piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 7


                                               


                    Hook

   Weszliśmy z Kolem do środka, domek wyglądał dość skromnie za zewnątrz jak i wewnątrz. Mój nos poczuł mocny aromat ziół. Gill zatrzymała się w kuchni i kazała nam usiąść. Było dość dziwne jak na kuchnię, wszędzie wisiały czaszki i kości. Czułem w kościach , że mamy do czynienia z potężną wiedźmą i coś mi mówiło, że nie można jej ufać. Gill wyciągnęła na stół buteleczki z dziwnymi napojami, gdy jedną odkręciła cała kuchnia wypełniła się nie przyjemnym zapachem. Przelała całą butelkę do małego garnka, następnie zabrała się za krojenie jakiś pajęczaków.
 - Nie - uśmiechnęła się szeroko odpowiadając na moje nieme pytanie o spożycie tego co szykuje - Jeśli nie chcecie odzyskać pamięci to nie musicie - powróciła dalej do tego co robiła.
- Mam nadzieje, że nas nie wkręcasz - mówił Kol dość suchym tonem.
-Najpierw przysięga, a potem wypijecie  - mówiła spoglądając na niego.
- Nie mam zamiaru ufać wiedźmie - oburzył się na to.
- A ja wampirowi.



- To może jakiś kompromis ? - mówiąc patrzałem to jedno to na drugie.
- Nie da się. Ktoś z nas musi ustąpić - mówiła Gill patrząc na stół - Pamiętasz jak ci kiedyś pomogłam? To może teraz też mi zaufaj.
- Po paru latach Klaus nawiedził wasze miasto za bijąc. Skąd mam mieć pewność, że mnie nie oszukasz?
- Dobre pytanie, a nie przyszło ci do głowy, że skoro chce chronić swój krąg czarownic to zrobię to co należy, bez względu na moje osobiste porachunki z Klausem.
- Masz racje - rzekł powoli Kol - ale się nie dziw, że jestem ostrożny.
- Porachunki  z Klausem wyrównam oko w oko. To co, możemy zaczynać ? - Kol tylko kiwnął głową.


                Nibylandia

  Słońce ogrzewało ich ciała, tak że nie mieli sił już po kilku minutach marszu. Nagle z nieba zaczął padać deszcz dając im uczucie świeżości i ochłody, której tak bardzo potrzebowali. Bell szła obok Snow nucąc pod nosem piosenkę, którą zwykle śpiewała Ruby.
- Musimy coś zrobić i ją odnaleźć - powiedziała nagle Bell przestając śpiewać.
- Tylko jak ? - spytał David idąc za nimi - nie wiemy czego chce Pan.
- To możecie już się dowiedzieć. - usłyszeli donośny głos Pana za sobą - jesteście ciekawi ? Po co ja się pytam jasne, że jesteście - wylądował obok nich - zrobicie coś dla mnie i oddam wam waszą zgubę.
- To zależy o co chodzi? Znając ciebie to nie będzie coś łatwego i jest duże  prawdopodobieństwo, że nie dotrzymasz słowa - mówiąc to Rumpel podszedł bliżej.

- Ale nie macie innego wyjścia, nie wygracie ze mną, więc musicie zrobić to co mówię.
- Co takiego chcesz w zamian ? - spytał David ciągle trzymając w dłoni broń.
- Akurat to wam będzie po drodze. W swojej jaskini Piekielna syrena ma coś mojego, księgę i amulet. Oddajcie mi je a oddam dziewczynę.
- Tylko tyle ? Dlaczego sam tego nie zabierzesz ? - pytała Snow zbliżając się.
- Jaskinie ochrania czar przez, który nie mogę przejść.
- To wszystko jasne - prychnął Rumpel - mamy zrobić najgorszą robotę, a ty nie musisz nic robić.
- Możecie się nie zgodzić, ale tym samym skażecie tą dziewczynę na śmierć - popatrzał po twarzach - wydaje mi się , że się zgadzacie, gdy tylko będziecie mieć moje rzeczy dokonamy wymiany - zniknął tak szybko ja się pojawił.
- Myślicie, że dacie rade z tą syreną ? - Snow zwróciła się do Rumpla i Reginy.
- Moja magia już  w pełni wróciła - Regina spojrzała na Rumpla - ale nie wiem czy jestem wystarczająco silna, jak myślisz Rumpel jakie są nasze szanse?
- Biorąc pod uwagę to, że mamy do czynienia pierwszy raz z tą postacią to musimy być gotowi na wszystko. Musimy stworzyć silny atak i obronę, działać razem, nie możemy pozwolić na rozdzielenie i na samotną decyzje.
- Rumpel ma racje, od teraz wspólnie podejmujemy decyzje - wszyscy pokiwali zgodnie głowami- szczególnie ty Snow.
- Co? Co sugerujesz? - patrzała na niego tak, że leżałby dawno martwy.
- Nic kochanie. Dobrze wszyscy wiedzą, że lubisz podejmować decyzje ryzykując, więc tylko proszę...
- Rumpel był kiedyś zły, a to jemu bardziej ufasz niż mi ?  Nie mogę uwierzyć - kręciła głową.
- Kochanie...- chciał złapać ją za ramię, ale się wyrwała.
- Nawet nie próbuj - i poszła dalej przed siebie.
- Brawo David, wiesz jak rozmawiać z kobietami - rzuciła z przekąsem Regina podążając za Snow.


                             Damon

- Daleko jeszcze do tego wodospadu ? - słyszałem obok siebie głos Willa.
- Za tą górą jest dolina, musimy tam dotrzeć - przemieszczaliśmy się dość szybko przedzierając się przez las, omijając krzaki i drzewa.
- Jest stanowczo za cicho - krótko wymienialiśmy słowa pędząc przed siebie. Licząc na to, że zdążymy przed krukami. Znając zagrożenie jakie daje spotkanie z krukami, zacząłem się martwić o Alice. Znam ją bardzo krótko, a już czuje że będę za nią tęsknić. Złapałem zaskoczonego Willa pod ramie i użyłem wampirzej prędkości.


                              Alice

Schowaliśmy się między skałami nie daleko wodospadu. Co jakiś czas fale nas obmywały zimną wodą.
- A  co jak nas zauważą ? - spojrzałam w oczy Enzo.
- To mamy przerąbane - odpowiadając krótko starałam się opanować oddech.
- Jest cicho - szepnął rozglądając się.
- Za cicho - wysunęłam głowę ponad skały, ale nic nie zauważyłam - coś jest nie tak.
- Alice, spójrz w górę za nami - zrobiłam jak mówił na ten widok nie byłam gotowa. Stado kruków siedziało na skałkach z wielkimi oczami wpatrując się w nas.




 Nagle jeden zaczął skrzeczeć, do niego przyłączyły się kolejne. Zatkałam sobie uszy, nie mogąc znieść tego głośnego krakania. Przestały tak nagle jak zaczęły.
- Jakiś plan księżniczko ?
- Tylko jeden, pod wodę - szybko wskoczyliśmy  dając nura do lodowatej wody, jeden z kruków zdążył złapać mnie za spodnie. Płynęliśmy tak przed siebie, gdy na chwile się wynurzyliśmy zaczerpnąć powietrza kruki już do nas nadlatywały z dwojoną prędkością. Kolejny raz nurkowaliśmy, płynęliśmy byle przed siebie. Coraz bardziej brakowało mi tchu, długo tak nie dam rady, Enzo chyba też. Woda stawiała ciężki opór z kolejnymi ruchami coraz bardziej nas spowalniając. Przy kolejnym zaczerpnięciu powietrza usłyszałam czyjeś wołanie, obróciłam głowę w tamtym kierunku i zobaczyłam Willa i Damona jak się zbliżają.
 
  Moje serce ciągle biło z zawrotną szybkością próbując poradzić sobie z brakiem sił, który się zwiększał. Nagle kruk przeleciał nad moją głową, jednak nim mnie dopadł upadł prosto do wody.
- Twój brat ma cela - szepnął entuzjastycznie Enzo - stawiam mu burbon jak z tego wyjdziemy.
- Do brzegu ! - krzyczał Will, skinęliśmy głowami i szybko płynęliśmy do brzegu, cały czas czułam nad sobą jak kruki próbują nas dorwać, gdy już wyszliśmy to obejrzałam się za siebie, ale nie było żadnego kruka.
- Jak ich się pozbyłeś ? - spytałam wciąż dysząc.
- Kwas w butelce, na długo ich to nie odstraszy,więc lepiej spadajmy. Sharon zapewne je wysłała by nas zabiły  sądzę, że to nie koniec starcia z krukami.
- Tak właśnie. Musimy mieć plan, póki nie odzyskam mocy.
- Wymyślimy to w domu, a teraz zmywamy się  stąd . Nie chce by mnie dopadły jakieś krwiożercze ptaki, to ja jestem drapieżnikiem i źle się czuje jako ofiara - mówiąc to Enzo zaczął iść ścieżką za nim podążył Will.
  Odwróciłam się do Damona, przez kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy, skinęłam głową na co się lekko uśmiechnął. Miał już iść, gdy nagle zauważyłam jednego kruka, który leciał prosto na niego.
Szybko pchnęłam go na ziemie...czułam każde bicie swojego serca...ból...ogarniające zimno...krzyk...huk...pustkę...czułam jak się rozpadam na miliony kawałków...ciemność...cisza...


                            Hook

   Gill odprawiła jakiś dziwny rytuał, dużo nieznanych mi słów padło z jej ust. Postawiła przed nami kielichy z  tą dziwną i nie przyjemnie pachnącą substancją.
- Proszę niech ktoś mi powie, że jest jakiś inny sposób - szepnąłem patrząc w kielich.
- Niestety kolego - Kol złapał kielich, więc zrobiłem to samo - do dna.
Przechylił kieliszek zauważyłem  jak się skrzywił pijąc, sam potem miałem podobny wyraz twarzy. Odstawiłem kielich ,czując jak w przełyku przepływa gęsta ciecz, która pali mnie od wewnątrz.
- To co teraz Gill? - Kol wpatrywał się w nią z natężeniem.
- Musicie odczekać do rana, wtedy się przekonamy czy zadziałało.
- Rano tu wrócimy - wyszliśmy w końcu z tego przeklętego domu.
- A jak się ona myli ? - Kol zacmokał patrząc w jednym kierunku.
- To ją zabije - powiedział po namyśle idąc do auta, spojrzałem w górę słysząc skrzek kruka, leciał prosto w kierunku gór. Przebiegły po moim ciele dreszcze czując niebezpieczeństwo , ale to zignorowałem i wsiadłem do auta.


                      
                           Nibylandia


   Przedzierali się przez gęste zarośla, idąc wciąż przed siebie i prawie nie widząc nic a nic. Czując na sobie tylko drobne promienie słońca. Słychać było tylko szelest liści i szmer piasku pod butami.
- No to dotarliśmy na miejsce. - rzekł Rumpel tym samym wychodząc z lasu.
- To teraz co robimy ? Wywabimy tą małpę na zewnątrz jej nory ? - mówiąc to Regina patrzała wprost w kierunku jaskini, która była niepozornie przyjazna. Słońce świeciło rozjaśniając skały sprawiając że zaczęły się mienić.
- Spokojnie  Regino ... - zaczął David.



- Zejdziemy do jaskini, ja, Regina i ty - wskazał na Davida, Rumpel patrząc po kolei na każdego - Bell i Snow zostaną tutaj będziecie mieć oko ma wyjście z jaskini.
- Tylko tyle, o wiele bardziej przydam wam się tam - zaczęła protestować Snow.
- Idziemy tylko na zwiad - uciął tym samym protesty Rumpel.
- Dobrze tylko uważajcie tam na siebie - Bell przytuliła się do Rumpla.
Po chwili już oddalali się w kierunku jaskini.
- Myślisz, że dadzą radę? - Bell spojrzała na swoją towarzyszkę.
- To w końcu Rumpel on zawsze sobie daje radę, prawda? - uśmiechnęły się do siebie spoglądając w dal, słuchając szumu fal obijających się o skały.



                           Will

  Staliśmy w salonie, każdy zerkał na Bonnie, która próbowała rzucić jakieś zaklęcie. Niestety każda próba obudzenia Alice nie daje żadnego skutku. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Cały czas miałem nadzieje, że się zaraz obudzi, ona nie może umrzeć. Przeżyła znacznie większe rzeczy, a teraz tak po prostu miałaby. Nie, nie mogę tak myśleć.
- To moja wina - spojrzałem na Damona - gdybym wcześniej poszedł, gdym zobaczył tego kruka...
- To i tak by było tak jak jest. Znam swoją siostrę bardzo dobrze, nie pozwoliłaby, żeby coś się komuś stało.
- Ale ona przecież mnie nie znosi - spoglądał to na mnie to na nią.
- Widocznie się mylisz, polubiła cię - uśmiechnąłem się lekko.
- Moja magia nie zadziała - Bonnie spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczami - co jest potrzebne do antidotum ?
-  Borówki, czarny bez, gorczyca, odrobina wody no i ..i kwiat galuszy , rośnie tylko w zaczarowanym lesie. Nie wiem czy znajdziemy go u was.
- To bardzo rzadki kwiat - odezwał się Stefan - kiedyś o nim słyszałem, ale nigdy nie widziałem.
-  Ale musimy jakoś znaleźć - zaczęła Elena. Spojrzałem znowu na Alice, wyglądała bardzo blado. Prawie nie widziałem jak oddycha, w tej chwili bardzo się o nią bałem, jak nigdy dotąd. Jest dla mnie wszystkim, uwielbiam się z nią przedrzeźniać, jej śmiech, jej nie ustępliwość, upartość wszystko w niej kocham.
- Zaniosę ją do pokoju na górze - zaoferował się Damon, tylko skinąłem głową.
- Wiesz gdzie można znaleźć ten kwiat ? - spytałem Stefana z nadzieją.
- Nie pamiętam dokładnie, tylko jakaś kobieta zapewne czarownica o tym wspominała.
- To nie dobrze, musimy mieć jakiś punkt zaczepienia - szepnąłem.
- Możemy zacząć od szukania na bagnach - spojrzałem na Bonnie - i okolicach, zwykle rośnie tam dużo roślin używanych przez czarownice.
- Dobry pomysł Bonnie - mówiła Elena łapiąc klucze - to my jedziemy, a Damon zostanie z Alice.
Po paru minutach byliśmy w drodze na bagna. Mam nadzieje, że się nam uda inaczej sobie nie wybaczę.


          Damon

 Położyłem ją delikatnie w swoim pokoju, usiadłem obok niej. Wyglądała bardzo blado, ale dalej jej uroda mnie powalała. Pogładziłem jej zimny policzek dłonią. Nie mogę uwierzyć w to że w ułamku sekundy zadecydowała o tym że mnie ocali ,narażając przy tym własne życie. Oddech miała bardzo słaby. Dalej mam przed oczami ten moment jak mnie odepchnęła. Jej oczy pełne strachu i determinacji, które nakazywały mi pełne posłuszeństwo. Moje serce wtedy gnało i nie bardzo rozumiałem co się wydarzyło, dopiero po jakimś czasie do mnie to doszło. Położyłem się obok niej i przytuliłem do siebie.
- Wyjdziesz z tego, obiecuje. Jeszcze mi skopiesz tyłek nieraz, muszę przecież mieć kogoś z kim mogę się przedrzeźniać.
Uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem w głowę, po kilku chwilach czułem, że zasypiam.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz