Rozdział 9
Rezydencja Mikelson
Klaus wszedł pewnym krokiem do salonu, sięgnął po szklankę alkoholu i ją wypił szybkim ruchem. Do pomieszczenia zaraz wszedł starszy z braci widząc pijącego brata tylko pokręcił głową.
- Masz jakiś plan Nicklaus? - spojrzał na niego spod przymrużonych oczu.
- Jutro idę spotkać się z Sharon, musi mi pomóc już teraz - mówił wciąż sącząc alkohol.
- A co, jak ona też z nią sobie nie poradzi ? Istnieje przecież takie ryzyko - usiadł dalej patrząc na brata.
- Będę walczył tak jak potrafię, kołem ratunkowym może być ta Alice, też jest czarownicą.
Chwile tak patrzyli w oczy , w ciszy towarzyszył im tylko bijący zegar. Elijaha oparł nogą o nogę w zamyśleniu cmoknął, opierając głowę o rękę pocierając palcem skroń.
- Tylko przecież ją wystawiłeś do wiatru, więc nie sądzę by Alice ci pomogła.
- Ona i tak już nie może - do salonu wparował Kol
- Braciszku, dowiedziałeś się czegoś ? - spojrzał zaciekawiony Klaus.
- Trochę, ale to potem.
- O co chodzi z Alice? - wtrącił się najstarszy.
- Daj mi skończyć - Kol patrzył na niego z wyrzutem - Alice nie żyje.
Zapanowała cisza , Elijaha z szoku otworzył usta.
- Jak ? - szepnął Klaus
- Sharon ją otruła, więc braciszku możesz liczyć tylko na nią. A gdzie ta nasza upierdliwa siostra?
Każdy popatrzył po sobie z niewiedzą. Kol tylko pokręcił głową i wyszedł z domu.
Will
Siedziałem w fotelu w pokoju, w którym spała moja mała siostrzyczka. Wciąż mam nadzieje , że za chwile drzwi się otworzą i wejdzie padając na łóżko. Chciałbym znów poczuć jej obecność słyszeć jak się na mnie denerwuje i krzyczy. Co powiem rodzicom, jak wrócę do domu ? Ciągle mi to przechodzi przez myśli. Gdy tylko sobie przypomnę widok martwej Alice, cała złość się we mnie wzbiera. Spojrzałem leniwie po pokoju zatrzymując się na półce obok łóżka. Wziąłem z niej jej ulubioną broszkę, zacisnąłem ją w dłoni, zamykając oczy przypominając sobie chwile z Alice.
Kraina Czarów - 12 lat temu
Kwiaty rosły bogato i nienaturalnie wysoko. W oddali było widać ogromne grzyby rosnące gęsto obok siebie niczym las. Alice siedziała na kamieniu i patrzyła na skupionego brata, który się rozglądał wokoło. Chodził kilkanaście kroków w przód a potem w tył.
- Co szukasz ? Will ? Gdzie jesteśmy ? - pytała z niecierpliwiona jednak on jakby jej nie słyszał , wciąż chodził to tu to tam. Nagle przystanął i spojrzał na nią , westchnął i uklęknął przed nią.
- Alice, posłuchaj mnie bardzo uważnie - pokiwała głową - od teraz musisz się mnie słuchać. Może być niebezpiecznie. Jesteśmy daleko od domu.
- Kiedy wrócimy ? -spojrzał w jej błyszczące od nadziei oczy
- Nie wiem, ale zrobię wszystko żebyśmy wrócili. Chodź musimy kogoś znaleźć i wiedzieć gdzie jesteśmy.
Złapała go za rękę i poszła za nim rozglądając się po łące obok której szli.
Will przypominał sobie kolejne wydarzenia związane z Alice. Przekręcił się na bok wdychając zapach z poduszki, na której spała jego siostra. Był nieobecny jakby był w innym świecie.
Kraina Czarów - 2 lata później
Will siedział ukryty za drzewami , przyglądając się wejściu do zamku. Widział strażników , dwóch wyrosłych olbrzymów ciągnęło klatkę, w której siedziała Alice. Patrzała z przerażeniem na oba cuchnące potwory.
- Królowa będzie szczęśliwa - wychrypiał jeden z nich spoglądając na nią.
Ciągle się przyglądając Will ścisnął rękę na rękojeści miecza. Źrenice zwęziły mu się bardzo widząc ją w takim stanie. Brakowało tylko chwili by ruszył jej na pomoc, już miał to zrobić, gdy nagle usłyszał za sobą znajomy głos.
- Masz w ogóle jakiś plan ? - obrócił się dostrzegając białego królika.
- Nie , ale muszę coś zrobić inaczej zabije moją siostrę - chciał już ruszyć, ale drogę on mu zagrodził.
- Chodź za mną mam pomysł - poskakał wzdłuż muru zamku. Will po krótkiej chwili podążył za nim.
Po kilkunastu minutach obaj przecisnęli się przez szczelinę w murze chowając się za wielkimi stogami siana. Znajdowali się na wielkim placu, na środku którego stała klatka a w niej siedziała Alice. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, królik odwracając uwagę olbrzymów dał możliwość uwolnienia przez Willa jego siostry. Niestety nie na długo, gdy zauważyli co się dzieje zaczęli walczyć z uciekinierami. Alice strasznie głośno biło serce unikała ciosów wymierzonych w nią. Will starał się za wszelką cenę uchronić siostrę, walczył zaciekle łapiąc kolejne głębokie wdechy.
- Zabierz ją stąd ! - krzyknął do królika wciąż walcząc ze strażą. Ona nie chciała go ostawiać samego, to z jej powodu tu jest , nie może go zostawić. Broniła się i wyrywała królikowi, który nie dał sobie z nią rady. Biegła w stronę Willa , który właśnie uchylał się przed kolejnym ciosem miecza.
- Will! - spojrzał na nią i zaraz potem na królika, który dostał niemy rozkaz od niego.
- Kocham cię siostrzyczko ! - krzyknął to były ostatnie słowa które usłyszała od niego. Nie mogła się ruszyć została sparaliżowana i pochłonęła ją pustka.
Will walcząc dalej wiedział, że królik najlepiej się zajmie jego siostrą, jest bezpieczna. Nagle poczuł skurcz mięśni , przeszywający ból w łopatkach i padł na kolana puszczając broń. Strażnik kopnął miecz daleko od niego. Usłyszał stukot obcasów zbliżających się do niego. Podniósł głowę i zobaczył kobietę, która spojrzała na niego z pogardą. Oczywiście była nią Królowa Kier.
- Głupcy , że też mam was za swoich strażników! Nie umiecie upilnować jednej głupiej smarkuli !
Każdy bał się jej i spuszczał wzrok unikając jej mroźnego spojrzenia. Jednym ruchem ręki zmieniła w kamień kilkanaście osób w swojej straży. Po czym spojrzała na Willa.
- A ty ... - wskazała palcem - będziesz mi posłuszny, będziesz mi służyć, jesteś dość mądry by być przywódcą tych idiotów.
Oczy Willa się zwęziły i rozszerzyły gwałtownie ukazując pustkę. Został marionetką w rękach królowej, jej nową zabawką.
- Powstań Willu Scarlet...
Mistic Grill - Hook
Siedziałem przy stoliku patrząc ciągle bez ruchu na szklankę z alkoholem. Czułem wewnętrzną pustkę, wciąż nie mogę uwierzyć, że ona nie żyje. To koniec, nigdy więcej jej nie zobaczę, nigdy więcej nie usłyszę. Boli tak bardzo, jakby ktoś wyrwał mi serce tysiąc razy. Chwyciłem w dłoń szklankę i wypiłem wszystko naraz.
Podniosłem wzrok i zauważyłem jak Kol się dosiada.
- Jak się trzymasz ? - spytał stawiając szklankę, spojrzałem tylko na niego i spuściłem wzrok - wiem głupie pytanie.
- Chyba się zaleje w trupa - bąknąłem cicho.
- No to ci po towarzysze - usłyszałem z jego ust. Siedzieliśmy przez kilka godzin głównie pijąc i wymieniając między sobą krótkie zdania. Chciałem teraz tylko zapomnienia, wpaść do wielkiej ciemnej pustki i nigdy już nie wrócić. Za tracić się tak bez końca by już nie czuć niczego. Z każdą kolejną szklanką, byłem coraz bardziej nieobecny, aż w końcu wessała mnie ciemność.
Mistic Grill - dalsza część sali
Przy stoliku siedziała Bonnie i Caroline rozmawiając cicho i zerkając na pijącego Hooka i Kola. Po krótkiej chwili do nich dosiadł się Tyler, także zerkając na pijących panów.
- Myślałam, że będziesz w domu z Willem? - mruknęła cicho blondynka.
- On nie chce nikogo widzieć, kazał mi przyjść do was - złapał pustą szklankę i zaczął nią obracać.
- Faceci - prychnęła - w takich chwilach nie powinien być sam.
- Caro, nie chciałem być nachalny - odpowiedział wzdychając - poza tym zamknął się w pokoju.
- Przecież to twój dom, nie masz zapasowych kluczy ? - była już rozdrażniona.
- Caroline - zaczęła spokojnie Bonnie łapiąc ją za rękę - daj mu czas, skoro chce być chwile sam to niech będzie, widocznie tego potrzebuje.
Blondynka spojrzała w oczy przyjaciółki i westchnęła spoglądając znów na pijących.
- Jak widać każdy przeżywa to inaczej - mruknął Ty.
Mimo, że nie znali długo Alice, to za nią tęsknili i przeżywali jej śmierć. Była bowiem osobą barwną zapadającą w pamięć każdemu. Nikt by o niej nie zapomniał nawet na chwile.
Biblioteka Salvatorów
Damon siedział wygodnie w fotelu sącząc krew, woreczek za woreczkiem, gdy tylko skończył jeden brał się za następny. Było słychać odgłosy kroków zmierzające do salonu, po paru chwilach wszedł Stefan patrząc na niego ze smutkiem. Ten tylko spojrzał na brata przelotnie i dalej robił to co robił.
- Wiem, że ci ciężko, ale może masz ochotę pogadać ? - zaczął niepewnie Stefan lecz nie uzyskał odpowiedzi - Nie możesz cały dzień siedzieć w tym fotelu, powinieneś...
W tym momencie Damon przestał nad sobą panować, wstał szybkim ruchem i przygwoździł Stefana do ściany trzymając za szyje. Ten ledwo co łapał oddech patrząc prosto w wściekłe oczy brata.
- Nie masz prawa mówić mi co powinienem, za kogo się uważasz braciszku ? hmm ? - tym samym mocniej go przyciskał.
- Chcę ci tylko pomóc - wychrypiał nie dając za wygraną.
- Ty...ty nie możesz mi pomóc ! Co cię w ogóle to obchodzi, co ja ciebie obchodzę ! Zawsze byłem tym złym bratem, więc po co to zmieniać. Ty miałeś szczęście, ja nie. Po co to wszystko zmieniać, po co zaburzać harmonie w tak pięknym układzie. Ja jestem bestią, to ja jestem niebezpieczny !
Rzucił bratem przez pół pokoju, oddychając ciężko. Stefan podniósł się powoli na kolana patrząc, wciąż spokojnie na brata.
- Pozwól sobie pomóc, wiem że czujesz...
- Nie braciszku, nie wiesz ... nie wiesz co czuje. I radzę ci nie wchodź mi w drogę, bo pożałujesz.
Po tych słowach zniknął pozostawiając brata samego. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i za chwile w progu stanęła Elena. Szybko podbiegła pomagając mu wstać.
- Damon ? - tylko pokiwał głową. Oboje wiedzieli jak ciężko znosi śmierć Alice. Damon zawsze był impulsywny i nie dopuszczał do siebie nikogo na tyle blisko by go zranić. Przez te wszystkie lata odgrodził się murem od uczuć, od ludzi, a gdy wpuścił do siebie uczucie skierowane do Eleny to znów cierpiał. Miał już nie zrobić tego błędu, nie pozwolić sobie na więcej, aż spotkał małą pyskatą Alice. Tym razem też cierpi, ale to już trochę inny ból od pozostałych. Wtedy inni go ranili, zdradzali a teraz śmierć odebrała mu to na czym mu zaczęło zależeć bardziej niż na swoim własnym życiu. Stracił ją. To tak jakby ktoś wyrwał cześć jego duszy.
Damon szedł samotnie ciemnymi ulicami Mistic Falls. W głowie dźwięczała mu pustka , tak bardzo chce ją usłyszeć. Wciąż pamięta smak jej ust, zapach włosów i jej delikatną skórę. Teraz tego nie ma, jej nie ma, odebrano mu kogoś na kim mu zależało, odebrano mu część siebie, tą jasną szczęśliwą stronę. W tej chwili widział jedynie mrok, który go wciąga i wciąga. Przystaną na chwile czując kogoś za sobą. Była to młoda atrakcyjna blond kobieta, uśmiechnął się pod nosem wyszczerzając kły...
Salon Mikelson
Kol siedział wygodnie w fotelu, czekając na braci by skończyć opowiadać to co się dowiedział w Nowym Orleanie. Jak na zawołanie do pomieszczenia wszedł starszy z braci spojrzeli po sobie.
- Siadaj - mruknął Kol - chyba, że nie chcesz słuchać tego co się dowiedziałem
- A to co to za zebranie ? - powiedział Klaus wchodząc w momencie, gdy najstarszy siadał na kanapie.
- Chodzi o Marcela - to zaciekawiło jego brata, który od razu usiadł. W słuchali się w opowieść młodszego brata, zaciekawieni każdym słowem. Patrzeli nie dowierzając w to co mówi.
- Czyli Marcel ma u siebie najpotężniejszą wiedźmę ? - spytał najstarszy, gdy jego brat skończył opowiadać.
- Tak na to wychodzi, że tak - odpowiedział mu Kol - miasto już nie jest naszym domem, Marcel go nie odda bez walki, nawet tobie Nick - na co on się cały spiął.
- Chce walki o miasto, to ją dostanie - upił jednym łykiem całą zawartość szklanki.
- Ale chyba pamiętasz, że mamy na głowie Ester - przypomniał mu Elijaha - najpierw nasza matka potem Marcel.
Kol cmoknął rozglądając się po pomieszczeniu i też napił się alkoholu.
- Jak widzę nic się tu nie zmieniło - powiedział swobodnie Kol
- Nie było cię zaledwie parę dni, co tu miało się zmienić - mruknął rozdrażniony Klaus.
- Nie...zmieniła się jedna rzecz...nie ma tu tej naszej wstrętnej siostry - powiedział to rozglądając się dookoła spodziewał się, że zaraz od niej oberwie lecz nic nie nastąpiło.
- Nicklaus, chyba jej nie zasztyletowałeś ? - patrzył z pogardą Elijaha, ten tylko pokręcił przecząco głową. Spojrzeli po sobie coraz bardziej zaniepokojeni. Nagle Klaus wypowiedział to co każdy miał na myśli.
- Ester...
Dom Tylera
Wszyscy spotkali się w salonie, dziewczyny siedziały razem, a panowie stali chodząc po pokoju. Każda chwila ciszy była męczarnią pustką , która stawała się nie do zniesienia.
- Jutro pogrzeb Alice - wyrzuciła z siebie Caro patrząc na pozostałych.
- Jak się trzyma Will ? - spytał Stef patrząc na Tylera ten westchnął i miał już odpowiedzieć gdy nagle wszedł do salonu Will.
- A jak ma się czuć osoba, której zginął ktoś bardzo bliski ! - wyrzucił jednym tchem patrząc wściekle.
- Will uspokój się chcemy tylko pomóc - zaczęła Bonn podchodząc do niego.
- Przywrócicie jej życie ?! Nie sądzę, więc nie możecie pomóc ! - wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Każdy spojrzał po sobie ze smutkiem. Po śmierci Alice, Will stał się niedostępny i ponury, wściekły na każdego. Nikt się nie dziwił dlaczego tak reaguje na każdą chęć pomocy. Stracił kogoś bardzo bliskiego, swoją młodszą siostrę, za którą gotów był poświęcić życie.
- Wiecie co, chodźmy do Grilla - powiedział Ty - pogadamy z Willem jak się uspokoi.
Uznali to za dobry pomysł, zebrali się pomału, w głowie wciąż przetrawiając słowa Willa. Gdyby istniał jakiś sposób to by to zrobili, ocalili by jej życie. Każdy z nich znał ból po stracie bliskiej osoby. Wiedzą jak teraz to przeżywa Will i że każdego obwinia za jej śmierć.
Obrzeża lasu
Klaus stał obok drzewa przyglądając się jak Sharon chodzi wokół wymawiając jakieś nieznane słowa. Przez kilka minut chodziła wdychając głęboko powietrze, machając dłońmi co jakiś czas dotykając ziemi i drzew. Przystanęła wciągając po raz kolejny powietrze, spojrzała na Klausa.
- Nie długo ta moc będzie moja - szepnęła ten podszedł do niej.
- Jak widzisz wywiązałem się ze swojej części umowy, teraz twoja kolej.
Zwęziła oczy i podeszła jeszcze bliżej, tak że czuł od niej bijący chłód.
- Obiecałam, więc pomogę - powiedz tylko kiedy i gdzie.
Na twarzy Klausa zagościł szatański uśmiech, a oczy słyszały chęcią zemsty. Czuł nie ograniczoną potęgę, którą ma Sharon. Jej potęgę którą ma do swojej własnej dyspozycji.
Niedaleko Grilla
Bonnie, Caroline, Stefan, Elena oraz Tyler szli drogą do baru cicho rozmawiając między sobą, mijając przechodniów. Nagle Caro się zatrzymała ciągnąc za rękę Tylera.
- To przecież Will - szepnęła wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
- Mamy kłopoty - powiedział Stefan marszcząc brwi - idzie w kierunku Sharon.
- Myślisz, że będzie chciał walczyć ? - spytała Elena patrząc na Willa, który coraz bardziej się zbliżał do wroga.
- Lepiej go zawróćmy - bąknął Ty poruszając się dość szybko w kierunku Willa, reszta podążyła za nim.
Will już był bardzo blisko dobył miecza i w tej chwili zauważyła go Sharon. Nie czekał długo na jej reakcje i natarł bronią. Sharon jednak dalej stała spokojnie i gdy on był już bardzo blisko niej machnęła dłonią, tak że wyrzuciła Willa w powietrze. Podniósł powoli głowę patrząc na nią z wściekłością.
- Widzę, że bardzo chcesz dostać się tam gdzie twoja siostra. Tylko ty umrzesz znacznie szybciej niż ona.
- Zapłacisz za to - powiedział i zaatakował po raz kolejny, gdy był blisko niej poczuł przez chwile wewnętrzny spokój i poczucie jakby Alice kazała mu się uspokoić przez co nie wykonał żadnego ruchu pozwalając wyrzucić się po raz kolejny w powietrze, przez cały ten czas patrzył jak zaczarowany na medalion na jej szyi. Znów stanął na nogi patrząc wściekle na Sharon, która po chwili znikła w białych oparach dymu. Podbiegli do niego całą grupą patrząc na miejsce zniknięcia Sharon.
- Will, w porządku? -spytała Caro.
Ten jakby jej nie słyszał ruszył przed siebie w kierunku lasu, nie oglądając się na nikogo.
- Pogadam z nim, spotkamy się w Grillu - powiedział Ty przyspieszając kroku by dogonić Willa.
Will wciąż czuł to dziwne uczucie, gdy spojrzał na wisior, zastanawiał się nad tym co to może oznaczać. Jakby przez mgłę zauważył Tylera obok siebie, szli tak ścieżką mijając kolejne drzewa.
- Will, musisz się jakoś ogarnąć, pozbierać, jak będziesz tak atakować Sharon zginiesz. Nie zemścisz się, a przecież właśnie tego chcesz - zaczął Ty rozglądając się dookoła - wiem jak to jest , pragnąć zemsty. Musisz być silny i nie dać się prowokować. - gdy skończył Will spojrzał na niego smutnym, zrezygnowanym wzrokiem. Pokręcił głową i głęboko wciągnął powietrze.
- Może masz racje ...
Po kilku minutach weszli do budynku, podchodząc do stolika, przy którym siedziała cała grupa. Siedzieli tak rozmawiając jakąś godzinę. Will poczuł się znacznie lepiej wciągając się w rozmowy niż być w samotności.
Salon Salvatore
Damon i Enzo siedzieli w ciszy pijąc kolejne woreczki krwi, gdy nagle drzwi się otworzyły i do domu weszła cała grupa. Stefan spojrzał tylko smętnie na brata , który nie raczył nic powiedzieć tylko dalej zajmował się piciem krwi. Damon i Will spojrzeli po sobie wymieniając zranione puste spojrzenia. Damon nadal czuł wściekłość ale w tej chwili nie dał rady dalej zapominać się w przyjemności płynącej z picia krwi.
- Może byś skończył właśnie pić tą krew - mruknął Stefan do niego - wiecie zostały nam jeszcze trzy godziny do jej pogrzebu może się przygotujmy i zaraz pójdziemy - pokiwali głowami
- Gdzie Tyler ? - spytała Elena patrząc na blondynkę.
- Jakiś telefon - pokręciła głową - zaraz przyjdzie - usiadła na brzegu kanapy.
Panowała dość smętna atmosfera. Czuli się przygnieceni ostatnimi wydarzeniami. Damon poczuł wielką gulę zbierającą się mu w gardle. Chciał krzyczeć, tutaj, teraz, odłożył woreczek pełen krwi, nie mógł więcej.
- To moja wina - wydobył z siebie, każdy spojrzał na Damona - to moja wina, to mnie uratowała, przeze mnie nie żyje. Jestem złem, które trzeba zniszczyć.
- Nie, to moja wina - odrzekł Will spoglądając na niego - gdybym nie flirtował z Elsą , to byśmy nie wpadli w tą pułapkę. Nie było by nas tutaj, żyła by, to moja wina nie twoja.
- Potem pogadacie czyja wina - do salonu wszedł Ty - dzwonił facet z zakładu pogrzebowego.
Wszyscy teraz byli skupieni na Tylerze. Czuli wewnętrzny nie pokój, który z każdą chwilą rósł. Z każdym kolejnym oddechem wiedzieli, że coś ważnego się wydarzyło...