sobota, 14 marca 2015

Rozdział 11



                                                     

                 Mistic Falls - pokój Damona

  Tego samego wieczoru Damon słyszał jak Will szepcze do Alice. Też chciałby ją móc przytulić do siebie. Położył się na łóżku i złapał w dłonie misia, którego miała Alice w pokoju. Uspokajał go i miał poczucie, że ona wciąż tu jest, że przyjdzie i wyrwie mu go z rąk krzycząc. Nagle do pokoju weszła Elena spojrzała na niego smutno.
- Chciałam sprawdzić jak się czujesz - spojrzał na nią z morderczą miną
- Jak ? - warknął cicho a następnie prychnął.
- No tak to złe pytanie - wciąż trzymał w dłoni misia - tęsknisz za nią, nie oszukasz mnie, to widać gołym okiem, że za nią tęsknisz.



Nic nie mówiąc wstał i dał jej misia a następnie złapał coś z komody.
- Zabierz go stąd, nie chce go widzieć.
Elena nie próbowała więcej nic zrobić wiedziała, że musi go zostawić samego. Potrzebował tego, cały Damon, ukrywa to co czuje przed każdym. Gdy tylko Elena wyszła podszedł do okna patrząc w ciemną noc myśląc o niej.


              Nieznane miejsce - kryształ

   Był piękny poranek, Elsa siedziała na podłodze przy łóżku, w ręce trzymała biały kwiat lilii. Obracała go wolno w różne strony i rozmyślała o tym skąd pochodzi, bowiem nie pamiętała niczego sprzed roku. Chciała bardzo sobie przypomnieć kim jest, dlaczego ma tę moc gdzie jest jej rodzina, czy w ogóle ją ma.
- Dlaczego siedzisz na podłodze ? - drgnęła i się odwróciła do obudzonej już Alice.
- Wiesz jak mnie wystraszyłaś, zawału dostanę - złapała ręką za serce i usiadła obok na łóżku.
- Duchy nie mogą dostać zawału - zaśmiała się Alice podnosząc się wyżej na łóżku wciąż patrząc na udającą przyjaciółkę.
- Pomóż mi... Alice ...proszę ja umieram... - trzymała się za serce zamykając oczy.
 Alice nie wytrzymała długo i wybuchła głośnym śmiechem. Złapała poduszkę leżącą obok i rzuciła nią w Else, ta chwyciła dłońmi poduszkę, gdy dotknęła jej twarzy. Zaśmiała się i ją odrzuciła w dalszym ciągu śmiejącą się jej towarzyszkę, która się jednak nie spodziewała tego ruchu, spiorunowała ją wzrokiem, a po chwili się obie śmiały szaleńczo. Po kilku chwilach  leżały patrząc w sufit uspokajając oddechy.
- Musimy jakoś przebić tę barierę. Użyje silniejszego zaklęcia - mówiąc to Alice podparła głowę na ręce. Elsa spojrzała na nią z nadzieją, że  żartuje, jednak mina Alice nie zdradzała niczego.
- Nie możesz tego zrobić, przecież ostatnim razem jak próbowałaś o mało nie...
- Umarłam ? - spojrzały po sobie - przecież i tak nie żyje. Nawet jak wrócę do swojego ciała, to przecież nie ożyje, moje serce nie bije Elso, ciało nie będzie na mnie czekać, taka jest prawda, więc niczym nie ryzykuje. W sumie gdyby Sharon nie korzystała z naszych dusz i magii to byśmy mogły tu zostać.
- Ale jeśli jednak jakimś cudem byś ożyła, miałabyś szanse, chcesz tak ryzykować ?
- Ty wrócisz do domu, będziesz żyć, tego chciałby mój brat - uśmiechnęła się na samą myśl o nim.
- Ale za tobą też by tęsknił , kocha ciebie, ja sobie nigdy nie wybaczę, że to przeze mnie...nie możesz... musi być inne wyjście.
- Sęk w tym, że nie ma...
Westchnęła, wciąż patrząc w sufit przypominając sobie całe dzieciństwo, długi pobyt w krainie czarów, każdą chwilę spędzoną z bratem. Nawet stale podrywającego ją pirata, rodziców, których chciałaby chociaż ten ostatni raz ujrzeć. Na końcu zaczęła przypominać jak trafiła do Mistic Falls, pierwsze dni, nowi znajomi, ale ostatnia myśl wprowadziła na jej twarz wielki uśmiech... Damon...tajemniczy i arogancki wampir, którego polubiła mimo nieciekawego początku. Zaczęła cicho śpiewać pogrążając się w myślach.

Mama, put my guns in the ground            
  I can't shoot them anymore.                    
  That long black cloud is comin' down           
  I feel like I'm knockin' on heaven's door.     

Knock, knock, knockin' on heaven's door  

Knock, knock, knockin' on heaven's door     
Knock, knock, knockin' on heaven's door
Knock, knock, knockin' on heaven's door '

RAIGN - Knocking On Heavens Door


               

              Mistic Falls - przed domem Salvatore


  Elena siedziała na zewnątrz pisząc w swoim pamiętniku, oderwała od niego wzrok w zamyśleniu. Spojrzała przed siebie w kierunku lasu, ptaki cicho śpiewały melodie w cieniu drzew dostrzegła zbliżającą się do niej  Caroline. Wstała i otrzepała biodra z kurzu.
- Jesteś bardzo wcześnie jest zaledwie 9 rano - mówiąc to Elena zamknęła pamiętnik.
- No wiesz, mamy sporo pracy musimy  wymyśleć plan na uratowanie Alice, a to nie będzie łatwe - uśmiechała się blondynka patrząc smutno na szatynkę.
- A właśnie jak Will ? Uspokoił się ? - siedziały przed domem na werandzie, wiał chłodny poranny wiatr, przyjemnie chłodząc skórę.
- Tak, już  z nim lepiej. Tyler z nim pogadał i lepiej się czuje, chyba do niego powoli dociera, że może odzyska siostrę.
- Nie dziwie się mu, też bym nie chciała mieć nadzieje, a potem by się okazało, że nic z tego.
Obie machały nogami, oparły się głowami o siebie i zamknęły oczy. Zatopione w myślach nie zauważyły Stefana, który wyszedł z domu. Spojrzał na nie z uśmiechem i oparł się o werandę.
- Mogę się dołączyć ? - nie otwierały oczu, ale się lekko uśmiechnęły, lecz po chwili przestały - ja wiem, że mnie słyszycie, nie udawajcie.
- Elena, jakaś mucha chyba bzyczy mi nad uchem.
- Tak wyjątkowo wkurzająca mucha...hmmm...chyba trzeba ją pacnąć bo się nie zamknie - mruknęła drapiąc się w ucho.
- Bardzo zabawne - przystanął z nogi na nogę - możecie wejść, Damon całą noc spędził w biblioteczce szukając jakiś wskazówek i już czeka.
- Naprawdę mu na niej zależy - szepnęła Caro idąc za Eleną.

                  Kryształ - sad
         
  Po jakimś czasie obie poszły do sadu. Elsa usiadła pod drzewem jabłoni, opierając się o nie głową patrząc na wspinającą się Alice, która sięgnęła dłonią czerwonego jabłka i rzuciła je w dół. Elsa złapała je  powąchała, a następnie ugryzła soczyste słodkie jabłko. Alice natomiast usiadła na gałęzi trzymając owoc spojrzała na niebo w stronę słońca.
- Szkoda, że to wszystko nie jest prawdziwe - westchnęła skacząc na ziemie, przeciągnęła się i usiadła na przeciwko blondynki. Jadły w spokoju owoce, delektując się przyjemnym smakiem. Nad głowami widniała tęcza, która była coraz mocniej dostrzegalna.
- Może jakoś przekażemy im wiadomość, że żyjemy - szepnęła El , gdy skończyły jeść.
- Nie wiem czy to coś da, nawet jak będą wiedzieć to w jaki sposób nam by pomogli. Sharon nie da im naszyjnika, będzie go strzec jak oka w głowie.
- Mogli by spróbować, nie musiałabyś wtedy używać tego zaklęcia - przyglądały się sobie w napięciu.
- Nie czujesz tego ? Magia Sharon jest coraz większa, nie tylko dzięki nam. Musiała skądś zaczerpnąć magii. Prędzej ja pokonam czar chroniący kryształ niż oni królową śniegu, lepiej niech nawet nie próbują z nią walczyć, jest zbyt potężna.
Wstały po kilku chwilach i szły tak przed siebie ciesząc się słońcem i całym pięknem tej wymyślonej krainy.

                    Mistic Falls - salon Salvatore

  Weszli do salonu, w którym piętrzyło się od książek rozłożonych wszędzie gdzie się da. A po środku stał Damon  z książką w ręku, gdy weszli spojrzał po nich.
- A gdzie czarownica ? - Elena podeszła bliżej jednego stosu książek znajdującego się w rogu.
- Zaraz przyjdzie, ty to wszystko czytałeś ? całą noc ? - spytała nie dowierzając
- I tak spać nie muszę - bąknął cicho, blondynka usiadła na kanapie i wzięła jedną z ksiąg.
- To masz jakiś plan ?  - spytała kartkując
- Ciebie blondi to chyba nie w tajemnicze - powiedział z przekąsem na co ona spiorunowała go wzrokiem. Nagle drzwi się otworzyły i do salonu weszła Bonnie a za nią Tyler, Will i Hook.
- No to jesteśmy w komplecie - powiedział zadowolony Damon - to w takim razie zrobimy tak, ja i Stefek odwracamy jej uwagę. Barbie i Elena atakujecie od tyłu na przemian z szybką zmianą miejsc. Will i Hook wy będziecie ukryci za drzewami i strzelać do niej z zatrutych strzał a nasza kochana Bonnie będzie ukryta znacznie dalej i osłabiała jej magie. Jakieś pytania?
- A co ze mną ? - spytał Ty patrząc na niego z skrzyżowanymi rękami na piersi.

- Ty masz najważniejsze zadanie, gdy tylko królowa śniegu będzie osłabiona musisz wykorzystać okazje do przejęcia naszyjnika. Jeszcze jakieś pytania ?
- Jedno, masz jakieś dobre zaklęcie ? - spytała go mulatka, na co on zaprzeczył.
- Tylko nie wiem czy masz wystarczająco siły by ją trochę unieszkodliwić - dodał z przekąsem na co Bonnie tylko wyciągnęła dłoń i Damon w mgnieniu oka przeleciał przez pokój. Wstał po chwili uśmiechając się do mulatki. Wszyscy zaczęli się szykować do akcji, musieli dać radę, musi się im udać. Damon zerknął na Willa i Hooka, we trójkę najbardziej pragnęli jej powrotu.


                     Kryształ 

  Mijały różne krzaki z dzikimi owocami, szły obok rzeki która płynęła w dolinie. Szum nurtu odbijał się w uszach cichym echem.
- Musze trochę nabrać siły by użyć zaklęcia, wiec teraz chodźmy na wycieczkę po tym świecie. Przecież nie byłaś daleko - skinęły sobie głowami z uśmiechem.
Wędrowały ścieżką wzdłuż doliny, po prawej stronie w oddali widziały góry, wysokie piętrzące się do nieba. Elsa przystanęła na moment patrząc w tamtym kierunku, po chwili zrobiła to samo jej towarzyszka. W ich stronę przybiegł mały jelonek, patrzył swoimi wielkimi oczami na nie z odległości kilku metrów.
- Jest śliczny - szepnęła El, chciała podejść bliżej, ale zwierze uciekło z powrotem  w stronę gór. Spojrzały po sobie z tą samą myślą i już po chwili obie szły w tamtą stronę. W szybkim tempie doszły do podnóża gór. Las obok majestatycznie otaczał i przyozdabiał góry. Alice dostrzegła coś błyszczącego w szczelinie, podbiegła tam i kucnęła.Wyjęła ręką coś na kształt płatka śniegu.
- Tam jest łańcuszek - powiedziała Elsa sięgając po niego, spojrzała na wisiorek i otworzyła usta - pamiętam go, pamiętam naszyjnik.
- Co ? - Alice spojrzała na nią patrząc jak jej źrenice się rozszerzają, wzięła go do dłoni a on zabłyszczał fioletowym światłem. Nagle zaczął padać śnieg prosto z gór.

- Należał do kogoś bardzo mi bliskiego - przycisnęła go do serca - może sobie przypomnę skąd jestem.
- Tylko dlaczego on jest tutaj ? - spojrzały po sobie z niewiedzą - może chodźmy dalej.
Szły ścieżką która prowadziła przez góry , monotonnie się wspinały przez parę minut. Alice ciągle miała w głowie obraz jej brata. Tak bardzo za nim tęskni, chciałaby, żeby znowu jej marudził nad uchem. Nagle przystanęła, aż idąca za nią Elsa także pogrążona w myślach zderzyła się z nią.

- Coś się stało ? Alice? - patrzała na towarzyszkę która nasłuchiwała i rozglądała się.
- Słyszysz ? Szum dobiega zza tej skały - przyglądały się jej z wielką uwagą i skupieniem.
Elsa nie czekając wiele położyła dłoń na skale mrożąc ją, a jej towarzyszka magią ją rozkruszyła na drobne kawałki. Przed nimi pojawiła się grota, powoli do niej weszły Alice użyła magii by oświecić im drogę. Korytarz był pełen pajęczyn i wielkich oślizgłych robali, po chwili doszły do jego końca, naszyjnik zaczął świecić coraz bardziej.
- O mój boże - szepnęła Elsa - Anna...
W ścianie zamrożona była młoda kobieta o kasztanowych włosach patrząc stale z przerażeniem.
- Znasz ją ? - Alice wciąż patrzała to na kobietę w bryle lodu to na Else.
- Tak , to moja siostra, ja pamiętam.
Alice przyłożyła dłonie do lodu bo obu stronach ciała kobiety i zamknęła oczy skupiając na tym moc.
- Ale robiłaś to wcześniej ? Nic jej nie będzie ? - blondynka stała zdenerwowana.
- Nie, ale obiecuje, że nic jej nie zrobię.
Lód topniał z każdą chwilą, najpierw szybko potem wolniej, gdy zbliżał się do ciała kobiety.
Po kilkunastu minutach lód całkiem stopniał, Elsa złapała siostrę, gdy ta miała upaść. Otworzyła po chwili oczy i się uśmiechnęła do blondynki.
- Elsa - szepnęła i chciała coś dodać, ale siostra uciszyła ją ruchem ręki.
- Chyba powinniśmy wracać, jestem Alice - skinęła jej głową i wyszła pomagając Elsie z siostrą.

                 Nibylandia

  Snow szła przodem razem z Reginą przed nimi piętrzyły się skały, z prawej strony mijali wielkie skały. Z każdym kolejnym krokiem robiło się zimniej. Nagle usłyszeli donośne wycie i ujrzeli zbliżające się do nich pół kobiety pół demony.
- Co to jest ? - szepnęła Bell rozglądając się, każdy z nich dobył broni gotowi do walki.
- Pojęcia nie mam, ale zaraz to wszystko zniszczę - warknęła Regina zupełnie wkurzona i rzuciła zaklęciem w bestie. Rumpel zrobił dokładnie to samo i zaczęła się walka. Bestie miały nie naturalnie wielkie kły, które rozdzierały wszystko. Snow zaczęła mierzyć z łuku, po chwili trafiona bestia zawyła. Były bardzo silne, brakowało już im sił do dalszej walki. Nagle usłyszały głośny syk, który wprawiał w ból bestie, łapały się za uszy a po chwili uciekły.

- Co to było ? - spytał David i w tej chwili usłyszeli plumknięcie i piękną syrenę, która się do nich uśmiechała przyjaźnie. Snow od razu ją poznała i podbiegła.
- Co ty tu robisz Ariel ? - uśmiechały się, a reszta do nich podeszła.
- Pływałam sobie i chciałam zrobić wycieczkę i popłynąć gdzieś dalej, aż mnie ktoś złapał, jakaś syrena a potem znalazłam się tu uwieziona w bańce. Na szczęście wy odwróciliście uwagę rekinów i się wydostałam.
Gdy skończyła mówić uśmiechnęła się do każdego i powiedziała o jaskini, w której syrena wszystko trzyma.



                       Kryształ 
   
   Po kilkunastu już minutach siedziały przed chatką i rozmawiały, Alice tylko co jakiś czas włączała się do rozmowy. Chciała by się obie mogły sobą nacieszyć. Myślała jednak o swoim bracie, zamknęła oczy opierając się o drzewo i chłonąc energie wokół.
- Może magia naszyjnika pomoże - powiedziała Anna głośniej by Alice ją usłyszała.
- Mogę jej użyć, ale i tak użyje tego zaklęcia, więc Elso przestań wymyślać z siostrą jakiś  innych  pomysłów - mówiła, wciąż mając zamknięte oczy.
- Mówiłam, że nie pozwolę na to - blondynka spojrzała na nią mrużąc oczy - mam też swoją magię, mogę częściowo pomóc i nie będziesz musiała używać tamtego zaklęcia.
Patrzały sobie przez chwile w oczy, aż w końcu Alice westchnęła
- Jesteś strasznie podobna do mojego brata, dobra , ale jeśli to nie wystarczy użyje zaklęcia.
- Tylko w razie konieczności, to mój warunek - Elsa miała ciętą minę, aż brunetka się zaśmiała.
- Jak wy tyle czasu tutaj wytrzymałyście razem - mówiła śmiejąc się Anna.
Alice dała w końcu za wygraną, ułożyła się z powrotem wygodnie patrząc na kwiecistą łąkę i zasnęła.


                    Nibylandia 


   Szli dalej przed siebie dziękując w duchu za pomoc Ariel , gdyby nie ona to byłby koniec. Przystanęli przed wielką jaskinią , jeszcze większą niż poprzednia. Niebo zrobiło się pochmurne i wiatr zaczął wiać bardziej porywisty.
- Miałam nadzieje, że jednak zostaniecie pożarci - ujrzeli przed sobą piekielną syrenę - cóż sama was wykończę.
   Nie dawno stoczyli walkę z bestiami, a teraz mają przed sobą syrenę , którą muszą za wszelką cenę pokonać. Każdy z nich walczył z nią tak jak potrafił, jednak ona była potężna, odrzucała każdy cios. David próbował walczyć z nią mieczem jednak ona jednym ruchem go złamała w pół a następnie magią oberwał David, którego magia wyrzuciła daleko, aż walną w drzewo. Regina wyrzucała w nią ogień strzelając z rąk tak samo robił Rumpel, pomagając ją nieco osłabić. Bell zaczęła rzucać nożami prosto w nią, jednak ona była szybsza, unikała lecących noży i magicznych kul. Zdawało się już, że to koniec, każdy z nich był wykończony, jednak walczyli dalej mimo tego, że czuli iż opadają z sił.
   Jednak już gdy zakładali najgorsze  usłyszeli znany syk, niedaleko pływała Ariel, na piekielną syrenę ten dźwięk poskutkował podobnie jak na bestie. Jednym ruchem dłoni Snow wypuściła strzałę, która trafiła w samo serce syreny. Ta stała przez chwilę osłupiała, zaczęła drżeć i w tej chwili Rumpel wydarł z niej serce, a jej ciało padło na ziemie z pustym echem. To koniec, pokonali ją. Salwa radości brzmiała w ich głowach.
- Mamy serce - powiedziała szczęśliwa Snow rzucając się w ramiona Davida. Rumpel stał wciąż przyglądając się krwawiącemu sercu z pustym wzrokiem.
- Rumpel, dobrze się czujesz ? - spytała Bell podchodząc do niego.

- Oczywiście kochanie - schował serce do woreczka - teraz musimy znaleźć tylko rzeczy co chce Pan, więc lepiej ruszajmy.
Podszedł do niej i ją pocałował z uśmiechem. Jednak ona czuła, że coś jest nie tak i to ma związek z tym sercem. Zebrali się i szli dalej głębiej w jaskinie. Po kilku minutach doszli do końca korytarza, na jego końcu znajdował się wielki stół ze świecami, kilka książek , jakaś skrzynka i wiele innych rzeczy. Zebrali ze sobą to co im potrzebne i zaczęli zmierzać do wyjścia.
- Odzyskamy ich Davidzie - szepnęła radosna Snow, on przytulił ją do siebie mocniej pełen nadziei.




                  Kryształ - magiczna bariera 

   Słońce prawie zachodziło, niebo miało różne odcienie czerwieni i pomarańczy. Lekki przyjemny wiatr chłodził rozgrzane w słońcu ciała. We trzy stały przed niebieskim polem tworzącym kryształ. Alice nie chciała już dłużej czekać, trzymała w dłoni naszyjnik od Anny a potem na nie spojrzała. Elsa podeszła bliżej i ujęła dłońmi ręce Alice.
- Anno, gdzie twoje ciało? - spytała siostry i na nią spojrzała
- W Arendell, spotkajmy się w Zaczarowanym lesie - Elsa przeniosła wzrok z siostry na Alice.
- Mam prośbę, Elso. Jak znajdziesz moich rodziców przekaż im, że z Willem wszystko w porządku, i że ich kocham.
- Obiecuje, gotowa ? - skinęły sobie głowami, zamknęły oczy, obie skupione na swojej magii i magi naszyjnika, który rozbłysnął jasnym światłem.
Wiatr się zerwał wokół nich, a pod stopami zaczęła się gromadzić wielka zielona mgła. Ściskały coraz mocniej dłonie, czując przepływającą energię. Nie słyszały niczego oprócz wielkiego szumu wiatru, nagle naszyjnik zgasł.
- Nie, nie rób tego - szepnęła Elsa wiedząc co chce zrobić Alice.
- To jedyne wyjście, bez mocy naszyjnika nie mamy szans - powiedziała i po jej policzku spłynęła łza. Zamknęła oczy, zbierając całą swoją energię, bała się tak bardzo. Nie chciała tego robić, lecz to było jedynym wyjściem z tej sytuacji. Musiała dokonać wyboru, ocalić swoje towarzyszki czy pozwolić na to by wszystkie tu były uwięzione.
  Wybór był prosty, zawsze brała życie innych nad swoje. Czuła jak całe gorąco płynie jej do serca a potem z serca uwalnia się na zewnątrz. Czuła jak przebija się przez zaklęcie Sharon  i jak jej cało staje się powoli bezsilne. Jej ostatnim wypowiedzianym słowem było niebo. Białe światło zalało otoczenie, a potem nie było już nic.


                  Mistic Falls - obrzeża , łąka

   Sharon stała po środku łąki zbierając energie, która unosiła się w tym miejscu intensywnie.Wdychała powietrze z wielkim uśmiechem i zamknęła oczy, po chwili gdy je otworzyła miała przed sobą braci Salvatore.
- No proszę kogo tutaj wiatr przywiał - szepnęła - czego chcecie ?
Damon wzruszył ramionami i spojrzał na brata, który też zrobił to samo. Ta sytuacja zdezorientowała Sharon i w tej właśnie chwili obaj ją zaatakowali. Sharon w ostatniej chwili odrzuciła ich od siebie w tym momencie do akcji wkroczyły dziewczyny atakując ją stale. Sharon musiała szybko zmieniać swoją pozycje by nadążyć za kolejnymi atakami, rzucała zaklęciami jednak nie mogła trafić, bo ciągle ją ktoś atakował w dodatku czuła jak strzała przeleciała dokładnie przed jej oczami.
Czuła jak ktoś zabiera jej energie, w tym momencie wkurzyła się nie na żarty.
- Tak nie będziemy się bawić ! - krzyknęła i zniknęła w białych oparach dymu.
- Gdzie ona jest ?! - krzyknęła blondynka, każdy z nich rozglądał się czujnie, aż nagle zmaterializowała się przed nimi trzymając w uścisku Bonnie, której leciała krew z nosa.
- Jeszcze raz ktoś mnie zaatakuje a z waszej przyjaciółki nic nie zostanie ! - krzyknęła i w tej chwili ścisnęła ją mocniej, aż zaczęła się pomału zamrażać.
- Stój ! Puść ją ! - mówiła Elena patrząc na przyjaciółkę.
- Chyba potrzebujecie nauczki, że ze mną nie należy zaczynać - mówiła groźnym głosem, lecz w tej chwili poczuła się słabiej niż przedtem. Puściła Bonnie, a ta pobiegła do przyjaciół. Sharon złapała naszyjnik i spojrzała na niego.
- Nie... nie może...nie możliwe... - szeptała, a oni się jej przyglądali nie wiedząc co się dzieje.

Nagle naszyjnik pękną na kawałki wydobywając z siebie niebieskie światełko. Upuściła jego kawałki na ziemie.
- Co to znaczy ? - szepnął Will patrząc z przerażeniem na Sharon, która zacisnęła pięści.
- To, że wasza Alice zniknęła na zawsze  - zagrzmiała donośnym głosem i znikła.
Will nie mógł uwierzyć w to co się stało , jedyna nadzieja prysła, rozsypała się ja domek z kart. Każdy wciąż stał i patrzył w miejsce gdzie zniknęła Sharon, nie mogąc wykonać ruchu.
  Po kilku minutach wszyscy poszli z posępnymi minami do domu Salvatore. Will od razu wbiegł na górę do jej pokoju, pragnąc ją zobaczyć. Damon już nie wytrzymał nalał sobie kieliszek burbonu i wypił jednym łykiem, nie mógł już dłużej powstrzymywać łez, które spływały mu po policzku.



                  Nibylandia 


    Zmierzali do wnętrza wyspy mając nadzieje, że Pan dotrzyma słowa i wypuści Ruby. Byli już całkiem zmęczeni ciągłą walką. Przedzierali się przez gęste zarośla aż dotarli do polany w samym środku lasu.
- Nareszcie - usłyszeli za sobą głos Pana, który wysunął się na przód  - już się bałem, że nie dacie rady a teraz oddajcie mi rzeczy.
- Najpierw Ruby - powiedział David trzymając worek z rzeczami na co Pan prychnął.
- Jest w górach, już od jakiś - udał, że się zamyśla - dwóch godzin, no może trzech. Cieniowi się znudziła, ale może te bestie się nią nie znudzą - zaśmiał się.
- Nie taka była umowa - warknęła Regina
- Umowa była taka, że ją uwolnię, ale gdzie to już nie było mowy. A teraz oddajcie mi to co  należy do mnie - przystanął z nogi na nogę.
- Nie ma Ruby, nie ma wymiany, sprowadzisz ją tutaj całą to dostaniesz to co chcesz - rzekł stanowczo David. Pan tylko się uśmiechnął i  w tym momencie Rumpel podszedł i zabrał zwinnie worek i oddał go dla Pana. Stanął obok niego, każdy był w szoku nie spodziewali się tego ruchu.
- Co ty robisz Rumpel ? Dlaczego ? - spytała Bell pełna dwuznacznych odczuć, była wściekła, ale też nie chciała w to wierzyć.
- Jestem mrocznym kochanie, na zawsze we mnie będzie płynąć mrok.
- Dobra robota - mruknął do niego Pan.
Po chwili Rumpel  zniknął w oparach, a zaraz po nim zniknął Pan.


                Dom Salvatore

  Wszyscy siedzieli w salonie prawie w zupełnej ciszy. Dziewczyny próbowały jakoś podnieść na duchu resztę, ale słabo im to wychodziło. Nagle zbiegł na dół Will miał rozbiegany wzrok.
- Nie ma jej, nie ma ciała Alice - spojrzał na Bonn szukając odpowiedzi.
- Mogło tak być, że zniknęło razem z jej duszą.
 Will potrząsnął głową i podszedł do kominka, czując coraz większy ból. Chciał ją jeszcze raz usłyszeć, ten ostatni raz. Jak na komendę każdy spojrzał w stronę drzwi, gdy usłyszeli dzwonek.
- Ja otworze - szepnął Stefan wstając z fotela i udając się do drzwi. Czuł ten sam smutek co reszta, nie znał długo Alice, jednak rozumiał ból jaki towarzyszy Willowi. Sięgnął ręką klamki otwierając całkowicie drzwi, gdy tylko je otworzył nie mógł uwierzyć w to co widzi.
- Nie możliwe...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz