poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 16



                              Szpital

   Stała na korytarzu i krzyczała przez łzy, David trzymał ją mocno w objęciach. Szarpała się, nie mogła znieść tego bólu. To było za dużo, tak bardzo chciała cofnąć czas. Merlin zneutralizował jej moc, by nie mogła zrobić nikomu krzywdy. Widzieli, że sobie z tym nie radzi. Czuła się jak w wielkim koszmarze.
- Nie prawda! Musi żyć! ...to nie może być prawda! - krzyczała nie mogła przestać. Musiała coś zrobić, nie mogła tak stać i patrzeć na to spokojnie. Miała w głowie miliony myśli. Nie przestawała się szarpać, w końcu ugryzła ojca w rękę, który ją puścił. Musiała  pomóc. Musiała. Rzuciła się do przodu biegnąc, jednak ktoś ją powalił na podłogę. Zobaczyła nad sobą dobrze znane sobie kocie oczy, które sprawiły, że odpłynęła w sen...



                   Dzień wcześniej...


                      Salon Tylera


   
Alice siedziała przywiązana do krzesła grubym sznurem. Tuż obok stał Damon i Will wpatrując się w nią z lekkim nie pokojem. Reszta osób zebrała się trochę dalej na kanapach. Oddychała nie równo, wciągając powietrze nosem i wypuczając je przez lekko rozchylone usta.
- Co zrobimy jak się obudzi? - pytał Will, w tym momencie spojrzał na Bonnie.
- Możemy spróbować kilku zaklęć... - zawiesiła głos i spojrzała na Reginę, która stała tuż obok niej.
- Will, magia Sharon jest potężniejsza niż myślałam. - zaczęła Regina powoli spoglądając na niego to na jego siostrę. - Niestety ta magia jest  zupełnie mi czymś obcym, zupełnie nie przypomina magii, którą kiedyś Sharon władała. Ta jest znacznie mroczniejsza i potężniejsza. Tak jakby ją zwiększyła, jakby połączyła ją z kimś. - pokręciła głową z nie wiedzą. Alice poruszyła się na krześle nie znacznie jakby się wybudzała, jednak nadal spała.
- Musimy ją jakoś przywrócić do normalności. - głos Snow był słabszy i cichszy od pozostałych.
- Zrobimy to. - David przytulił ją mocno do siebie. Mijały długie minuty w oczekiwaniu na jej obudzenie się.
- Może zróbcie jakieś hokus pokus zanim ona się obudzi. - starszy z braci Salvatore mówiąc to podszedł do Alice, złapał jej dłoń w swoją gładząc kciukiem. Bonnie w tym momencie wzięła księgę w dłonie i już się szykowała do pierwszego zaklęcia. Nagle Damon zawył z bólu i klęknął na podłodze łapiąc się za głowę. Alice miała otwarte oczy, widoczne tylko białka oczne. Jej włosy zaczęły się lekko unosić jak zelektryzowane. Bonnie wyciągając rękę próbowała użyć magii, żeby ją zatrzymać, jednak nie dawała sobie rady. Z jej nosa po chwili zaczęła płynąć krew. Regina nie czekając dłużej wyciągnęła dłoń w kierunku Alice i próbowała pomóc mulatce. Po kilku chwilach głowa Alice opadła na jej bark zakrywając twarz włosami.
- Myślicie, że pokonacie mnie, tymi swoimi czarami? - głos Alice był zniekształcony, przerażająco skrzeczący, obróciła głowę i spojrzała na Bonnie, po czym po kolei na każdego.
- Co misiu pysiu - spojrzała na Damona - nadal chcesz się całować? - Damon stał wpatrując się w jej oczy z pełnym skupieniem.
- On całował się z moją córką?
- David to teraz nieważne - powiedziała Snow, gdy ten cały napięty, chciał podejść do Salvatore. Gdy każdy był pogrążony w tych wymianach zdań, to Regina i Bonnie zaczęły wymawiać po cichu zaklęcie. Alice zasyczała i zacisnęła dłonie w pięści.
- To nic wam nie da. Sharon jest królową, ona będzie rządzić.
- Alice proszę obudź się - odezwał się Will, który od dłuższego czasu milczał. Alice kręciła głową na boki, jakby chciała odrzucić zaklęcie od siebie.
- Alice walcz, zrób to dla nas - Will wciąż mówił spokojnym głosem - musisz przetrwać,  nigdy się nie podasz jesteś silna... - gdy to mówił oczy jego siostry, nagle się rozszerzyły, wydobyła z siebie cichy jęk.

           Kraina Czarów

   Siedziała na wielkiej skale, którą otaczała przepaść . Daleko od niej były skały, nie mogła nic zrobić. Nagle usłyszała za sobą nawoływanie brata.
- Will! - odwróciła się i krzyknęła. On biegł w jej stronę i zatrzymał się tuż przy krawędzi. Nagle przed nią pojawił się wielki latający ptak, który skrzeczał, tak że jego odgłos odbijał się echem.
- Skacz. Dasz radę.
- Nie dam, jesteś za daleko.- ptak ją dziobnął na co krzyknęła odrzucając go lekko magią, która po chwili zniknęła.
- Nigdy się nie poddajesz, walcz Alice, dasz radę, walcz, jesteś silna...

  Te słowa dźwięczały jej w głowie niczym alarm, aż dotarły do jej umysłu wybudzając ją z głębokiego snu. Zamrugała parę razy oczami, aż utkwiła wzrok w bracie.
- Will... - szepnęła łapiąc oddech. - jeśli mnie przywrócicie to zginiesz! Damon też! Sharon połączyła moje życie z waszym, jeśli zaklęcie się złamie zginiecie. Nie możecie tego zrobić! - krzyczała walcząc  by jak najdłużej pozostać sobą. Łzy spływały jej po policzku.
- Kocham cię braciszku... Damon.. - spojrzała na niego i ledwie poruszyła ustami, to były jej ostatnie słowa. Oczy znów stały się puste, głowa opadła bezwiednie. Nastała cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Damon spojrzał na Willa, w dokładnie w tym samym momencie co on.
- Nie stracimy nikogo, znajdziemy sposób - głos Davida był cichy, ale bardzo dobrze słyszalny przez innych. Nagły huk sprawił, że każdy zakrył uszy. Szyby okien się roztrzaskały w drobny mak, a do pomieszczenia wleciał silny wiatr. Kawałki szła raniły ich ciała. Po kilku sekundach wszystko się uspokoiło. Odsłonili zakryte oczy i spojrzeli w stronę stojącej postaci przy oknie. To była Alice, ale nie ich Alice, tylko marionetka w rękach Sharon.
- Hmm..wiecie co, to piękny wieczór, a wy chcecie bym spędziła go siedząc na tym krześle - spojrzała na połamany mebel, który częściowo się palił w kominku. - w sumie już nie mam na czy siedzieć.
  Podeszła powoli w tamtą stronę całkowicie rozluźniona. Will jak i reszta wstali i przygotowali się do walki z nią. Jednak ona nie bardzo się do tego spieszyła.
- Moglibyście się poddać i oddać krainę w władanie Sharon. Jestem pewna, że by jakoś was ułaskawiła za to... - Regina przerwała jej nie wytrzymując.
- Dając się zabić przez powieszenie albo gnić w lochach, nie dziękuje.
- Daje wam tylko przyjacielską radę - spojrzała po ich twarzach przelotnie - ale jak chcecie się bawić w wiązanie itd. to mam dla was niespodziankę. - jej twarz zdobił szatański uśmiech, a po chwili usłyszeli wycie.
- Czy to...to... - zaczęła Bonnie.
- Tak to jest smok. - potwierdziła Snow i usłyszeli kolejny odgłos smoka, który zbliżał się z każdą sekundą. Damon tylko spojrzał w kierunku okna, z którego było widać jak z daleka leci prosto na nich smok. Gdy spojrzał w kierunku Alice zobaczył tylko puste miejsce.
Wyszli szybko na zewnątrz. Smok ział ogniem na kilometr rozjaśniając wszystko wokół. Jego łuski miały fioletowy połysk, prawie nie widoczny na niebie. Smok z głośnym rykiem usiadł na ziemi kilka metrów przed nimi. Na nim siedziała Alice, która swój wzrok skupiła w pełni na rodzicach. Jej włosy poruszały się w rytmie lekkie wiatru, było czuć od niej potężną magię. W tej chwili całkowicie zwątpili czyli dadzą radę złamać zaklęcie. Damon używając swojej wampirzej mocy spojrzał w jej oczy i dostrzegł, jak zmieniają się, jej źrenice nagle się zwęziły jak u kota a następnie pochłoną je mrok.
- Ktoś ma jakiś pomysł? Jestem gotowy na każdą sugestię. - powiedział Enzo wystawiając kły.
- Nie martwcie się - usłyszeli nagle głos Alice, która teraz zeszła na ziemie i stanęła tuż przy smoku - będziecie walczyć tylko z nim. Teloniusz się wami zajmie, ale nie zabije, no nie wszystkich.
Jak skończyła mówić to się zaśmiała, zrobiła dwa kroki w przód. Pstryknęła palcami, czarna mgła zaczęła owijać jej ciało i zniknęła. Smok gniewnie warknął skupiając ich uwagę na sobie.
- To chyba czas zacząć zabawę - mówiąc to Regina spojrzała na Bonnie, która tak jak i ona odeszła na drugi koniec boku. Wyciągnęły ręce szepcząc zaklęcie, jednak smok się nie ruszył. Nic się nie stało.
- Powinno się coś stać prawda? - gdy tylko Tyler to powiedział, smok obrócił się i swoim ogonem powalił go na ziemie. Zaczęła się walka. Smok wydobywał z siebie coraz głośniejsze dźwięki. Bonnie rzuciła czar, żeby nikt z sąsiadów tego nie słyszał, przez co mogli być pewni, że nie wybuchnie panika  wśród mieszkańców Mistic Falls. Smok podążał paszczą w stronę Damona, patrzył swoimi żółtymi ślepiami prosto na swoją ofiarę.

    Otworzył paszczę obnażając swoje ostre długie zęby. Damon rzucał jak zdesperowany tym co tylko miał pod ręką. Jednak smok miał twarde łuski, nie odczuwał bólu. Jego zęby sięgały jego ciała, był dosłownie milimetry od swojej ofiary. Damon był przyparty do muru nie wiedział co ma zrobić, zębiska smoka prawie się zanurzyły w jego ciele. Wtem nagle potwór cofnął swój łeb i zamknął oczy tak nagle, że zdezorientowany Damon nie wiedział co się właśnie stało. Dopiero po chwili zauważył, że na jego grzbiecie siedzi David z wbitym w jego szyje mieczem. Smok zrobił kilka kroków w tył na ociężałych łapach. Głośno zaryczał machając grzbietem po czym ziewnął ogniem na długą odległość prawie przysmażając Stefana i Enzo.
- Dzięki za ostrzeżenie - burknął Enzo w kierunku Davida, który po chwili został zrzucony przez smoka. Regina i Bonnie w skupieniu dalej wymawiały zaklęcie, mulatka użyła dodatkowo swojej krwi poprosiła swoich przodków o pomoc. Smok zorientował się co chcą zrobić i zaczął podążać w kierunku Bonnie.
- Rozproszcie go! - krzyczała Regina, której głos był ledwo dosłyszalny przez wycie smoka. - potrzebujemy jeszcze trochę czasu!
- Ciekawe jak - burknął w odpowiedzi Enzo stojąc obok Damona, gdy tylko spojrzał na niego to obaj wiedzieli co mają zrobić. Zaczęli szybko się przemieszczać i zadawać ciosy smokowi, który nie wiedział, w którym kierunku ma podążyć. Do nich dołączyli pozostali, rzucali w smoka z różnych stron, czym doprowadzali go do szaleństwa. Smok po kilku chwilach miał dość, wydobył z siebie głośny, przerażający dźwięk.  Przejechał pazurami po ciele Snow, zostawiając na nim cienkie strużki krwi, która się powiększyła z każdą chwilą.
   Krzyknęła z bólu. David poczuł zbierającą się w sobie wściekłość, złapał leżący obok jakiś pręt i rzucił nim w niego. Moc, którą Regina razem z Bonnie zbierały do pokonania smoka, osiągnęła apogeum. Skinęły sobie głowami i skierowały moc na smoka. Błysnęło ostre światło, które ich oślepiło. Usłyszeli donośne warczenie smoka, które dźwięczało im w uszach. Po kilku sekundach mogli swobodnie patrzeć. Damon, który stał obok brata spojrzał w niebo na odlatującego smoka. David z Willem zajęli się ranną Snow i zanieśli ją do domu.

             
                  Sypialnia Tylera


   Poranne słońce wlewało się do środka pokoju przez szczeliny w zasłonach. Caroline i Tyler leżeli na łóżku po cichu rozmawiając o tym co się stało wczorajszego wieczoru. Caroline czuła od pewnego czasu, że się oddalają z Tylerem, jednak nie chciała o tym myśleć a co dopiero rozmawiać.

- Chciałabym jakoś pomóc im - zaczęła niepewnie blondynka - to nie jest fair musi być z tego wyjście.
- Tylko Bonnie i Regina mogą coś wymyślić... ale widząc minę Reginy, mam co do tego wątpliwości - odpowiedział spoglądając na nią. Pocałował ją delikatnie w usta. Jednak ona nie czuła, ze to to samo co kiedyś. Coś się zmieniło. W głowie ciągle widziała te smsy od Heyley, nie mogła się pozbyć wrażenia, że ona ciągle chce zepsuć ich związek. Jednak teraz czuła coś jeszcze, czuła, że się przez to przyczyniła do zepsucia ich relacji. Przytuliła go mocno do siebie i zamknęła oczy, całkowicie się wyciszając.


                  Salon Salvatore


    Stefan siedzi w fotelu z zamyśloną miną, wpatrując się w jeden punkt. Młodszy z braci ciągle miał w głowie wczorajszy wieczór, z resztą jak każdy z nich. Życie jego brata za cenę przywrócenie Alice do normalnego życia. Nie godził się na to, wiedział też, że Alice nigdy by się z tym nie pogodziła stracić Damona i brata za kontrolowanie swojego życia. Usłyszał za sobą ciche kroki dobiegające z kierunku schodów. Po kilku chwilach starszy z braci wszedł niepewnym krokiem do salonu trzymając w zaciśniętej dłoni broszkę Alice. Usiadł na kanapie patrząc pusto w płomienie w kominku.
- Damon... - zaczął jego brat powoli - damy radę, znajdziemy sposób...
- Ciekawe tylko kiedy?! - jak dotąd milczący Salvatore wybuchnął gniewem. - Stefan, gdyby tylko mnie z nią związała to bym się zabił, ale... Will? ona by mnie za to znienawidziła. Nie ma wyjścia! Widziałeś minę Reginy czy Bonnie?! - patrzył na brata z płomieniami w oczach.
- Zawsze dawaliśmy radę, jak umarła też znaleźliśmy sposób, tym razem będzie tak samo - Stefan próbował uspokoić brata, wiedział, że w takim stanie jest zdolny do wszystkiego, zrobić każdą głupotę. Dosłownie czuł, że musi go pilnować, by ten przypadkiem sam nie ruszył do walki z Sharon.
- Nie tym razem, muszę coś zrobić, po prostu muszę - mówiąc to wstał nagłym ruchem.
- A ty dokąd? - spytał młodszy wstając i zagradzając mu przejście.
- Sorki braciszku - wbił szybkim ruchem kołek w jego bok - ale nie będziesz mnie niańczył.
      Wyszedł szybko z domu, zostawiając za sobą leżącego Stefana. Czuł się wewnętrznie rozdarty, nie wiedział gdzie ma iść, co zrobić. Wiedział tylko, że nie może siedzieć bezczynnie, bo to go wykańczało. Szedł nienawidząc wszystko wokół, dlaczego, gdy poznał kobietę taką jak ona, nie może nic być spokojne chociaż przez kilka dni. Tak jak w przypadku swojego brata, miał taki sam problem, codziennie coś się działo. Pomyślał o domku w górach, gdzie chciałby zabrać Alice jak to wszystko się uspokoi. Chce zobaczyć jej uśmiech, wdychać jej słodki zapach, słyszeć śmiech, denerwować ją, droczyć się. Tak bardzo jej mu brakowało. Rozmyślał tak przez kilka minut idąc, podniósł w pewnym momencie głowę, wyczuwając kogoś znajomego. Kilka kroków od niego, po drugiej stronie ulicy stał Hook, który wpatrywał się w niego z zimnym spojrzeniem. W mgnieniu oka znalazł się obok niego.
- Gdyby nie Will to bym cię zabił! - usłyszał z ust Hooka groźbę.
- Nie zdążyłbyś, bo sam bym to zrobił - odpowiedział mu równie chłodnym głosem.
- Ale jak to się skończy to i tak mogę to zrobić, masz się więcej do niej nie zbliżać. - Hook miał zaciśniętą pięść.
- Bo co? Nie boje się ciebie, a jak myślisz, czemu Sharon związała jej życie z moim? - podszedł bliżej niego, napawając się tym co mówi - bo mnie kocha, Alice na mnie zależy, nie na tobie.
Hook dłużej nie wytrzymał i zamachnął się ręką z hakiem by zadać cios. Jednak Damon był szybszy jak na wampira przystało, nawet się tym nie przejął i sprawił, że jego wróg leżał zwinięty na ziemi.
- Nigdy więcej tego nie próbuj piraciku, bo nawet Alice cię nie uratuje, jeśli ponowisz próbę. - zauważył leżącą broszkę Alice, która musiała mu wypaść z kieszeni, gdy pchnął Hooka. Podniósł ją z lekkim nie pokojem. Była lekko pęknięta, wydzielała dziwny zapach. Zacisnął na niej pięść, zamykając oczy. Hook dalej leżąc łapał oddech i z gniewem w oczach patrzył na oddalającego się wampira.

      Damon był trochę bardziej spokojniejszy po krótkiej wymianie zdań z piratem. Potrzebował wyładować z siebie złość i gniew. To było niczym lekarstwo na jego serce, które przepełniał mrok.
Po kilku kolejnych krokach doszedł pod dom czarownicy. Wziął głęboki oddech i ruszył w kierunku drzwi. Zapukał trzy razy, czując się trochę głupio, tak jakby był człowiekiem.  Jednak tym razem był zagubiony, jego humor przechodził z skrajności w skrajność. Ociekał wściekłością a teraz był spokojny i w pełni skupiony. Nie wiedział co ma zrobić. Po kilku chwilach, które trwały dla niego zdecydowanie za długo otworzyła mu mulatka. Spojrzała na niego i nic nie mówiąc otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając go do środka. Po środku wielkiego pomieszczenia stał zegar, który tykał jak dla niego za głośno. Damon stał, wpatrując się w mulatkę, która kręciła się od księgi do księgi, które były pootwierane.
- Tyle ksiąg i jesteś niby dobra czarownicą, a do tej pory nic nie znalazłaś. Babci było by przykro-powiedział złośliwie.
- Damon... - zaczęła, jednak on jej przerwał.
- Nie! Nie będę kolejny raz tego słuchać, wystarczy, że słyszałem to od Stefana. Nic nie będzie dobrze- obnażył kły. Bonn nie czekając dłużej użyła magii, wyciągnęła dłoń i sprawiła ból wampirowi. Trwało to kilka sekund, ale wystarczająco długo by Salvatore się uspokoił.
- Jak już uspokoiłeś swoją wampirza wściekłość, to mnie posłuchaj. Spędziłam całą noc z Reginą nad zaklęciami. Możemy użyć jednego, które was odseparuje od niej.
- Ale? - spytał czując, że jest w tym haczyk.
- Nie wiemy, czy jest na tyle silne, by złamać zaklęcie Sharon. Regina miała racje, to znacznie potężniejsza magia.
- A skąd będziemy wiedzieć, że zadziałało? - patrzyła na niego, tak że znał już odpowiedź, ale nie chciał jej słyszeć.

- Nie będziemy tego wiedzieć, dopóki nie przywrócimy Alice. - to go roztroiło, nie mógł być pewien tego czy przeżyje i się zobaczy z Alice, ale nie mają innego wyjścia. Muszą spróbować, przede wszystkim to ona się dla niego liczyła.
- Bonn ja... - nie znał się na przepraszaniu, rzadko co to robił.
- Wiem - uśmiechnęła się lekko i wróciła do czytania  ksiąg. Zaspokojony przez czarownice zdobytymi informacjami, wyszedł z domu patrząc w niebo. Tęsknił za nią, brakowało mu tej wrednej rudej małpy, aż się zaśmiał pod nosem.


                       Lochy Lockwodów

   Pomieszczenia były zalane ciemnością, tylko nikłe snopy światła przebijały się przez mury lochów. Zimne powietrze ochładzało ich ciała w ten gorący dzień. Tyler zbierał stare łańcuchy w ciszy, blondynka mu się stale przyglądała nic nie mówiąc.
- Możesz przestać tak się patrzeć? - spojrzał na nią.
- Coś jest między nami nie tak... - zaczęła.
- Caro naprawdę chcesz o tym teraz rozmawiać?
- Tak, no bo kiedy indziej?
- Stale się kłócimy od jakiegoś czasu, nie tylko przez Hayley, ale też o drobnostki, nie potrafimy się już tak dogadywać. My się...
- Oddaliliśmy - dokończyła za niego.
- Właśnie, może pora to zakończyć na tym poziomie za nim siebie znienawidzimy?
- Chcesz się rozstać? - spytała głucho.
- A ty o tym nie myślałaś? Nie myślałaś o tym, żeby wrócić do zwykłej przyjaźni? - wiedział, że odpowie twierdząco. Usiadł na murku, po chwili ona do niego dołączyła.
- Caroline - złapał ją za rękę - zawsze będziesz częścią mojego życia, nie odsunę się od ciebie, nie zniknę...
- To dobrze, bo skopałabym ci ten wilkołaczy tyłek. - zaśmiała się roniąc jedną łzę. Przytulił ją mocno do siebie.
- Nie masz szans ze mną. - oderwała się od niego i pacnęła w głowę, śmiejąc się. Rozmawiali tak chwilę przedrzeźniając się, wreszcie oboje poczuli spokój, którego potrzebowali.


                    Mistic Grill

   Tyler rozmawiał z Mattem, który tego dnia miał mniej pracy niż zwykle. Między innymi rozmawiali o zerwaniu Tylera z Caroline.
- To w takim razie na koszt firmy - powiedział Matt stawiając przed kumplem szklankę z alkoholem - możesz teraz iść na ,,łowy''.
- Dzięki - zaśmiał się - nie wiem czy chce.
Obok stolika usiadła wysoka blondynka z kręconymi włosami. Obaj zamilkli ją zauważając.
- Jedno martini, proszę. - powiedziała patrząc na Matta, który tylko skinął głową i zerknął na przyjaciela, po czym zebrał się do robienia drinka.
- Jesteś nowa? - zaczepił dziewczynę Tyler.
- Aż tak to widać. - rzuciła na niego przelotne spojrzenie, w stylu spadaj bo oberwiesz, co mu się bardzo podobało.
- Nie, po prostu nie wiedziałem jak zagadać do tak pięknej dziewczyny. - gdy to powiedział dziewczyna zrobiła gest, jakby miała odruch wymiotny i przekręciła zniecierpliwiona oczami. Wzięła zamówiony drink i na niego spojrzała.
- Zrobiłbyś przysługę światu i zostawił wszystkie kobiety w spokoju.
- Liv! - usłyszeli za sobą czyjeś wołanie, na co dziewczyna się obróciła w tamtą stronę.
- Masz na imię Liv, ja jestem Tyler. - wyciągnął w jej kierunku dłoń. Zeskoczyła ze stołka i po prostu odeszła. Zostawiając go całkowicie zaskoczonego. Był ciekawy kim ona jest, coś czuł, że nie jest tylko zwykłą dziewczyną.



              Przed domem Salvatore


   Elena siedziała z ukochanym na huśtawce w zupełnej ciszy. Patrzeli prosto przed siebie, zasłuchując się w dźwiękach dochodzących z lasu. Ona splotła swoje palce razem z jego palcami.
- Martwię się. - szepnął przerywając ciszę.
- Wiem, ja też, ale Damon nic nie zrobi. Alice jest dla niego kotwicą, czymś co przypomina mu o jego czynach. Nie zrobi nic głupiego. - wzdychnął głęboko wypuszczając powietrze.
- Masz rację, ale i tak się martwię. - zamknął oczy, a ona go pocałowała w policzek, mocniej tuląc do siebie. Sięgnęła dłonią po wibrujący telefon, który był w kieszeni spodni.
- Bonnie napisała, że coś ma. PS Damon jest cały. - zaśmiała się, a on jej zawtórował.
- To znaczy, że go nie zabiła i na odwrót. - siedzieli tak wdychając powietrze. Stefan czuł się teraz znacznie lepiej wiedząc, że jego bratu trochę przeszło. Mimo różnic, jakie są między nimi, zawsze będą się o siebie troszczyć, nie ważne jak bardzo się pokłócą.


                 Will

    Wyszedłem z domu, miałem dość siedzenia i słuchania jak rodzice razem z Reginą, obmyślają plan. Miałem po prostu dość, szedłem przed siebie całkowicie wyłączając myśli. Zatopiłem się w robionej czynności, w stawianych przeze mnie krokach. Nie słyszałem kompletnie nic, nagle poczułem szarpnięcie za ramię i zobaczyłem Damona.
- Obraziłeś się na mnie czy co? - spytał, co mnie lekko rozbawiło, zazwyczaj tego zdania używała Alice. Pokręciłem głową, szliśmy dalej przed siebie zgodnym rytmem.
- Nie mogłem wytrzymać w domu, mają zaklęcie. - mruknąłem cicho.
- Taa, właśnie nie dawno byłem u czarownicy. Gdyby to tylko mnie związała mocą to bym...
- Nie kończ - powiedziałem wiedząc o co chodzi - sam też o tym myślałem, to znaczy, że gdyby nie ty, ale Alice by żadnemu z nas wtedy nie wybaczyła.
- Tak masz rację. Trochę się poprztykałem z tym waszym piratem. - wcale mnie to nie dziwiło, Hook musiał być zły jak się dowiedział, że Alice woli Damona niż jego.
- W końcu to do niego dotrze.
- Mam nadzieję, tylko szkoda, że przez niego ta broszka pękła - wyjął broszkę, która należała do Alice.
Nagle jakiś facet przycisnął Damona do muru domu obok, którego właśnie staliśmy. Coś było z nim nie tak, bo Damon nie mógł się wyrwać.
- Skąd masz tą broszkę?! - krzyczał, nie mogłem dłużej czekać i już miałem go zaatakować, ale ten facet spojrzał na mnie i wyciągnął rękę. Jego oczy zrobiły się kocio żółte, a z jego ręki błysnęła mała błyskawica.
- Nie podchodź, dobrze radzę. - powiedział przez zęby. Był czarnoksiężnikiem, czyli musiał wiedzieć, że on jest wampirem.
- Puść go i powiedz co chcesz. - mówiłem dość spokojnym głosem, ten jednak nie wykonał żadnego ruchu.
- Skąd? - spytał ponownie, ściskając miotającego się Damona.
- Należy do mojej siostry, Alice. - gdy tylko usłyszał jej imię, puścił Damona i odsunął się kilka kroków.
- Przepraszam najmocniej, to ja dałem jej tą broszkę. - tego już całkiem nie rozumiałem, pomogłem Damonowi wstać.
- Jestem Merlin. - Damon coś mruknął, że to są jakieś jaja, no w sumie ma rację - broszka ma w sobie potężną zaklętą moc i jest połączona mocą z moim wisiorem. Wiedziałem, że kiedyś ona będzie potrzebować mojej pomocy, ale wiedziałem też, że twoja siostra lubi wszystko robić sama. Nie wiedziała, co takiego kryje jej broszka.
- No tak, moja siostra jest strasznie uparta. - powiedziałem patrząc na niego, dopiero miałem okazję się mu przyjrzeć. Miał ciemne oczy i włosy, wysoki i dobrze zbudowany z lekkim zarostem.
- Jeśli broszka się uszkodzi to znaczy, że coś się jej stało. Kazałem jej obiecać, że będzie o nią dbać. No właśnie, a tak w ogóle to gdzie ona jest?
- Wiesz co - zacząłem podchodząc bliżej niego. - dotarłeś tu w najlepszym momencie.
   Pokrótce w drodze powrotnej do domu opowiedzieliśmy jemu całą historię z Alice, gdy skończyłem opowiadać dotarliśmy już do domu, gdzie byli już wszyscy. Merlin zaczął w skrócie opowiadać jak i dlaczego znalazł się w tym świecie i w jaki sposób możemy usunąć zaklęcie Sharon. Moc zaklęta w broszce mogła ją właśnie złamać. Bonnie razem z Reginą wykonały znalezione zaklęcie, by oddzielić chłopaków od Alice. Nawet Merlin nie był w stu procentach pewien, czy ono zadziała. Nasz nowy przyjaciel wiedział jak namierzyć Sharon i Alice, wiedział gdzie są. I właśnie tam zmierzamy. W pełni gotowi na to, żeby odzyskać Alice.
- Skąd znasz naszą córkę? - spytał mój tatuś będąc najbliżej Merlina.
- Jak przeniosła się z Willem do krainy czarów, po jakimś czasie zostali oddzieleni. Spotkałem ją jak była sama, miała wtedy 15 lat.
- Nigdy mi o tym nie wspominała. - powiedziałem zastanawiając się dlaczego tego nie zrobiła.
- To nie był zbyt dobry czas. - powiedział tylko tyle i dalej całą drogę milczał.
  Dotarliśmy do wielkiej polany, po środku niej stała mała chatka. Czyli to tam musi ona być. Plan był taki by zająć walką Alice i ją rozproszyć a w najlepszym momencie nakłuć jej skórę broszką, która wpuści do jej ciała magiczny wywar, który pokona zaklęcie. W tym samym czasie Merlin zajmie się Sharon. Po kilku chwilach przed nami zmaterializowała się Sharon a obok niej Alice, każdy znał swoje zadanie. Regina i Bonnie razem z Merlinem stali na przeciwko Sharon, już po chwili było słychać jak ich moc odbija się głośno od siebie. Nie zwracałem na to uwagi. Podszedłem do mojej siostrzyczki mówiąc spokojnym głosem, po bokach dziewczyny stały i także mówiły do niej. Jednak nie chciała nas słuchać. Zaczęła rzucać w nas swoją magią. Rodzice, którzy stali nie daleko zaczęli spokojnie mówić do niej tak jak my robiliśmy to wcześniej.

   Słuchając głosu Snow, siostrzyczka stała w jednym miejscu, jakby docierało do niej kto w tej chwili do niej mówi. Słyszałem z oddali jak Regina wrzeszczy z wściekłości na Sharon. Magia buchała, aż dosłownie czuliśmy to co się tam działo. Kątem oka zauważyłem jak Bonnie wytworzyła krąg z ognia. Jedna wielka niebieska błyskawica mignęła między nami co zwróciło uwagę Alice i znowu zaczęła walczyć.

- Will, spróbuj mówić o krainie czarów, może to coś da! - krzyknął do mnie mój ojciec. Nie mamy w sumie nic do stracenia. Zacząłem jej przypominać, nie które sytuacje jakie nas tam spotkały, zacząłem od tych dobrych. Jednak to nie przynosiło skutku, zmieniłem taktykę, schyliłem się unikając jej zaklęć rzucanych we mnie. Znowu skupiła się na mnie, stała w bezruchu z otwartymi ustami. Damon trzymając broszkę, w końcu wysunął się z cienia i szybkim ruchem ukuł Alice. Widziałem jak jej oczy zmieniają się z czerni przeszły w czerwień, aż w końcu stały się normalne.
- Will... - szepnęła i upadła. W tym momencie usłyszeliśmy potężny huk, dochodzący z miejsca gdzie nasi przyjaciele walczyli z Sharon. Ostre białe światło oślepiło nas, nie wiedzieliśmy co się dzieje, w uszach dźwięczał nam odgłos kolejnego huku...


6 komentarzy:

  1. Wybaczam ci kobieto wybaczam ale pisz czesciej bede wieczna. Ej powiem ci cos kocham cie za to jak piszesz <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietnie poszesz! I nie moge doczekac sie nn!;** kidy cos dodasz?:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze raz napisze tego koma. Odpisze Wam wszystkim :) Dziękuję Wam za tak miłe słowa i za to, że jesteście. To bardzo motywuje i uszczesliwia. Rozdziały będą częściej i będą znów zapowiadane. Będą wychodzić co tydzień lub dwa, w piątki lub soboty. A na bloga Kath Kath napewno zajrzę. Jeszcze raz dziękuję.
    Pozdrawiam ciepło; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Na razie nie mogę oderwać się od czytania, więc nie wiem kiedy doczekasz się pełnej opinii na temat opowiadania. Ale muszę przyznać, że połączenie bohaterów z tvd i once upon a time, to naprawdę fajny pomysł. Czekam na następny rozdział, a tym czasem zabieram się za czytanie kolejnych rozdziałów.
    xoxo, elose

    http://love-begins-with-hate.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czy inaczej dziękuje, za komentarz :)
      Pomysł z połączeniem seriali, wyszedł przypadkiem. Oglądając filmiki robione przez fanów, pomyślałam o połączeniu różnych seriali. Początkowo opowiadanie miało być o TVD i o Alicji z Krainy Czarów, ale bez udziału Once Upon A Time. Jednak szybko zmieniłam zdanie i opowiadanie jest jakie jest.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń