Mistic Falls - dom Salvatore
Stefan stał jak zaczarowany przy drzwiach, nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Kobieta stojąca w drzwiach patrzała na niego z uśmiechem z zaróżowionymi policzkami.
- Stefan wpuścisz mnie ? - on nadal stał jak zahipnotyzowany
- Alice... - wyszeptał i się uśmiechnął ta się w niego wtuliła, odsunęła się i weszła do środka. Dziewczyna weszła pomału do domu, idąc po cichu w kierunku salonu, usłyszała ciche głosy, odwróciła się do Stefana dając znak by wszedł pierwszy. Każdy spojrzał na niego gdy wszedł jednak ten nic nie mówiąc ustał z boku widząc kątem oka jak Alice bierze wdech i robi krok wysuwając się do przodu, aż w końcu wchodzi do salonu.
- Hej - odpowiedziała radośnie spoglądając na każdego. Patrzeli na nią z niewierzącą miną, a Willowi łzy zaczęły spływać po policzkach.
- No co braciszku, nogi ci przyrosły do podłogi - powiedziała melodyjnym głosem wyciągając ręce. Will wstał i szybkim krokiem podszedł do niej przyciągając mocniej do siebie. Wtuliła głowę w jego szyje, wdychając jego zapach. Zacisnęła dłonie mocniej nie chcąc go puszczać, on zrobił to samo.
- Myślałem, że straciłem cię na zawsze - wyszeptał wciąż nie dowierzając i mocniej ją tuląc.
- Ciii...już jestem, zawsze i na zawsze razem - odsunęła się trochę, patrząc mu w oczy - przecież jestem niezatapialna.
Puściła mu oko i się roześmiali, po czym odwróciła głowę i zobaczyła uśmiechniętego Hooka , który zrobił mały krok w przód.
- No no no kapitanie, czy mi się zdaje czy płakałeś ? - powiedziała uszczypliwie na co się nadąsał.
- To tylko przez kurz w tym pokoju, wampiry mają przecież tu po sto lat - zaprzeczył a ta rzuciła się mu w ramiona ściskając, co nie uszło uwadze Damonowi, który przyglądał się temu z ciętą miną. Gdy się od niego oderwała kolejno wszystkich wyściskała, odwróciła się dookoła, lecz nie zauważyła Damona. Zerknęła na Stefana, który palcem wskazał drzwi od podwórka, reszta zaczęła przynosić zakąski z kuchni i wino, żeby uczcić powrót Alice. Ona wyszła z salonu patrząc jak jej brat jest w znakomitymi humorze siłuje się z butelką wina. Gdy otworzyła drzwi powitało ją chłodne powietrze otulające ciało, zerknęła w obie strony i zauważyła go.
- Ze mną się nie przywitasz ? - spytała podchodząc bliżej, wciąż się nie odwracał i patrzył w dal.
- Są ważniejsi ode mnie, powinnaś z bratem spędzić ten wieczór. - powiedział bez przekonania, ale odrobinę chłodno przez co się poczuła odepchnięta.
- Trzeba było od razu powiedzieć, że nie chcesz mnie widzieć - mówiła pełna złości na co on w końcu na nią spojrzał.
Odwróciła się z zamiarem wejścia do środka, ale w tej chwili została pociągnięta przez niego za ramie, po raz pierwszy od powrotu spojrzeli sobie w oczy.
- Przepraszam, po prostu nie mogę uwierzyć, że tu jesteś - zaczesał kosmyk jej włosów za ucho nie mogąc oderwać od niej wzroku. Nie chciała już nic mówić, tylko się w niego wtuliła. Po krótkiej chwili oderwała się od niego i weszli z powrotem do środka.
Alice
Siedzieli wszyscy z uśmiechami na twarzy, w tle leciała jakaś piosenka, którą włączył Stefan. Czułam się bezpiecznie i bardzo szczęśliwa, będą zamkniętą w tym krysztale naprawdę straciłam wiarę, że tu wrócę. Opowiedziałam im całą przygodę jak tam trafiłam, powiadomiłam też Willa o Elsie. Miał bardzo duży uśmiech, gdy o niej wspominałam.
- Dobra ludzie dziś wszyscy tu świętujemy, ale jutro robimy babski wieczór u mnie, więc Alice żadnych planów - krzyknęła Caro grożąc mi palcem.
- Oczywiście...ucieknę - szepnęłam do reszty na co się roześmiali - a gdzie Jeremy ?
- Dostał stypendium i wyjechał więc cały dom mam dla siebie - szepnęła Elena z wielkim uśmiechem na co Damon prychnął i odpowiedział jej.
- Może mój braciszek się do ciebie wprowadzi i nie będziesz zupełnie sama.
Spojrzałam na niego i dosłownie w tym samym momencie on zrobił to samo, jakby wyczuwając moje myśli. Uśmiechnęłam się spuszczając z niego wzrok. Ciekawa jestem co słychać u Elsy i Anny czy już są razem. Siedziałam wtulona w ramiona Willa, kątem oka spoglądałam na chłopaków, którzy wlepiali we mnie swój wzrok. I co niby mam z nimi zrobić.
- Może teraz zagramy, na przykład w kalambury - krzyknęła Caroline poprawiając się w fotelu wyrywając mnie z myśli o facetach.
- To jest całkiem dobry pomysł - poparł go Stefan uśmiechając się do niej.
- No chyba tylko ty byś chciał w to grać co chce barbie - mruknął Damon przeciągając się, wiem że pewnie chciał być uszczypliwy, już taki jest.
- A ja chętnie zagram - powiedziałam szczerząc się do blondynki , ukradkiem zerkając na Damona, który spoglądając na mnie się uśmiechnął.
Graliśmy tak wykrzykując co rusz swoje hasła, najwięcej było śmiechu jak była kolej mojego braciszka. Robił wszystko by ten dzień był dobrze zapamiętany.
Po kilku godzinach rozmów i zabawy w świetnej atmosferze, wróciliśmy razem z Tylerem do jego domu. Weszłam do pokoju i się rzuciłam na miękkie łóżko, Boże jak tęskniłam za każdym miejscem w tym świecie. Rozejrzałam się po pokoju, lecz nigdzie nie widziałam swojego misia.
- Gdzieś się schował ... - bąknęłam zaglądając pod łóżko i w tej chwili usłyszałam otwierane drzwi.
- No no siostra, wiele facetów by się zabiło za widok wypiętych twoich pośladków - mówił radośnie i czułam jak zaraz skacze obok na łóżko.
- Jeszcze jedno słowo...widziałeś misia ? - spytałam siadając obok niego poprawiając włosy.
- Nie, po co ci miś, masz mnie i Damona i Hooka - złożył usta do pocałunku i zacmokał za co oberwał w łeb.
- Bardzo zabawne... - warknęłam mrużąc oczy i w tej chwili pociągnął mnie tak, że oboje leżeliśmy.
- Tęskniłem bardzo, już myślałem, że... nie wiedziałbym co powiedzieć rodzicom - mruknął patrząc mi w oczy dotknęłam palcem jego nosa.
- Ale nie musisz nic mówić , jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Musimy pokonać Sharon, to jedyne wyjście, żeby wrócić do domu.
- Dopiero wróciłaś, zostawmy to na razie proszę - miał takie smutne oczy, że nie mogłam się sprzeczać wtuliłam się w niego zamykając oczy odpływając w spokojny sen.
Damon
Obudziłem się w niezwykle wspaniałym humorze, pierwszy dzień od powrotu Alice. Postanowiłem się do niej wybrać. Szedłem spokojnie ulicą mijając przechodniów i nuciłem pod nosem. Po jakimś czasie dotarłem pod dom wilczka, już miałem pukać gdy usłyszałem śmiechy, jej i tego pirata. Ustałem bliżej drzwi i przysłuchałem się.
- Hook zabieraj swoje łapy ! - krzyczała przez śmiech , usłyszałem odgłos skrzypiącej kanapy.
- Będę dotykać co chce ! - odpowiedział jej, kolejne skrzypnięcie kanapy.
Nie chce więcej tego słuchać, szybko szedłem po schodkach nie odwracając się i zniknąłem stamtąd jak najszybciej. Po kilku minutach dotarłem do Grilla, nim wszedłem do środka usłyszałem Enzo , który z uśmiechem szedł w moją stronę.
- I jak zadowolony z powrotu Alice ? - spytał, gdy tylko podszedł - czyli nie całkiem - dodał zauważając moją minę a ja tylko wzdychnąłem.
- Ten cały pirat - prychnąłem z niesmakiem i weszliśmy do środka.
- Może ją podrywa, ale ona się mu nie daje. No jak na razie - pokręciłem głową i zamówiłem nam drinki.
- Najwyraźniej dziś to się zmieniło, byłem tam - ten na mnie spojrzał i zamrugał parę razy.
- Nie wiem co słyszałeś, ale z całą pewnością do niczego nie doszło - uśmiechał się cwanie i napił się drinka jak tylko kelner przyniósł nasze zamówienie i spojrzałem pytająco.
- Byłem tam i mogę przysiąc, że nic nie było.Czy mi się zdaje czy ty jesteś zazdrosny - zaśmiał się pod nosem biorąc następnie łyk alkoholu. Lekko się nadąsałem patrząc na niego z chęcią mordu, ale czułem się szczęśliwy, czyli mam jeszcze szanse. Upiłem swoją porcje naraz, aż zdziwiłem przyjaciela. Wzruszyłem ramionami i zamówiłem kolejną kolejkę.
Dom Eleny
Elena wraz z Caroline siedziały w kuchni rozmawiając i plotkując o zarywających do Alice facetach. Nie mogły się nadziwić, że Damonowi zależy na kimś i jest zazdrosny. Kończyły robić ciasto, które miały zanieść na zajęcia w szkole.
- Ok obstawiam dwa dni - powiedziała blondynka oblizując łyżkę z czekoladowej masy.
- Na co ? - spytała, ale zaraz zrozumiała co chce przez to powiedzieć - Oboje mają twarde charaktery, nie sądzę, żeby zajęło im to dwa dni.
- Myślisz, że jednak coś będzie między nimi ? - blondynka tylko się wyszczerzyła w uśmiechu - ale i tak nie długo ona wróci pewnie do swojego świata.
- No to Damon mógłby tam na trochę, ona tu, jeśli to będzie możliwe - zamyśliła się.
Usłyszały dzwonek do drzwi , Elena rzuciła ścierkę na blat kuchenny i poszła je otworzyć. Zobaczyła Stefana z kwiatami, aż się cała rozpromieniła.
- Pomyślałem, że może pojedziemy na wycieczkę, o cześć Caroline - dodał widząc blondynkę, która odpowiedziała mu z uśmiechem.
- Jedź ja zaniosę ciasto - powiedziała mijając chłopaka w drzwiach i puściła Elenie oczko.
- Zabiorę tylko z domu parę rzeczy na piknik - powiedział chłopak wsiadając do auta.
Po paru chwilach już byli na miejscu, weszli roześmiani do salonu, gdzie siedział Kol i Damon. Patrzeli po sobie z dziwnymi minami. Wiedzieli już, że muszą przełożyć swoje plany na późniejszy termin.
Dom Mikelson
Klaus zszedł po schodkach w kierunku wyjścia, gdy nagle wszedł do domu Eliajha. Miał na sobie lekko pomięty garnitur, spojrzał na niego pytająco, lecz on tylko pokręcił głową. Oboje nie mieli pojęcia co się dzieje z Rebeccą, szukali jakiegoś śladu ich matki, lecz na nic się nie natknęli. Zaraz po chwili wszedł do domu najmłodszy z braci.
- Nie ma jej nigdzie - rozłożył ręce Kol, popatrzeli chwile po sobie.
- Ta wiedźma miała pilnować ! - wściekł się Klaus i uderzył pięścią w ścianę.
- Ale tylko ciebie miała chronić, Nicklaus - burknął Kol - o rodzeństwie już nie pomyślałeś.
Spojrzeli po sobie pełni złości, najstarszy złapał klucze od auta i dodał wychodząc.
- Jadę przeszukać obrzeża miasta, jak się na coś natknę zadzwonię.
Po chwili go nie było, bracia poszli w jego ślady wychodzą z domu i dalej szukając jakiegoś śladu Bex czy ich matki. Kol ponowił poszukiwania poza miastem w mniejszych miasteczkach nie daleko Mistic Falls. Klaus natomiast sprawdzał stare domy i podziemia, zapuszczając się nawet w posiadłości Lockwoodów.
Elijaha szedł uliczkami mijając spokojnych przechodniów, przystanął na moment rozglądając się i miał już ruszyć dalej, gdy usłyszał dzwoniący telefon. Powoli wyciągnął go z kieszeni i odebrał.
- Witaj synu - zabrzmiał głos jego matki na co on tylko przewrócił oczami.
- Gdzie jest Rebecca ? - spytał bez żadnych gierek przekładając telefon z jednej ręki do drugiej.
- Hmmm..w sumie bezpieczna. Jak na razie - dodała po chwili.
- Czego chcesz ? - spytał idąc do auta, nastała chwilowa cisza.
- Wiesz czego chce , nie chce dzieci potworów, zrobiłam błąd i chce go naprawić - prychnął w słuchawkę - chce dać wam nowe lepsze życie Eliajha, zaufaj mi.
Po chwili się rozłączyła a najstarszy zaczął dzwonić do braci z informacjami. Co prawda nic za bardzo nie wiedzieli, ale mają pewność, że Rebecca jest z matką.
Natomiast Klaus po telefonie brata z wściekłością wybrał się w stronę gdzie miał nadzieje znaleźć Sharon. Z każdą chwilą szedł coraz szybciej, miał ogromne pragnienie by rozerwać jej gardło na kawałki. Jeszcze nikomu nie wybaczył takiej zniewagi.
Po kilku chwilach był na miejscu i zobaczył ją siedzącą pośród drzew, natychmiast podszedł, cały wrzał ze złości. Miał już ją zaatakować, ale nagle ona go wyprzedziła machnęła dłonią i przygwoździła go do drzewa. Podeszła powoli patrząc spokojnie na niego.
- Chcesz mnie zabić - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Miałaś nas chronić przed matką - wychrypiał, przekręciła głową mrużąc oczy i go puściła.
- Umowa dotyczyła tylko ciebie, poza tym mi nie wolno ufać. Nie dotrzymuje obietnic - uśmiechała się groźnie - ja już wszystko co chciałam dostałam, mam moc, a dzieci śnieżki są z dala od domu.
Chwile patrzeli sobie w oczy i zniknęła w białych oparach, zostawiając go samego i wściekłego. Wstał ciężko dysząc i zadzwonił do najstarszego by znalazł jakiś sposób.
Parking szkolny
Caroline wychodziła właśnie ze szkoły, gdzie dostarczyła obiecane ciasto. Poprawiła dół sukienki, który się podwinął przez wiatr i w tym momencie usłyszała czyjś gwizd. Spojrzała w tamtą stronę i zauważyła opierającego się o motor Enzo.
- Czego ? - warknęła pod nosem wiedząc , że ją usłyszy i podeszła bliżej.
- Nic, nic. Wyglądało lepiej jak wiatr zrobił swoje poprawki - uśmiechał się i spojrzał na jej nogi, blondynka się cała napięła i wampirzym tempie złapała go za gardło.
- Nie waż się zrobić tego ponownie - powiedziała grożąc mu do ucha i go puściła.
- Chciałem tylko zaproponować podwózkę, ale jak nie to nie.
Wstał i usiadł na motor, blondynka wyjęła z kieszeni dzwoniący telefon, on jej się przyglądał a uśmiech z każdą chwilą się powiększał.
- To jednak podrzucić ? - spytał prawie się śmiejąc, gdy skończyła rozmawiać.
Potrząsnęła głową lekko wkurzona, ale usiadła tuż za nim, obejmując go w pasie. Przez co czuła się dziwnie, gdyby nie to, że Bonnie jej potrzebuje to by nawet nie wsiadła. A nie czuła się na siłach by używać swoich wampirzych mocy. Wtuliła się w niego czując jego zapach, aż ją ciarki przeszły.
- Tylko sobie za wiele nie wyobrażaj - bąknęła całą spięta.
- Oczywiście panno Forbes, tylko nie bądź taka spięta bo nie ruszymy - odpowiedział jej przygotowując się do włączenia silnika. Skupiła się na tym, że ma dziś załatwić dla dziewczyn imprezę, a nie o tym, że przytula tego pacana. Po krótkiej chwili wyraźnie się odprężyła i ruszyli w drogę do domu Bonnie.
Salon Salvatore
W salonie siedzieli obaj bracia wraz z Eleną wysłuchując swojego gościa, którym był Kol. Czekali wszyscy, aż Alice do nich przyjdzie. Damon, aż się cały niecierpliwił, chciał ją zobaczyć , nie wiedział co się z nim dzieje, ale bardzo na niej mu zaczęło zależeć. Długo nie musieli czekać na nią, weszła do salonu razem z Hookiem, który ciągle robił do niej słodkie oczka.
- Co się dzieje ? - spytała spoglądając na Kola, który się do niej uśmiechnął z miną szczeniaczka.
- Potrzebujemy twojej pomocy znaczy ja i moi bracia - na co zrobiła minę pod tytułem nie ma mowy.
- Co Klausowi się nagle zachciało prosić mnie o pomoc ? - usiadła poprawiając się
- Chodzi o Bex, nasza matka ją porwała - pokręcił głową miał dalej kontynuować lecz pytanie Eleny mu przeszkodziło.
- Ona żyje ? - Kol przytaknął i kontynuował dalej.
- Chce pozabijać nas i blabla jak zwykle - burknął spoglądając na Alice.
- Dlatego potrzebował ochrony Sharon - powiedziała czując jego wzrok na sobie.
- Tylko mój braciszek zapomniał ubezpieczyć rodzeństwa no i ta Sharon go wykiwała - pstryknął palcami, a niepokój włączył wszystkie zmysły u Alice.
- Gdzie jest ? - włączył się do rozmowy Hook spoglądając mimo wszystko na Damona. Obaj siebie nie znosili, czuli niechęć wywołaną przez zazdrość o Alice. Próbowali obaj jako pierwsi dotrzeć i ją poderwać, każdy wyczuwał napięcie między nimi, jednak nie ona, miała to gdzieś i inne problemy na głowie by ciągle myśleć o nich.
- Nie mam pojęcia gdzie ona jest , pomożesz nam ? I pomożesz nam z naszą matką ? - spytał ją Kol , jedynie wzdychnęła i przytaknęła , zamyśliła się na chwile.
- Skoro Sharon zniknęła to nie musimy się nią zajmować , ale za to Klaus będzie winny mi przysługę.
Kiwnął głową wcale nie będąc do końca pewnym tego , ona wiedziała , że pewnie nie ma na co liczyć, ale mimo to chciała pomóc.
- Mogę pojechać z tobą i zabezpieczać tyły - zaoferował Hook swoim szarmanckim głosem.
- To nie jest morze i jesteś zwykłym człowiekiem, więc lepiej znikaj - prawie, że warknął Damon patrząc na niego spode łba.
- Wiele razy obroniłem Alice w naszym świecie, który jest pełen odrażających potworów i to znacznie potężniejszych o których pojęcia nie ma zwykły wampir - prychnął cały się gotując pirat.
- Ale to nie jest wasz świat ,więc nie masz pojęcia z czym się mierzysz piraciku - napięcie było coraz bardziej widoczne, aż Alice zaczęła spoglądać na jednego to na drugiego.
- Przestańcie, Hook zawiadom mojego braciszka o wszystkim - zwróciła się do niego, a on chciał już protestować, ale w końcu się zgodził rzucając Damonowi ostrzegawcze spojrzenie, gdy wychodził. Damon za to wyglądał na bardzo zadowolonego , chciał by ten pirat trzymał się z daleka od niej.
- Mogę skorzystać z waszej biblioteki ? - spytała i gdy otrzymała twierdzącą odpowiedź, wyszła nie oglądając się, usłyszała tylko głos Kola za sobą, że jej pomoże. Bracia zostali sami w pokoju, młodszy ciągle przyglądał się starszemu z uwagą.
- Czego ? - warknął Damon w końcu na niego spoglądając.
- Jesteś zazdrosny - odpowiedział z uśmiechem młodszy z braci - ty krwiożerczy wampir bez uczuć.
- Tak tak, dogryzaj mi ile chcesz, nie obchodzi mnie to - napił się swojego buronu nadal czując wzrok brata na sobie. Sam nie był pewien co tak właściwie z nim się dzieje i czemu jest taki cięty na nią, czemu mu na niej tak zależy, że aż staje się zazdrosny. Na ostatnią myśl prychnął i wypił kolejną szklankę napoju.
Nibylandia
Bell nie mogła znieść zdrady Rumpla, nie mogła uwierzyć, że znów stanął po stronie mroku. Szła na przodzie, nie chciała z nikim rozmawiać, cały czas miała w głowie słowa swojego ukochanego.
- Musimy jakoś znaleźć Ruby nim będzie za późno - szepnęła Snow spoglądając na nich i Reginę, która szła z wyciągniętą dłonią wypuszczając z niej wiązkę światła.
- Wiemy, niedługo ją znajdziemy, ślad jest coraz bardziej widoczny - odpowiedziała jej Regina.
- Nie rozumiem jak Rumple mógł to zrobić, jak on mógł to jej zrobić - szedł za nimi David spoglądając na Belle.
- To szumowina - burknęła Reg - on się raczej nigdy nie zmieni.
- I kto to mówi - mówiła cicho z uśmiechem śnieżka - zła królowa, która zmieniła front i nastawienie .
- Ja to ja, byłam zła i obwiniałam ciebie o śmierć Daniela a Rumpel kocha swoją moc nade wszystko.
Szli tak dalej w milczeniu, aż doszli do wielkich skał, które zaczęły je otaczać mając za sobą las. Powiew wiatru stał się bardziej odczuwalny, nagle usłyszeli jakieś wycie, które rozprzestrzeniło się przez skały.
- Co to było ? - spytała Bell po raz pierwszy się odzywając i dobywając miecza.
- Nie wiem i nie chce wiedzieć - mówiła Reg cała przygotowana do walki - ale cokolwiek to jest to musimy dać radę, magia prowadzi nas dokładnie tam.
Tylko to powiedziała i nagle zostali zaatakowani przez wielkie wężo podobne stworzenia. Rozbiegli się z różne strony starając się walczyć. Regina rzucała zaklęciami jednak one były szybsze i unikały jej magicznych kul. David starał się przeciąć je swoim mieczem, lecz też nie dawał sobie rady. Potwory każdego zaganiały różne strony, rozdzielając ich od siebie w różne części wyspy.
Alice
Weszłam do salonu niosąc księgę, a za mną Kol, z którym się zaczęłam coraz bardziej dogadywać. Miał fantastyczny charakter, zdecydowanie lepszy od Klausa, który wszystkich z chęcią by pozabijał.
- Ok mam zaklęcie, szczerze mówiąc dziwie się, że nie poszedłeś z tym do Bonnie ona lepiej się zna.
- Ona by nie pomogła, za długa i zła historia z moim rodzeństwem - powiedział z uśmiechem na co się wyszczerzyłam.
- Z tobą też nie jest różowo - rzucił Damon kąśliwie, rany co on tak dziś do każdego się rzuca najpierw Hook a teraz Kol. Co on okresu dostanie, że się tak zachowuje, pokręciłam głową odganiając głupie myśli. Spisałam rzeczy potrzebne do zaklęcia.
- Dobra wy tutaj zajmiecie się tą częścią i ją przygotujecie, a ja znajdę resztę w lesie.
Podałam kartkę Stefanowi, wiedząc , że jest najbardziej zdrowy na umyśle z tu obecnych. Kartkę ze swoją częścią schowałam do kieszeni i skierowałam się do wyjścia. Miałam już sięgać do klamki, gdy nagle przede mną staną Damon, spojrzałam pytająco.
- Jadę z tobą, przyda ci się pomoc - miał tak intensywne spojrzenie że bym pomyślała że próbuje na mnie tej swojej wampirzej sztuczki. Nic nie powiedziałam tylko zerknęłam za siebie i po chwili ruszyłam do drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz, poczułam chłodne powietrze na skórze, aż mi ulżyło upał dawał o sobie we znaki. Podeszłam do samochodu, a on otworzył mi drzwi spoglądając bym weszła.
Z uśmiechem pokręciłam głową i wślizgnęłam się do środka. Jak jechaliśmy nie mogłam się skupić na niczym, jego spojrzenia i zapach mnie całkowicie rozpraszały. Myślałam tylko o nim, przypomniał mi się nasz pocałunek tuż przed moją śmiercią. Dlaczego ja tak na niego reaguje, lubię jak jest blisko mnie, ale często doprowadza mnie do frustracji. Ale też wiem jaki ma stosunek do kobiet i kogo tak naprawdę kocha, więc lepiej jak przestanę o nim tyle myśleć.
- Tu chyba będzie dobre miejsce - wyrwał mnie z moich myśli i zaparkował samochód na uboczu.
Wysiadłam pospiesznie nie dając mu żadnych szans na zachowanie się jak dżentelmen. Wypatrywałam wśród krzaków potrzebnych ziół, wcale się nie odzywając. Czułam jak mi się co chwile przygląda.
Stary dom - piwnica
Rebecca leżała na podłodze budząc się i poprawiając ubrania. Usiadła i spojrzała przed siebie zauważając zamknięte drzwi, szybko do nich podbiegła i gdy tylko chciała je otworzyć to poparzyła sobie ręce.
- Werbena - mruknęła , usłyszała kroki i zaraz po chwili zobaczyła przez otwór swoją matkę, która spokojnie na nią spoglądała.
- Spokojnie kochanie, niedługo nie będziesz już potworem - powiedziała łagodnie.
- Chce tylko się stąd wydostać, Elijaha mnie znajdzie. Pożałujesz swojej decyzji.
- Nie sądzę kochanie, tego domu nikt nie znajdzie nawet żadna czarownica - zaśmiała się pod nosem - teraz zbierz siły będą ci potrzebne.
Zostawiła ją samą w ciemnej i zimnej celi. Przeszukała kieszenie w poszukiwaniu telefonu jednak tak jak myślała, matka jej go zabrała. Zacisnęła dłonie w pięści, mogła teraz liczyć tylko na to, że jednak im się uda ją odnaleźć. Wiedziała, że tak będzie, nie miała wątpliwości, mogła liczyć na najstarszego z braci w każdej chwili. Nawet, gdy popełniała wielkie błędy, on jej nigdy nie opuścił i nie zawiódł.
Nibylandia
Węże ani trochę nie odpuszczały, każdy z nich walczył dzielnie nie poddając się. Żadne z nich nie widziało nikogo z pozostałych. Snow walczyła mając do dyspozycji miecz, machała nim unikając spotkania z zębami tych węży. Jeden z nich przeleciał jej nad głową, czuła jak muska swoim cielskiem jej głowę, w ostatniej chwili padła na ziemie. Dyszała ciężko przez włożony w walkę wysiłek. Nie poddawała się i po kilku następnych chwilach zabiła je wszystkie. Podniosła się i rozejrzała, nie zauważając gdzie się znajduje poszła do przodu tam gdzie kierowało ją przeczucie. Z każdym kolejnym krokiem zaczynało się robić zimniej, wyszła z lasu na polanę. Spojrzała w niebo i w tej chwili zaczął padać śnieg. Po kilkunastu minutach zauważyła jakąś postać, która broniła się przed atakiem węży. Myślała, że to któreś z jej towarzyszy, biegła powoli zatapiając się w zimnych śniegu i po chwili wiedziała kto tam jest.
- Ruby ! - krzyknęła a dziewczyna na nią spojrzała z uśmiechem.
W tym momencie wąż atakujący dziewczynę zmienił kierunek i zaatakował biegnącą w jej stronę Snow. Wyciągnęła miecz i wciąż biegnąc zamachnęła nim w powietrzu przecinając lecącego na nią węża, który upadł głuchym echem.
- Nie złe cięcie - pochwaliła ją Ruby i przytuliły się obie mocno - a gdzie reszta ?
Spytała, gdy się od siebie oderwały, jednak ona tylko pokręciła głową z niewiedzą. Z uśmiechem ruszyły w drogę powrotną mając nadzieje na odnalezienie przyjaciół. Jednak już po kilku chwilach zatrzymały się patrząc w tą samą stronę z przerażeniem.
- To nie jest to o czym ja myślę, prawda ? - spytała Ruby towarzyszki.
- To ogry, musimy jakoś się prześlizgnąć obok. Tylko tamtą drogą wrócimy na plaże.
- Przecież one mają bardzo czuły węch - rozłożyła bezradnie ręce dziewczyna.
Snow wiedziała, że musi ich jakoś przeprowadzić niezauważenie. Wzięła głęboki oddech i zawróciła bez słowa idąc w góry. Szykując w głowie plan na pokonanie ogrów. Śnieg coraz bardziej padał, więc schroniły się na jakiś czas w jaskini by przeczekać panującą zamieć śnieżną.
Damon
Szukaliśmy tak jakiś czas , większość potrzebnych rzeczy już zdobyliśmy został tylko jeden jakiś chwast. Mimo prób by nie spoglądać na nią nie mogłem się oprzeć, wygląda tak cudownie i apetycznie. Nagle krzyknęła, że znalazła, ale musiała się nieźle nagimnastykować, żeby go dosięgnąć przez co nie mogłem oderwać wzroku od jej wypiętych pośladków, aż się odwróciła trzymając w ręku potrzebny składnik.
- Nie masz co robić ! Tylko się na mnie gapisz ! - warknęła nagle podchodząc bliżej - myślisz, że nie znam twojej reputacji. Otóż ona wyprzedza cię o sto lat świetlnych, nie będę kolejną laską, którą przelecisz i się zabawisz.
Nie wiem co ją ugryzło, pewnie usłyszała ostrzeżenia od mojego braciszka albo od...pewnie ten pirat coś wywęszył i nagadał jej głupot.
- Przecież nie chce tego, nie widzisz jak się zmieniłem.
- No tak bo wampir taki jak ty się kiedykolwiek zmieni, zawsze kochasz Elenę, a reszta to tylko przygody, a ja mam dość takich przygód i facetów.
Zbliżyłem się jeszcze bardziej tak, że staliśmy twarzą w twarz, bardzo blisko siebie.
- Dobrze, więc nie będę więcej tłumaczył ani pomagał ci w niczym i nie musisz mnie więcej ratować - warknąłem czując, że się cały gotuje w środku.
- I nie mam najmniejszego zamiaru - odpowiedziała mi również cała się trzęsąc ze złości.
Nie mogłem się powstrzymać , złapałem ją w pasie i pocałowałem najpierw delikatnie bojąc się, że będzie się wyrywać. Jednak ona nie protestowała, pogłębiłem więc pocałunek, całując ją coraz namiętniej. Oplotła dłońmi moją szyje, przyciągając bliżej, językiem muskałem jej język. Oparłem ją o drzewo w szybkim tempie ciągle całując. Po kilku chwilach oderwaliśmy się od siebie patrząc sobie w oczy z ciężkim oddechem. Widziałem iskierki w jej oczach, było bardzo czuć pożądanie, które się między nami wytworzyło. Jej usta drżały z podniecenia, słyszałem jej serce jak mocno i szybko bije.
- Nie chce ciebie wykorzystać, naprawdę - szepnąłem - wiem jaki byłem, ale możesz dać mi szanse ?
Chwile od mojego pytania mijały szybko, czułem jakby minęło kilka godzin a nie sekund. W końcu dłońmi zjechała na moją klatkę i pchnęła do przodu, odsuwając mnie od siebie. Nie protestowałem, spojrzała w bok potem znów na mnie.
- Lepiej wracajmy mamy wszystko co trzeba - złapała wdech i mnie wyminęła.
Odwróciłem się i spojrzałem ze smutkiem jak idzie, po kilku krokach usłyszałem jak szepcze pod nosem ,, dam '' uśmiechnąłem się od razu od ucha do ucha. Czując jak całe moje ciało się odpręża i cały w środku krzyczałem z radości. Wyminąłem ją i ponownie otworzyłem jej drzwi, uśmiechnęła się słodko trzepocząc rzęsami i zaraz też wsiadłem. To jest takie dziwne i ja i ona nie jesteśmy osobami, które się zachowują tak jak normalne zakochane osoby. Całą drogę spędziliśmy w ciszy przyglądając się sobie wzajemnie i rozmyślając o tym co właśnie się wydarzyło.