pewno ma coś wspólnego z Sharon, a co jeśli Will udał się prosto w pułapkę. Nagle zerwałam  się i zaczęłam biec, coraz szybciej do lasu nawołując Willa.

                 Will

- O czym ty mówisz?
- No jak widzę mnie nie poznałeś, nikt mnie nie poznał - starałem się ogarnąć to o czym mówi - Może przypomnisz sobie jak zobaczysz to... - wokół niej wytworzyły się obłoki niebieskiej pary, które gdy opadły i spostrzegłem znajomą mi kobietę. Machnęła ręką i całe drzewo zamarzło. Nagle wszystko stało się jasne.


- Sharon... - uśmiechnęła się.. - Ale jak ? Przecież nie żyjesz.
- No jak widać żyje i mam się świetnie - uśmiechnęła się cwanie.
- Czego chcesz ? - odparłem szykując się do walki.
- Tylko tego by wasi rodzice ponieśli kare za wyrządzone mi krzywdy - po chwili poczułem tylko ogarniającą mnie pustkę i mrok.


               Hook

   No gdzie ona jest, miała być dawno, zacząłem szukać jej przy zamku. Moje szczęście jest bardzo piękne, nic tylko się uśmiechać. Natknąłem się właśnie na Davida.
- Jeżeli szukasz Alice to jest w lesie - byłem deczko zdziwiony, że dał mi tą informacje.
- Dzięki.
- Ale - no tak coś czułem - tylko jej niech się coś stanie, a nie będziesz wstanie więcej pływać, uważaj.
- Nic jej nie grozi, nie z mojej strony. Chwileczkę...to ty dajesz mi szanse?
- Tylko ze względu na Alice, mam cię na oku Hook.
- Jasne - jeszcze chwile na mnie spoglądał z groźbą w oczach i poszedł dalej. Wiedziałem gdzie jest  Alice, ale coś musiało się stać, długo nie przybywa. Na serio się zaczynam martwić. Wow...moment...ja się martwię, pirat co go nikt nie obchodzi, no dobra teraz się zmieniło, jedna kobieta, a zmieniła tak wiele we mnie, co ty ze mną zrobiłaś Alice ??...Już prawie wchodziłem do lasu, gdy nagle zauważyłem białe światło, które zaczęło się powiększać i chłonęło cały las. Coś się stało, z obawy o Alice ruszyłem biegiem.
    Mijałem kolejne drzewa i krzewy, które zaczęły obcierać mi nogi. Wbiegałem coraz bardziej w głąb lasu, nagle białe światło mnie oślepiło i mnie jakby pochłonęło. Nie czułem nic, zapadałem się w światło, a po chwili pochłonął mnie mrok odbierając mi możliwość ruchu.


                             Damon

   Szedłem właśnie ulicą do Grilla, gdy zauważyłem w krzakach kolejne zwłoki. Pogoda była coraz lepsza w końcu jest lato, poczułem zapach zgnilizny, zrobiłem kilka kroków w tamtą stronę.
- No to są jakieś jaja. - powiedziałem, gdy dostrzegłem kolejne 5 ciał. Szybko przedzwoniłem do pani szeryf i odszedłem. Myślałem o tym jak rozwiązać tą sprawę, nim się spostrzegłem byłem już na miejscu. Wzrokiem odszukałem Ricka i podążyłem w jego kierunku.
- Co tak katujesz tą szklankę ? - spytałem się dosiadając. Ric podniósł leniwie wzrok.
- Wiesz, życie jest do dupy, nic się nie udaje i nie układa.


- Zdradzę ci tajemnicę. Po śmierci też nie jest za wesoło - uśmiechnęliśmy się - Mam dość tego, że ktoś zabija i nie wiem kto za tym stoi. Muszę się dowiedzieć.
- Masz jakiś pomysł?- nadąłem policzki.
- Przynęta, za dwa tygodnie będzie dyskoteka w szkole. Trzeba zrobić obstawę i pilnować osób, które wychodzą same.
- Bardzo dobry plan, to zwabi zabójcę.
- Widzisz Ric ja mam tylko dobre pomysły - pomachałem brwiami - chyba, że do tego czasu wymyśle lepszy i szybszy plan.


                       Nowy Orlean

  Kol właśnie skończył pić kolejną kolejkę, w połowie zabawy Kat dała nogę zapewne ze strachu, że Klaus jednak się pojawi. Chciał zamówić kolejny kieliszek, gdy zaczął dzwonić jego telefon. Odebrał z rozbawieniem.

- Co tam braciszku ? Tęsknicie za Kolem ?
- Może troszeczkę, wyjechałeś i teraz to ja obrywam od Bex.
- No fajnie widzę, że wzięła cię w obroty - uśmiechał się i zamówił kolejnego drinka.
- Ehhh...jak mnie wkurzy to ją zasztyletuje i tyle. Jak w mieście jest ?
- No właśnie zastanawiałem się czemu dzwonisz, już myślałem, że tęsknisz - zrobił smutną minę - a tu rozczarowanie, trudno. Jakoś się żyje, a raczej nie żyje...
- Kol - przerwał mu zniecierpliwiony Klaus.
- No ok, wszystko pod kontrolą. Miasto ...nom... ten twój Marcel tu rządzi. No ktoś musi, trzyma w szachu wszystkie czarownice.
- Mój Marcelus. Dowiedz się co tam się dzieje.
- Ok, mogę to zrobić, tak przy okazji - wyłączył telefon i dalej pił kolejne szklanki alkoholu.


                      Nowy Orlean - obrzeża

- No i gdzie ja jestem? - Hook przyglądał się budynkom miasteczka. - to nie jest zaczarowany las.
Szedł powoli mijając ludzi, rozglądał się szukając jakieś wskazówki, jakiegoś tropu Alice. Dostrzegł bar  wszedł  do niego pewnie, rozglądał się po ludziach, a ci tylko wymieniali spojrzenia i zajmowali się dalej swoimi sprawami. Podszedł do barmana i zamówił rum po czym usiadł obok pewnego mężczyzny.
- Kol - wyciągnął do niego rękę. Hook uśmiechnął się z przekąsem i podał rękę z hakiem.
- Hook - na co jego towarzysz się uśmiechnął.
- To przez ten hak ? - pili i rozmawiali
- Tak, rękę zjadł mi krokodyl.
- Stary, to niezłe masz doświadczenia.
- Tak i ten krokodyl zabił moją ukochaną, no w sumie to była jego żona.
- Aaaa..rozumiem i zza zazdrości on ją zabił. Taki odwet, teraz pewnie na ciebie poluje - Kol myślał, że jego towarzysz zmyśla.
- No, tak jakby.
- Co właściwie tu robisz?
- Szukam przyjaciółki - na co Kol się uśmiechnął.
- No tutaj możesz się zrelaksować, przyjaciółkę na wieczór znajdziesz w mig - puścił mu oko.
- Nie o taką przyjaciółkę mi chodzi. Ma na imię Alice, ma długie rudawe włosy, potrafi być bardzo wyszczekana. Widziałeś kogoś takiego?
- Nie, raczej bym zapamiętał. Szczególnie rude włosy, bardzo się wyróżniają, ale mogę ci pomóc i tak nie mam nic lepszego do roboty - Hook tylko stuknął szklanką na znak zgody.


                               Alice
   Noc rozprzestrzeniała skrzydła wokoło. Nie czułam żadnego wiatru, kompletnie nic. Cisza była tym co było mi trzeba. Spojrzałam na swój nadgarstek, który krwawił.
-Will !!!  - krzyczałam w lesie, nie widziałam nikogo, ani Willa, ani Sharon.
No tak, jestem w dupie, ale to ani trochę nie przypomina z czarowanego lasu. Znam ten las na pamięć i wiem, że to nie on. Musiało coś się stać, gdy moja magia połączyła się z magią Sharon. Czy tylko ja się tu przeniosłam ? Szłam prosto  przed siebie, aż dotarłam do drogi było już bardzo ciemno...Światło księżyca oświetlało drogę  spojrzałam w górę na księżyc, pełnia, potem znów skierowałam wzrok na drogę i dopiero teraz zauważyłam znak stojący przy drodze, znak głosił witamy w Mistic Falls.
- No, teraz wiem, chociaż gdzie jestem - westchnęłam  i usłyszałam donośne wycie wilków.
- Witaj Mistic Falls. Zaraz mnie poznasz - uśmiecham się i nie myśląc nad tym, ile się zmieni gdy tu  zostanę, ruszyłam przed siebie.







1 komentarz:

  1. sorki za spam świetne rozdziały

    Zapraszam na mojego wattpad mam nadzieje ,że moje opowiadanie ci się spodoba jeśli tak to zapraszam do like i komentowania : http://www.wattpad.com/user/DobrevAndzia

    OdpowiedzUsuń