sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 17



                       Alice

  Szłam przez środek lasu, powietrze wokół było wręcz lodowate, chociaż było lato. Szłam z wyciągniętymi rękoma, magia wystrzeliwała z moich rąk niczym błyskawica, roztrzaskując nią drzewa, które pękały w połowie pnia. Trzask i huk przez robione w skutek mojego gniewu, ledwie dobiegł do moich uszu. Czułam tylko zbierającą się we mnie wściekłość. To gdzie byłam, w jakiej sytuacji się znalazłam było dla mnie koszmarem. Z każdą chwilą czułam potęgujący się we mnie gniew, który zawładną moim sercem. Mój brat, jedyna osoba, która znała mnie na wylot  i  osoba, którą pokochałam, nie żyją. Minęły już trzy dni, rodzice i Stefan wyprawili Willowi i Damonowi pogrzeb. Nic nie czułam, nawet gniew w tamtym momencie zniknął.  Nie wiem co się stało z Sharon. Muszę ją zabić. Pragnę zemsty, tylko to mi pozostało. To mój jedyny cel, ten kto wejdzie mi w drogę zginie. Wyszłam na polanę nie daleko jeziora. Z daleka widziałam dobrze znaną sobie postać. Nie chciałam go widzieć, nie chciałam nikogo widzieć. Odwróciłam się.
- Alice! - usłyszałam za sobą wołanie Hooka. Szłam przed siebie, nie zatrzymując się ani na chwilę. Byłam głucha na jego wołanie.
- Zaczekaj! - po chwili poczułam szarpnięcie za ramię. Odwróciłam się i używając mocy odrzuciłam go na drugi koniec ulicy.
- Zwariowałaś! - krzyknął podnosząc się.
- Całkiem możliwe. - szepnęłam. Stałam w miejscu, koncentrując się wzrokiem na nim. Patrzałam w ciszy jak się podnosi z bólem wypisanym na twarzy. Nie wiem jakiego zaklęcia użyłam, ale mnie nakręcało. Hook patrzył na mnie spod przymrużonych oczu.
- Coś jeszcze? - spytałam krzyżując ręce na piersi.
- Tak. Wiem, że Ci ciężko po stracie brata. - celowo pominął wspomnienie Damona, co było dla mnie zniewagą.
- Gówno wiesz. - odparowałam tak nagle, pełną determinacją i gniewem, że Hook zamilkł i patrzył na mnie z otwartymi ustami. Jednak po chwili je zamknął.
- Alice, masz pełne prawo czuć gniew. - zaczął po chwili spokojnym głosem.
- I właśnie to czuje i wiesz co, podoba mi się. - moje usta wygięły się w szatańskim uśmiechu. Przekrzywiłam głowę w bok i spojrzałam na wysoki słup za Hookiem. Czułam jak przepływa przez moje ciało magia, czarna magia.
- Daj sobie pomóc, możemy... - przerwałam mu kolejny raz.
- Nie, to ty mnie posłuchaj! - zrobiłam dwa kroki w przód. - jeśli ktokolwiek z was wejdzie mi w drogę to zginie i lepiej zostaw mnie w spokoju.
- Nie zostawię.. - zaczął i zrobił krok w moim kierunku. To był błąd . Jednym skinieniem głowy sprawiłam, że słup zaczął się giąć i oplótł  się wokół Hooka. Zacieśniając się na nim. Nie wytrzymał bólu i krzyknął, szarpał się, próbował się uwolnić. Czułam potężną magię, która gromadziła się w moim sercu.


                        Snow


   Razem z Davidem przeszukaliśmy prawie całe miasteczko w poszukiwaniu Alice. Gdy dowiedziała się o śmierci brata i Damona, stała się jak opętana. Miałam złe przeczucia. Nie wiem do czego może być zdolna.
- Jak myślisz, co ona zrobi? - usłyszałam swój własny głos.
- Na pewno nic mądrego. - szepnął idąc obok mnie.
- David... - już miałam coś powiedzieć, ale zauważyłam w oddali coś dziwnego. Wyginający się słup, który owijał się wokół ciała Hooka. Dobiegliśmy tam jak najszybciej. Serce biło mi coraz szybciej, gdy tylko zobaczyłam Alice. Śmierć brata i tego Damona sprawiła, że zaczyna szaleć.
- Alice! Puść go! - usłyszałam w głosie Davida gniew jak i przerażenie. Jej głowa przekręciła się nienaturalnie szybko w naszą stronę.
- Co Wam do tego?! - odkrzyknęła chłodnym głosem.
- Ty nie jesteś taka, Alice proszę przestań. - zaczęłam mówiąc spokojnym głosem. Jednak widziałam, że ani jedno nasze słowo do niej nie dociera. Słyszałam jak Rumpelstilkin kiedyś wspominał, że której z naszych dzieci może okazać się wcieleniem zła. Do tej pory w to nie wierzyłam, ale patrząc na Alice, zaczynam mieć wątpliwości.
- Odezwała się kobieta, która mnie nie zna. Wychowaliście której z nas? Nie, więc się nie odzywaj. Nie nadajecie się na rodziców! - spojrzałam na Davida, raniła nas oboje tym co mówi. Wiem, że nie jest sobą w tym momencie. Szybkim ruchem ręki sprawiła, że oplatający słup Hooka jeszcze bardziej się na nim zacieśniał. David się wyrwał i próbował ją powstrzymać, jednak ona dosłownie czuła co chcemy zrobić, spojrzała na niego i ruchem ręki sprawiła mu ból. Klęknął łapiąc się za szyje, brakowało mu powietrza.
- Alice, puść ich! - krzyknęłam, nie wiedziałam co zrobić.- Will by tego nie chciał! - spojrzała w moją stronę, zobaczyłam w niej jakiś przebłysk dawnej Alice, więc mówiłam dalej.
- Damon, nie wiem jaki był, ale na pewno nie chciałby, żebyś taka była.
- Chciałby zemsty! - krzyknęła ponownie będąc w szale.
-  Tak, ale nie żebyś zabijała kogoś z nas. Oni chcieliby byś pozostała sobą! Nie stawaj się drugą Sharon! - gwałtownie wypuściła powietrze z ust. Opuściła ręce w dół. David i Hook łapczywie łapali oddech, ona cały czas stała w miejscu. Spojrzała na ojca zrozpaczonym wzrokiem, potem szybko spojrzała na Hooka i na mnie.
- Kochanie... - zrobiłam krok w jej stronę, ale ona tylko smutno pokręciła głową i zniknęła. Chciałabym jej jakoś pomóc, ale nie wiem jak. My także przeżywamy śmierć Willa, więc nie bardzo umiemy jej z tym pomóc. Trzeba coś zrobić, nim stanie się na stałe zła.


             Salon Salvatore


  Cisza  w domu była nie do zniesienia dla młodszego z braci Salvatore. Siedział na kanapie wpatrzony w płomienie w kominku. Elena siedziała wtulona w niego, próbowała go jakoś pocieszyć. Sama też odczuła stratę Damona, w jakimś sensie go pokochała. Wiedziała , że jej ukochany będzie potrzebował wsparcia i sporo czasu, żeby przejść przez żałobę. Stefan poruszył się nieznacznie, tym samym Elena spojrzała na niego, jednak on dalej się nie odzywał. Był wściekły przez śmierć brata, ale ani przez moment nie myślał, że to wina Alice. Mieli z Damonem swoją historie, różnili się jako bracia, kłócili i próbowali się zabić wzajemnie, ale mimo wszystko mieli tak naprawdę tylko siebie. Jego umysł powędrował do momentu pogrzebu Damona i Willa.

     Tego dnia było dość chłodno, wszyscy stali zebrani i spoglądali na nagrobki, należące do Willa i Damona. Alice nie czuła nic prócz wielkiego smutku. Trzymała w ręku dwie róże, które się trzęsły przez drżenie jej ciała. Jedna łza spłynęła jej po policzku, a po niej następna i kolejna. Nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Stefan patrzył na imię swojego brata ze smutkiem wypisanym na twarzy. Nie myślał, że kiedyś do tego dojdzie. Różnili się jako bracia, ale kochał go i tęsknił za nim.

   Z myśli wyciągnęło go pytanie zadane przez Elenę, która stała w wejściu do salonu. Trzymała w ręku list, swój wzrok wbiła w ukochanego. On się podniósł pierwszy raz od kilku godzin.
- Wiesz od kogo to może być? - spytała ponownie, gdy podszedł do niej, zaprzeczył ruchem głowy, jednak było widać po nim, że już wiedział od kogo to jest.
- To pismo Katherine. - szepnął i wziął list przyglądając mu się uważnie. Elena miała mieszane uczucia w tym momencie. List adresowany do Stefana, z jego imieniem wypisanym pięknymi literami. Pachniał bardzo przyjemnymi perfumami. On usiadł i w skupieniu przyglądał się każdej literce na liście.Nie podobało się to Elenie, która usiadła naprzeciwko niego.




                     Cmentarz


  Szaro-granatowe chmury pokryły całe sklepienie nieba. Krople deszczu kapały i spływały z liści wprost na odkryte ramiona i głowę Alice. Siedziała na ziemi, pomiędzy dwoma nagrobkami. Jeden należał do jej brata, a drugi do Damona. Spoglądała pustym wzrokiem to na jeden to na drugi. Nie ruszała się od kilkunastu minut. Głęboko oddychała, to było jedyne miejsce, które potrafiło ją uspokoić. W tym miejscu czuła spokój, tak jakby oni wcale nie umarli.
- Pomszczę was, obiecuje. - szepnęła, ręką przetarła nagrobki, czyszcząc je z przyczepionych deszczem liści. Potrzebowała ich, tak bardzo pragnęła, by obaj zaczęli jej dogryzać. Tęskniła za nimi.
- Alice... - głos jej brata pobrzmiewał w jej uszach, odwróciła się gwałtownie, ale nic nie zobaczyła.
- Will? - odpowiedział jej tylko szum drzew, spojrzała ponownie na nagrobki zamykając oczy.
- Alice...- usłyszała za sobą cichy szept. Nie odwróciła się, nie chciała. To było jak nóż w serce, bolało nie wyobrażalnie mocno. Nie umiała sobie poradzić z tym bólem.
- Alice - usłyszała ponowny szept, tym razem poznała w nim głos Merlina. Jednak i tak się nie odwróciła, złapała głębszy oddech. Nie wiedziała co ma teraz zrobić.
- Nie będę mówić, że wiem przez co przechodzisz. Każdy przeżywa to inaczej, ale musisz zobaczyć co by oni powiedzieli na twoje zachowanie. - nie użył imienia jej brata ani ukochanego, ale i tak wiedziała o kim mówi. Odwróciła się, ale jego już nie było. Przez chwilę pomyślała o nich, o tym co by powiedzieli, gdyby tu byli. Wiedziała, że pewnie byliby źli na nią za to co robi, ale to było silniejsze od niej. Mrok zaczął ją pociągać, a nie mogła pozwolić, żeby Sharon po tym wszystkim żyła. Musiała ją zabić, tylko to teraz było dla niej ważne.



                      Mystic Grill

   Ludzi było jak zwykle pełno, wszyscy chodzili, zamawiali drinki, śmiali się, rozmawiali. Tylko jedynie Enzo, który wpatrywał się w szklankę z alkoholem, siedział ze smutną miną. Nie zrobił żadnego ruchu przez kilka minut. Nagle zobaczył kilka kroków dalej Caroline i Bonnie wchodzące do środka. Blondynka, gdy go tylko zauważyła spuściła wzrok. Usiadła z Bonnie przy stoliku i zaczęły rozmawiać, nie mogła się powstrzymać przed zerkaniem na Enzo. Rozmawiały ze sobą przez kilka godzin, później Bonnie poszła do siebie do domu, a Caroline szła przed siebie ulicami. Wciąż nie mogła uwierzyć, że Damon i Will nie żyją. Usłyszała za sobą jakiś szmer, odwróciła się gwałtownie.
- Co ty tu do cholery robisz?! - krzyknęła widząc przed sobą Enzo, który uniósł ręce.
- Spokojnie, przecież nie chce ci nic zrobić. - mówił dość spokojnym głosem, jednak ona cała wrzała z emocji.
- Jasne! Pan wampir nic mi nie zrobi, tylko się skrada, żeby zabić ofiarę!
- Teraz to już przesadzasz, blondi! - krzyczał, stali bardzo blisko siebie.
- Ja nie przesadzam! Enzo ty zawsze... - ale nie skończyła, przerwał jej pocałunkiem.
Była całkowicie zaskoczona, jednak już po chwili ich języki się o siebie ocierały z coraz większą intensywnością. Pragnęła tego z każdą chwilą, przyciągnął ją bliżej siebie. Wsunęła palce w jego włosy. Chciał by ta chwila trwała bez końca, jednak ona go gwałtownie odsunęła od siebie. Spojrzała na niego gniewnie i strzeliła mu w twarz.
- Auć! Myślałem, że ludzie prędzej po pocałunku idą do łóżka, a nie dostają w twarz. - uderzyła go znowu.
- Ile zamierzasz mnie bić?
- Nie wiem, ile trzeba będzie! Nigdy więcej tego nie rób! - warknęła, mówiła zupełnie inaczej niż czuła. Ruszyła szybkim krokiem przed siebie, a jej serce biło jak oszalałe.
- Ale ty tego chciałaś! - usłyszała za sobą krzyk chłopaka. Nie odpowiedziała, tylko przyspieszyła kroku.



                      Salon Tylera


   Regina i David siedzieli na dole i rozmawiali na temat mocy Alice. Snow leżała skulona na łóżku, w którym spał Will. Przytuliła do siebie jego kurtkę wdychając zapach. Jej myśli krążyły wokół dzieciństwa Willa i Alice, aż do momentu  wysłania ich do Krainy Czarów. Alice miała rację, nie nadajemy się na rodziców - pomyślała ze smutkiem zamykając oczy. Regina chociaż bardzo chciała to nie mogła przywrócić ich do życia. Zaklęcie Sharon było bardzo potężne. David słuchając Reginy, przeczesał palcami włosy.
- Rumpel miał racje co do zła w waszym dziecku. - mówiła sprawdzając księgę od Bonnie.
- Tylko, że myśleliśmy, że to będzie Emma. - David wciąż był zamyślony - nigdy nie widziałem jej jeszcze w takim stanie. Denerwowała się owszem, ale jeszcze nigdy nie używała czarnej magii.
- Uwierz mi jak się raz skosztuje, to chce się więcej. Dopóki nie przejdzie przez tą żałobę, to będzie dalej korzystać z czarnej magii. To ją zaspokaja, koi jej ból.
- I właśnie przez to musimy jej jakoś pomóc. Snow też to ledwo znosi... - zawiesił głos. Przed jego oczami stanął mu widok jego syna.
- A ty jak się czujesz? - spojrzała na niego swoimi ciemnymi oczami, on tylko lekko się uśmiechnął. Czuł się paskudnie, nie myślał, że będzie musiał zmierzyć się z czymś takim. Gdy Regina zajęła się studiowaniem księgi, on oparł się wygodnie o sofę i zamknął oczy.

                Zaczarowany las - rok temu

   Słonce przyjemnie grzało skórę, światło słoneczne przebijało się przez liście drzew. Kwiaty otwierały swoje paki, ukazując światu swoje piękno. Lekki wiatr kołysał gałęziami drzew, wydobywając z nich znajome dźwięki. Dwaj mężczyźni walczyli ze sobą na miecze. Ostrza ocierały się o siebie w szybkim tempie.
- No co staruszku, pokaz co potrafisz. - Will poprawił miecz w dłoni, patrzy na ojca.
- Zaraz ci ten staruszek dołoży. - powiedział z uśmiechem David, już miał wykonać ruch, gdy nagle zobaczył Snow. Will wykorzystał ten moment i powalił ojca na ziemie.
- To nie było fair - powiedział wstając.
- Nie moja wina, że się rozproszyłeś - spojrzeli na Snow, a już po chwili śmiali się w trójkę.


  Z myśli wyrwała go dosiadającą się Snow. Spojrzała na nich z niemym pytaniem o Alice, jednak on tylko zaprzeczył głową i przyciągnął ja bliżej siebie.



                         Alice


   Szłam pustą drogą przed siebie, nie miałam żadnych uczuć prócz gniewu. Nie pozbędę się jego póki nie rozprawie się z Sharon, wiem, że Will nie chciałbym, żebym była jak ona, ale ta magia zagłuszała mój ból. To było jak lekarstwo, a raczej narkotyk, którego potrzebowałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że nawet w tym momencie ta magia mnie napełniała. Dopiero, gdy spojrzałam w swoje odbicie w aucie zauważyłam w swoich oczach czarny błysk. Oblizałam usta dając się ponieść znajomemu uczuciu. Idąc dalej moje usta nabrały uśmiechu. Chciałam czynić zło, wskazywałam palcem na osoby, którym miało się coś stać. Przez moją interwencje jadący samochód wjechał w słup, dziecku pękła piłka a osoba, która chciała zapalić papierosa sama się podpaliła. Słyszałam za sobą płacze i krzyki. Nie ruszało mnie to  wcale. Nagle usłyszałam brawo dobiegające z prawej strony. W moim kierunku szedł Klaus.
- Nie spodziewałem się tego po tobie - mówił przez śmiech.
- No to jak widzę cie zaskoczyłam, jednak i tak ci nie dorównam - słowa same ze mnie wypływały niczym rzeka.
- Dziękuje za uznanie - ukłonił się - podobasz mi się taka, nieprzewidywalna i niebezpieczna. - jego głos przypominał mruczenie. Podszedł bliżej, nie ruszyłam się z miejsca, patrzałam bez przerwy w jego szmaragdowe oczy, nic nie mówiąc.
- Możemy sobie pomoc, a raczej ja tobie - zaczesał kosmyk moich włosów za ucho - ty pomogłaś mi z Bex a ja tobie mogę z Sharon. Wiem, że chcesz ja zabić...
- Zgoda, ale na moich warunkach. - przerwałam mu. Przytaknął głową, zrobiłam krok w tył, moje włosy nagle zaczęły tańczyć na  wietrze. Odwróciłam się i zrobiłam kilka kroków w inna stronę, ale po chwili się zatrzymałam. Moje serce przepełniał mrok, a z każdą chwilą coraz bardziej mi się to podobało. Wróciłam się do Klausa, szarpnęłam go za ramie odwracając go do siebie i  lekko pocałowałam.
- Bądź w pogotowiu. - szepnęłam uśmiechając się, zostawiam go całkiem zaskoczonego.


                       Ulice Mystic Falls


   Hook od kilku godzin chodził po miasteczku. Nie mógł pozbierać myśli, kobieta którą szanował i chciał chronić ponad własne życie, chciała go zabić. Było mu jeszcze ciężej przez fakt, że wybrała innego zamiast niego. Jednak mimo to nie chciał by spotkała ją krzywda lub żeby ona nie wyrządziła krzywdy innym. Ustał i się odwrócił w kierunku głosu Kola, który go nawoływał.
- I jak tam kolego? - spytał gdy zrównali kroku.
- Niezbyt dobrze, Alice szaleje.
- Właśnie miałem okazje się o tym przekonać -  Hook spojrzał na niego pytająco - widziałem Alice z moim bratem, zawarli pakt, zamierza zabić Sharon.
- Tak myślałem...- pierwotny mu przerwał
- Ale to nie jest zwykła zemsta. Ona naprawdę stanęła po stronie mroku.
Jeśli to prawda to mamy przerąbane, pomyślał Hook. Trzeba być teraz gotowym na wszystko. Trzeba ją jakoś nawrócić na dobrą stronę.


                         Ogród Tylera


   David, Snow i Regina siedzieli z Tylerem w  ogrodzie i rozmawiali cicho miedzy sobą. Snow oparła się o ramię ukochanego i po chwili zasnęła. Wiatr ustał, a słońce zalało niebo. Zrobiło się bardzo gorąco i cicho.
- Próbowałem jej szukać, ale na nic - mruknął Tyler patrząc w niebo.
- Moja moc się na nic się zdała tak jak i Bonnie. Nie możemy jej namierzyć. - powiedziała Regina pijąc sok.
- Widziałem ją - odwrócili się w stronę wchodzącego do ogrodu Merlina - była na cmentarzu.
-  I dałeś jej tak odejść, brawo - burknęła Regi.
- Potrzebny jest jej spokój. Poza tym nawet moja moc nie równa się jej mocy, nie teraz. A jej serce... - przerwał na moment i spojrzał na wybudzającą się Snow - jest przynajmniej w połowie wypełnione mrokiem.
- To prawda - do ogrodu tym razem wszedł Hook - zamierza zabić Sharon i to z Klausem. To nie jest ta sama Alice, którą znaliśmy.
- Musimy coś zrobić.. - miała coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie zamilkła.
- Możemy użyć dobrych wspomnień z jej życia, by odrzuciła mrok. Porozmawiam z nią, wy lepiej zostańcie. Przy was się bardziej denerwuje. - zniknął zostawiając ich samych. Każdy się zamyślił nad słowami Merlina. Będzie ciężko, to z Willem spędziła większość swojego życia. To będzie bardzo trudne zadanie, prawie każde wspomnie się ociera się o jej brata. Musieli jednak spróbować, nie mieli innego wyjścia.



                           Las Mystic Falls


   Alice szła przodem używając magii do zlokalizowania Sharon. Za nią szedł Klaus, który zabezpieczał tyły. Idąc nie mógł się oprzeć przed zerknięciem na jej zgrabne ciało. Nagle zatrzymała się i uniosła dłoń.
- Masz jakiś trop? - spytał rozglądając się.
- Nie jestem pewna - powiedziała cicho i spojrzała na niego - coś jest nie tak, a tak przy okazji - położyła dłoń na jego ramieniu - przestań się gapić na mój tyłek. - ruszyła dalej kręcąc biodrami wiedząc, że pierwotny się na nią patrzy.  On był jak zahipnotyzowany.
- Jestem gotowy do walki - ruszył za nią - a tak przy okazji, nie mogę przestać spoglądać. - uśmiechnął się pod nosem. Ona tylko pokręciła głową, z każdą chwila od ich śmierci czuła się inaczej, bardziej mrocznie. Nagle zauważył jak podnosi rękę i tworzy czarną kule. Wiedział, że coś się zbliża. Zrobiła zamach i rzuciła kulą w prawy bok, odbiła się od kogoś i uderzyła w drzewo, łamiąc je w pól. Trzask zagłuszył ich na moment. W ich  stronę szedł Merlin z uniesionymi rękoma.
- Nie chce z tobą walczyć, tylko ci pomoc. - stała chwile w bezruchu z uniesiona ręką, gotowa do walki, ale w końcu ją opuściła.
- Nie możesz walczyć sama z Sharon.
- Dam radę. - powiedziała bardzo pewnym głosem.
- Tak, ale wtedy będziesz całkiem zatopiona w mroku. Oni by tego nie chcieli. - powoli pokiwała głową i zaczęła iść przodem. Panowie tylko wymienili ze sobą spojrzenia i już po chwili czarownik zrównał z nią kroku. Złapał ją za rękę i połączył swoją moc z jej, by szybciej znaleźć Sharon.
  Po jakieś godzinie drogi, zaczęli zbliżać się do miejsca, w którym mieli znaleźć królową. Alice czuła coraz większą ekscytacje i podmiecenie. To będzie za was - pomyślała.
- Tam jest - szepnął Klaus, zobaczyli kilka metrów przed sobą jak Sharon zamyka portal.
- Nie chowajcie się za tymi drzewami. Wiem, że mnie obserwujecie - mówiła wciąż nie odwracając się do nich. Wyszli za drzew, Alice czuła z każdym krokiem, jak czarna magia ją pochłania i wciąga. W końcu Sharon się do nich odwróciła .
- Merlin, ty tutaj? - spytała zdziwiona
- Jak widać, lubię podróżować - odpowiedział jej krótko, był gotowy do walki. Królowa się zaśmiała widząc ich zwartych i gotowych.
- Alice, słodka Alice nawet z ich pomocą, nie dasz mi rady.
- Pokonam cie nawet sama. - tylko to powiedziała, a z jej ręki wystrzeliła czarna mgła, która owinęła się wokół niej, a jej oczy zalały się ciemną głęboką czernią.
- Widzę, że ktoś tu używa czarnej magii. Rodzice pewnie nie są specjalnie zachwyceni jak mniemam.
- Mam to gdzieś. - mruknęła i wystrzeliła w kierunku Sharon ognistą kule. Sharon wytworzyła nie widzialną tarcze, która uchroniła ja przed atakiem. Szybko zebrała swoja moc i rzuciła w nich mocą. Merlin zrobił dokładnie to samo co wcześniej Sharon, wytworzył tarcze. Klaus użył wampirzej szybkości do zaatakowania Sharon. Jednak ona była bardzo czujna, zdążył ją tylko drasnąć nim wyrzuciła go w powietrze. Alice czuła jak mrok ją pochłania nie zostawiając nic. Była bardzo zła w tym momencie.
- Alice spróbuj zapanować nad gniewem. - słowa Merlina zdawały się do niej nie docierać. Jednak go posłuchała. Kiwnęła głową i połączyła swoją moc z jego, tworząc jeszcze potężniejszą kule mocy. Jasne światło oślepiło ich, tak że zakryli oczy dłonią. Czuli się otępiali, po kilku sekundach otworzyli oczy. Alice rozejrzała się dookoła, jednak nigdzie nie widziała królowej.
- Nie ma jej. - szepnęła z uśmiechem na twarzy.
- Mylisz się kochanie. - usłyszała za sobą głos Sharon. Momentalnie uśmiech znikł jej z twarzy. Odwróciła się w jej kierunku z szałem na twarzy. Wyciągnęła ręce przed siebie, tworząc ogromne czarne kule. Nim jednak one dopadły Sharon, to ona znikła. Alice wrzała z wściekłości.
- Znajdziemy ... - czarownik nie zdążył skończyć zdania, jak Alice rzuciła nim o drzewo. To samo uczyniła z Klausem. Nie mogła tu dłużej stać. Biegła przed siebie nie zważając na nic. Przeskakiwała nad korzeniami drzew. Jej ciało się trzęsło, a serce biło w rytm jej kroków. To było dla niej nie do zniesienia. Nagle zatrzymała się przy urwisku, łapiąc się za drzewo. Oparła o nie głowę i zamknęła oczy. Starała się uspokoić swój oddech.
- Witaj Alice. - usłyszała przed sobą czyjś głos. Nagle otworzyła swoje oczy i rzuciła magią wprost na intruza. Ten jednak stał w miejscu, wykonała ten ruch kilka razy, lecz on ani drgnął, tylko jej się przyglądał.
- Może teraz mnie wysłuchasz? - ona tylko kiwnęła głową i opuściła ręce.
- Pomogę ci, jak widzisz mam potężniejszą magię od twojej. - mówił chłopak podchodząc do niej.
- Kim jesteś? - spytała pełna obaw.
- Moje imię nic ci nie powie, ale skoro ja znam twoje - przyjrzał jej się uważnie - jestem Kai Parker.




7 komentarzy:

  1. Ja chcę znów Damona z Alice ;* ŚWIETNY ROZDZIAŁ!! Dawaj szybko nn!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kolejnych rozdziałach się okaże co będzie z Damonem i Alice. Niczego nie zdradzę. :) Kolejny rozdział pojawi się w tygodniu, mam nadzieję, że do wtorku się wyrobię.

      Usuń
    2. O to super juz nie mogę sie doczekać!!:*

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bedzie dzis coś?;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam niestety przez burze, straciłam prąd na kilka godzin. Przez co nie mogłam dokończyć rozdziału. Pojawi się on jutro, mam nadzieję, że już bez żadnych niespodzianek związanych z prądem.

      Usuń