piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 8


                                                             

                           Obrzeża lasu


   Wysoka blondynka stała patrząc wprost na ludzi błądzących po ulicach. Pochłaniała wzrokiem wszystko co było po drodze. Jej długie blond włosy falowały razem z wiatrem. Myśląc o swojej zemście zacisnęła ręce w pięści, po czym słysząc za sobą zwiększający się na sile szelest rozluźniła dłonie.


- Najpierw księżniczka, a następnie następca tronu - mówiła nie odrywając wzroku od przechodniów
- Obiecałaś mi pomóc - odezwał się za nią Klaus, obróciła się spoglądając na niego.
- Owszem i pomogę, gdy ty mi pomożesz. 
- Przecież już to zrobiłem, nie pomagając Alice - wzrok jego błądził powoli po jej twarzy wywiercając w niej dziurę.
- To było nic, jetem potężną wiedźmą, ale nie dam rady otworzyć portalu do mojego świata. Znajdź kogoś kto otworzy przejście, chyba że jeszcze znajdziesz miejsce z którego mogę czerpać energię.
Klaus zacisną pięści, ale jeszcze nad sobą panował.
- Możesz czerpać magię z miejsca, w którym zabito wszystkie wiedźmy - uśmiechała się cwanie.
- Doskonale, zaprowadź mnie tam, a twoja matka nie zdąży powiedzieć żadnego słowa.
Szarmancko wysunął dłoń prowadząc z uśmiechem Sharon.


                                   Nibylandia


    Snow i Bell siedziały wypatrując jakiś oznak niebezpieczeństwa, wsłuchiwały się w dźwięki fal , które przybierały na sile.
- Chyba sztorm się zbliża, chmury nadciągają - mówiła Bell spoglądając na Snow z ukosa, która chodziła z bronią w ręku gotowa do walki.
- Będzie pewnie...- nie dokończyła zdania - widzisz ? tam przy skałach - obie wytężały wzrok.
- Czy to ona ? - Bell szepnęła obróciwszy się zauważyła, że jej towarzyszka celuje z łuku. Widziały tylko lekką sylwetkę.

- Jesteśmy za daleko - opuściła łuk ciężko oddychając.
- Zniknęła, nie ma jej.
- Kogo nie ma ? - usłyszały nie daleko głos Reginy.
- Syrena, widzieliśmy ją, była na skałkach - wyjaśniła Bell.
- W jaskini nic nie ma, musiała gdzieś ukryć rzeczy - powiadomił je David, gdy wraz z Rumplem się zbliżyli.
- Wie, że na nią polujemy - włączyła się do rozmowy Snow.
- Musimy zrobić jakąś przynętę, pułapkę - myślała na głos Regina.
- Ale tym zajmiemy się potem, teraz trzeba przygotować miejsce do spania, póki jest jeszcze jasno.
Każdy z nich wiedział co ma robić. Zajęli się przygotowaniami do rozpalenia ogniska, wyczerpani drogą z chęcią później odpoczęli.


                                    Damon

   Po kilku godzinach się obudziłem wtulony w wciąż nieprzytomną Alice. Wyglądała tak niewinnie, tak pięknie, że się nie mogłem powstrzymać przed złożeniem na jej ustach pocałunku. Już chciałem to zrobić, gdy nagle zauważyłem jak jej powieki lekko drgają. Odsunąłem się wciąż na nią patrząc.

- Alice ? słyszysz mnie ? - pomrukiwała cicho - Alice ?
- Głucha jeszcze nie jestem - usłyszałem bardzo cichy jej głos.
- Nie była byś sobą, gdybyś nawet teraz nie próbowała mi dokopać - uśmiechnąłem się, a ona powoli otworzyła oczy.
- Przepraszam bardzo, a co robisz tutaj ? Ja sobie nie przypominam bym cię zapraszała do łóżka - mówiła wciąż cichym głosem.
- Jak możesz tego nie pamiętać, wprost mnie o to błagałaś. Teraz to mnie uraziłaś to była najlepsza noc w moim życiu - uśmiechnąłem się cwanie patrząc w jej ciemne oczy.
- Tylko niech wstanę, to ty nie wstaniesz już nigdy - zamknęła oczy
- Spokojnie księżniczko oszczędzaj na razie siły. A mi tyłek zawsze zdążysz skopać, bo nie mam zamiaru uciekać.
- Gdzie Will ? - spytała na wydechu.
- Z resztą pojechał na bagna szukać kwiatu...
- Galuszy - dokończyła za mnie - nie znajdą go - zmarszczyłem brwi.
- Chwileczkę, przecież to ty jesteś optymistka. Znajdą ten kwiat i wyzdrowiejesz.
- Nie, Sharon wygrała.
- Hej - złapałem jej twarz tak, że patrzała na mnie - to my wygramy, jasne ?
- Ale...
- Żadnego ale, pokonamy Sharon, razem - powoli pokiwała głową i chciała już wstać - a ty dokąd?
- Do Willa, nie ma sensu by szukali sami.
- Wow chwileczkę, ty nigdzie nie idziesz.
- A ty co moja niańka ? - usiadła, ale musiała się o mnie oprzeć z braku sił.
- No jak widać tak. Nie dasz rady iść, jesteś uparta, ale chociaż tym razem odpuść - spojrzała mi w oczy, a potem coś cicho zamruczała pod nosem - co takiego?
   Nic nie odpowiedziała, tylko głęboko wypuściła powietrze. Chwile tak patrzyła w ciszy przed siebie. Nie wiedziałem o czym myśli, z każdą chwilą bałem co dalej.
- Pomóż mi zejść na dół - w końcu leniwie przeniosła wzrok na mnie - chce do toalety i na dole poczekać na Willa.
Złapałem ją od razu na ręce, ważyła bardzo niewiele. Wtuliła się we mnie tak mocno ile miała sił , czyli niewiele. To moja wina , gdyby mnie nie ochroniła to ja bym umierał nie ona. Oddaje za mnie życie, a znamy się tak nie długo. Postawiłem ją przed drzwiami.
- Może lepiej z tobą wejdę? - spiorunowała mnie wzrokiem - przepraszam - spuściłem wzrok w geście kapitulacji. Po paru chwilach wyszła ledwie włócząc nogami. Była cała blada oparła się o ścianę i nim upadła złapałem ją w pasie i przytuliłem do siebie.


Trwając w takim uścisku zeszliśmy na dół. Ułożyłem ją wygodnie na kanapie i przykryłem kocem.
- Coś przynieść ? - zaprzeczyła głową więc usiadłem obok niej - dlaczego to zrobiłaś ? ocaliłaś mnie, a nie musiałaś.
Przez dobrych parę sekund patrzeliśmy sobie w oczy, westchnęła i splotła palce z moimi.
- Dla każdego bym to zrobiła, więc nie myśl, że jesteś jakiś wyjątkowy , że ocaliłam twoje nędzne życie, a raczej nie życie - puściła rękę  i ułożyła obok siebie.
- No tak oczywiście, czego innego mogłem się spodziewać - spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek - przecież mnie nie znosisz, więc czemu mam oczekiwać dobroci.
Odwróciłem wzrok patrząc na płomienie w kominku. Przez krótką chwilę myślałem, że to dobry znak skoro mnie ocaliła, ale teraz widzę to złudne nadzieje. Staje się jak Stefan chcąc ...chcąc...miłości? ...sam siebie pytałem nie dowierzając.
- Damon ? - usłyszałem jej cichy głos i spojrzałem na nią - ja...- nie dokończyła, bo w tej chwili wszedł do domu Stefan i cała ekipa poszukiwawcza.
- Alice - Will szybko do niej podszedł , więc wstałem dając im więcej miejsca - jak się czujesz ?
- Jakby mnie ktoś przeciągnął przez wyżymaczkę - lekko się uśmiechała
- Czemu na górze nie zostałaś ? - wzruszyła tylko ramionami i się wtuliła w niego.

  Spojrzałem na Stefana i pozostałych pytającym wzrokiem, ale tylko zaprzeczyli. Czyli dalej nie ma nadziei na uleczenie jej, spojrzałem na tulącą się Alice i Willa. Chciałbym jakoś pomóc,  ale nie mam bladego pojęcia jak.

     
                                     Rezydencja Mikelson


   Rebecca schodziła schodkami w dół szukając wzrokiem jakiegokolwiek brata. Powolnym krokiem doszła do salonu z którego dochodziła cicha muzyka, gdy weszła niezastała nikogo. Podniosła rzuconą na sofę księgę i ją przejrzała.

- Jak zwykle jesteś ciekawa tego co nie twoje - rzekł Klaus wchodząc.
- Ale też nie jest twoje tylko matki - odpowiedziała rzucając księgę z powrotem - po co ci ona ? ta Sharon miała przecież się zająć matką.
- Zawsze mam jakiś plan awaryjny. Mogłabyś się tego w końcu nauczyć i nic nie zostawiać przypadkowi.
- O tak teraz bawisz się w rady. Nie chcesz mnie przypadkiem zasztyletować? - spytała z ironią
On tylko jedynie westchnął i nalał sobie szklankę alkoholu.
- I jak rozmowa z czarownicą ? - znikąd nagle pojawił się Elijaha.
- Przebiegła tak jak oczekiwałem - rzekł Klaus patrząc mu prosto w oczy - Pomogę Sharon a ona mnie, proste.
- A skąd pewność, że ona ci pomoże ? - prychnęła Bex spoglądając spod przymrużonych oczu na Klausa.
- No właśnie nie mam.
- A ty jak dobrze widziałem pokazałeś miejsce , gdzie zabito czarownice - mówiąc to Elijaha obracał w dłoni pustą szklankę.
- Tak, ale nie wie, że czarownice nie będą z nią współpracować, więc zrobi najpierw coś dla mnie, a potem ja pomogę.
- Nick jak chcesz zmusić czarownice do współpracy ? - spytała nie dowierzając w to co mówi jej brat.
- Ja mogę tylko powiedzieć jej, że nie mam tyle mocy, żeby jej pomóc, a reszta będzie jej   zmartwieniem - powiedział z drwiącą miną.
- To nie chce być w twojej skórze jak się ona o tym dowie - Elijaha już nie wiedział jak rozmawiać z bratem.
- Obiecałem jej pomoc, więc to zrobię na tyle ile potrafię - spojrzał na okno i zaraz potem zniknął.
- On nas kiedyś wykończy - Bex siadła na sofę - niedługo go zabiję, nie wytrzymam z nim.

  Elijaha tylko westchnął i podszedł wolnym krokiem do okna. Przypominał sobie czasy, gdy obaj byli zakochani w Tatii. Popełnił błąd i ona nie żyje, przez niego. Bawiła się nim i Klausem. Tak samo popełnił błąd z Katheriną. Pamięta do dziś śmiech Tatii , jej roześmiane oczy i te piękne oczy. Z tego transu wyrwał go huk dobiegający z  zewnątrz spojrzał tylko na Rebeccę i zniknął. Rozglądali się oboje po  trawniku na którym była rozlana krew i rozkopana ziemia tworząca słowo  DEATH . Spojrzeli po sobie myśląc o tym samym. Ich matka, Ester robiła się coraz potężniejsza.
- Psia krew, Nick chyba powinien o tym wiedzieć - mówiła blondynka wciąż nie dowierzając, na co starszy brat tylko pokiwał głową i ruszył przed siebie.


                                Nowy Orlean

   Stali po środku wynajętego mieszkania w salonie zerkając na siebie. Słychać było tylko cykanie wielkiego zegara. Słońce  coraz bardziej zaglądało w okna rozjaśniając pokój. Z otwartego okna przedostawało się czyste, orzeźwiające powietrze.

- Pamiętam wszystko - szepnął Hook spoglądając na Kola - a jak z tobą ?
- Tak samo, mój brat zabije Marcela na sto procent - prychnął siadając w fotelu. Hook przystąpił z nogi na nogę i wyjrzał przez okno.


- Ta czarownica dałaby radę namierzyć Alice ?- spojrzeli sobie w oczy
- Możliwe, ale jak zauważyłeś nie przepada za mną. Ehh ...zbierajmy się, pojedziemy do niej, odprawi ten swój rytuał czy pakt nie wiem co ona chce zrobić i poszukamy tej twojej dziewczyny.

Uśmiechnęli się obaj wychodząc z domu. Dzień zapowiadał się bardzo pięknie tak jakby nastał piękny czas po burzy. Po kilkunastu minutach byli już w domu Gill. Stała przed stołem wymawiając zaklęcie nad białą kartką papieru, na której widniały jakieś znaki i litery posypane popiołem.
- Potrzebuje twojej krwi - mówiła spoglądając na Kola, gdy już dostała jego krew nie przerywała zaklęcia przez parę minut wpatrując się na krew która przemieszczała się pod wpływem magii po kartce.
- To wszystko ? - spytał Hook, gdy ta skończyła odmawiać zaklęcie.
- Tak, to wszystko - spoglądała na niego to na Kola - mam nadzieje, że będziecie się trzymać tej wiążącej umowy i twój nie pohamowany brat też.
- Na pewno, miło z tobą się robi interesy Gill - kiwnęła głową.
- O ile nie chcesz mnie zabić - uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz, mam jeszcze jedną sprawę - zaczął niepewnie
- Sądzę, że wasz czas się skończył zawarliśmy umowę, przysługa za przysługę - spojrzała na nich i skierowała się do wyjścia.
- Aa i jeszcze jedno - obejrzała się i spojrzała na Hooka - trzymaj się wampira on cię doprowadzi do tego co szukasz.
Po chwili obaj siedzieli już w aucie jadąc przed siebie.
- Ona miała na myśli Alice ?
- O tak, jak widać twoja ruda laska jest w Mistic Falls, ciekawe czy zna mojego brata oby nie, chociaż nie wiem kto by zwyciężył ona czy on - zaśmiali się - szykuj się na spotkanie.
Kol puścił oko do niego i przyspieszył gnając drogą tak szybko jak było możliwe.


                         Mistic Falls - Alice

   Will siedział obok mnie na łóżku robiąc głupie miny i opowiadając durnoty. Nie miałam siły się śmiać tylko się uśmiechałam. Jak skończył opowiadać jedną historie automatycznie zaczynał drugą tak, że się nie nudziłam. Z każdą chwilą jednak czułam, że słabnę jad Mytisów ciągle płyną mi w ciele odbierając po kawałku życie. Chwilami widziałam przed sobą czarne zawiłe fale, które się skręcały i zanikały.
Może tak wygląda stan umysłu, gdy się zaczyna szaleć. Moje myśli błądziły wszędzie a jednocześnie słuchały tego co mówił Will.
- Ty mnie w ogóle nie słuchasz ? - głos brata wyrwał mnie z myśli, patrzał na mnie wciąż się uśmiechając.
- Cały czas słucham, dużo pleciesz o tej Elsie, a jej długo nawet nie znałeś.
- A tam, spędziłem z nią wystarczająco czasu by wiedzieć, że nie jest złą osobą - uśmiechał się na samo jej wspomnienie.
- Tak tak jasne, zauroczyła cię urodą, a nie tym jaka jest - droczyłam się z nim, spojrzał na mnie z udawaną urazą
- Czy ty sugerujesz, że jestem płytki ? -  wskazał palcami na siebie
- Ja nic nie sugeruje - uśmiechałam się cwanie
- Wiesz, że za to oberwiesz - zaśmiał się - jak tylko znajdziemy ten kwiat.
- Czyli po mojej śmierci - mimo to się uśmiechałam
- Nawet tak nie mów - mówił już całkiem poważnie - nigdy więcej, jasne ? - pokiwałam głową choć i tak czułam, że to koniec. Zabawne, nigdy się nie poddawałam, a teraz tak po prostu odpuszczam. W sumie nawet nie mam jak walczyć.
- Idę z  Bonnie sprawdzić pewne miejsce, wracam za jakieś dwie godziny, a ty nie poddawaj się - pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Ciągle leżałam w domu Salvatorów .Will zrobił tutaj centrum dowodzenia, żeby mnie ocalić.
Minęło już kilka godzin odkąd trucizna jest w moim ciele, czuje jakby z każdą chwilą przybliżała się do nieuchronnego końca. Mam nadzieje, że jakoś Will sobie beze mnie poradzi i wróci do domu cały i zdrowy. Z tych myśli wyrwał mnie odgłos pukania do drzwi.
- Tak ? - odpowiedziałam na tyle głośno ile dałam rade, drzwi się uchyliły i zobaczyłam Damona.
- Przyszedłem tylko sprawdzić, czy czegoś nie potrzebujesz księżniczko, jesteśmy sami w domu - mówił łagodnie ale zarazem sucho.
-Nie nic mi nie potrzeba - już chciał znikać - Damon, posiedzisz ze mną ? - spojrzał na drzwi potem z powrotem na mnie i usiadł obok mnie opierając się plecami.
- Przepraszam - spojrzał mi w oczy po raz pierwszy dzisiejszego dnia - wczoraj mówiłam w żartach, że bym cię nie uratowała - usiadłam tak, że się nie opierałam o łóżko, ale nie miałam tyle sił by utrzymać równowagę.
- Lepiej się połóż - złapał mnie w pasie, spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam w nich troskę, czułam to samo przyciąganie jak tamtej nocy, gdy przerwał nam Stefan. Ciągle się wpatrywaliśmy sobie w oczy czując dokładnie to samo, po paru sekundach poczułam jego ciepłe miękkie usta na swoich. Objął mnie wygodniej rękami tak, że się mogłam na nim oprzeć, smakowałam jego ust, delikatny pocałunek a tyle wrażeń wywołuje.





Po krótkiej chwili oderwaliśmy się od siebie, oparłam głowę o jego tors oddychając głośno.
- Wszystko dobrze ? - położył mnie z powrotem i wpatrywał z niepokojem.
- Tak jak najbardziej, pocałunek był ekstra - uśmiechnęliśmy się i czułam jak wszystko nagle zachodzi mgłą ostatnie co pamiętam to nachylająca  się twarz Damona nade mną.


                            Las Mistic Falls - Will

  Chodziliśmy nie daleko miejsca, gdzie miała miejsce masakra wiedźm. Wciąż szukając kwiatu, błądziliśmy między drzewami rozglądając się i wytężając wszystkie zmysły. Słychać było jedynie śpiew ptaków i szelest towarzyszący naszym ruchom. Po dwóch godzinach szukania  byłem załamany to nie może się tak skończyć. Muszę uratować Alice, przecież nie wrócę bez niej do domu.

- Will - usłyszałem za sobą głos Bonnie - przykro mi, ale tutaj nic nie znajdziemy, możemy spróbować jeszcze po drugiej stronie miasta.
- Czyli musimy się wrócić - kiwnąłem głową w zamyśleniu.
Zawsze to Alice wyciągała mnie z takich tarapatów a sama unikała śmierci, miała do tego duże szczęście, jak widać teraz już nie. Po kilkunastu minutach byliśmy już przy Grillu nagle drogę przeciął nam jakiś facet.
- No proszę na kogo wpadam zaraz po powrocie - odrzekł brunet.
- Trzeba było zostać tam na zawsze - prychnęła Bonnie i już chciała go wyminąć ale zatarasował przejście rękami - daj mi spokój Kol albo oberwiesz.
- Z chęcią tylko mam takie jedne pytanie, widziałaś może taką...
- Will !! - obróciliśmy się wszyscy w tamtą stronę poznałem ten głos od razu.
- Hook ty tutaj - uścisnęliśmy ręce
- No w piękny świat się przenieśliśmy - mówił z ironią
- To jest Bonnie czarownica , a to Hook - przedstawiłem ich sobie po czym zwróciłem się do Kola - A ja jestem bratem Alice.
- No właśnie gdzie ona jest ? - spojrzał po nas a mi od razu  mina zrzedła - co się stało?
- Ona umiera, Hook -  jego mina wyrażała to samo co moja w tej chwili.
- Jak to ? To nie możliwe, nie ona - kręcił głową.
- Mistysy zaatakowały, trucizna ją coraz bardziej osłabia.
- Trzeba zrobić  antidotum - mówił drżącym głosem  Hook - jak najszybciej.
- Potrzebujemy kwiata Galuszy, nie ma go w tym świecie - mówił coraz bardziej sfrustrowany Will, nagle Hook zaczął szperać po kieszeniach - jak wyciągniesz ten kwiat to jesteś  czarodziejem.
- Nie, ale mam wyciąg z niego, nie wiem czy się nadaje - wyciągnął fiolkę, spojrzałem na Bonnie
- Może się uda - powiedziała z małym uśmiechem, a w oczach zakręciły mi się łzy - zrobię antidotum.
Mieliśmy już iść gdy nagle zadzwonił telefon Bonnie, gdy tylko odebrała to minę miała wystraszoną.
- Ale jak to ? ! - twarz miała bladą czułem, że coś bardzo złego się stało - zaraz będziemy.
- Co się dzieje ? - spytałem gdy się rozłączyła spojrzała na mnie i na Hooka
- Dzwonił Damon, Alice prawie nie oddycha jest coraz gorzej.
- To mamy mało czasu - powiedział Kol po raz pierwszy od dłuższego czasu - wskakuj mi na plecy
Bonn podrzucę cię. Szybciej nie mamy czasu - pogonił ją, gdy ta się na niego patrzyła.
Po chwili zniknęli, a my ruszyliśmy szybkim biegiem do domu Salvatorów, mam nadzieje, że nie jest za późno.


                            Rezydencja Mikelson

   Rebecca kończąc porządek na trawniku weszła do domu, skierowała swoje kroki do salonu, jednak zatrzymała się słysząc jakiś szmer na piętrze.

- Elijaha, to ty ? - spytała wchodząc po schodkach. Ciągle się rozglądała nasłuchując , jej ciało całe się spięło . Spojrzała przez mijane okno, za którym widniał piękny widok lasu. Szła cały czas na przód zaglądając, w każde drzwi po drodze.
- Klaus, jeśli to ty to nie żyjesz -szepnęła na wydechu idąc do ostatnich drzwi. Za nim weszła usłyszała kolejny szmer, powoli otworzyła drzwi wchodząc do środka. Nikogo nie było, usłyszała szmer i spojrzała w tamtą stronę.
-  To tylko mysz - wyraźnie się odprężyła - wiesz jak mnie wystraszyłaś.
Uśmiechnęła się już uspokojona i pokręciła głową . Odwróciła się gotowa do wyjścia, gdy tylko to zrobiła wciągnęła głęboko powietrze.
- Matko - miała przerażone oczy, Ester uśmiechała się błogo - ty żyjesz.


- Witaj kochanie, oczywiście, że żyje  - machnęła dłonią i nagle Rebecce zaczęło brakować powietrza , złapała się za gardło patrząc na nią i po paru chwilach padła na podłogę. Ester podeszła bliżej córki przekręcając jej twarz w swoją stronę.
- Lepiej, żeby cię nikt jeszcze nie dowiedział, że tu jestem - szepnęła gładząc jej włosy i zniknęła razem z nią z domu.


                            Dom  Salvatore - Will 

   Wbiegliśmy szybko do domu i od razu skierowaliśmy się na górę. Gdy tylko weszliśmy zobaczyłem Damona , który pochyla się nad nieprzytomną Alice, była bardzo blada. Damon tylko spojrzał po nas i pokręcił głową.

- Ona nie oddycha - szepnął i dopiero dostrzegłem jego łzy - jest za późno.
- Nie to niemożliwe - powiedział Hook nie byłem wstanie wykrztusić słowa to nie tak powinno być.
Ona powinna żyć, powinna mi skopać tyłek za marudzenie , powinna wrócić do domu i cieszyć się życiem. Otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Bonnie z Eleną i Stefanem.
- Mamy anti... - urwała, gdy zobaczyła nasze miny.
- O nie - szepnęła Elena patrząc na Alice, martwą Alice.
- Podaj jej to antidotum - w końcu przełamałem ból  i powiedziałem głośno - spróbuj, proszę.
Spojrzałem na Bonnie błagalnym wzrokiem. Po chwili  już była przy niej, gdy tylko wlała jej do ust antidotum, każdy z nas czekał na jakąś reakcje. Siedziałem obok niej i gładziłem jej piękne włosy, mijała minuta za minutą, żadnego znaku, cisza ogarniała pokój było jedynie słychać nasze oddechy i bicie zegara.
- Minęło już półgodziny - powiedziała Bonnie patrząc na mnie bałem się tego co chce powiedzieć - to koniec, ona już nie wróci.

Spojrzałem na Alice i momentalnie z moich oczu zaczęły płynąc łzy po policzku, aż skapywały na jej twarz. Czułem wewnętrzny gniew jakiego jeszcze nigdy nie czułem, ogarniał mnie szał, rozdzierająca pustka w sercu kuła nie miłosiernie. Miałem ochotę tylko na jedno zemścić się zabijając Sharon.





4 komentarze:

  1. Boski :***
    Chciałabym mieć taki talent jak ty :***
    Mogłabyś wpaść do mnie i oceniła mojego bloga ?
    kolor-prawdziwego-nieba.blogspot.com
    Dopiero zaczynam i chciałbym mieć komentarz od tak wspaniałej blogerki jaką jesteś ty :**
    Mam nadzieję że wpadniesz i zostawisz komentarz i dodasz się do obserwatorów :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za docenienie mojego bloga :) to miłe , że tak uważasz , chociaż ja siebie nie uznaje za taką cudowną blogerkę :)
      Z przyjemnością wpadnę i przeczytam :) ;)

      Usuń
  2. To opowiadanie jest cudowne....boskie...itd...itp...
    Ale na poważnie mam nadzieję że nasza droga Alice jednak jakimś cudem przeżyje.... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę , że opowiadanie się podoba.
      A co do Alice , wszystko się okaże w następnych rozdziałach :)

      Usuń