niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział 24

    

     Tym razem rozdział nieco krótszy i troszkę później niż zwykle. Trochę wena poszła w las, ale mam nadzieję, że się odkuje przy czytaniu książek etc. To do następnego. :)

         ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~





                                            Przed domem Salvatore



        Will i Damon stali czekając na czarownicę, która miała im pomóc w dostaniu się do domu i znalezieniu zaklęcia.  Obaj byli pełni zapału, żeby tego dokonać. Mijała już kolejna doba, od groźby Kaia. Nagle zobaczyli jak dołącza do nich mulatka. Widać było, że biegła tutaj całą drogę. 
- Co się stało? - Will od razu wyczuł nie bezpieczeństwo to samo zrobił Damon, który się rozglądał jednak niczego nie zauważył. 
- Jak będziecie dawać jemu to zaklęcie, to odbierzcie księgę. - spojrzała uważnie na obu przyjaciół - Jest mi potrzebna. 
- Do czego? - wampir chciał wiedzieć więcej, lecz mulatka tylko machnęła głową. 
- Możecie mi to obiecać czy nie?- spytała wciąż szybko łapiąc oddech.
- Obiecujemy - powiedział Will za ich oboje, dopiero jak mulatka chrząkneła to wampir z robił to samo.
- No w końcu, ile można na ciebie czekać? - mówiąc to Damon patrzał w kierunku z którego szła do nich Liv. 
- Wybacz, musiałam być pewna, że będzie jak najmniej ludzi w domu. - słychać było w jej glosie zaciętość - Chociaż wiem, że to będzie tragiczne w skutkach jak mój brat dostanie to zaklęcie. To wam pomagam, to mogę przynajmniej wymagać od was, żebyście mi pomogli, go zabić potem. 
- Zrobimy co się da. - powiedziała mulatka patrząc na nią porozumiewawczo. 
- Jasne, że zrobicie i polegniecie. - usłyszeli głos Kaia, który pojawił się znikąd. Trzymał na ramieniu jednego trupa, którego zrzucił na ziemię. - To jest jeden członek klanu siostrzyczko, a to - zdjął  maskę dla związanej wciąż żywej jednej osoby. Kobiety, która była w ciąży. Płakała i gdyby tylko mogła to by krzyczała. 
- Zwariowałeś, wypuść ją! - Liv chciała użyć zaklęcia jednak w tym momencie Kai przebił kobietę sztyletem. Jeden cios, który przeszedł przez brzuch. Następnie drugi szybki odcinający jej głowę. 
- To tylko ostrzeżenie. Żadnej litości. Tik Tok! Tik Tok! - uśmiechnął się szatańsko wyszczerzając swoje zęby i zniknął tak szybko jak się pojawił. 




                                     Ulice Nowego Orleanu


          Marcel szukał wzrokiem przyjaciółki. Jednak ta się starannie przed nim ukrywała. Po kilkunastu minutach szukania chciał się poddać. Jednak ją zauważył. Siedziała przy jednym z małych barków. Podszedł do niej szybko i bezszelestnie co wampiry potrafią najbardziej. 
- D. - usiadł obok niej i nie pozwolił wstać z krzesła - Nie chodzi o Klausa. Nie jemu pomóc. 
- To komu? - spytała zaintrygowana.
- Tam byli rodzice i przyjaciele pewnej dziewczyny. Jest pod władaniem bardzo silnego czarownika. Chcą ją ocalić. Zobacz przez co przeszli. - złapał ją za ręce - Dogadali się z samym Klausem, żeby ją z tego wyciągnąć. To samo robię ja. Gdybym się nie zgodził na propozycję Klausa, to bym nie mógł cię chronić. Oni chcą zrobić to samo. 
- Naprawdę tylko o to chodzi? - pokiwał głową, a ona wypuściła trzymane powietrze. - Dobrze pomogę im, ale dopiero jutro. Podczas pełni stworzę eliksir, który im pomoże. 
- Dziękuję ci, naprawdę. I przepraszam, za trzymanie cię pod kloszem. - przekręciła oczami. Miała do siebie żal, że przez głupią chwilę myślała, że może chcieć jej magii dla siebie.





                                            Dom Parkerów


   Liv szybko i zręcznie przeszukiwała półki i skrytki będące w pokoju ojca. Była pod ścianą. Wiedziała, że oddanie zaklęcia dla Kaia spowoduje duże zniszczenia. To nie mogło się skończyć dobrze dla nikogo, ale z drugiej strony chciała pomóc przyjaciołom. Straciła brata, wiedziała jak taka strata boli. Wiedziała, że to przez Kaia jej brat nie żyje, ale miała większy żal do ojca, który jak zawsze wybrał dobro ogółu zamiast swojej rodziny. Dokładnie tak samo jak z ich matką. Kochała go, ale nigdy nie zrozumie tego, że poświęci nawet rodzinę dla uwiezienia Kaia. Will i Damon byli pod oknem przy pokoju. Czekali na znak od czarownicy, że coś znalazła. Obaj byli poddenerwowani całą sytuacją. Czuli, że dzięki temu mogą być bliżej odzyskania Alice. Nagle poczuła pod palcami wypukłość będąca na ścianie. Ważna zasada, nigdy nie ukrywaj rzeczy ważnych w przedmiotach, które można przesunąć i podnieść. Rozejrzała się dookoła i walnęła łokciem w lekko wypukła część ściany. Kamyczki spadły na ziemię, a dym z kamieni uniemożliwił jej widzenie przez krotka chwile. Usłyszała dobiegające kroki, które się zbliżały w jej kierunku. Spojrzała w zrobiona przez siebie dziurę i wzięła kartkę z zaklęciem. Will, który razem z Damonem byli ukryci weszli lekko do pomieszczenia. Dała im szybko kartkę dokładnie w momencie, gdy jej ojciec wszedł do pokoju.
- Liv, co ty?! - spojrzał na córkę po czym na trzymającego w ręku zaklęcie Willa. Chciał rzucić zaklęcie, ale ona go wyprzedziła.
- Inpectos! - i zaraz po chwili Will razem z wampirem zniknęli. Liv patrzała na ojca przepraszająco, ale ten miał wypisany na twarzy zawód i przerażenie.
- To jest koniec, nasz i ludzkości. - pokręcił głową nie dowierzając i wyszedł z pomieszczenia zostawiając ją samą. Z poczuciem winy. Mogła teraz tylko jedynie zrobić wszystko by Kai nie narobił dużych szkód i jakoś odkręcić całą tą sytuację.






                                             Rezydencja Mikelsonów


   Bohaterowie siedzieli w jednym z większych pokoi czekając na czarownicę, która miała im pomóc. Snow z każdą chwilą coraz bardziej się denerwowała. Gdy tylko usłyszała otwierane drzwi to się poderwała na nogi, jakby miał ją ktoś zaatakować. Do środka weszła młoda dziewczyna, spojrzała na każdego.
- Przepraszam, za to na imprezie. Myślałam, że to ten wampir chce mnie wykorzystać do swoich celów. - usiadła na kanapie. 
- Rozumiem i to w sumie jest tak samo z nami...- zaczęła Snow jednak młoda czarownica jej przerwała.
- Nie jest to samo, jeśli się chce kogoś ratować. - uśmiechnęła się do niej - Podczas pełni, która będzie jutro, zrobię drugi eliksir. Dziś stworze jeden, jutro kolejny. Ten pierwszy, uświadomi waszą córkę i zniszczy wieź łączącą ją z tym czarownikiem.
- A drugi? - spytał Merlin przyglądając się jej uważnie. 
- Zabije waszego wroga. 
- Coś za łatwo poszło, jaki jest haczyk? - mruknęła Regina.
- Gdy jedna osoba spożyje eliksir, druga musi wypić go w przeciągu godziny. Inaczej osoba odcięta umrze.- Snow usiadła nie wytrzymując tego.
- A on będzie żyć prawda? - spytał David siadając obok  ukochanej. Davina pokiwała głową. Nie znała innego sposobu na tak silną wieź. Chciałaby inaczej im pomóc jednak to było nie możliwe.
    Klaus siedział w fotelu w głównym salonie i rozmyślał o wszystkim co usłyszał od Aurory. Nadal nie wierzył w to, że mogą mieć wspólne dziecko. Według niej ona będąc człowiekiem, została przeznaczona, żeby służyć diabłu. Miała go zabić i oddać jego duszę diabłu jednak się zakochała w pierwotnym. Zawarła pakt z diabłem o jego duszę i swoją własną. Miała oddać swoje dziecko. To przez niego stało się możliwe, żeby wampir mógł mieć dziecko. Klaus do tej pory uważał, że chciała go zabić i wykorzystywała jego i jego brata. Teraz im więcej myślał o tym co mu powiedziała, tym bardziej chciał wierzyć jej. Do salonu wszedł najstarszy z rodu i usiadł w fotelu obok. Nalał sobie alkoholu i spojrzał na brata. 
- Szukałem trochę o tym diable. Jest w paru wierzeniach, podaniach. Nazywa się Cade. Jest ziarno prawdy w tym co mówi Aurora. - upił łyk wciąż patrząc na brata.
- Nie powiedziała mi nic, bo ją oskarżyłem. - hybryda spojrzał w okno i zaczął stukać palcami w rytm deszczu.
- Jeśli to jest prawda, to nie jest twoją winą. Mogła powiedzieć prawdę, ale zastanawia mnie jedna rzecz, skąd wie że ona żyje i czemu tak długo zwlekała? - straszy spojrzał w oczy bratu. Obaj nad tą kwestią rozmyślali nieustannie.
- Chyba będzie lepiej jak się z nią spotkam. - mówiąc to Klaus wstał i ruszył przed siebie. Miał się spotkać z Aurorą i pomówić o tym co się wtedy wydarzyło. To że ma z nią dziecko stało się czymś absurdalnie niemożliwym, ale z drugiej strony coś nie pozwalało jemu tego zignorować.
    W ogrodzie rezydencji siedział Kol i rozmyślał o tym co się stało. Chciał odkręcić wszystko i wyjaśnić Davinie jak to było. Usłyszał nagle jej głos dochodzący z domu. Szybko wbiegł do środka i złapał ją za rękę, akurat w momencie jak wychodziła z drugiego pokoju. 
- Możemy pomówić? - spytał przyglądając się jej uważnie. 
- Właściwie, to muszę cie przeprosić. To nie była twoja wina, że Klaus wygrał, przecież nawet nic nie zrobili z tym faktem, gdzie się znajduję. 
- Myślałem, że jednak to zrobi - spojrzała na niego złowrogo - to nie ja, Hayley cie widziała. Pewnie jak się spotkałaś ze mną, ale to nie ja. Nie byłem w żadnym planie, żeby cie wykorzystać. 
- Wiem, ale muszę iść. Przygotować zaklęcie mam dzień na to, a trochę jest z tym roboty. - puściła jego rękę i zrobiła krok w tył jednak on znowu ją złapał. 
- To może ci pomogę? Chociaż się na tym wcale nie znam. - lekko się uśmiechnął, a ona pokiwała głową godząc się na to. 






                                  Skraj lasu - przed domem Kaia

   Will razem z Damonem szli w kierunku domu, w którym to ukrywał się Kai wraz z Alice. Wampir cały czas czuł, że coś się stanie złego. Nie mógł się pozbyć tego uczucia. Rozglądał się cały czas. Wiedział, że jego towarzysz liczy na niego. Był nie tylko bratem Alice, ale też stał się dla niego rodziną. Co było coraz normalniejszym uczuciem dla niego. Nie ukrywał przed nikim, że się troszczy o najbliższych choć nadal był uszczypliwy. Will za to miał nadzieję, że odzyska siostrę, chociaż wiedział, że to się szybko nie zdąży to jednak wciąż miał nadzieję.
- Co za niespodzianka. - usłyszeli głos Alice, a zaraz po chwili ją zobaczyli. Miała ubrania bardziej mroczniejsze tak samo jak makijaż.
- Alice... - szepnął jej brat w osłupieniu przyglądając jej się. Myśleli, że to Kai sam odbierze tą kartkę. Jednak się pomylili.
- Braciszku, może mnie przytulisz? - mówiąc to była bardzo podobna do siebie przed kontrolą Kaia. Podeszła do niego robiąc smutne oczy i powoli go przytuliła. Początkowo był zszokowany, ale już po chwili mocno ją do siebie przytulił. Czuł bicie jej serca i zapach perfum, które uwielbiała. Nagle zaczęła się śmiać, po woli odsunęła się od niego i wciąż się śmiała.
- Słodki mały braciszek. Pogodziła się z tym, że ja jestem taka, a nie delikatna wojownicza księżniczka. - Spojrzała na wampira i do niego podeszła - Tak samo ty kochany. Lubisz mrok, zabijać ludzi, wysysać krew. Możemy to razem robić. Przecież wiem, że bardzo kochasz być mrocznym wampirem.
- Owszem - zbliżyła swoją twarz do niego i już chciała go pocałować ale ją odsunął od siebie - ale ciebie kocham bardziej, dlatego wiem, że nie wybaczyła byś mi gdybym się poddał.
- Jesteś taki słodki, że aż mdły. - zaśmiała się robiąc trzy kroki w tył.
- Nie widzisz co on zrobił z tobą - brat chciał do niej dotrzeć jednak ta ciągle się uśmiechała. - Jesteś jego niewolnicą, nie możesz tak żyć! - ostatnie słowa Willa wprowadziły ją w osłupienie. Zamarła przypominając sobie pewne wydarzenie.


                                  Agrabah


  Alice sprzątała sale zbrojenną. Po ostatnich miesiącach wspólnych walk z ludźmi. Nie chciała zabijać, ale musiała robić to co Jafar jej kazał. Była e końcu jego dżinem. Nagle usłyszała jakiś szmery otwieranych drzwi. Skupiła się bardziej na pracy, myśląc że to jej właściciel. Spojrzała ukradkiem w stronę drzwi i zobaczyła Merlina.
- Co tu robisz? Jak Jafar cię zobaczy...- położył jej palec na ustach.
- Uwolnię cię stąd. - szepnął bardzo cicho patrząc w jej oczy.
- Nie dasz rady. Jest zbyt potężny.
- Wykupie cię, złożyłem mu propozycję.
- On mnie chce. - pokręciła głową - Nie zgodzi się na nic. Odwołaj to nim coś ci się stanie.
- Jesteś niewolnicą, Alice. Jesteś jego niewolnica, nie możesz tak żyć. - złapał ją za ramiona. Przez co czuła się znacznie lepiej, bezpieczniej.



                           Teraźniejszość

  Nagle się wybudziła z tych wspomnień i spojrzała na brata po czym na wampira, którzy się jej dokładnie przyglądali.
- Dobrze się czujesz? - brat zrobił krok w przód jednak ona zrobiła dwa w tył.
- Wspaniale, a teraz dawać to czego chce Kai. - mówiła to przez zaciśnięte zęby. Damon zerknął na Willa i kiwnął głową. Will zrobił krok w przód powoli i wyciągnął kartkę z zaklęciem. Wzięła je spoglądając uważnie na nich obu. Potem jej wzrok utkwił w zaklęciu.
- Zabierzcie je. - oddala kartkę dla Willa. Obaj byli zaskoczeni.
- Alice? - brat złapał ją za rękę.
- Nie wiem na jak długo mam kontrolę nad umysłem, więc lepiej to zabierzcie. - Spojrzała na Damona. - Przepraszam was obu, naprawdę.
- Przecież to nie twoja wina. - zaczął wampir ciesząc się ze ją słyszy.
- Ja nie tylko o tym. Zabierz rodziców, zaklęcie, nie oddawaj go. - mówiła do brata robiąc krok w tył.
- Nie zostawimy cię...
- Musicie. On mnie zabije, moje serce ma wystarczającą magię by zrobić portal. - słysząc to Will chciał się z nią kłócić jednak nie dała mu dojść do głosu. - Nie chce by przeze mnie zginęło więcej ...- nagle urwała i zamarła na krótką chwilę.
- No proszę kogo my tu mamy. - odwiercili się i zobaczyli Kaia z psychopatycznym uśmiechem, który zaczął iść w ich stronę. - Przynieśli prezent. - mówiąc to Alice podeszła do niego. Znowu była pod jego wpływem. Chociaż oboje wiedzieli, że to się stanie to jednak nie przypuszczali, że tak szybko.
- No to gdzie ten mój prezent? - lekko się uśmiechnął do gości. Will zanim oddał mu zaklęcie to spojrzał na siostrę. Nie chciała tego. Jednak i tak nie mieli szans uciec z zaklęciem przed Kaiem. 
- Chcemy księgę dostać i tak jej nie potrzebujesz. - wampir zatrzymał  Willa przed oddaniem zaklęcia. Obiecali dla Bonnie, że odzyskają księgę. Mógł choć tyle dobrego zrobić. Kai spojrzał na nich uważnie, jednak kiwnął powalająco głową na Alice, która zniknęła szybko. Nim się spostrzegli to już była z powrotem. Podeszła do wampira i podała mu księgę zabierając tym samym zaklęcie od brata. Will chciał ją bardzo zatrzymać, jednak ona nie była sobą. Wciąż była pod kontrolą czarownika. Puściła jego rękę i zniknęła razem z Kaiem. 
   
    Po kilkunastu minutach Kai siedział nad zaklęciem i wymawiał je po cichu. Alice leżała i przyglądała mu się uważnie. Wciąż prężąc ciało niczym kotka.
- Możesz przez jakiś czas się nie ruszać. - mówiąc to odwrócił się do niej.
- Przecież nic nie robię. - wstała zgrabnie i podeszła do niego uwodząc go wzrokiem. - To nie jest nic. - mruknął gdy usiadła mu na kolanach.
- Nic nie poradzę, że kusi mnie to całe zło w tobie. - pocałowała go delikatnie i wstała dając mu dokończyć zaklęcie. Pierścień na jego ręce zaczął się świecić i przygasł, gdy skończył je wymawiać.
- To teraz czas na polowanie. - wyszczerzył do niej swoje zęby i spojrzał w jeden kąt pokoju gdzie znajdowały się drzwi które stały same bez żadnej ściany - a za jakiś czas będę mógł otworzyć te drzwi. Wtedy stanę się najbardziej potężniejszą osobą na tym i innym świecie.





                                     Pokój na skraju lasu
             
    

     Kai wszedł pewnym krokiem do domu. Czuł, że wszyscy wiedzą o jego obecności w domu. Nagle zobaczył pędzącą w jego stronę strużkę mocy. Zręcznie się uchylił i wyciągnął rękę z pierścieniem przed siebie. Pierścień wciągnął  całą moc atakującego go czarownika. Podszedł do niego, gdy ten był ledwo żywy. 
- Teraz nie ma litości. - skierował słowa do swojej ofiary, po czym zadawał mocą silne ciosy, które doprowadzały do powolnej agonii. Krew wypływała z jego ust, a jego oczy wyrażały przerażenie. Wciąż był przytomny, aż do swojej ostatniej chwili. Kai powoli podniósł głowę i się uśmiechnął szeroko. W jego stronę szedł cały klan na czele z ojcem. Alice atakowała osoby dobiegające do nich z drugiej strony. Zabijała każdego, nie patrząc na to kim jest. Przez to czuła jak się staje coraz bardziej potężniejsza. Mrok ją wciągał coraz głębiej i głębiej. Nie widziała odwrotu z tej ścieżki. Chciała tylko być w tym mroku i chłonąć go garściami. 
    Czarownik z każdą chwilą zabijał, a co za tym idzie stawał się coraz bardziej silniejszy. Całe jego ciało było pokryte krwią klanu. Każdej osobie sprawiał nie wyobrażalny ból. Odrywał głowy, wysuszał ciała, sprawiał  by ich wnętrzności wypływały jeszcze za ich życia. Dom wyglądał jak po najeździe armii. Wszystko skroplone krwią. 
- I zostałeś tylko ty. - Kai patrzał na swojego ojca, który był gotowy do walki - tylko ty z całego tego szajsu. A i Liv oczywiście. Ją oszczędzę. Jestem psychopatą, ale mam serce, jednak. - zaśmiał się i rozłożył ręce. Rozejrzał się po całym domu.
- Zostaniesz pokonany i odesłany tam gdzie twoje miejsce! - jego ojciec zrobił krok w jego kierunku. -Invi...! - nie zdążył wypowiedzieć zaklęcia. Jego żyły zaczęły płonąć od środka. Nie mógł oddychać, złapał się za szyję. Upadł pociągając za sobą zasłonę. Kai do niego podszedł. Patrzył jak jego ojciec umiera i się lekko uśmiechnął. To był ostatni widok jego ojca jaki zobaczył przed śmiercią. 

        Zobaczyła kobietę stojącą przy małym łóżeczku. Bez zastanowienia ją zabiła odcinając jej głowę. Ciało opadło bezwiednie. Nagle usłyszała płacz, odwróciła głowę i spojrzała na małe łóżeczko, w którym znajdowało się dziecko. Miało na oko dwa latka. Podniosła je na ręce i zaczęła bujać żeby przestało płakać. Spojrzała na kocyk, który nagle zaczął się unosić. Złapała go i przeczytała przyszyte imię ANGEL.
- Tak masz na imię? - dziewczynka się uśmiechnęła. Usłyszała, że Kai się zbliża. Szybko otworzyła szafę i posadziła małą na kupce ubrań.
- Bądź grzeczna i bądź cicho. - pocałowała ją w główkę i zamknęła drzwi. W samą porę, akurat w momencie gdy Kai wszedł.
- Widzę, że się dobrze bawiłaś. - uśmiechał się widząc to ilu ludzi zabiła - Ja też się ubawiłem, jednak jeszcze trochę potrzebuje mocy. - spojrzał na świecący się pierścień.
- Mogę trochę pozabijać? - zrobiła szatańską minę. Ten tylko odwzajemnił się tym samym. Po kilku minutach była pod domem Salvatore. Spojrzała przez okno i dostrzegła swojego brata, który rozmawia z Damonem a nawet z Hookiem.
- Ciiii malutka - zaczęła bujać dziecko na rękach - tu będziesz bezpieczna. -  ułożyła dziecko pod drzwiami i ją pocałowała w czoło. Spojrzała ostatni raz i zadzwoniła do drzwi, po czym szybko uciekła.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz